Byliśmy uchodźcami

Żywa Ewangelia jest możliwa wtedy, kiedy spotykamy konkretnych ludzi z ich imionami, historiami, traumami. Wtedy już nie ma znaczenia, skąd są – uważa ks. Grzegorz Michalczyk.

05.07.2021

Czyta się kilka minut

Waha, Milana oraz troje z piątki  ich dzieci. Warszawa, 13 czerwca 2021 r. / JACEK TARAN
Waha, Milana oraz troje z piątki ich dzieci. Warszawa, 13 czerwca 2021 r. / JACEK TARAN

Przed kościołem św. Andrzeja Apostoła w Warszawie, znanym jako kościół środowisk twórczych, zbierają się kobiety z dziećmi. Ich kolorowe, obszerne spódnice odróżniają je od spieszących się mimo niedzieli warszawiaków. Niektóre z nich są w hidżabach, jedna w nikabie – przyciąga to ciekawskie spojrzenia. W kościele trwa jeszcze msza. Z głośnika płyną słowa przypadającej na tę niedzielę Ewangelii: „Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wie jak” (Mk 4, 26-34).

Kościelna parapetówka

Waha ma 40 lat, jego żona Milana jest nieco młodsza. Do Polski przyjechali jedenaście lat temu z Czeczenii przez Finlandię. Od tej pory ani razu nie byli w ojczyźnie. Przez te lata tułali się po ośrodkach i podnajmowanych kątach. Od sześciu lat mieszkają na warszawskiej Pradze – dwie osoby dorosłe, pięcioro dzieci – na wynajętych 19 metrach kwadratowych. Najmłodsza Mariaszka urodziła się już w Polsce. Waha mówi: – Jak idę spać, to materac pod stołem rozkładam.

Ostatnie sześć lat minęło im nie tylko na życiu w ciasnocie, ale też na urzędowych pielgrzymkach o przyznanie mieszkania komunalnego. Żeby mieszkać w godnych warunkach, musieli przejść sądową batalię. W końcu się udało, sąd administracyjny pierwszej i drugiej instancji przyznał im rację – mieszkanie się należy.

– Na razie mamy maleńką kuchnię, Waha tam śpi, a ja w pokoju z piątką dzieci. Teraz jestem już bardzo, bardzo szczęśliwa – mówi Milana. – Nie mogę się doczekać, kiedy się przeprowadzimy.

Do wyboru mieli dwa mieszkania socjalne: 69 metrów (trzy pokoje) i 97 metrów (cztery pokoje). – Wybraliśmy to większe, bo będziemy mogli do niego też zabrać mamę – mówi Waha.

W Polsce pracuje jako spawacz. Uprawnienia zrobił jeszcze w Czeczenii, a tutaj udało mu się uzyskać polski certyfikat. Dzięki temu może pracować legalnie, i to w swoim zawodzie. W Czeczenii rodzina Wahy była prześladowana. W pierwszej wojnie zabito dwóch braci jego matki. Jego starszy brat walczył w czeczeńskiej partyzantce. – Ja byłem wtedy jeszcze za młody do walki, ale pomagałem im dostarczać jedzenie, broń. Potem brat zaginął, nie udało się go odnaleźć, a w drugą wojnę Ruscy przyszli też po mnie. Porwali mnie z mieszkania w Groznym. Przez dwa dni byłem bity i przesłuchiwany. W tym czasie zniszczyli zupełnie moje mieszkanie. Gdy mnie wypuścili, to wpisali w dokumenty, że to była kontrola paszportowa. Dlatego kiedy tylko nadarzyła się okazja, to wziąłem żonę, dzieci i uciekliśmy do Polski. Mojego wujka torturowano sześć miesięcy, a nie brał w ogóle udziału w działaniach wojennych, był ochroniarzem w prywatnej firmie, fabrykę pilnował. Nie chciałem podzielić jego losu.

Siejemy w ramadan

Marina Hulia, działaczka społeczna, laureatka nagrody im. księdza Józefa Tischnera, od lat opiekuje się społecznością czeczeńską w Warszawie. Uczy ich odnajdywać się w nowej ojczyźnie, ale też tego, że chociaż sami niewiele mają, to ciągle mogą się dzielić z tymi, którzy mają jeszcze mniej. Stąd wspólne akcje – dla bezdomnych z altanek działkowych, dla samotnych babć w domach spokojnej starości. Wszędzie tam, gdzie uchodźczynie z Czeczenii mogą zanieść swoją empatię i przyjaźń.

Marina na Facebooku prowadzi profil „Dzieci z Dworca Brześć” – zamieszcza tam relacje ze spotkań, akcji charytatywnych i codziennego życia swoich podopiecznych. – W ramadan zawsze organizowałam zbiórki żywności, darów dla moich Czeczenek w szkołach i teatrach. Był lockdown, wszystko zamknięte, gdzie się starać? Gdzie zbierać? Moja przyjaciółka Wiola z jednej z telewizji powiedziała mi wtedy: „wiesz, jest taki fajny ksiądz w kościele środowisk twórczych przy placu Teatralnym, Grzegorz Michalczyk się nazywa, zadzwoń do niego, on pomoże”. Zadzwoniłam i to był strzał w dziesiątkę – wspomina Marina.

Ksiądz Michalczyk ogłosił zbiórkę z ambony. Zebrano mnóstwo jedzenia, słodyczy, jakieś sprzęty do kuchni. Marina się cieszyła: – Moje czeczeńskie córki będą miały ramadan taki, jak nakazuje ich tradycja. Na bogato!

Ziarno zostało zasiane po raz pierwszy.

Lezginka pod kościołem

Teraz nadarza się okazja, by się odwdzięczyć. Waha i Milana dostali od miasta nowe, duże mieszkanie. Będą mogli opuścić swoją ciasną klitkę na Pradze i się przeprowadzić. Milana: – Jak weszłam pierwszy raz, to nie chciałam wychodzić. Administrator zostawił nas samych, oglądaliśmy je prawie godzinę, po dziesięć razy każdy pokój – tu będą dziewczynki, tu chłopcy, tu mama. A najmniejsza Mariaszka jeszcze będzie z nami. 97 metrów to prawie jak pałac!

Msza dobiega końca, ale wierni niezbyt chętnie idą do domu. Ksiądz Michalczyk już ogłosił, że po mszy będzie impreza. Wprawdzie Milana i Waha jeszcze nie mają kluczy, ale parapetówkę można zrobić już teraz. Na placu przed kościołem szybko pojawiają się stoły, a na nich momentalnie wyrastają miski i garnki pełne kaukaskich przysmaków – manty, czepałgasz, chałwa, miodownik, a do tego przepyszne sałaty i sosy. Aktorka Maja Komorowska, która jest stałą uczestniczką mszy w kościele św. Andrzeja, biega pomiędzy ludźmi, rozdaje widelce, chusteczki i nawołuje: „Jedzcie to wszystko, jedzcie, to jest przepyszne!”.

Ksiądz ustawia telefon na statywie, ktoś go woła, żeby też się częstował. – Nie mogę, robię relacje na Facebooka, a zaraz kolejna msza – odpowiada. A po chwili, pytany o całe wydarzenie, mówi w biegu: – Czuję się z tym, co się tu dzieje, wspaniale. A jeśli komuś to się nie podoba, to niech znajdzie jakieś argumenty przeciwko. Ja ich nie widzę.

Potem jeszcze zabawa. Chłopcy przynieśli duży głośnik na baterie, łączą go z telefonem. Placyk rozbrzmiewa mocną, skoczną muzyką. To lezginka – kaukaski taniec ludowy. Czeczeńskie tańce są bezkontaktowe, partnerzy nie mogą się dotykać. Kobiety poruszają się delikatnie, niemal płynąc nad ziemią, falując zwiewnie ramionami, a mężczyźni tupią i podskakują, jakby mieli zaraz stoczyć walkę o serce ukochanej. W szerokim, gęsto ­stłoczonym kręgu iskrzący taniec i muzyka rozgrzewają spojrzenia. Nikt nie czuje zimnego wiatru, nikt nie patrzy na to, że zbiera się na deszcz. Młodzi Czeczeni zachęcają do tańca też Polaków. Pierwsza przykład daje Maja Komorowska. Tańczy po swojemu, ale bije od niej taka sama radość jak od czeczeńskich mam. Na koniec Milana i Waha dostają od księdza Grzegorza zmywarkę. Urządzenie mieści się w kopercie i złożyli się na nią członkowie wspólnoty kościoła środowisk twórczych. Łzy wzruszenia płyną po obu stronach. Ziarno zostało zasiane po raz drugi.

Zbieramy plon

Ks. Grzegorz Michalczyk wspomina swoje pierwsze spotkanie z Mariną i grupą czeczeńskich mam. – O grupie „Dzieci z Dworca Brześć” i historii mam z Czeczenii słyszałem już wcześniej. Kiedy Marina zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc na ramadan, to bardzo się ucieszyłem. Chciałbym, żeby ta nasza współpraca się na tym nie skończyła, tylko żeby to było coś trwałego – bo na takim spotkaniu zyskują obie strony. Mam bardzo dobre zdanie o wiernych, którzy przychodzą do naszego kościoła, ale i tak ich hojność i entuzjazm mnie niesamowicie zaskakują.

Ksiądz Michalczyk zapewnia, że czuje się niezręcznie, kiedy podziękowania składa się tylko jemu. – Zasługują na nie wszyscy, którzy przychodzą do tego kościoła. To przecież zupełnie normalne, że bliźni sobie pomagają. Jeśli ktoś uważa, że takie wydarzenie jest czymś nadzwyczajnym, to znaczy, że nie jest dobrze – dodaje ksiądz Grzegorz. – To, czy ktoś jest katolikiem, czy muzułmaninem, czy niewierzącym, jest kwestią w tym kontekście nieistotną. Problem pojawia się wtedy, kiedy człowiekowi wyłącza się racjonalna ocena rzeczywistości, a włącza strach. To jest bardzo smutne, że strachu używa się jako broni w walce politycznej, bo to zamyka w nas ufność. I w momencie, kiedy ktoś słyszy hasło „czeczeńscy muzułmanie” i ma przed oczami wykreowane obrazy dżihadystów, którzy marzą o tym, żeby podrzynać gardła chrześcijanom, to nie jesteśmy w stanie racjonalnie ocenić rzeczywistości. Dopiero gdy spotykamy żywego człowieka, rodzą się więzi, a wyobrażenia przepadają. Spotykamy konkretnych ludzi z ich imionami, historiami, często z traumami. Wtedy już nie ma znaczenia, skąd są. I to jest żywa Ewangelia.

Po chwili dodaje: – Pan Jezus nie dzielił ludzi na tych, którzy pochodzą stąd lub stamtąd, tylko mówił o miłości do wszystkich. Jeśli w tym świecie Kościół katolicki nie będzie znakiem takiej miłości, to kto ma być? Pan Bóg działa przez innych ludzi, działa przez okazje, które stwarza. Ważne jest, żeby dostrzegać szansę na wprowadzenie Ewangelii w życie. Przecież gdyby nie Marina, to może to wszystko u nas też by się nie zadziało. Można te okazje wykorzystać lub zmarnować, a ja jestem przekonany, że nam udało się je dobrze wykorzystać.

W Polsce jak w domu

Milana i Waha ze wzruszeniem pakują prezenty. Na przeprowadzkę muszą poczekać jeszcze kilka tygodni. Trzeba dopiąć formalności, podpisać umowy, spisać protokół przekazania mieszkania. Ale już teraz są wdzięczni za to, co spotyka ich w Polsce.

– Ja na tych dziewiętnastu metrach pod stołem czuję się lepiej niż w Czeczenii – mówi Waha. – Nic tu nie grozi mojej rodzinie, nikt mnie nie chce torturować. Z Polakami żyję w zgodzie. Jak się jest pracowitym i uczciwym, to z każdym można dobrze żyć. Mam nadzieję, że dożyję czasu, że Czeczenia będzie niepodległym państwem, wtedy chciałbym tam wrócić. Na razie się boję – niedawno pojechał tam syn mojego kuzyna i od razu trafił do więzienia. Bardzo chcę podziękować Polakom za przyjaźń i pomoc. Nie czuję się już uchodźcą, czuję się tutaj jak w domu. Mój syn uprawia sport, jest zapaśnikiem, jeździ na mistrzostwa Polski, Europy i ma duże sukcesy – w Czeczenii to nie byłoby możliwe. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Fotoreporter i dziennikarz, fotoedytor „Tygodnika Powszechnego”. Jego prace publikowane były m.in w „Gazecie Wyborczej”, „Vogue Polska”, „Los Angeles Times”, „Reporter ohne Grenzen”, „Stuttgarter Zeitung”. Z „Tygodnikiem” współpracuje od 2008 r. Jest też… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2021