Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiepskim pocieszeniem dla wściekłych Kazaszek i Kazachów był fakt, że szejkowie pomylili także hymn Serbii, gdyż pomylony hymn Serbii (podobny bodajże do polskiego) zapewne nie zawierał perełek w stylu „Kazachstan jest największym producentem potasu / inne kraje mają gorszy potas / inne kraje rządzone są przez małe dziewczynki”. Nie trzeba dodawać, że Kazachstan zyskał na świecie jakąkolwiek rozpoznawalność dopiero po filmie „Borat”. To samo można powiedzieć o hymnie lidera produkcji potasu, choć warto wspomnieć, że wersja oryginalna jest jeszcze lepsza, gdyż została poprawiona przez samego Nursułtana Nazarbajewa, który dopisał to i owo.
Przypadek urażonej Kazaszki skłonił mnie do zadumy nad fenomenem hymnu, tak namiętnie śpiewanego z okazji sportowych. Niemcy nie śpiewają pierwszych dwóch zwrotek swego prawdziwego hymnu, my zaś śpiewamy właściwie tylko dwie pierwsze. Niemcy nie śpiewają, że są ponad wszystko na świecie oraz że niemieckie kobiety i niemieckie wino to jest to. Nic dziwnego, że część zdesperowanych bundesfutbolistów recytuje w tym czasie Koran. Z kolei Chilijczycy mają najdłuższe intro instrumentalne, więc na stadionie właściwie nie mają szansy na otwarcie ust.
I może to jest jakaś szansa na przyszłość. Przecież jest „Aux armes, et caetera” Serge’a Gainsbourga, hymn amerykański w wersji Hendrixa oraz oczywiście miks Marsylianki, Mazurka Dąbrowskiego i wszystkich innych w wykonaniu Edyty Górniak. A także przewrotna pieśń Ryszarda Tymona Tymańskiego o tym, czego nie pozwolimy robić orłu. Do usłyszenia na następnych zawodach w Kuwejcie.