Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy w minioną środę 21 czerwca do policji hrabstwa West Yorkshire wpłynęło zgłoszenie, że jednomilową trasę z Pałacu Buckingham do parlamentu królowa Elżbieta II pokonała limuzyną jadąc bez zapiętych pasów, stróże porządku od razu zaapelowali, aby z numeru alarmowego 999 korzystać tylko w ważnych przypadkach – ten zaś do nich nie należał. Mieli rację, choć przecież w wymiarze metaforycznym pasy bezpieczeństwa będą teraz potrzebne brytyjskiej monarchii jak nigdy dotąd.
Rok po referendum w sprawie wystąpienia kraju z UE nic bardziej symbolicznie nie oddaje skali paraliżu, jaki w jego wyniku dotknął Zjednoczone Królestwo, niż okoliczności otwarcia nowej sesji parlamentu, która w Londynie odbywa się właśnie z udziałem monarchy. W tym roku skromniejszej niż zwykle – bez przejazdu królewską karetą i efektownego płaszcza królowej oraz z koroną imperialną, która zamiast na głowie monarchini spoczęła na aksamitnej poduszce. Mowę tronową (czyli przygotowany przez rząd tekst exposé) Elżbieta II odczytała z mniejszym niż zwykle zaangażowaniem. W połączeniu z błękitnym kapeluszem w żółte kwiaty, który wielu komentatorom skojarzył się z flagą Unii Europejskiej, niektórzy odczytali to jako oznakę dystansowania się od najważniejszego projektu politycznego ostatnich lat. O entuzjazm trudno nawet wśród polityków: w wyniku wyborów, które konserwatyści wygrali z mniejszą przewagą niż poprzednie, premier Theresa May musiała stworzyć gabinet mniejszościowy. Negocjacje z Brukselą pochłoną niemal całą energię nowego parlamentu i jest wielce prawdopodobne, że przyczynią się do kolejnych podziałów wśród konserwatystów.
Nawet w skromnej wersji ceremoniał otwarcia parlamentu – ustalony 165 lat temu – robił jednak wrażenie. Kiedy królowa zasiadła na tronie w sali, gdzie obradują lordowie, do Izby Gmin skierowano wysłannika, tzw. Czarną Rózgę, przed którym w ostatniej chwili posłowie zatrzasnęli drzwi – po to, aby przypomnieć o niezależności parlamentu. Sprawy toczyły się więc ustalonym rytmem: po opuszczeniu Westminsteru królowa wsiadła do helikoptera, aby dotrzeć na popołudniową gonitwę konną w Ascot. Z kolei przed jej przyjazdem jak zwykle przeszukano piwnice Pałacu Westminsterskiego, aby zapobiec powtórce tzw. spisku prochowego z 1605 r., kiedy sympatyzujący z Hiszpanią Guy Fawkes zamierzał zdetonować – właśnie podczas otwarcia parlamentu – ładunek wybuchowy i uśmiercić króla Jakuba I.
Prawdziwej bomby nie znaleziono. Tę polityczną uzbroili sami konserwatyści, organizując ubiegłoroczne referendum w sprawie Brexitu. ©℗