Cerkiewka na pozycjach bojowych

W krajobrazie bałkańskim, znanym z prospektów biura podróży lub filmów o partyzantach, słychać nagle huk silników. Z przepaści wznosi się helikopter z podwieszoną doń, rozkołysaną, przeciętą na pół blaszaną cerkiewką, która osadzona zostaje na kilkunastometrowym płaskowyżu na szczycie.

28.08.2005

Czyta się kilka minut

Reportaż z planu kolejnego filmu Kusturicy? Nic podobnego: 19 czerwca szara eminencja Serbskiej Cerkwi Prawosławnej (SPC), metropolita Amfilohije Radović, postanowił osadzić w sercu Czarnogóry, na szczycie masywu górskiego Rumija, gdzie według legendy w średniowieczu stała świątynia, zespawaną z blach miniaturową cerkiew. Wystarczyły dwa tygodnie pracy ślusarzy z pobliskiego Baru, dwóch spawaczy i dwa kursy helikoptera transportowego ze 172. brygady federalnych wojsk lotniczych, by kilkuletni spór miedzy Serbią i Czarnogórą o zakres autonomii tej drugiej zyskał wyrazisty symbol.

Helikopter a sprawa czarnogórska

Nowa budowla zdominowała nie tylko horyzont nad Jeziorem Skadarskim, lecz i debatę publiczną. Jako pierwsi głos zabrali ministrowie budownictwa i kultury (uznając inicjatywę za samowolę budowlaną) oraz premier Czarnogóry Milo Djukanović i prezydent Filip Vujanović. Ten ostatni skarcił publicznie szefa sztabu Dragana Paskaša za wykorzystywanie sprzętu wojskowego do prywatnych działań. Paskaš wprawdzie stwierdził, że wojsko zwykło pomagać ludności cywilnej, ale i tak zapewne nie minie go dymisja. Z apelem o obronę cerkiewki zwrócił się do prezydenta federalnej Serbii i Czarnogóry sędziwy patriarcha Pavle.

Tymczasem głos zabrali duchowni i aktywiści miejscowej Czarnogórskiej Cerkwi Prawosławnej (nie uznawanej przez SPC) i działacze licznych stowarzyszeń dążących do odrodzenia lub umocnienia “czarnogórskiej podmiotowości", uznając akcję za “imperialne posunięcie sił wielkoserbskich". Dołączyli do nich posłowie mniejszości albańskiej - tym skwapliwiej, że dotąd na szczyt Rumiji, by uczcić pamięć świętego księcia Włodzimierza Duklańskiego, pielgrzymowali - jak przystało na Bałkany - również miejscowi katolicy i wyznawcy islamu. Ich sprzeciw sprowokował z kolei wiernych Serbskiej Cerkwi Prawosławnej. Wypowiedzieli się też działacze równie licznych stowarzyszeń dążących do umocnienia “serbskiej podmiotowości Czarnogóry" oraz opozycja, opowiadająca się za utrzymaniem unii z Belgradem i przerażona atakiem na “serbskiego ducha" i SPC.

Wreszcie, w połowie sierpnia pojawił się list otwarty bliżej nieznanych “Serbskich Aktywistów", którzy zagrozili albańskim posłom w czarnogórskim parlamencie linczem i zadeklarowali mobilizację zbrojną serbskich patriotów na północy. Wówczas zrobiło się naprawdę niewesoło. Rychło co prawda okazało się, że autorem listu jest emerytowany i niegroźny prawnik z Podgoricy, wesołość jednak nie wróciła, choć kilka dni później lokalne stowarzyszenie przekornych Czarnogórców z graniczącej z Węgrami serbsko-madziarskiej Wojwodiny ogłosiło zamiar budowy cerkiewki CPC w miejscowości Mali Idjoš, co wywołało kolejną lawinę deklaracji. Zbyt świeża jest pamięć tego, jak na początku lat 90. w Bośni mieszkańcy przygranicznych gmin ogłaszali autonomię i powoływali milicje ludowe w obronie zagrożonej serbskości lub chorwackości.

Ostatni liść z wieńca federacji

Rozejście się Serbii i Czarnogóry wisi w powietrzu od kilku lat. Zachód, zdając sobie sprawę ze znaczenia takiego precedensu choćby dla skłóconych mieszkańców Bośni, już od dawna nie wspiera “Piemontu", jak pochlebnie określano zdystansowaną od Miloševicia republikę pod koniec lat 90. Przy ogromnej determinacji Javiera Solany rządzący Czarnogórą, piekielnie zręczny postkomunistyczno-socjaldemokratyczny team Djukanović-Vujanović w marcu 2002 roku zgodził się zawrzeć tzw. porozumienie belgradzkie, zaś w niespełna rok później przyjęto nowelę konstytucyjną, która powołała do istnienia państwo o nazwie “Serbia i Czarnogóra".

Tyle że mleko się rozlało. Ekipa u władzy poznała urok samodzielnych rządów, etnografowie, filolodzy i historycy zaczęli znajdować argumenty na rzecz odrębności języka i pieśni, a szwów, które miałyby spajać staro-nowe państwo nie przybywało. W dwóch republikach nadal obowiązują dwie waluty (Czarnogóra już kilka lat temu wprowadziła u siebie euro), systemy podatkowe i prawne, federalny parlament stawał się fikcją, która ostatecznie przestała funkcjonować tej wiosny. Dwutorowo prowadzone są nawet negocjacje ze Światową Organizacją Handlu. Od ponad roku władze w Podgoricy zapowiadają referendum niepodległościowe na marzec przyszłego roku.

To podgrzewa atmosferę. Referendum oznacza mnóstwo spornych kwestii prawnych i konstytucyjnych, Bruksela zaś daremnie namawia, by zająć się raczej przygotowaniem do negocjacji akcesyjnych niż nowym godłem i hymnem. Napięcie rośnie, tym bardziej, że od lat liczba zarówno zwolenników, jak przeciwników niepodległości uparcie oscyluje wokół czterdziestu kilku procent.

Więzy czy szwy?

Równolegle zaś toczą się spory historyków o “czarnogórską tożsamość narodową". Czy rzeczywiście można mówić o jej istnieniu i jakie są jej relacje z narodowością serbską?

Podobnie jak w szeregu innych sporów dziejowych na Bałkanach, dwa stanowiska są niemożliwe do pogodzenia, zwłaszcza wobec upolitycznienia całej kwestii. Zwolennicy tezy o “autochtonicznym pochodzeniu etnicznym" Czarnogórców i ich odrębnej tożsamości uważani są przez obrońców tezy o “gałązce serbskiego szczepu" nie tylko za fałszerzy dziejów, lecz i za agentów Międzynarodówki Komunistycznej (w międzywojniu partia komunistyczna jako pierwsza uznała istnienie narodowości czarnogórskiej), Watykanu i Chorwatów (tu zawsze paść muszą nazwiska dwóch historyków, Sekuli Drljevicia i Savicia Sztedimliji, którzy opowiedzieli się za czarnogórskością, zaś w latach II wojny kolaborowali z ustaszami Ante Pavelicia), muzułmanów i Albańczyków. Krótko mówiąc, wszystkich, którzy starają się przez wieki osłabić Serbię. Druga strona nie pozostaje dłużna - doszukuje się nowoczesnej czarnogórskiej tożsamości narodowej już w spuściźnie efemerycznych księstewek Zety i Dukli, zaś wszelkie akty braterstwa, czy wspólnoty kulturowej, których przez wieki nie brakowało, uznaje za przebiegłe działania “wielkoserbskich imperialistów".

Pochodną tej nierozstrzygalnej debaty jest spór o język: czarnogórski czy serbski? Pokrewną zaś - polemika na temat relacji dwóch państw, w tym pytanie, czy wcielenie ziem Czarnogóry do Serbii w roku 1918 było rzeczywiście spełnieniem woli jej mieszkańców? Sytuacja ówczesna, po klęsce państwa czarnogórskiego w roku 1916, była niezwykle skomplikowana, zaś spór “zielonych" (obrońców państwowości) i “białych" (rzeczników zjednoczenia) z natury rzeczy nie mógł stać się przedmiotem rzeczowej debaty ani w autorytarnej Jugosławii międzywojennej, ani pod rządami komunistów. Dziś nie brak zarówno opracowań, mówiących o “Wielkim spisku przeciw Czarnogórze" (Radoslav Rotković), jak spokojnych rozważań, na ile reprezentatywny i wolny w swych decyzjach był zwołany w listopadzie 1918 tzw. “Sejm Podgoricki", który przesądził o końcu niepodległości. Dla proserbsko zorientowanych historyków są to jednak w obu przypadkach dzieła “separatystów".

Oczywiście: już wcześniej debaty te przekładały się na życie publiczne. Przymiotnikiem “czarnogórski" szczycą się wszak PEN Club, reprezentacja koszykówki, Komitet Helsiński i kilka tuzinów innych instytucji krajowych. O naturę języka spierają się nie tylko “Towarzystwo obrony języka serbskiego i cyrylicy" (prof. Jovan Čadjenović) z “Instytutem języka i filologii czarnogórskiej" (prof. Vojislav Nikčević), lecz także studenci i gimnazjaliści, którzy w październiku ub. roku w tradycyjnie proserbskim Nikšiciu zastrajkowali przeciw nazwie przedmiotu “język ojczysty" zamiast “serbski".

Fechtują się ze sobą coraz silniej dwie cerkwie. Zwolennicy restytuowanej w 1993 roku Czarnogórskiej Cerkwi Prawosławnej (CPC) odwołują się do faktycznej autonomii tutejszych struktur cerkiewnych w wiekach średnich i autokefalii de facto (choć nie de iure) uznawanej w czasach, gdy górskie Księstwo Czarnogóry stanowiło jedyną wysepkę niezależności w Imperium Otomańskim, i protestują przeciw “wielkoserbskiemu imperializmowi". Wyznawcy Serbskiej Cerkwi Prawosławnej (SPC), do której CPC została wcielona w 1921 r., rychło po zjednoczeniu, mają swych oponentów za odszczepieńców i prowokatorów.

Akademicy na wiece

Dopiero teraz jednak, po osadzeniu cerkiewki na szczycie, nabierający rozmachu konflikt polityczny i akademickie debaty zaczną użyczać sobie nawzajem dynamiki. Dzieło dwóch ślusarzy przywoływać bowiem będą wszyscy. Kompromis jest niemożliwy: stojąca na Rumiji “makieta" kłuć będzie w oczy przeciwników serbskiej dominacji równie silnie, jak jej demontaż - zwolenników braterstwa. Dla jednych jej obmurowanie, dla drugich - zburzenie byłoby świętokradztwem, a jak wiadomo, nie ma przyprawy, która bardziej utrwalałaby spory polityczne.

Skojarzenia budzą się jak najgorsze: histeryczni dziennikarze już przypomnieli stanowiska artylerii, rozmieszczone przed dekadą na wzgórzach nad Sarajewem. To analogia zbyt dalekiego zasięgu. Z pewnością jednak, choć blaszana cerkiewka waży zaledwie trzy tony, zdołała wytrącić Czarnogórę z równowagi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2005