Cyril kontra Zuma i As

Pół wieku potrzebował Afrykański Kongres Narodowy, by doprowadzić do upadku apartheidu. Połowa tego czasu wystarczyła mu jednak, by zapomnieć o dawnych ideałach, a z ruchu wyzwoleńczego przepoczwarzyć się w pazerną i skorumpowaną do szpiku kości partię rządzącą.
w cyklu STRONA ŚWIATA

04.09.2020

Czyta się kilka minut

Prezydent RPA Cyril Ramaphosa przemawia podczas nadzwyczajnego szczytu Chiny-Afryka dotyczącego COVID-19. Pretoria, 17 czerwca 2020 r. / South Africa Presidency/Handout via Xinhua / EAST NEWS /
Prezydent RPA Cyril Ramaphosa przemawia podczas nadzwyczajnego szczytu Chiny-Afryka dotyczącego COVID-19. Pretoria, 17 czerwca 2020 r. / South Africa Presidency/Handout via Xinhua / EAST NEWS /

Musimy uderzyć się w piersi i przyznać, że wszyscy jesteśmy złodziejami” – napisał pod koniec sierpnia w liście do towarzyszy z Afrykańskiego Kongresu Narodowego przywódca partii Cyril Ramaphosa, dziedzic Nelsona Mandeli i czwarty czarnoskóry przywódca Południowej Afryki. „Musimy przyznać, że nasza partia, nasz ruch, Afrykański Kongres Narodowy, jest uwikłana w korupcję. Nie my jedyni jesteśmy temu winni, ale gdyby przyszło stawać przed sądem, to my występowalibyśmy jako główny oskarżony. Taka jest naga prawda i musimy stawić jej czoła”.

Pospolitość bohaterów

Słowa 67-letniego Ramaphosy nie zdziwiły za bardzo jego rodaków. Liczący ponad sto lat Afrykański Kongres Narodowy, którego dwaj przywódcy, wódz Albert Luthuli i Nelson Mandela zostali wyróżnieni Pokojowymi Nagrodami Nobla, uchodził przez dziesięciolecia za ruch wyzwoleńczy kierujący się najszlachetniejszymi ideałami. Podobnie jak jego starszy tylko nieco imiennik – Kongres indyjski. Afrykański walczył z dyskryminacją rasową, indyjski – z kolonialną niewolą. W latach 80. do obu Kongresów przyrównywano czasami polską Solidarność i jej walkę o wyzwolenie spod komunistycznej dyktatury. Wszystkie zwyciężyły, a ich zwycięstwa okrzyknięto dowodami na to, że dobro zawsze pokona zło.

Afrykański Kongres Narodowy wygrał jako ostatni. W 1994 roku w pierwszych wolnych wyborach, w których głos czarnych obywateli liczył się tak samo jak białych, przejął władzę w kraju, a Mandela z najsławniejszego więźnia politycznego końca XX stulecia przemienił się w pierwszego czarnoskórego przywódcę Południowej Afryki i jednego z najsławniejszych przywódców państw. Władza okazała się jednak pułapką i pokusą, której ulegli nawet najbardziej niezłomni rewolucjoniści i buntownicy. Z każdą kolejną pięciolatką u steru państwa i kolejnymi wyborczymi zwycięstwami Kongres coraz mniej przypominał niedawny Ruch Sprawiedliwych, a coraz bardziej pospolitą partię traktującą władzę nie jako służbę, lecz należny łup, a wynikające z tego przywileje i politykę w ogóle jako drogę do kariery i majątku. Proces ten postępował tym szybciej, że starzy przywódcy, strażnicy dawnych ideałów, choć dożywali zaskakująco sędziwego wieku, nieuchronnie przechodzili na emeryturę, a w końcu żegnali się z tym światem. 


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym reporter i pisarz dwa razy w tygodniu publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


Indyjski Kongres, z krótkimi przerwami, pod wodzą dynastii Nehru-Gandhich rządził pół wieku, zanim oskarżany o afery i bezczelną korupcję został w końcu w 2014 roku na dobre odsunięty od władzy i dziś grozi mu, że zostanie zepchnięty na polityczny margines. Kongres afrykański, choć z każdymi wyborami zdobywa coraz mniej głosów, rządzi w najlepsze, powołując się na kombatancką przeszłość i przekonując czarnych mieszkańców kraju (trzy czwarte ludności), że wciąż winni są wdzięczność i głosy za wywalczoną wolność.

Pycha, niekompetencja, przekonanie, że będą rządzić bez końca („Będziemy rządzić aż do ponownego nadejścia Jezusa Chrystusa” – przekonywał poprzedni prezydent Jacob Zuma) i poczucie całkowitej bezkarności sprawiły jednak, że w ostatnich latach Kongres zaczął przegrywać wybory samorządowe. W nich bardziej liczyła się uczciwość i kompetencja niż dawne zasługi, a przed ostatnimi wyborami w 2019 roku, obawiając się kompromitująco niskiej wygranej, partyjni dygnitarze odsunęli przed upływem kadencji Zumę, by przed elekcją zrzucić na niego całą winę za afery i złodziejstwo oraz stworzyć pozory, że zaczynają od nowa, z czystą kartą. Nowym przywódcą, który miał zaprowadzić porządek w kongresowych szeregach oraz przypomnieć i przywrócić dawne ideały, został panujący trzeci rok Cyril Ramaphosa, dawny działacz związkowy, który w nowych czasach uwłaszczania się byłych rewolucjonistów okazał się jeszcze zręczniejszym biznesmanem i dorobił się jednego z największych majątków w kraju.

Szczere grzechów wyznanie

Ramaphosa obiecywał Wielką Odnowę, ale po dwóch i pół roku rządów trudno mówić, że dokonał rewolucji czy nawet południowoafrykańskiej wersji pieriestrojki. Zwolennicy prezydenta tłumaczą go epidemią COVID-19 (Republika Południowej Afryki jest jednym z kilku najboleśniej dotkniętych przez nią krajów: ponad 600 tys. zarażonych, 14,5 tys. zmarłych), skalą korupcyjnego problemu – odziedziczonego, ma się rozumieć, po poprzedniku – a także oporem przeciwników politycznych Ramaphosy i jego reform.

Prezydent nie tylko musi się z nimi liczyć, ale jest skazany na współpracę z nimi. W grudniu 2017 roku wybory na przywódcę partii wygrał niewielką liczbą głosów, a żeby zapewnić sobie wygraną we frakcyjnej wojnie (rywalką była Nkosazana Dlamini-Zuma, była żona Zumy, za którą zgodnym frontem stanęli jego zwolennicy), sprzymierzył się i wziął na swojego zastępcę Davida Mabuzę, wielmożę z prowincji Limpopo, który sam uchodzi za uosobienie korupcji i kumoterstwa. 

Zachęceni bezczynnością prezydenta dygnitarze kongresowi postanowili skorzystać z okazji, jaką stworzyła epidemia, i napchać kieszenie swoje, swoich pociotków i kompanów garściami randów z rozdzielnych rządowych kontraktów na dostawy ochronnych maseczek, rękawiczek, odzieży ochronnej dla lekarzy, sprzętu medycznego, a nawet paczek żywnościowych dla najuboższych (epidemia i unieruchomienie gospodarki sprawiły, że przepaść między zamożnymi i biedakami jeszcze bardziej się pogłębiła i poszerzyła utwierdzając opinię o Południowej Afryce jako kraju o największych nierównościach społecznych obok Brazylii czy Indii). 

Afery z czasu epidemii (szacowane na 300 milionów dolarów; prokuratura prowadzi w ich sprawie śledztwo) podsunęły Ramaphosie myśl, by jeszcze przedwiośniem, które właśnie się w Południowej Afryce zaczyna, spróbować złamać opór swoich przeciwników w partii i rządzie. List ze szczerym wyznaniem grzechów, który oczywiście zaraz stał się publiczną tajemnicą, napisał przed naradą (pierwszą w wirtualnej przestrzeni) Komitetu Wykonawczego, naczelnych władz partii, na której spodziewano się raczej natarcia jego rywali.

Uprzedzeni przez prezydenta odpowiedzieli równie ostro. Otwarty list do Ramaphosy napisał sam Zuma, którego dziewięcioletnie panowanie (2009-18) uznane zostało za czas, w którym południowoafrykańskie państwo za kosmiczne łapówki, haracze i udziały w zyskach zostało wydane podejrzanym biznesmenom na żer. „Jest pan pierwszym przywódcą Afrykańskiego Kongresu Narodowego, który publicznie zarzuca partii działalność przestępczą. Proszę, by wziął pan odpowiedzialność za to, co robi, i nie obrażał partii ani jej członków, którzy nie dopuścili się przestępstwa korupcyjnego i wciąż nie mogą się doczekać niespełnionej obietnicy lepszego życia dla wszystkich mieszkańców naszego kraju” – napisał Zuma. „Uważam pański list za próbę uniku. Oskarża pan partię, by ratować własną skórę i żeby przypodobać się białym”.

We wrześniu Zuma stanie przed sądem jako główny oskarżony w aferze korupcyjnej sprzed lat na dostawy broni dla południowoafrykańskiego wojska. Zarzuca mu się, że jako kongresowy dygnitarz i wiceprezydent (1999-2005) w zamian za astronomiczne łapówki przyznał zagranicznym koncernom opiewające na miliardy dolarów rządowe kontrakty. Sprawa została wznowiona, gdy przestał być prezydentem. Zuma wytyka natomiast Ramaphosie jego niejasne wyjaśnienia w sprawie pół miliona randów (ok. 40 tys. dolarów), które pewna firma, należąca do białego właściciela, wpłaciła na kampanię wyborczą prezydenta, gdy w 2017 roku ubiegał się o przywództwo Kongresu.

Zwycięstwo Cyrila

Posiedzenie Komitetu Wykonawczego z ostatnich dni sierpnia zakończyło się bezapelacyjnym zwycięstwem Ramaphosy. Zwykle to sekretarz generalny partii ogłasza, o czym rozmawiano i co postanowiono podczas podobnych narad. Tym razem uczynił to osobiście przywódca partii, Ramaphosa. Już samo to było znaczące, ponieważ sekretarz generalny Kongresu Ace Magashule uważany jest dziś za głównego politycznego wroga prezydenta. Zuma, polityczny emeryt, wciąż cieszy się w partii wielkimi wpływami, ale realnej władzy już w niej nie ma.

Ramaphosa obwieścił, że kongresowe władze postanowiły wydać wojnę korupcji – po raz kolejny – i uradziły, że każdy działacz, któremu zostanie formalnie postawione oskarżenie o korupcję, jeszcze przed rozpoczęciem procesu w jego sprawie musi bezwzględnie złożyć sprawowane stanowiska w partii i rządzie, a także parlamencie i samorządach. Kongresowi dygnitarze mają zostać zobowiązani do regularnego składania deklaracji majątkowych, a zgodność ich deklaracji ze stanem faktycznym, a także postępowanie partyjnych działaczy w ogóle oceniać będzie kongresowa Komisja Uczciwości. Ci, którzy deklaracji nie złożą, zostaną przez komisją zawieszeni. Dotąd jej wyroki pozostawały dla Komitetu Wykonawczego jedynie opiniami, zaleceniami. Teraz mają być wiążące (Ramaphosa zapowiedział, że osobiście wytłumaczy się przed komisją z pochodzenia pół miliona randów na wyborczą kampanię CR17). Kongres ma również wypracować partyjny kodeks, który ureguluje zasady uniemożliwiające partyjnym przywódcom, a także ich najbliższym krewnym prowadzenie interesów, które nazbyt blisko byłyby powiązane z kontraktami rządowymi i strukturami państwa.

Kolej na Asa i Zumę

Nowe postanowienia uznano za cios zadany Zumie, a przede wszystkim 60-letniemu Ace Magashule, który za panowania Zumy, jako premier (2009-18) prowincji Wolne Państwo Oranii (nazwa dawnej republiki burskiej) przerobił ją na prywatny folwark, w którym pobierał z rodziną i „rodziną” (wciąż nazywa się go tam „donem”, a prowincję – państwem mafii) prowizje od wszystkich interesów.

Wybrany na partyjnym zjeździe w 2017 roku (Ramaphosa został wtedy przywódcą partii) sekretarzem generalnym Kongresu, Ace broni wytrwale zaprowadzonych za czasów Zumy porządków i powtarza, że winnym jest tylko ten, komu winę się udowodni, i że nie ma takiego prawa, które dzieciom i krewnym przywódców i polityków zabraniałoby rzeczy dostępnych dla wszystkich innych obywateli. Synowie Magashulego wygrali m.in. rządowe kontrakty na dostawy masek ochronnych, których ceny okazały się potem wielokrotnie zawyżone. „Wskażcie mi chociaż jednego partyjnego przywódcę, który nie robił interesów z rządem” – mówi na to As. 

Magashule, podobnie jak Zuma, nie cieszy się w Południowej Afryce poparciem, jakim pochwalić się wciąż może Ramaphosa. Ace jest jednak „szarą eminencją” w partii, a w niej liczy się to, czego chcą partyjni działacze, a nie to, co myślą i co powiedzą ludzie. Natomiast kongresowi działacze, rozsmakowawszy się w dobrodziejstwach płynących ze sprawowanej władzy, z niechęcią myślą o ograniczaniu apetytu na łatwe, dostatnie życie wpływowego polityka. Magashule wie to doskonale, a kontrolując partyjne struktury może spowalniać i sabotować wszelkie decyzje nawet najwyższych władz Kongresu. 

Deklaracje kontra życie

Dotąd kongresowa wojna z wyniszczającymi Południową Afrykę zarazami korupcji, kumoterstwa, niekompetencji (dobrze jest rządzić źle, bo potem łatwiej ukryć korupcję) i pychy (władzy Kongresu grożą, jak na razie, głównie frakcyjne wojny, a nie słaba i skłócona opozycja) ograniczała się do strzelistych deklaracji i przypominania bohaterskiej przeszłości. W praktyce zaś trzymano się sztywno zasady, by bronić swoich za wszelką cenę, a sprawy kłopotliwe zamiatać co prędzej pod dywan. 

Teraz ma być inaczej, a niektóre południowoafrykańskie gazety przepowiadają nawet rychłą, ostateczną rozgrywkę między Cyrilem i Asem oraz Zumą. Żaden nie może ustąpić. Jeśli Magashule unieszkodliwi w partyjnej sieci antykorupcyjne postanowienia kongresowych władz, oznaczać to będzie porażkę Ramaphosy i to, że na planowanym na 2022 rok zjeździe może zostać odwołany ze stanowiska przywódcy Kongresu i prezydenta (w Południowej Afryce prezydenta wybiera się po wyborach powszechnych w parlamencie i zostaje nim zwykle przywódca zwycięskiej partii – w 2019 roku, żeby głosować na Ramaphosę, należało oddać wpierw głos na jego partię).

Jeśli Ramaphosa postawi na swoim, oznaczać to może tylko koniec politycznej i biznesowej kariery Asa. Ze stanowiska wszechwładnego sekretarza generalnego Kongresu może odwołać go jedynie partyjny zjazd. Jeśli jednak zostanie formalnie oskarżony o korupcję, to zgodnie z najnowszymi ustaleniami partii sam będzie musiał ustąpić.

„Pożyjemy, zobaczymy” – słysząc to wzruszyli ramionami mieszkańcy Johannesburga, Kapsztadu i Durbanu. Nieraz już z ust kongresowych przywódców padały podobne górnolotne deklaracje, a potem, z coraz mniejszym niedowierzaniem, rodacy przyglądali się, jak ci sami przywódcy pławią się w tym, co tak solennie obiecywali zwalczać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej