Cukierek z nadzieniem

W tym sezonie nikt nie nachlapał. Nikt nie nabrudził. Polski teatr przypominał miejsce, w którym można zapomnieć o trudach dnia codziennego i oderwać się od rzeczywistości.

04.07.2011

Czyta się kilka minut

Ppodsumowanie sezonu to szczególny rodzaj tekstu. Wtedy nie myśli się subtelnie i szczegółowo - ale grubo i ogólnie. Szuka się Wydarzenia, Kontrowersji, Skandalu, wokół których można by zbudować mocny, publicystyczny tekst. Teatr przymierza się do innych wydarzeń artystycznych sezonu. Z tej perspektywy muszę powiedzieć: to był słaby sezon.

Rzeka teatru płynęła własnym nurtem, nic nie zakłócało jej spokojnego, wesołego szumu. Zdarza się niekiedy, że ktoś w to teatralne koryto butem wejdzie, trochę nachlapie i wtedy robi się ciekawie. No ale nie w tym sezonie. W tym sezonie nikt nie nachlapał. Nikt nie nabrudził. Polski teatr przypominał świat równoległy. Schronienie i przystań. Miejsce, w którym można zapomnieć o trudach dnia codziennego i oderwać się od rzeczywistości.

Kategoria: spektakl

Zarzuty stawia się tym cięższe, im większe ma się oczekiwania. To chyba jasne. Stąd największym rozczarowaniem sezonu była dla mnie "Tęczowa trybuna 2012" Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki. Duet zapracował sobie na opinię artystów, dla których nie ma świętości, którzy atakują wszystkich równo i po bandzie. "Tęczowa trybuna..." dowodzi jednak, że co najmniej dwie instancje pozostają dla nich nietykalne.

Spektakl opowiada o grupie homoseksualistów, których obywatelska inicjatywa rozbija się o ignorancję władzy uosobioną przez Panią Prezydent Warszawy. To doprawdy paradoksalne: mówić o społecznej dyskryminacji homoseksualizmu i wykluczyć z tej dyskusji polski Kościół. Ustawiać na symbolicznej straży narodowego, heteronormatywnego dyskursu prezydent Gronkiewicz-Waltz, a pomijać kardynała... paru by się znalazło. Rzecz dotyczy nie tylko Demirskiego i Strzępki, ale w ogóle polskiego teatru, w którym Kościół jest traktowany z nabożeństwem. Niewykorzystaną szansą "Tęczowej trybuny..." jest ustanowienie w polskim teatrze nowej tradycji, w której Kościół - na równi z innymi instytucjami decydującymi o naszej tożsamości i codzienności - staje się przedmiotem dyskusji i krytyki.

Drugą instancją, której Demirski i Strzępka nie atakują, są... Demirski i Strzępka. "Tęczową trybunę..." zrobili kilka miesięcy po otrzymaniu Paszportów Polityki. Był to odpowiedni moment, by sproblematyzować własną pozycję: artystów podejmujących krytykę rzeczywistości, w którą są w taki czy inny sposób uwikłani. Tego elementarnego dla sztuki krytycznej gestu Demirski i Strzępka jak dotąd nie wykonali. Dotychczas schronieniem była dla nich pozycja artystów prowincjonalnych, wykluczonych z grona wściekle przez nich atakowanych beneficjentów systemu - teraz, gdy dołączyli do tego grona, Demirski i Strzępka sprawiają wrażenie, jakby nie wiedzieli, co z tym fantem zrobić. Najlepiej zaprzeczyć... Lęk przed śmiesznością nie sprzyja sztuce krytycznej.

Kategoria: aktor

W tej kategorii bezkonkurencyjna okazała się Katarzyna Kozyra. Podczas retrospektywy w Zachęcie przypomniano jej najważniejsze projekty, w tym realizowany w ostatnich latach cykl "W sztuce marzenia stają się rzeczywis­tością". Jest to projekt stricte teatralny: Kozyra wciela się w nim w różne postaci, przy czym wcielanie trzeba rozumieć tutaj najbardziej dosłownie. Kozyra "marzy" o tym, by być operową divą, przeszła więc miesiące treningów, w trakcie których jej ciało uczone było śpiewu. Tytułowa rzeczywistość, która tutaj triumfuje, jest rzeczywistością ciała, które się łamie i dyscyplinuje - i które odmawia posłuszeństwa. I rzeczywistością sztuki, którą się konsumuje i która konsumuje. Kozyra trenując swoje ciało do tego, by wcielało idealną kobiecość, lekcje pobierała od drag queen. Tym samym pokazała, że ciało idealne nie jest rzeczywistością, ale marzeniem, które podtrzymuje rzeczywistość. A tytułowe marzenia stają się rzeczywistością nie w sztuce, ale przede wszystkim w rzeczywistości.

Te złożone gry na trudnej do ustalenia granicy sztuka/rzeczywistość u Kozyry prowadzone są równolegle w dwóch wymiarach. W skali makro dotyczą kultury, która u Kozyry jest ukazana jako mechanizm totalny, podporządkowujący absolutnie wszystko. Ten proces Kozyra obserwuje w skali mikro, na własnym ciele, które - poddawane przemocy - staje się wcielonym eksperymentem. Oglądając "W sztuce marzenia...", przypomniałem sobie scenę z "Wertera" Michała Borczucha, w której Krzysztof Zarzecki, łamiącym się głosem próbuje śpiewać Schuberta. Ciekawe, jakiego rodzaju treningowi poddane zostało jego ciało, nim stwierdzono, że nie umie śpiewać?

U Kozyry za sztukę płaci się wyłącznie rzeczywistością, niczym innym. Czym płaci się za sztukę w polskim teatrze? Ile rzeczywistości w polskim teatrze kosztuje sztuka? Ile kosztuje aktorów, reżyserów, widzów?

Dużo mówi się w kontekście polskiego teatru o cielesności, o postdramatycznej obecności wypierającej zasadę reprezentacji. Porównanie z Kozyrą odsłania powierzchowność tych operacji w teatrze. Ciało w polskim teatrze to co najwyżej ciało wstydliwie obnażone. Ciało jest w teatrze niemal nieobecne; nadal niepodzielnie króluje w nim duch. Ten duch unosi się nad sceną, już we foyer można go poczuć, pooddychać nim. A sporadycznie podejmowane egzorcyzmy są manifestacją siły owego ducha. Z egzorcyzmowaniem ducha teatru jest jak z wydychaniem papierosowego dymu: otworzysz okno, wychylisz głowę, wypuścisz - ale dym i tak wraca do środka i śmierdzi. Duch wraca i dusi.

Kategoria: zespół

Zwycięża zespół stworzony na potrzeby zrealizowanego pod szyldem Nowego Teatru w Warszawie spektaklu "Życie seksualne dzikich". Stworzyli go aktorzy z różnych teatrów i team realizatorski: Krzysztof Garbaczewski, Marcin Cecko, Aleksandra Wasilkowska. Ta konstelacja jest w dwójnasób "na przekór". Po pierwsze stworzona została w poprzek (choć na bazie) dominującego w Polsce instytucjonalnego systemu teatrów repertuarowych ze stałym zespołem aktorskim; po drugie: przez ludzi wywodzących się z różnych artystycznych dyscyplin (teatr, literatura, architektura). Owocem jest intrygujący, bardzo świeży projekt, idący wbrew utartym teatralnym estetykom.

Zespół Nowego Teatru ląduje na przeciwległym biegunie zestawienia. W pierwszej z dwóch przygotowanych w tym sezonie w Nowym Teatrze premier, w "Końcu" Krzysztofa Warlikowskiego, zabrakło bowiem nie tylko samego Warlikowskiego - artysty, który należał do najbardziej przenikliwych krytyków rzeczywistości (w jego miejsce pojawił się Warlikowski odcięty od rzeczywistości, afirmujący własną sztukę). Zabrakło także zespołu aktorskiego, który dotychczas współtworzył teatr Warlikowskiego: w "Końcu" aktorzy grają każdy dla siebie, na siebie, względnie na przekór sobie, bez przekonania.

W "Końcu" zabrakło zespołu - za chwilę zespół Nowego Teatru może w ogóle zniknąć! W "Życiu seksualnym dzikich" udział wzięło zaledwie dwóch aktorów Nowego. Wydawać by się mogło, że dwie premiery w sezonie to niewielkie obciążenie. Choć może należy mówić o jednej premierze: wszak "Życie seksualne dzikich" na stronie internetowej teatru nie weszło na zarezerwowaną dla dyrektora listę "Spektakle" (jest w sympatycznej zakładce "Pozostałe"). Widać znikanie i brak mają w Nowym Teatrze wymiar także symboliczny. Ciekawe, jaka będzie frekwencja aktorów Nowego w przygotowywanej przez Warlikowskiego na przyszły sezon premierze.

Kategoria: teatr

Największy spadek w tym sezonie odnotował krakowski Narodowy Stary Teatr. W tym sezonie w Narodowym Starym Teatrze nie zdarzyło się właściwie nic. "Chopin kontra Szopen", okolicznościowy spektakl w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. "Być albo nie być" Milana Peschela, przyzwoicie zrobiony remake filmu Ernsta Lubitscha. "Mewa" w reżyserii Pawła Miśkiewicza, w której Czechow raz jeszcze potwierdził swoją pozycję mistrza prawd uniwersalnych. "Przemiana" Magdaleny Miklasz, debiutantki, która z niewielkim powodzeniem starała się równać do wyznaczonego poziomu.

Jednym słowem: Narodowy Stary Teatr w tym sezonie przesunął się zdecydowanie do teatralnego środka. Na teatralnej mapie Polski teatralny środek bynajmniej nie jest miejscem odosobnienia; znajduje się tam chociażby inna narodowa scena, warszawska.

Teatralny środek to jest takie miejsce, w którym wszyscy czują się dobrze, bo wszyscy czują się na miejscu. Twórcy - bo dostarczają rozrywki, a razem z rozrywką przemycają naukę, co jest przecież wypełnieniem najlepiej rozumianej misji. Widzowie - bo otrzymują rozrywkę, a razem z rozrywką garść refleksji, które można sobie przemyśleć. W tym teatralnym cukierku z nadzieniem rolą cukierka jest smakować słodko, a rolą nadzienia jest smakować gorzko. Zbyt dużo nadzienia psuje smak cukierka; cukierek bez nadzienia budzi słuszny niesmak. Estetycznie wykonany papierek od cukierka szeleści pieniędzmi wydanymi na cukierek, oby był więc ładny, smaczny i z odpowiednią dawką nadzienia.

Ta receptura, przeznaczona dla scen o lżejszym repertuarze, mniejszym budżecie i niewyśrubowanych priorytetach, ostatnio stała się, jak widać, recepturą narodową. A zatem taką, która określa pułap artystycznych i politycznych ambicji polskiego teatru.

Magdalena Miklasz podczas toruńskiego festiwalu Pierwszy Kontakt za "Prze­mianę" została uznana debiutantką roku. Może więc to mój problem, że mi smakują inne słodycze?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk teatralny, publicysta kulturalny „Tygodnika Powszechnego”, zastępca redaktora naczelnego „Didaskaliów”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2011