Co zyskuję, czytając genderowo?

Akademicka praca, ucząca otwarcia, uczciwości, tolerancji stawia nas w stan podejrzenia. Mnie, nauczycielkę, oraz moje uczennice i uczniów. Okazuje się nagle, że prowadziliśmy przez lata jakąś sektę zagrażającą porządkowi społecznemu.

03.03.2014

Czyta się kilka minut

Dziesięć lat temu, przygotowując do druku zbiór wykładów „Gender dla średnio zaawansowanych”, zadałam swoim studentkom pytanie: co zyskuję, czytając genderowo? Niemal natychmiast sparafrazowałam je do postaci: „co tracę, nie czytając genderowo?”. Byłam przekonana, że można tylko zyskać, a zaniechanie byłoby stratą.

Losy moich ówczesnych studentek chętnie ułożyłabym w swój spis bliskich, wariant ostatniego rozdania. Jeszcze nie czas, jednak już niedługo: jeśli zajrzę do własnych wyobrażonych notesów, przypomnę sobie z pewnością swoje pierwsze po habilitacji seminarium magisterskie. Same dziewczyny – norma na polonistyce. Raz na dwa lata trafia do mnie jakiś nieśmiały polonista z nutką narcyzmu w oczach. Zwykle wszystkie się nim opiekujemy. Prawo polonistyczne: wrażliwi mężczyźni mają fory. Na wykład z feministycznej krytyki literackiej przychodziło kilku chłopców, w tym przynajmniej dwóch z miłości do dziewczyn. W jednej parze dziewczyna była piękna i ostra jak brzytwa, a on ulizany, grzeczny. W drugiej dziewczyna milcząca, melancholijna, a on w stroju trapera, dbał, żeby nie wiało na nią z okna. Obaj dali się przekonać do czytania genderowego, czytali przez wrażliwość kobiecą, zmieniając punkt widzenia i odnajdując na końcu wrażliwość własną, męską. Był jeszcze trzeci, rywalizował ze mną, zadawał zaczepne pytania, a potem przychodził namolnie na sam koniec konsultacji. Szkoda, że mam zasady i nie romansuję w pracy, ale odrobinę go wykorzystałam, umieszczając w powieści „Ku słońcu”. W wirtualnym notesie stawiam przy jego nazwisku słoneczko.

Nareszcie czułyśmy się w domu literatury jak u siebie. Wystarczył prosty gest, mały zabieg rozcięcia sztywnego gorsetu kanonu literackiego, poprawnej interpretacji, otwarcie nowego zestawu pytań. Czytanie genderowe oznaczało czytanie podmiotowe, rozumiejące, nieobwarowane narzuconymi zasadami, do których nie ma się przekonania. Od początku w swojej dydaktyce genderowej kładłam nacisk na zaplecze naukowe, pokazując, że empatia czy poszukiwanie w tekstach odpowiedzi na nurtujące nas pytania nie oznacza rezygnacji z teorii literatury i wiedzy na temat porządku historycznego. Zanim powstała biblioteka polskiej krytyki feministycznej, w głównym nurcie humanistyki wskazywano na gender studies w kontekście przemian paradygmatu naukowego. Odczuwalny kryzys starego, sformalizowanego sposobu czytania otwierał i na tę możliwość: wobec tekstu jestem kobietą lub mężczyzną, tropię w nim znaki kobiecości i męskości, przymierzam do swego życia schematy pokazane przez autorów i autorki, oceniam ich trafność, ich ślepotę lub przenikliwość.

W „pokoju nauczycielskim” myśleliśmy o ciągu dalszym, o tym, czy nie rozbudzamy w tych wspólnych pokojach lektur oczekiwań, którym świat nie będzie chciał wtórować. Wiedzieliśmy, że nasze absolwentki pójdą z samowiedzą i zdolnością analizy społecznej do powiatowych szkół, do urzędów, w których rządzą „tradycyjni” mężczyźni. Czytanie genderowe zrywa klapki z oczu, trudno je ponownie założyć. Jednak czyż tradycją polonistyki nie był sprzeciw wobec zakazów, cenzury, ograniczeń? Myślałam wówczas, że nawet jeśli ta praca rozumienia niesie pewne egzystencjalne ryzyko, to warto ją wykonywać i ponawiać. Nadal tak uważam, choć niektóre złe prognozy spełniają się na naszych oczach. Nie jestem pewna wyników nowej ankiety, gdybym chciała zrobić taką po dziesięciu latach.

Dziś bowiem okazuje się, ile ryzykujemy czytając genderowo. Mozolna, akademicka praca, ucząca otwarcia, uczciwości, współodczuwania, tolerancji, ale i skomplikowanych teorii i procedur interpretacyjnych, stawia nas w stan podejrzenia. Mnie, nauczycielkę, i moje uczennice i uczniów. Okazuje się nagle, że prowadziliśmy przez lata jakąś sektę zagrażającą porządkowi społecznemu.

Gdybym dziś zadała pytanie: „co zyskałyście”, odpowiedź byłaby taka: poczucie, że stereotypy są trwałe i tym bardziej trzeba je rozbijać. Moje magistrantki i doktorantki, nauczycielki, bibliotekarki, pracownice korporacji i małych firm, wydawnictw, gazet, moi studenci i ja – zyskaliśmy sporo i nie sądzę, żeby ktoś się dał wpędzić w poczucie winy. Czytamy genderowo, ponieważ nie jesteśmy konstruktami, lecz ludźmi – z płcią, doświadczeniem, potrzebami. Żyjemy i czytamy z pozycji, które zajmujemy, a ich podstawę stanowi płeć, niegdyś zakryta w bezosobowych procedurach nauczania akademickiego. Poza wszystkim – czytając genderowo wyprowadzamy humanistykę z niszy, pokazujemy jej przydatność w życiu prywatnym i społecznym. Nie da się tego zakazać, nie warto tego zaniechać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2014