Campo de concentración

Z Lluísem-Antonem Baulenasem, pisarzem katalońskim, rozmawia Jan Strzałka

02.07.2008

Czyta się kilka minut

"Za worek kości" - okładki /
"Za worek kości" - okładki /

Jan Strzałka: ,,Za worek kości" to nie jedyna ostatnio powieść o wojnie domowej w Hiszpanii i pierwszych latach dyktatury gen. Franco, ale jest książką jedyną w swoim rodzaju, bo opowiada o obozie koncentracyjnym w Mirandzie de Ebro...

Lluís-Anton Baulenas: Powiem więcej: to pierwsza próba powieściowego spojrzenia na świat frankistowskich obozów koncentracyjnych. Dlaczego przez trzydzieści lat, jakie minęły od odejścia Franco, nikt nie odważył się o tym pisać? Nasza transformacja ustrojowa i ugoda zawarta w połowie lat 70. pomiędzy dwiema Hiszpaniami oparła się na cichym założeniu, że nikt nie będzie domagał się rozliczenia z dyktaturą, nie będzie ścigał i sądził ludzi, którzy podczas wojny domowej i po jej zakończeniu dokonywali masowych egzekucji czy popełniali zbrodnie w obozach.

W Miranda de Ebro więziono nie tylko żołnierzy walczących w obronie Republiki, ale po zakończeniu wojny również ludzi podejrzewanych o sympatie prorepublikańskie. Nie był to jedyny hiszpański obóz koncentracyjny; był za to pierwszy i funkcjonował najdłużej - powstał w 1937 roku i istniał aż do roku 1947. Oczywiście nie sposób porównywać go z obozami nazistowskimi, nie było tam komór gazowych ani też nie palono ludzi w krematoriach, niemniej słynął z wyjątkowego okrucieństwa, z jakim zwycięzcy traktowali pokonanych republikanów i anarchistów...

Również żołnierzy z Brygad Międzynarodowych czy Polaków, którzy po upadku Francji próbowali przedostać się przez Hiszpanię do Anglii i zostali aresztowani. W Mirandzie więziony był młody Antoni Kępiński, który został później wybitnym psychiatrą i zainicjował badania byłych oświęcimiaków - być może nie mógłby ich zrozumieć, gdyby nie przeżył podobnego, choć nie identycznego doświadczenia co więźniowie Auschwitz.

Kiedy Kępiński był więziony w Mirandzie?

W latach 1940-43, w tym samym czasie, gdy więziono tam Joana Aleu i Bartomeu Camusa, bohaterów Pańskiej powieści. Czytając listy, jakie śle do żony nieszczęsny Joan, miałem wrażenie dej? vu - jakbym czytał listy, które Kępiński pisał z Mirandy do rodziców. Istnieją też spisane w latach 80. wspomnienia towarzyszy Kępińskiego; on sam nigdy nie opowiadał o swoich przeżyciach obozowych...

Wielka szkoda, że nie wiedziałem o tych wspomnieniach, choć oczywiście wiem, że w Mirandzie więziono obcokrajowców, w tym Polaków. Jak Polacy wspominają swoje doświadczenia w Mirandzie?

Ze zgrozą. Niektórzy z funkcjonariuszy obozowych podczas wojny domowej walczyli z oddziałami dowodzonymi przez gen. Świerczewskiego, nienawidzili więc Polaków i sadystycznie pastwili się nad nimi. Kępiński został okrutnie pobity i spędził kilka tygodni w karcerze; inny Polak, porucznik Stanisław Kowalski, został podczas próby ucieczki postrzelony przez dowódcę obławy nazwiskiem Saraguza, a potem dobity strzałem w głowę...

Potworne, ale zapewniam Pana, że na ogół obcokrajowcy byli w Mirandzie lepiej traktowani niż republikanie, których zwycięzcy nie uznali nigdy za jeńców wojennych, więc nie przysługiwały im prawa wynikające z konwencji genewskiej. Z punktu widzenia frankistów byli pospolitymi przestępcami...

We wspomnieniach polskich więźniów, którym również odmawiano statusu jeńców wojennych, dominuje współczucie wobec republikanów, o których piszą, że traktowano ich gorzej od zwierząt. A jaki ton dominuje w hiszpańskich wspomnieniach o Mirandzie?

Pyta pan, co my pamiętamy z tamtych czasów? Spytałbym o co innego: czy chcemy opowiadać o tym, co pamiętamy? Ale po kolei.

Nie od razu wiedziałem, że napiszę powieść o obozie koncentracyjnym; najpierw zamierzałem opowiedzieć o ludziach zaginionych po zwycięstwie Franco, zamordowanych i spoczywających dotąd w bezimiennych mogiłach. Jak powiada jeden z bohaterów ,,Za worek kości": góry Hiszpanii pełne są takich mogił. Chciałem również przypomnieć los dzieci, które reżim frankistowski odbierał ich rodzicom. Związani z reżimem psychiatrzy dowodzili, że jeśli ktoś opowiedział się po stronie Republiki - jest niepoczytalny i nie ma prawa wychowywać dzieci. Potem zaświtał mi pomysł, aby te wątki spleść z opowieścią o Mirandzie. I dopiero wtedy zrozumiałem, że treścią mojej powieści będą losy młodego człowieka, który w czasach największego terroru chce ekshumować i godnie pochować szczątki zamordowanego w Mirandzie towarzysza swojego ojca.

Czy był Pan w Mirandzie?

Wybrałem się tam na wizję lokalną. Wizja powiodła mi się tylko częściowo, bo na terenie dawnego obozu jest dziś fabryka chemiczna i ludziom w niej niezatrudnionym wstęp jest tam wzbroniony. Wyobraża pan sobie: fabryka w miejscu męczeństwa! Co prawda w ostatnich latach grupa dawnych więźniów wmurowała na ogrodzeniu tablicę pamiątkową, ale miejscowe władze udają, że nic nie wiedzą o tym, co się kiedyś działo w ich miasteczku. Nie ma ani jednego drogowskazu, który wskazywałby drogę do obozu. Nie udało mi się też porozmawiać ze świadkami tamtych czasów: starsi mieszkańcy Mirandy nie chcieli rozmawiać o obozie. Odniosłem wrażenie, że wciąż paraliżuje ich strach, jaki wgryzł się w ich kości w czasach dyktatury Franco.

Po z górą trzydziestu latach wolności i demokracji!?

A czy pan myśli, że czas leczy rany? Może je co najwyżej zabliźnić. W Mirandzie spotkałem tylko jednego człowieka, który odważył się opowiedzieć mi o obozie - napisał zresztą o nim książkę. Sam ją wydał, sam sprzedawał i nabyłem od niego jeden z ostatnich egzemplarzy.

Pod koniec 2007 roku hiszpański parlament przyjął wypracowaną przez lewicowy rząd ustawę o pamięci historycznej. Jej przeciwnicy twierdzą, że to niebezpieczne rozdrapywanie ran i zemsta lewicy na ugrupowaniach prawicowych, że zagraża ona zgodzie narodowej, a przede wszystkim - jest chwytem agitacyjno-propagandowym rządu premiera Zapatero...

Jest coś na rzeczy w tej krytyce, szczególnie w podejrzeniach, że ustawa służy celom agitacyjno-propagandowym. Nie jest to zresztą pierwsza próba przywrócenia prawdy o latach dyktatury. Ustawa nie jest doskonała, ale lepsze to niż nic. Dzięki niej rodziny zamordowanych republikanów mogą starać się o ekshumację ich szczątków. Państwo im w tym pomaga, choć ta pomoc ma swoje granice - ustawa pomyślana jest bowiem tak, by państwo nie musiało rodzinom pomordowanych płacić odszkodowań ani też wypłacać rent żyjącym ofiarom reżimu Franco. A przecież sprawiedliwość nie kończy się na godnym pochówku zamordowanych, wymagałaby również rozstrzygnięcia takich spraw, jak np. zwrot zagrabionego po wojnie domowej majątku partii politycznych czy związków zawodowych.

Ponad trzydzieści lat trzeba było czekać, by ekshumować i pochować ofiary frankizmu. Dzięki ustawie nie powtórzy się też już to, co zdarzyło się niedawno w Walencji. Gdy frankiści zdobyli miasto, rozstrzelali tam dwa tysiące republikanów, których pochowano w masowym grobie na cmentarzu miejskim. Przed dwoma laty prawicowe władze Walencji postanowiły poszerzyć teren cmentarza, niwelując przy okazji ów grób. Pojawiły się spychacze, ale pojawili się również ludzie protestujący przeciw tej decyzji. Władze dopięły jednak swego i poszerzyły cmentarz, ale protestującym udało się z kolei umieścić tam tablicę ku czci ofiar reżimu. Dziś podobny skandal byłby już nie do pomyślenia.

Czy ustawa rozwiąże wszystkie problemy z pamięcią? A czy jakakolwiek ustawa może coś w tej materii zmienić? Połowa Hiszpanów uważa ją za zbędną, bojąc się jej konsekwencji, druga połowa nie podważa jej sensu, ale nie wie, czy w rozliczeniach z przeszłością należy iść do końca.

Do końca - czyli?

Chodzi przede wszystkim o przerwanie zmowy milczenia. Zmowa ta dotyczy zarówno zbrodni popełnionych przez frankistów, jak i przez republikanów. Przez ostatnie trzydzieści lat nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za mordowanie przeciwników politycznych. Dlatego ustawa budzi strach, że ktoś w końcu może taką odpowiedzialność ponieść. Czy tak się stanie, tego nie wiem. Dla mnie najważniejsze jest to, abyśmy przestali zamiatać prawdę pod dywan i mieli odwagę spojrzeć jej w oczy. Dlatego napisałem "Za worek kości".

Pracując nad powieścią, starałem się dotrzeć do materiałów archiwalnych dotyczących frankistowskich obozów koncentracyjnych. Jak pan myśli: z jakim skutkiem? Takie materiały po prostu nie istnieją, próżno też szukać opublikowanych wspomnień, poza wspomnianą książką autorstwa starego człowieka z Mirandy; dlatego tak mnie zainteresowały świadectwa polskich jeńców. Próbowałem odnaleźć świadków pamiętających obóz: nie chcą mówić dawni więźniowie, nie chcą mówić rodziny zamordowanych w Mirandzie republikanów, no i rzecz jasna o swoich zbrodniach nie zamierzają opowiadać ci, którzy je popełnili. Kompletna cisza!

Boimy się przeszłości, choć skłamałbym, mówiąc, że boimy się wszyscy. Sam urodziłem się kilka lat po wojnie, ale moja młodość przypadła na ostatnie lata dyktatury Franco, więc o tym, co się działo w mojej rodzinnej Barcelonie u schyłku lat 30. i z początkiem 40., wiem dzięki przekazom rodzinnym, choćby wspomnieniom moich wujów, którym zadedykowałem ,,Za worek kości". Nie jest to bowiem powieść wyłącznie o obozie w Mirandzie, ale i o ówczesnej Barcelonie.

Pańska powieść ukazała się w Hiszpanii w 2005 roku, gdy rząd pracował już nad wspomnianą ustawą...

Zacząłem ją pisać znacznie wcześniej, gdy zaktywizowały się ruchy obywatelskie poszukujące mogił ludzi zaginionych podczas wojny. Młodzi nie respektują zmowy milczenia, ich ta niepisana umowa nie dotyczy, żądają prawdy i stać ich na umieszczenie tablicy upamiętniającej ofiary obozu w Mirandzie. Młode pokolenie występuje w imieniu swoich ojców i dziadów, sprawiając kłopot politykom.

Jak przyjęto w Hiszpanii Pańską powieść?

Wydawało mi się, że wkładam kij w mrowisko, ale większość sądzi, że mrowisko nie istnieje. Owszem, omawiano ją w środowiskach elity, rozmawiam o niej, spotykając się np. ze studentami, ale nie doczekała się uwagi szerokiej publiczności. W Hiszpanii zresztą niewiele się czyta, zajmujemy ostatnie miejsce pośród państw unijnych pod względem czytelnictwa. Książki ukazują się w niskich nakładach i nie wywołują wielkich debat. Ludzie cieszą się życiem, wolnością i niezbyt interesują się przeszłością, a społeczeństwo staje się amorficzne...

Ale powieść Javiera Cercasa "Żołnierze spod Salaminy", której tematem jest również wojna domowa, osiągnęła nakład miliona egzemplarzy!

Owszem, ale włącznie z przekładami; no i nie zapominajmy, że ta znakomita proza swoją popularność zawdzięcza również ekranizacji. Moja powieść osiągnęła w Hiszpanii nakład piętnastu tysięcy, ale wkrótce zostanie wydana w Stanach Zjednoczonych. Czasy są trudne, ale nie ma co narzekać i wyrzekać się pisania, bo tylko dzięki literaturze możemy przebywać w takim obszarze prywatności, jakiej nie zapewni nam ani kino, ani teatr.

LluÍs-Anton Baulenas, urodzony w 1958 r. w Barcelonie pisarz kataloński, ma w swym dorobku wiele sztuk teatralnych, scenariuszy filmowych i kilka powieści, pośród których największe uznanie przyniosła mu trylogia o hiszpańskiej wojnie domowej, przed dwoma laty uhonorowana Nagrodą im. Ramona Llulla. Do tej trylogii należy właśnie wydana u nas powieść "Za worek kości", której akcja dzieje się w ostatnich latach Republiki i pierwszych latach rządów generała Franco. Zapewne nie dorównuje ona dziełu innego Katalończyka - Javiera Cercasa, czyli ,,Żołnierzom spod Salaminy" (nb. Baulenas pisze po katalońsku, Cercas po hiszpańsku), ale nie sposób odmówić jej wartości - jest sprawnie napisana i czyta się ją z przejęciem, zwłaszcza gdy się pamięta o polskich więźniach obozu w Miranda de Ebro...?

Lluís-Anton Baulenas, Za worek kości, przeł. Anna Sawicka, Kraków 2008, Wydawnictwo Literackie

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (27/2008)