Czas oczyszczenia

Ogłoszenie zawieszenia broni pomiędzy rządem Ugandy a Bożą Armią Oporu sprawiło, że miejscowa ludność mogła zacząć wierzyć w koniec wieloletniego konfliktu, który przyniósł śmierć stu tysiącom ofiar i skazał na wygnanie prawie dwa miliony osób, szczególnie z północnougandyjskiego plemienia Acholi.

05.09.2006

Czyta się kilka minut

Data 12 września była wyznaczona przez ugandyjski rząd jako ostateczny termin na zawarcie pokoju, teraz jednak prezydent Yover Museveni dał BAO trzy tygodnie na zgromadzenie wojsk - ich siłę trudno ocenić, niektórzy mówią o 500 żołnierzach, inni o pięciu tysiącach. Zagraniczni obserwatorzy chcieliby poznać zapewne nastroje tu, na miejscu. Podróżując po północnej Ugandzie, odwiedzając szkoły i ośrodki zdrowia, targi i ujęcia wody, nie zauważyłam, by wielu Ugandyjczyków interesowało się debatą nad prawnymi aspektami zaprowadzania tu sprawiedliwości przez społeczność międzynarodową. Miejscową ludność nie obchodzi zbytnio, czy sprawiedliwość nadchodzi przed, czy po zawarciu pokoju. Jak sami mówią, pokój doprowadzi do sprawiedliwości. A jeśli sprawiedliwości stanie się zadość, to nastąpi i pokój, bo wyeliminowani zostaną ci, którzy tę wojnę prowadzą.

---ramka 450687|lewo|1---Ugandyjczycy z północy mówią mi, że choć mordów i porwań jest dziś znacznie mniej niż w ostatnich latach (a np. liczba dzieci wędrujących co wieczór, by noc spędzić w specjalnie chronionym miejscu w mieście Kitgum, spadła z 20 tys. w 2002 r. do "zaledwie" 3 tys.), to jednak wciąż cierpią oni w nieludzkich warunkach brudnych obozów, gdzie skoncentrowano 90 proc. mieszkańców wsi. Rząd w Kampali, który zapewnia tym obozom minimalną ochronę za pomocą wojska, twierdzi, że działają one dla dobra ich mieszkańców. Ale przy braku odpowiedniej infrastruktury i zagęszczeniu dorównującym w niektórych obozach Manhattanowi, warunki są koszmarne. I mają katastrofalny wpływ na zdrowie mieszkańców: badania przeprowadzone w 2005 r. przez Światową Organizację Zdrowia pokazały, że w trzech regionach północnych, najbardziej doświadczanych przez przemoc - Gulu, Kitgum i Pader - wskaźniki śmiertelności wśród dzieci poniżej piątego roku życia wynosiły 3,18 zgonów dziennie na

10 tysięcy, czyli trzykrotnie przekraczały standard dla Afryki Subsaharyjskiej.

W Paderze, godzinę jazdy wyboistą drogą od Kitgum, spotykam w cieniu drzew grupę lokalnej starszyzny: wszyscy oni żyją w podobnych obozach. Już się szykowałam usłyszeć nieco opinii na temat pokoju i sprawiedliwości, ale starsi woleli raczej rozmawiać o praktycznych aspektach przywracania na łono społeczeństwa kilkuset, a nawet może kilku tysięcy dzieci uprowadzonych przez Bożą Armię Oporu i zmuszonych do służenia w jej szeregach jako żołnierze, tragarze i seksualni niewolnicy. Ich powrót do "normalnego" życia stanowi realną perspektywę, jeśli zawieszenie broni przyniesie rzeczywiście stałe porozumienie pokojowe.

Powiedzieli mi o miejscowym komitecie ochrony dzieci, który nadzoruje centrum przyjęć dla uprowadzonych młodocianych. Międzynarodowe organizacje pozarządowe odszukują rodziny lub krewnych tych dzieci, ułatwiają łączenie rodzin, a często opłacają im edukację lub naukę zawodu. Także sierotom, nastoletnim matkom i ofiarom pracy przymusowej.

Ale starszyzna mówi, że to nie wystarcza. Bez tradycyjnych obrzędów oczyszczających Acholi - od rozdeptania jajka po zabicie kozy, a nawet krowy, zależnie od ciężaru winy, z której trzeba się oczyścić - powrót do społeczności nie jest możliwy.

Zanim czytelnik prychnie z wyższością, warto, by zapoznał się z lekcją, jaką otrzymałam od pewnego szesnastolatka, kiedyś uprowadzonego przez BAO. Uciekł rebeliantom po sześciu latach. Jest dzieckiem--głową rodziny, bowiem on i czworo jego młodszego rodzeństwa to sieroty. Ich ciotka zapłaciła za kozę, przeprowadzono dlań ceremonię i teraz, jak sam mówi, wolny jest od koszmarów biorących się z okropności, do popełnienia których zmusił go przywódca BAO Joseph Kony. Słuchałam jego opowieści z pokorą.

Następnie przeczytałam, że jeden z deputowanych Acholi chce, by parlament ugandyjski rozważył dodanie dwóch starodawnych rytuałów pojednania do przepisów prawa, podczas gdy sam prezydent Museveni miał jakoby sugerować, że "obawy o bezkarności [BAO] zostaną rozwiane, gdyż można użyć tradycyjnej procedury przeprosin, akceptacji, odpowiedzialności i przebaczenia, poprzedzonej rytuałem oczyszczenia, przez który przejść będą musieli sprawcy zbrodni".

Jako że nastały okoliczności sprzyjające ugodzie pokojowej, muszą zostać użyte wszelkie środki - prawne, polityczne i humanitarne, nowoczesne i tradycyjne - by pomóc północnej Ugandzie uwolnić się od obłędu, w jakim żyje od dwudziestu lat.

ANNA HUSARSKA jest doradcą politycznym Międzynarodowego Komitetu Ratownictwa ( ).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]