Cały naród czyta dzieciom

Nic nie zapowiadało katastrofy, kiedy ośmielony nagim torsem Janusza Głowackiego złożyłem swoje zmęczone ciało na gorącym piasku kurortu. Wspaniały dramaturg, którego ani upływ czasu, ani brzydkie kobiety zwykły się nie imać, właśnie w sąsiednim grajdole zaczął objaśniać ognistej brunetce zawiłości konstrukcyjne "Króla Edypa, kiedy z pobliskiej estrady zabrzmiał aksamitny głos Doroty Stalińskiej...

20.03.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Wielka polska aktorka liryczna zaczęła czytać najsłynniejszą baśń Andersena, otoczona chmarą dzieciaków, mocno znudzonych sypaniem piaskiem w oczy niedocenianych polskich dramaturgów, którzy z zawiścią z pobliskich wydm podpatrywali przez lornetki chyżość, z jaką Janusz Głowacki, uporawszy się już z rozpoznaniem, zmierzał nieuchronnie do zasupłania konfliktu tragicznego. I wtedy właśnie poczułem, że tracę grunt pod nogami.

Nie czytałem "Calineczki" od dawna. Z dzieciństwa pamiętałem jakieś mętne szczegóły o ropuchu i krecie, którym szalenie zazdrościłem, bo chcieli poślubić śliczną dziewczynkę (co w końcu się zdarza nie tylko w literaturze), ale nic ponadto. Przez całe lata poszukiwań ślicznej dziewczynki nie pamiętałem o tej baśni, kiedy więc Janusz Głowacki, głaszcząc się refleksyjnie po pięknie naoliwionym torsie, dochodził powoli, acz nieodwołalnie, do katharsis, ja zacząłem wsłuchiwać się w kojący głos Doroty Stalińskiej.

Myślicie, że znacie Andersena? To posłuchajcie. "Była pewnego razu kobieta, która bardzo bardzo pragnęła mieć malutkie dziecko, ale nie wiedziała skąd je wziąć". To najbardziej wstrząsający początek dzieła literackiego, jaki znam. To, że "ogary poszły w las", to betka, bo gdzie niby mają pójść ogary? Do komisji śledczej? Albo inny początek: "Gdy Gregor Samsa obudził się z niespokojnych snów, stwierdził z niepokojem, że zmienił się w robaka". To akurat też nic dziwnego, bo stwierdza to codziennie każdy facet po czterdziestce, zanim nałoży na siebie maseczkę odmładzającą. Ale żeby mówić dzieciom, że dorosła kobieta nie wie, skąd wziąć dziecko? "Mamusiu, a skąd ja się wzięłam?" - pyta córeczka znudzona czyta niem Henry'ego Millera, a mamusia odpowiada: "Ach, wiesz, nie bardzo wiedziałam, co zrobić, więc poszłam do sklepu makrobiotycznego, kupiłam ziarno jęczmienia, posadziłam, potem z tego wyrósł tulipan, a potem już było po herbacie". Pomijam drobną komplikację botaniczną, którą można oczywiście zlekceważyć, bo tylko niektórzy poeci znają różnicę między jęczmieniem a tulipanem, ale jednak sam problem zostaje.

I jest to problem poważny. Oto bowiem okazuje się, że niewiedza biednej kobiety nie jest przypadkowa, albowiem dziecko rodzi się z pocałunku, który nigdy o mężczyźnie nie słyszał. Słuchając łagodnego głosu Doroty Stalińskiej zrozumiałem ze zgrozą, że "Calineczka" to baśń o tym, jak pozbyć się mężczyzn z życia kobiet, dla których facet jest facetem tylko wtedy, kiedy jest kobietą. Jak wiadomo, Calineczkę porywa wstrętna ropucha i w ten sposób zaczyna się tułaczka maleńkiej dziewczynki. Calineczka, choć ledwo przyszła na świat, nie wzbrania się przed małżeństwem, jednak zdecydowanie odrzuca myśl, by mogli ją poślubić ropuch, chrabąszcz i kret, wysłannicy brudnych i mrocznych żywiołów wody i ziemi. Calineczka jest tak piękna i delikatna, że jakiekolwiek zetknięcie z dotkliwą materią sprawia jej przykrość. Jedynie motylek i jaskółka, istoty wyzwolone spod przykrego prawa grawitacji, przynoszą obietnicę szczęścia, prawdziwe zaś spełnienie dziewczynka znajdzie w ciepłych krajach, gdzie, zaniesiona na grzbiecie jaskółki, pozna wreszcie wymarzonego kochanka i będzie jej - wedle słów jaskółki - "tak dobrze, jak tylko sobie można wymarzyć". Kim jednak będzie ów upragniony mąż? Duszek kwiatów, "maleńki człowieczek, tak biały i przezroczysty, jak gdyby był zrobiony ze szkła".

Gdy umilkł już biały i przezroczysty głos Doroty Stalińskiej, długo nie mogłem dojść do siebie. Obok mnie nie było już niestety Janusza Głowackiego, który najwyraźniej uporawszy się z niełatwym problemem starożytnego fatum, postanowił zmienić strategię z bardziej wykładowej na bardziej warsztatową i zniknął, pozostawiając po sobie zawiedzione spojrzenie żądnych życia czytelniczek Magdaleny Tulli. Nie było jedynego pisarza na tej plaży, który objąłby mnie silnym męskim ramieniem i powiedział głosem stanowczym, choć nie wolnym od literackich aluzji: "Pieprz jaskółki. Prawdziwe życie jest gdzie indziej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teoretyk literatury, eseista, krytyk literacki, publicysta, tłumacz, filozof. Dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada w Krakowie. Stefan and Lucy Hejna Family Chair in Polish Language and Literature na University of… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2006