Buty Carrie Bradshaw

Wśród wielu książek ostatnio reklamowanych miejsce wyeksponowane zajmuje dziełko zatytułowane "Szminka w wielkim mieście". "Magnetyzujący Nowy Jork, eleganckie salony, pokazy mody, wielkie pieniądze. Spektakularne sukcesy i druzgoczące porażki, życie na najwyższych obrotach. W takiej właśnie scenerii umieszcza swoje bohaterki Candace Bushnell". Tak pisze o swojej książce wydawnictwo Znak, dodając, że bohaterkami są "piękne, bogate, samodzielne kobiety poszukujące spełnienia i miłości". Czy jest coś piękniejszego na tym świecie? Moim zdaniem nie, chyba że widok zapłakanego Andrzeja Seweryna wychodzącego z pokazu własnego filmu albo Zbigniewa Mentzla zahipnotyzowanego wynikami sprzedaży "Wszystkich języków świata".

29.09.2006

Czyta się kilka minut

Bogate kobiety szukające spełnienia zawsze znajdą miejsce w moim sercu, byłem więc wielkim fanem poprzedniego bestsellera Candace Bushnell, "Seks w wielkim mieście". Wraz z milionami Amerykanów uczestniczyłem nawet w wydarzeniu, jakim było doprowadzenie do końca dziejów czterech mieszkanek Manhattanu. Był luty 2004 roku i z moją przyjaciółką Friedą Landau już od rana rozmawialiśmy tylko o jednym: co zrobi Carrie Bradshaw? Zostanie w Paryżu z Petrowskim, specem od artystycznych instalacji świetlnych, wróci do Nowego Jorku z Mr. Bigiem, który na pewno ją kocha, skoro poleciał po nią do Paryża, czy też wybierze niezależność i wróci na Manhattan (który naprawdę jest jej kochankiem) do swoich trzech przyjaciółek, Mirandy, Samanty i Charlotty, które na nią wiernie czekają?

Siedzieliśmy więc z Friedą przy śniadaniu i nie mogliśmy się skupić na tostach, bo przecież wieczorem wszystko miało się rozstrzygnąć. O ósmej wieczór mieliśmy obejrzeć ostatni odcinek "Sex and the City". Nie cierpiałem tego bubka Petrowskiego, którego grał inny bubek, Michaił Barysznikow; nie przepadałem za Mr. Bigiem, ale bliżej mi było do właściciela winnicy w Napa Valley, który pewnie nie czytał nigdy żadnego wiersza, niż do rosyjskiego snoba w Nowym Jorku, który czyta przy kominku Brodskiego w angielskim przekładzie (czy nie lepszy byłby "Eugeniusz Oniegin" w czterotomowym przekładzie prozą Nabokova, z komentarzami? Wtedy bym może uwierzył w Petrowskiego).

Siedzimy więc z Friedą przy spalonych tostach i wspominamy. Bo to przecież już sześć lat... Kim były cztery Amerykanki po trzydziestce, które zawładnęły kobiecą (i moją) wyobraźnią? Numer jeden: Carrie Bradshaw, pisze raz w tygodniu felietony o seksie do nowojorskiego dziennika, jest niezależna finansowo, ale przecież nie na tyle, żeby pozwolić sobie na cotygodniowe zakupy na Piątej Alei (tu scenarzyści przesadzili), skacze od związku do związku, w żadnym nie może wytrwać i nawet kiedy znajduje idealnego faceta, rzuca go (bo nie może rzucić palenia), wraca do Biga i znów wpada w kocioł zejść i rozstań z typem, który ma ją na każde zawołanie. Jej pasją są buty (wszystkie razem warte, jak sama obliczyła, 40 000 dolarów, najlepiej jeśli są od Manolo Blahnika, mitycznego kreatora obuwia; w jednej ze scen uliczny złodziej kradnie jej ulubione sandały od Blahnika, co nadaje zwykłemu rabunkowi cechy kosmicznej katastrofy), buty, po które biegnie natychmiast po rozpadzie kolejnego związku.

Numer dwa: Samantha Jones, właścicielka jednoosobowej firmy PR obsługującej nowojorskie celebrities, demon seksu, kocha się z wszystkimi i wszędzie, od swojego biurka przez windę po remizę strażacką, buzia niewyparzona, mężczyzna jest dla niej jedynie małym człowieczkiem przyczepionym do - oby! - znacznie większego członka. Gdy jednak dopada ją zwykła grypa, żaden z jej kochanków nie chce jej pomóc, bo też do żadnego nie dzwoniła w innym celu niż seks.

Numer trzy: Miranda Hobbes, agresywny partner (rodzaj męski koniecznie) w firmie prawniczej, pracoholiczka, najbardziej przestraszona możliwym związkiem z mężczyzną, wstydzi się poprosić kogokolwiek o pomoc, uważa, że kobieta jest doskonale samowystarczalna, boi się zakochać, bo lęka się swej słabości. Jest związana z barmanem, który ją wielbi (prawdę powiedziawszy, nie wiem za co), choć ona nie wierzy, że on może wygrać milion dolarów w konkursie koszykarskim na celny rzut z połowy boiska (i niestety ma rację).

Numer cztery: Charlotte York, pruderyjna panna z zasadami wstydząca się własnego ciała (choć inne kobiety dałyby się, to cytat z filmu, zabić za jej piersi), zrobi wszystko, żeby uniknąć konfliktu, wierzy święcie, że gdy tylko wszystko zrobi perfekcyjnie, to spotka ją zasłużona nagroda za to, że była grzeczną dziewczynką. Wierzy w to, co się powinno robić, i robi to, w co powinna wierzyć.

Siedzimy z Friedą przy przypalonej owsiance i przebijamy się we wspomnieniach. Cztery przyjaciółki spotykają się w kawiarniach, w restauracjach, na przyjęciach (na jednym z nich Samantha mówi: "I don't believe in the Republican Party, or the Democratic Party. I just believe in parties"), w dyskotekach, barach, saunach, za każdym ujęciem noszą inne ciuchy i rozmawiają o wszystkim, przede wszystkim o tym, jak wygląda życie kobiet, które ośmieliły się czerpać radość z życia w pojedynkę, radość z seksu, o którym mówią tak, jak nie mówi się w telewizji. Ale z biegiem lat rozmowy o seksie ustępują miejsca poważniejszym problemom, a romanse przekształcają się w poważne związki.

Miranda zachodzi przypadkowo w ciążę, wychodzi za mąż za swojego barmana i - o zgrozo - przenosi się na Brooklyn, co dla kogoś, kto nie wyobraża sobie życia poza Manhattanem, jest trzęsieniem ziemi. Zaczyna wierzyć w innych i pozwala innym wierzyć w nią. Staje się bardziej ludzka i mniej zapatrzona w swoją pracę. Samantha zapada na raka piersi ("Samantha, świetnie wyglądasz! - Dziękuję, mam raka"), przechodzi chemioterapię, zaczyna mieć nieznośne objawy menopauzy i wiąże się, tak przynajmniej to wygląda, ze znacznie młodszym mężczyzną, idolem nastolatek, który nie waha się ostrzyc własnej głowy, by ją podtrzymać na duchu. Charlotte okazuje się bezpłodna, po nieudanym małżeństwie z bogatym dziedzicem (świetny Kyle MacLachlan) wiąże się z kochającym ją mężczyzną, najpierw przygarnia pieska (nazwanego pieszczotliwie Elizabeth Taylor; podobieństwo uderzające), który na złość swojej pani zachodzi w ciążę, a potem zaczyna wypełniać papiery adopcyjne. Na końcu adoptuje malutką Chinkę.

I tylko Carrie się nie zmienia i kupuje kolejną parę butów (ale z czego żyje, się pytam, z czego żyje? Kto płaci rachunki?). Dlaczego pojechała za tym bubkiem Petrowskim do Paryża, skoro wszyscy od początku wiedzieli, że ona w ogóle do niczego nie jest mu potrzebna? Bo taka właśnie jest Carrie: chce, żeby wszyscy wierzyli w jej szczęście, nawet jeśli ona sama w nie nie wierzy. Gdyby nie kupowała butów, można byłoby wierzyć w jej fatalny los, ale przecież buty to łatwo rozpoznawalny symptom ucieczki: popatrz, czy twoja ukochana szaleje za butami, a będziesz wiedział, czy chce zostać przy tobie na zawsze.

Jest 22 lutego 2004 roku. Słońce ogrzewa ośnieżone brzegi jeziora Michigan, siedzimy z Friedą przy zimnych parówkach i rozmyślamy o bogatych kobietach szukających spełnienia. Do ósmej wieczór jeszcze cały dzień. Kogo wybierze Carrie, Pana Dużego czy Pana Małego? Od pamiętnych scysji Settembriniego z Naphtą żadna z - jak by to powiedział Witkacy - rozmów istotnych nie wzbudziła we mnie tylu emocji. Jak się to wszystko skończyło, opowiem za tydzień.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teoretyk literatury, eseista, krytyk literacki, publicysta, tłumacz, filozof. Dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada w Krakowie. Stefan and Lucy Hejna Family Chair in Polish Language and Literature na University of… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2006