Kim są kardynałowie? Jakie mają obowiązki i przywileje?

Kim są kardynałowie? Jakie mają obowiązki i przywileje oprócz prawa wyboru papieża? I jakie nadzieje pokłada w nich Franciszek?

15.07.2023

Czyta się kilka minut

Konsystorz publiczny, Bazylika św. Piotra w Watykanie, 27 sierpnia 2022 r. / FRANCO ORIGLIA / GETTY IMAGES
Konsystorz publiczny, Bazylika św. Piotra w Watykanie, 27 sierpnia 2022 r. / FRANCO ORIGLIA / GETTY IMAGES

Instrukcja protokołu epistolarnego”, wydana przez szwajcarskie ministerstwo spraw zagranicznych, to kilkanaście stron informacji, jak zwracać się w korespondencji oficjalnej i zwyczajnej do głów koronowanych, prezydentów, szefów rządów, ministrów, przedstawicieli Kościołów i związków wyznaniowych. Dostałem ją w pierwszych dniach mojego pobytu w Watykanie od starszego kolegi z Sala Stampa, którego zapytałem, jakich grzecznościowych tytułów używa w korespondencji z urzędnikami kurii. Nazwiska kardynałów były tam zawsze poprzedzone tytułem: „Jego Eminencja Najczcigodniejsza”, a zalecany apelatyw brzmiał: „Panie Kardynale”, ewentualnie „Wasza Eminencjo”.

Są w Watykanie hierarchowie, którzy wciąż takiego oficjalnego tytułowania oczekują i je lubią. Są i tacy, których napuszone formy śmieszą lub irytują. Tuż po swej nominacji kard. Konrad Krajewski zapowiedział, że za każde nazwanie go „eminencją” będzie pobierał 10 euro, które przekaże biednym. Papież Franciszek kilkakrotnie przestrzegał nowo mianowanych kardynałów, by nie przywiązywali się do tytułów, nie ulegali pokusie „bycia eminencją” i „księciem Kościoła”. Choć w oficjalnych sytuacjach sam używa zwrotu „Panowie Kardynałowie”, to częściej zwraca się do nich słowem „Bracia”. Co dowodzi, że i w tej kościelnej materii stare mierzy się z nowym.

Kim są kardynałowie Świętego Kościoła Rzymskiego?

Następca tronu

– Kardynalat to fikcja – mówi prof. Massimo Faggioli, wykładowca historii Kościoła na katolickim uniwersytecie w ­Filadelfii. – Zresztą nie tylko dziś. Stał się nią bardzo szybko.

To stara prawda. Słowo „kardynał” ma złożoną etymologię, ale niewątpliwie używano go już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa na określenie kleru diecezji rzymskiej, który posługiwał w głównych (kardynalnych) kościołach i diakoniach miasta. Nazywano tak również biskupów podrzymskich diecezji, którzy przyjeżdżali do Rzymu, by pomagać w obsłudze licznych pielgrzymów w największych bazylikach – na ten czas byli wcielani (inkardynowani) do stołecznej diecezji.

W XI w. przyjął się zwyczaj, że to właśnie kler rzymski – kardynałowie – wybiera papieża (wcześniej wyboru dokonywał lud, zwykle za poduszczeniem cesarza). Sto lat później zwyczaj stał się prawem, usankcjonowanym decyzją Soboru Laterańskiego III (1179 r.), a objęcie rzymskiego probostwa (których było 28), diakonii (18) czy podmiejskiej diecezji (7) oznaczało osiągnięcie realnych korzyści, bynajmniej nie duchowych, i wpływów – papież był przecież władcą pokaźnego państwa, w dodatku miał prawo koronowania europejskich monarchów. O włączenie w poczet rzymskiego kleru zaczęli więc zabiegać przedstawiciele królewskich dworów i największych rodów, skłonni o ten przywilej zaciekle walczyć lub sporo za niego zapłacić. W taki sposób kardynalskie kolegium stało się najważniejszym ciałem politycznym Europy, podzielonym na stronnictwa i frakcje, które nie zawsze miały ochotę na kompromis, co czasem kończyło się wyborem dwóch, a nawet trzech „własnych papieży”.

Fikcyjną przynależność kardynałów do kleru rzymskiego utrzymano do dziś, uznając ją za cenną tradycję. Każdy z hierarchów, bez względu na to, skąd pochodzi i gdzie mieszka, w pakiecie z najwyższym kościelnym tytułem dostaje więc rzymski kościół, diakonię lub podmiejską, od wieków nieistniejącą diecezję. Symbolicznie, bo żadnej władzy nad nimi nie sprawuje.

Był czas, gdy większość w kardynalskim kolegium stanowili Francuzi, potem Niemcy, Hiszpanie, Włosi. W drugiej połowie XIX w. pojawili się pierwsi kardynałowie spoza Europy – Gwatemalczyk (1868 r.) i Amerykanin (1875 r.), a po II wojnie światowej przyszedł czas na kardynałów z odległych kręgów kulturowych: Chin (1946 r.), Indii (1952 r.) i Afryki (1959 r.). Dziś Kościół ma 243 kardynałów (wliczając 21 nominatów, którzy czerwony biret otrzymają 30 września), pochodzących z 87 krajów.

– Kardynalat nie jest już rzymski, ale międzynarodowy – tłumaczy Faggioli. – Co w zglobalizowanym świecie ma sens, bo nie było dobrze, gdy kolegium tworzyli w większości Włosi. To wypaczało obraz Kościoła. Ale dziś pojawia się inne ryzyko: kardynałowie pochodzący z całego świata w ogóle się nie znają i rzadko widują. W ciągu 10 lat pontyfikatu Franciszka spotkali się na nadzwyczajnych konsystorzach, gdzie dyskutuje się o najważniejszych problemach Kościoła, jedynie dwa razy, a i tak nie wszyscy byli obecni. Nie tworzą kolegium, ale grupę nieznających się osób. Gdy któregoś dnia spotkają się, by wybrać papieża, będzie problem. Myślę, że nie przypadkiem konsystorz kreujący nowych kardynałów odbędzie się w przeddzień synodu. Jego miesięczne obrady to rzadka okazja dla starych i nowych kardynałów, by się spotkać, poznać i wspólnie pracować. Takie pierwsze prekonklawe.

W świetle prawa

O tym, że wybór papieża to najważniejsza prerogatywa kardynała, mówi również Kodeks Prawa Kanonicznego, stawiając ją na pierwszym miejscu pośród innych praw i obowiązków, opisanych zresztą dość mgliście.

Z przepisów wynika jedynie, że kardynał ma „być do dyspozycji” papieża – mieszkać w Rzymie i uczestniczyć w konsystorzach – co jednak nie dotyczy hierarchów, którzy pozostają biskupami swoich diecezji i mają obowiązek przyjeżdżać tylko na konsystorze nadzwyczajne albo osobiste wezwanie papieża. W składanej podczas nominacji przysiędze każdy kardynał zobowiązuje się do posłuszeństwa Kościołowi i papieżowi (aktualnemu i jego następcom), lojalności wobec instytucji i jej tajemnic, dbania o jedność Kościoła i jego dobre imię, starannego wypełniania powierzonych zadań. Czerwony kolor szat jest symbolem krwi, którą ma być gotowy przelać „dla Świętego Kościoła Rzymskiego”.

Kodeks stanowi, że z ukończeniem 80. roku życia kardynałowie tracą czynne prawo wyborcze, a gdy osiągną lat 75, mają złożyć dymisję z zajmowanego urzędu (papież nie musi jej przyjąć).

Są podporządkowani tylko Biskupowi Rzymu – jedynie on może wydawać im polecania i ich sądzić. Gdy przebywają poza Wiecznym Miastem, nie podlegają władzy biskupa diecezji, na terenie której się znajdują (dotyczy to także emerytów, dlatego kard. Stanisław Dziwisz nie podlega jurysdykcji arcybiskupa krakowskiego).

Za „bycie do dyspozycji” papieża otrzymują comiesięczne wynagrodzenie (do marca 2021 r. było to 5 tys. euro, później – w związku ze złą sytuacją finansową Watykanu – pobory obniżono o 10 proc.). Po odejściu z zajmowanego urzędu uzyskują prawo do emerytury.

Tak kardynałom kurialnym, jak i rezydencjalnym (czyli przebywającym w swoich diecezjach) przysługuje obywatelstwo watykańskie, co oznacza, że podlegają tamtejszemu prawu. Przepis ten przez lata pozostawał martwy – nikomu do głowy nie przyszło, że kardynałowi można postawić zarzuty karne i że będzie za nie odpowiadał przed watykańskim sądem (przed wymiarem sprawiedliwości innych krajów miał go chronić skutecznie watykański paszport).

Wydarzenia ostatnich lat – oskarżenie amerykańskiego kard. Theodore’a McCarricka o seksualne wykorzystywanie podwładnych, zakończone pozbawieniem go tytułu kardynalskiego i wydaleniem ze stanu duchownego, postawienie kard. George’a Pella przed australijskim sądem, zakończone wyrokiem skazującym i uwięzieniem (a po roku uniewinnieniem), trwający wciąż proces kard. Angela Becciu, oskarżonego o korupcję i nepotyzm – pokazują, że skończyły się czasy specjalnego traktowania kardynałów. Nie są już „książętami Kościoła”, którym przysługuje szczególny immunitet.

Papież się nie krępuje

Prawo kanoniczne mówi też, że „Biskup Rzymu ustanawia kardynałów w sposób nieskrępowany”.

Nie trzeba sięgać daleko w historię, by zauważyć, że „nieskrępowana” wola papieża kruszała nie tylko pod presją władców i możnowładców, domagających się zwiększenia wpływów w kardynalskim kolegium według klucza rodowego czy politycznego, ale dostosowywała się także do wielu tradycji, zwyczajów i zmieniających się przepisów.

W ciągu wieków wytworzyły się więc mechanizmy pozwalające przewidzieć, kto prędzej czy później otrzyma kapelusz kardynalski. XIX-wieczny „Słownik erudycji historyczno-kościelnej” Gaetana Moroniego wymienia kilkadziesiąt urzędów, z którymi związana jest godność kardynalska – od archiprezbiterów bazylik rzymskich, poprzez wikariusza Rzymu, legatów papieskich w ważniejszych miastach, po szefów instytucji Stolicy Apostolskiej i prefektów kongregacji.

O tzw. stolicach kardynalskich nie ma w nim mowy, choć objęcie jednej z największych metropolii we Włoszech, Francji, Hiszpanii, Niemczech czy Polsce dawało niemal pewność uzyskania nominacji na pierwszym możliwym konsystorzu. Jednak odstąpień od tego zwyczaju było w historii tak wiele, że trudno mówić o jakiejkolwiek, choćby i niepisanej, regule.

Bez wątpienia obecny papież z zasady „nieskrępowania” korzysta wyjątkowo chętnie. Od początku używa konsystorzy do przemodelowania kardynalskiego kolegium według własnych kryteriów, spośród których najbardziej widoczne jest „wyjście na peryferie”: kardynałów elektorów, którzy będą wpływać na losy Kościoła, mają kraje małe, ubogie lub o śladowej liczbie katolików, jak Sudan Południowy, Tonga, Papua-Nowa Gwinea, Burkina Faso, Wyspy Zielonego Przylądka, Timor Wschodni czy Laos, a nie mają niektóre „odwiecznie katolickie”, jak Irlandia, Litwa, Słowacja, Boliwia czy Ekwador.

– Kryterium geograficzne, o którym wszyscy mówią, ma znaczenie, ale tylko do pewnego stopnia – zauważa Faggioli. – Ogranicza się tylko do tych krajów, które z jakichś powodów zainteresowały Franciszka. Można przecież powiedzieć, że Australia też leży na peryferiach, a jednak nie ma ani jednego kardynała.

Za pontyfikatu Franciszka dwukrotnie spadła liczba elektorów w Niemczech (z 6 do 3), nie ma swojego kardynała Ukraina, choć tradycyjnie zostawali nimi rzymskokatolicki metropolita Lwowa i greckokatolicki Kijowa. Za to po wrześniowym konsystorzu dwóch elektorów będzie miało jedno miasto – Lizbona.

– Ważniejsze od geograficznego jest kryterium osobiste – mówi Faggioli. – Jeśli mielibyśmy szukać czegoś, co spaja ostatnie kardynalskie nominacje, to jest nim sympatia papieża. Z nominatami łączy go osobista więź. Zawsze tak było, ale w czasach Jana Pawła II czy Benedykta XVI te „osobiste powody” były mocno krytykowane. Teraz się o tym nie mówi, bo Franciszek jest kochany przez media, które są skłonne mu wiele wybaczyć.

Upodobanie do prowokacji

Innych reguł nie widać, być może ich nie ma. Nie ulega wątpliwości, że Franciszek szuka ludzi, którzy będą podzielać jego wizję Kościoła. W pierwszych latach pontyfikatu popełnił kilka błędów, kierując się kurialną tradycją, która nakazywała nadać tytuł kardynała szefom ważnych kongregacji, mianowanym na stanowisko jeszcze przez poprzednika. Potem kierował się już wyłącznie własnym zdaniem.

Nie byłoby w tym niczego dziwnego – w końcu mówimy o doborze najbliższych współpracowników (choćby tylko w teorii). Można jedynie pytać, czy zróżnicowanie kolegium, które papież tak często chwali, ma się odnosić jedynie do geografii czy może również do poglądów. I gdzie jest tej różnorodności granica.

Nieskrępowana wola papieża pozwala mu promować ludzi po jednym spotkaniu, rozmowie, przeczytanej książce czy rekomendacji osoby, z której zdaniem się liczy. Wystarczy intuicyjne przekonanie o spotkaniu bratniej duszy.

Dochodzi do nietypowych sytuacji, gdy kardynałem zostaje biskup pomocniczy, a nie jego ordynariusz (jak było do niedawna w Salwadorze), albo biskup niewielkiej diecezji (Como), a nie obejmującej ją metropolii (Mediolan).

Pięć lat temu zaskoczeniem była nominacja papieskiego jałmużnika, Konrada Krajewskiego, podczas gdy wieloma innymi dykasteriami w kurii wciąż rządzili biskupi. Rok temu taką niespodzianką był kardynalski kapelusz dla administratora apostolskiego Mongolii, kard. Giorgia Marenga (najmłodszego w kolegium), którego – jeśli wierzyć watykańskim plotkom – papież widział pierwszy raz dzień przed ogłoszeniem nominacji.

– Franciszek korzysta z przysługującej mu swobody bardziej niż poprzednicy, bo ma upodobanie do prowokacji – uważa Faggioli. – Taki jest cały jego pontyfikat. Najchętniej kieruje się swoim zdaniem. Nie przejmuje się zbytnio tym, co napisze prasa ani co powiedzą konferencje episkopatów. Szczególnie widać to w decyzjach personalnych. To są zawsze jego własne nominacje. Nawet jeśli niektóre nazwiska podpowiadają mu inni, choćby kardynałowie Krajewski czy Czerny.

Kardynalskie nominacje są zaskoczeniem nie tylko dla kandydatów, ale też służb i urzędów Watykanu. O ostatnich, ogłoszonych 9 lipca, wiedziało tylko kilka osób z najbliższego otoczenia papieża. Biuro Prasowe Watykanu pierwszą informację o konsystorzu przesłało dziennikarzom godzinę po jego publicznym ogłoszeniu przez Franciszka.

– Jeśli komuś się wydaje, że te decyzje poprzedzone są jakimiś poważnymi konsultacjami albo tym bardziej skrupulatnym badaniem kandydatów, niech wreszcie zejdzie na ziemię – mówi mi anonimowo jeden z pracowników dykasterii. – Kandydaci na kardynałów nie muszą być opiniowani ani sprawdzani przez watykańskie instytucje, jak to jest w przypadku nominacji biskupich. Papież uważa, że ten etap już przeszli, więc nikogo nie musi pytać o zdanie. Chciałbym wierzyć, że o swych decyzjach informuje przynajmniej Sekretariat Stanu.

Spośród 243 żyjących kardynałów 142 zostało wybranych przez Franciszka (w tym 113 z 137 elektorów). O tym, czego od nich oczekuje, papież mówił podczas każdego z ośmiu dotychczasowych konsystorzy. Padały tam słowa o komunii, równości w różnorodności, pokorze i służeniu ubogim, cierpliwości, wierności i oddaniu. Franciszek widzi ich nie tylko jako swoich współpracowników albo agentów do zadań specjalnych, np. pokojowych czy charytatywnych misji na terenach objętych wojną lub katastrofą (to także ważna zmiana). Mają być przede wszystkim znakiem jedności – z nim i rzymskim Kościołem – w najodleglejszych miejscach świata.

Różnie z tym bywało. Ostatnia dekada pokazała, że fikcją są nie tylko starodawne atrybuty kardynałów, ale także ich wspólnota, wierność i lojalność, ślubowana Biskupowi Rzymu. Obecny pontyfikat przyniósł niewidziany od wieków bunt kardynałów wobec urzędującego papieża – czterech z nich oficjalnie podało w wątpliwość nauczanie Franciszka, inni pozwalali sobie na publiczną krytykę jego decyzji.

Z roku na rok, z konsystorza na konsystorz, Franciszek zmienia więc kardynalskie kolegium i nie chodzi tu jedynie o jego strukturę narodowościową. Zmienia jego wizerunek, znaczenie oraz sposób myślenia o nim – przez świat, papieża i samych kardynałów.

To jeszcze jedna instytucja Kościoła, w której stare trzeszczy pod naporem nowego. Obrosła przez wieki fikcją i manierą, starannie ukrywanymi pod maską zwyczajów i tradycji. Franciszek próbuje nadać jej ludzką twarz, uchronić przed zamknięciem w muzealnej gablocie albo ośmieszeniem. Chce zmienić symbol czasów dawnych – dla wielu słusznie minionych – w znak nowego, które powoli, ale nieuchronnie nadchodzi.

Pozostaje tylko pytanie, czy nie jest to przyszywanie nowych łat do starego ubrania i wlewanie nowego wina do starych bukłaków. ©℗

 

Lista kardynałów nominatów na konsystorz 30 września 2023 r.

 

Z PRAWEM GŁOSU:

▪ Robert Francis Prevost z USA – augustianin, prefekt Dykasterii ds. Biskupów, 68 lat.

▪ Claudio Gugerotti z Włoch – prefekt Dykasterii ds. Kościołów Wschodnich, 68 lat.

▪ Víctor Manuel Fernández z Argentyny – prefekt Dykasterii Nauki Wiary, 61 lat.

▪ Emil Paul Tscherrig z Szwajcarii – nuncjusz apostolski we Włoszech, 76 lat.

▪ Christophe Louis Yves Georges Pierre z Francji – nuncjusz apostolski w USA, 77 lat.

▪ Pierbattista Pizzaballa z Włoch – franciszkanin, łaciński patriarcha Jerozolimy, 58 lat.

▪ Stephen Brislin z RPA – arcy­biskup Kapsztadu, 67 lat.

▪ Ángel Sixto Rossi z Argentyny – jezuita, arcybiskup Kordoby, 65 lat.

▪ Luis José Rueda Aparicio z Kolumbii – arcybiskup Bogoty, 61 lat.

▪ Grzegorz Ryś z Polski – arcy­biskup łódzki, 59 lat.

▪ Stephen Ameyu Martin Mulla z Sudanu Południowego – arcybiskup Dżuby, 59 lat.

▪ José Cobo Cano z Hiszpanii – arcybiskup Madrytu, 58 lat.

▪ Protase Rugambwa z Tanzanii – arcybiskup koadiutor Tabory, 63 lata.

▪ Sebastian Francis z Malezji – biskup Penang, 72 lata.

▪ Stephen Chow Sau-Yan z Chin – jezuita, biskup Hongkongu, 64 lata.

▪ François-Xavier Bustillo z Hiszpanii – franciszkanin konwentualny, biskup Ajaccio na Korsyce, autor książki „Świadkowie, nie urzędnicy”, często chwalonej przez papieża. Ma 55 lat.

▪ Américo Manuel Alves Aguiar z Portugalii – biskup pomocniczy Lizbony, 50 lat.

▪ Ángel Fernandez Artime z Hiszpanii – przełożony generalny salezjanów, 63 lata.

 

BEZ PRAWA GŁOSU:

▪ Agostino Marchetto z Włoch – b. nuncjusz, historyk Soboru Watykańskiego II, 83 lata.

▪ Diego Rafael Padrón Sánchez z Wenezueli – emerytowany ­arcybiskup Cumaná, 84 lata.

▪ Luis Pascual Dri z Argentyny – kapucyn, spowiednik z Buenos Aires, 96 lat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Użyteczna fikcja