Czekając na „szyickiego Mandelę”

Drugie już wybory parlamentarne w Iraku pogłębiają podziały i wrogość - zamiast, jak oczekiwano, prowadzić do pojednania.

02.03.2010

Czyta się kilka minut

Miało być tak: sunnici - mniejszość faworyzowana za Saddama Husajna, a po jego upadku zepchnięta na margines, która zbojkotowała poprzednie wybory - 7 marca masowo stawiają się przy urnach. W Bagdadzie powstaje pierwszy reprezentatywny parlament i rząd. To cios dla Al-Kaidy, która traci resztki wsparcia na terenach sunnickich. Postępuje proces pojednania narodowego, rząd dba o dobre stosunki z sąsiadami i z USA. Latem 2010 r. zgodnie z planem większość wojsk USA wycofuje się z Iraku.

Ale bardziej prawdopodobny scenariusz jest taki: frekwencja wśród sunnitów jest niska, w Bagdadzie powstaje kolejny rząd zdominowany przez szyitów. Partyzantka i terroryzm przybierają na sile. Chaos podsycają kraje ościenne, cudzymi rękami walczące o wpływy. Prezydent Obama staje przed dylematem: opóźnić wycofanie wojsk czy porzucić Irak na pastwę Teheranu i Al-Kaidy?

Przyczyny tych kłopotów są złożone, ale gdyby trzeba wskazać jednego winnego, byłby nim Ahmed Szalabi. To dawny lider emigracyjnej opozycji, którego administracja Busha wskazywała jako źródło dowodów (fałszywych) na posiadanie przez reżim Saddama Husajna broni masowego rażenia. Po wojnie Szalabi wypadł z łask USA, został okrzyknięty irańskim szpiegiem i malwersantem. Dziś znów jest jednym z głównych rozgrywających.

Debaasyfikacja jak denazyfikacja?

Stałym hasłem Szalabiego jest oczyszczenie Iraku z pozostałości saddamowskiej partii Baas. W 2003 r. Amerykanie postawili go na czele komisji ds. debaasyfikacji, która niedawno przybrała miano Komisji Odpowiedzialności i Sprawiedliwości. Urząd Szalabiego wykluczył teraz z wyborów ponad 500 kandydatów, pod zarzutem związków z Baas. Na skutek procedur apelacyjnych liczba usuniętych spadła do 145. Choć są wśród nich też szyici (nie tylko sunnici należeli do Baas), to największym problemem jest dyskwalifikacja prominentnych polityków sunnickich, w tym członków obecnego parlamentu. Usunięto m.in. Saleha al-Mutlaka, przywódcę partii Iracki Front Dialogu (choć opuścił Baas w 1977 r.) i gen. Abdula Kadira (ministra obrony przez ostatnie 4 lata), zdegradowanego przez Saddama za sprzeciw wobec inwazji na Kuwejt.

Trudno nie doszukiwać się w tych decyzjach motywów politycznych, skoro sam Szalabi kandyduje z konkurencyjnej listy. - Brak tu jasnych procedur, przejrzystości i bezstronnej oceny kandydatów - ocenia Joost Hiltermann z Międzynarodowej Grupy Kryzysowej. - W ręce małej grupy ludzi włożono broń, którą załatwiają stare porachunki i zwiększają własne szanse w wyborach.

W Iraku od dłuższego czasu politycy umiarkowani i proamerykańscy, którzy dominowali w pierwszym okresie transformacji, oddają pola radykałom. Tak jest i przy okazji tych wyborów. Były premier Ijad Allawi (szyita), zwolennik Iraku laickiego i zjednoczonego, zawiesił swą kampanię na wieść o dyskwalifikacji sunnity al-Mutlaka, z którym był na tej samej "ekumenicznej" liście wyborczej. Dla odmiany, niektóre sunnickie partie religijne z radością poparły zakaz kandydowania nałożony na ich świeckich rywali.

Obecny premier Nuri al-Maliki, dotąd uważany za umiarkowanego, mógł powstrzymać Szalabiego. Ale go poparł, najwyraźniej uznając, że krok, który można by odebrać jako opowiedzenie się po stronie Baas, byłby politycznym samobójstwem. Obaj politycy walczą o ten sam elektorat. A w każdej szyickiej (i kurdyjskiej) rodzinie był ktoś prześladowany lub zabity przez reżim Saddama. Część wyborców uważa, że debaasyfikacja nie idzie dość daleko. W kraju mnożą się antybasistowskie demonstracje, ulice obwieszone są zdjęciami sunnickich posłów z przekreśloną twarzą i napisem: "Nie chcemy powrotu kryminalistów z Baas". Wielu szyitów popiera Szalabiego, gdy ten zrównuje członków Baas z nazistami. "Co by było, gdyby w Niemczech 7 lat po II wojnie światowej członek NSDAP startował w wyborach? - przekonywał Szalabi w wywiadzie dla BBC. - Ktoś by go pytał, czy popełnił zbrodnie?".

Albo pokój, albo chaos, albo...

Ale nie wszyscy się z tym poglądem zgadzają. - Nie można wzorować debaasyfikacji na denazyfikacji - tłumaczył mi Gassan Atija, szef irackiej Fundacji na rzecz Rozwoju i Demokracji. - Irak za Saddama przypominał bardziej ZSRR niż nazistowskie Niemcy. Słowo "debaasyfikacja" nie istnieje w języku arabskim, za jego synonim uznano więc wyraz "wykorzenienie", co już jest przerażające. Partia Baas była jednym z arabskich ruchów narodowych. Musimy wykorzenić saddamizm, ale nie baasizm.

Ponad milion z 25 mln Irakijczyków należało do Baas. Niekoniecznie był to wyraz poparcia dla Saddama. Bez legitymacji partyjnej żaden profesor nie mógł zostać wykładowcą, oficer nie zostałby promowany, a dziennikarz nie wydawałby gazety. Wkrótce po zajęciu Bagdadu wiosną 2003 r., Amerykanie rozwiązali wszystkie instytucje i zdelegalizowali partię rządzącą. Nie powstał urząd lustracyjny, ogłoszono jedynie, że członkowie Baas nie mogą zajmować wyższych stanowisk w nowej administracji państwowej. W praktyce okazało się, że nie wolno im nawet obsługiwać kserokopiarki w ministerstwie.

Mało tego: gdy Irakijczycy zrozumieli, że ani Amerykanie, ani będące w rozsypce irackie sądy nie zapewnią im rychłej sprawiedliwości, rozszalała się wendetta. Na podstawie archiwów tajnej policji, skradzionych w powojennym zamieszaniu, sporządzono listy proskrypcyjne. Nikt nie wiedział, kto zleca likwidację byłych prominentów; podejrzewano, że mścicieli wysyłają największe partie szyickie. Ale z pewnością wiele zabójstw było skutkiem zemsty rodzinnej lub klanowej.

Odsunięcie na margines nawet najmniejszych beneficjentów reżimu odbiło się Amerykanom czkawką. Poczucie krzywdy i wyobcowania wśród sunnitów wzmagało nastroje antyamerykańskie i poparcie dla partyzantki. Bojkot wyborów z 2005 r. stał się kolejną poważną przeszkodą w drodze do normalizacji.

"Wybory 7 marca mogą przynieść pokój albo chaos" - ten salomonowy tytuł depeszy Reutersa dobrze oddaje dezorientację obserwatorów. Nie wiadomo, jak wielu sunnitów tym razem pójdzie do urn. Niewiele wyjaśnia komunikat Irackiego Frontu Dialogu, który po wykluczeniu swego lidera stwierdzał, że "zbojkotuje wybory, ale pozostanie częścią procesu politycznego".

Jest za to pewne, że Bagdad czekają miesiące politycznego chaosu, targów i przepychanek. Kończy się pogoda dla wymuszonego po wojnie przez Amerykanów podziału władzy między trzy główne grupy: szyitów, Kurdów i sunnitów. - Szyici spróbują zdobyć większość, żeby kontrolować wszystkie gałęzie władzy: legislacyjną, wykonawczą i sądowniczą - mówi iracki analityk Saad Eskander. - Sunnici będą chcieli zdobyć wystarczająco dużo mandatów, aby im w tym przeszkodzić. A Kurdowie czekają na rozwój wypadków. Jeśli szyici albo sunnici będą niezadowoleni z rezultatów, może dojść do chaosu i wojny domowej.

***

Felietonista "New York Timesa" Thomas L. Friedmann przewiduje, że Irak albo stanie się "wielką Somalią z ropą", albo "Ameryka straci wpływy w Iraku i karty będzie tam rozdawać Iran". Chyba że - w co sam Friedmann jednak nie wierzy - deus ex machina pojawi się jakiś "szyicki Nelson Mandela".

Choć sytuacja zmierza w niekorzystnym dla nich kierunku, Amerykanie nie są już w stanie (ale też nie chcą) pociągać za wszystkie sznurki w Bagdadzie. Waszyngton prezentuje oficjalny optymizm. Jednak rozczarowani dyplomaci przestali zapowiadać wybory "wolne i uczciwe", ograniczając się do nadziei, iż będą one "wiarygodne".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2010