Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na szczęście, górę wziął zdrowy rozsądek – do paryskiego metra wróciły plakaty w metrze zachęcające do wsparcia chrześcijańskich ofiar Państwa Islamskiego na Bliskim Wschodzie.
Zaczęło się od tego, że tuż przed Wielkanocą RATP – czyli firma zarządzająca transportem publicznym w Paryżu – ocenzurowała (bo trudno znaleźć właściwsze słowo) wielkoformatowy plakat, który zapowiadał czerwcowy koncert bardzo popularnego trio księży „Les Pretres”. Szefom firmy nie spodobało się, że zysk z koncertu będzie przeznaczony „na wsparcie chrześcijan ze Wschodu”. Nakazali więc, aby wzmiankę o tym usunąć z plakatu. Za nic mając fakt, że w Syrii i Iraku trwa od wielu miesięcy rzeź niewinnych ludzi najrozmaitszych nacji i przekonań – a wśród nich setek tysięcy chrześcijan.
Skąd ta decyzja RATP? Firma tłumaczyła, że taki apel o pomoc opublikowany w miejscu publicznym jest sprzeczny z zasadą świeckości, a więc kamieniem węgielnym francuskiej Republiki. Uzasadniali swoją decyzję troską o respektowanie – to cytat – „neutralności sektora publicznego”, dodając, że do tego kroku skłonił ich – tu znów cytuję - „kontekst zbrojnego konfliktu” na Bliskim Wschodzie.
Dyrekcja paryskiego metra nie przewidziała, że jej decyzja wywoła wśród rodaków lawinę gniewnych reakcji. Także ze strony polityków lewicy i skrajnej lewicy, na ogół przecież zażartych obrońców laickości.
Niemal jednogłośnie zażądali, aby plakaty w oryginalnej wersji powróciły na stacje metra. Premier Manuel Valls – socjalista, dodajmy, a nie człowiek prawicy – skrytykował postawę RATP jako „niegodną”, wzywając wprost Francuzów do wspierania chrześcijan w Iraku i Syrii jako „ofiar barbarzyństwa”.
Trzeba było jednak kilku dni medialnej polemiki, żeby dyrekcja transportu ugięła się i wycofała niepopularną decyzję.
Sprawa wydaje się kuriozalna. Można by pomyśleć: ot, zwykła nadgorliwość decydentów, którzy próbują bezdusznie wcielać ustawowe zasady.
Ale bitwa o plakaty w metrze jest symptomem szerszego zjawiska. I nie chodzi tu –
jak napisał jeden z polskich komentatorów – tylko o zagrożenie „laickim fundamentalizmem”. Ono rzeczywiście istnieje, ale niewiele dziś wskazuje na to, aby nadsekwańscy wrogowie religii brali dziś górę . Normą stała się tam raczej religijna obojętność.
Błahy z pozoru spór o afisze w metrze wskazuje jednak na to, że zasada świeckiego państwa we Francji chwieje się mocno pod naporem klimatu. Minęły właśnie dokładnie trzy miesiące od zamachów terrorystów islamskich na „Charlie Hebdo” i żydowskich klientów paryskiego sklepu. Pamięć o tych wydarzeniach jest ciągle żywa. A wraz z nią także strach przed możliwym kolejnym atakiem terrorystów we Francji.
To właśnie lęk przed urażeniem muzułmanów – sugeruje francuska prasa – leżał u podstaw kuriozalnego ocenzurowania plakatów w metrze.
Czy trzeba mówić, że strach nie powinien dyktować decyzji na wysokich szczeblach? I że nie ma świeckości państwa bez zachowania równego dystansu wobec różnych religii – niezależnie od tego, czy są one silne i żądają wiele, czy też są słabsze i unikają rozgłosu?
Całkiem niedawno w paryskim metrze wisiały zarówno wielkie afisze francuskiej gałęzi Caritasu o nazwie „Secours Catholique”, jak jej muzułmańskiego odpowiednika – organizacji humanitarnej „Secours Islamique France”. I nikomu to nie przeszkadzało. A może na tym właśnie polega neutralne, świeckie państwo?