Bóg pod ludzkim prawem

Jezus powołał swoich uczniów do zostawienia wszystkiego w sposób radykalny, ale nie oznacza to, że powołał ich do samotności, izolacji czy klauzury.

12.04.2011

Czyta się kilka minut

Nie będzie żony, nie będzie dzieci, nie będę dla nikogo jedynym, i nie warto pytać, co zamiast" - pisał o. Wacław Oszajca ("TP" nr 9/11). Jednym z pytań, leżących u podstaw chrześcijaństwa, postawionym w księgach kanonicznych, i to przez samego Piotra, jest takie: "Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?" (Mt 19, 27). Piotr, człowiek żonaty, ojciec rodziny, ma wiele do stracenia. Ma poczucie wartości, której się wyrzeka i która domaga się usprawiedliwienia, wręcz rekompensaty.

Odpowiedź Pana dla tych, którym powołanie dla służby Królestwa Bożego kojarzy się z samotnością, może być zaskakująca: "Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym" (Mk 10, 29-30). Obecne w tekście tak silnie brzmiące "w tym czasie" i "stokroć więcej" może wywołać niepokój zwłaszcza u tych, którzy przyzwyczaili się szukać rekompensaty w przyszłym życiu.

Te, wydawałoby się zbędne dla naszej religijności, dodatki słowne czynią jasną intencję Jezusa. Powołał On swoich uczniów do zostawienia wszystkiego w sposób radykalny - "Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże!" (Łk 9, 60), ale nie oznacza to, że powołał ich do samotności, izolacji czy klauzury. Nie taki sens ma naśladowanie Chrystusa. Czy będzie to naśladowanie w kapłaństwie powszechnym, np. w małżeństwie, czy w kapłaństwie służebnym - nie jest to wyrok skazujący na samotność. W przypadku małżeństwa jest to jasne, w kapłaństwie już nie tak oczywiste.

Narzucona bezżenność

Z całą pewnością nie mamy do czynienia z etosem dwóch pięter. Chrystus nie żąda od jednych więcej niż od pozostałych. Wszystkich równo wzywa do doskonałości. Od małżonków wymaga radykalnej wierności, nawet w spojrzeniach i pragnieniach (por. Mt 5, 28), od posłanych (apostołów) wymaga absolutnej wierności w głoszeniu Ewangelii - "darmo otrzymaliście, darmo dawajcie" (Mt 10, 8). Co w takim razie z samotnością, która może stać się ciężarem nie do uniesienia? Czy to jest właśnie owo jarzmo słodkie i brzemię lekkie (por. Mt 11, 30)? Byłaby to raczej ironia wobec ludzkiej natury!

Celibat nie jest w sposób istotny wpisany ani w powołanie do kapłaństwa służebnego, ani do apostolstwa w ogóle. Symbioza posługi z celibatem, tak głęboko obecna w tradycji łacińskiej, jest przede wszystkim bardzo praktycznym rozwiązaniem. Na pierwszym miejscu nie chodzi tu wcale o Królestwo Boże. Tak jest po prostu łatwiej organizować duszpasterstwo.

Według słów Chrystusa charyzmat bezżenności dla Królestwa Bożego jest dany tylko tym, którzy to pojmują (Mt 19, 11). W Kościele zachodnim stał się wymogiem sine qua non kapłaństwa. Tym samym Kościół nie tylko sprowadza powołanie do posługi, ale również wymaga uzdolnienia, w które może wyposażyć tylko Bóg. Co mają zrobić powołani do służby w Kościele, którzy tego charyzmatu nie otrzymali? Czyżby Bóg, jak kandydaci do prezbiteratu, podlegał prawu kanonicznemu i mocą kanonu 1037. (nakładającego na kandydatów do święceń wyższych obowiązek przyjęcia celibatu) udzielał charyzmatu życia w celibacie?

Znaczący jest fakt, że dla ustawodawcy to "obowiązek". Sobór Watykański II potwierdził potrzebę celibatu. Przekonujące jest również jego uzasadnienie: aby powołani "łatwiej niepodzielnym sercem (1 Kor 7, 32-34) poświęcali się Bogu" (KK 42). Należałoby jednak dodać: jeżeli faktycznie taki dar otrzymali.

Uzasadnienie teologiczne celibatu, które znajdujemy w encyklice "Sacerdotalis caelibatus" Pawła VI czy w adhortacji Jana Pawła II "Ecclesia in Europa", nie zmienia faktu, że to nie Kościół powołuje i udziela darów charyzmatycznych. Mamy więc do czynienia z nieuprawnionym teologicznie, bo nierozerwalnym związkiem święceń z celibatem. Bezżenność dla Królestwa Bożego jest piękna, "jest przede wszystkim łaską, nieocenionym darem Boga dla Kościoła, profetyczną wartością dla obecnego świata, darem z siebie samego składanym w Chrystusie Jego Kościołowi" ("Ecclesia in Europa", 35), ale - trzymając się analogii małżeństwa - nie wszystkim musi się podobać. Brak możliwości wyboru posługi bez celibatu, wbrew temu co nauczał Jan Paweł II, jest kwestią tylko i wyłącznie dyscypliny kościelnej.

Manowce samotności

Ordynowani w obrządku łacińskim, chcąc czy nie, wchodzą w doświadczenie samotności. Nie jest to jednak wymóg czy owoc bezżenności dla Królestwa Bożego. Model kapłaństwa jest ściśle związany z modelem Kościoła i apostolstwa. Czy Jezus chciał takiego modelu szafarzy, którzy wydeptują jedną ścieżkę - tę od plebani do zakrystii i z powrotem? Czy chciał, aby celibat stał się wytrychem rozwiązującym administracyjne problemy Kościoła? Odpowiedź wydaje się oczywista. Ale czy może być inaczej?

Jestem przywiązany do modelu Kościoła, którego nauczyłem się od niemieckiego biblisty Gerharda Lohfinka, i którego doświadczyłem we wspólnocie neokatechumenalnej. Jest to Kościół rozumiany właśnie jako rodzina - "nowa rodzina", bo oparta nie na więzach krwi, ale wspólnocie wiary. Teologiczny fundament tego modelu stanowi fragment Ewangelii Marka, który w Biblii Tysiąclecia jest opatrzony znaczącym tytułem: "Prawdziwi krewni Jezusa". Jezus w odpowiedzi na głosy mówiące: "Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie" odpowiada: "»Któż jest moją matką i [którzy] są braćmi?«. I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: »Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką«" (Mk 3, 33-35).

Za tymi słowami Jezusa nie kryje się model Kościoła, którego realizacja wymagałaby samotności, wręcz przeciwnie - to projekt rodziny, w której nikt nie powinien czuć się odepchnięty, porzucony, niedowartościowany, zagubiony, bo Kościół jest tam, gdzie ludzie gromadzą się w imię Boga. Czy jest tu jeszcze miejsce na samotność?

Jest samotność, której szukamy, aby odpocząć i aby znów w pełni sił tworzyć. Wspominają o tym niejednokrotnie ewangeliści. Ale nie są to chwile samotności, lecz modlitwy z Ojcem. Chrystus tylko raz czuł się samotny i opuszczony - na Krzyżu. Teologia naśladowania powie "weź swój krzyż samotności". Ale być może jest inne wyjaśnienie: Chrystus, ten wyjątkowy Adwokat, nie tylko nas usprawiedliwia, ale i broni przed krzyżem, przynajmniej jeśli nie jest on konieczny. Samotność nie jest w sposób konieczny wpisana w celibat. Jest to samotność, która może i powinna zostać zaabsorbowana poprzez bycie z innymi i dla innych. Bezżenność dla Królestwa Bożego z samej definicji jest dla społeczności braci i sióstr zjednoczonych więzami wiary. Należy jednak pamiętać, że jest to dar tylko dla tych, którzy to pojmują.

Kościół jako rodzina

Czy tym samym problem samotności jest definitywnie rozwiązany? Zapewne nie, ale małżeństwo też go nie rozwiązuje, a celibat nie jest jego jedynym źródłem. Należy natomiast poszukiwać takiego modelu Kościoła i kapłaństwa służebnego, aby problem samotności nie stał się przyczyną rezygnacji z posługiwania.

Ucieczka przed samotnością może być również świadomym lub nie protestem przeciw nieewangelicznej formie życia. Chrystus nie powołuje do samotności! Kryzys kapłaństwa nie musi być kwestią rozczarowania lub ucieczki. Może być również wyborem miłości, gdy trwanie w powołaniu takiej nie zaoferowało. Kościół jest powszechny również w tym znaczeniu, że mogą w Nim znaleźć miejsce różne typy osobowości, także samotnicy. Jednakże o powołaniu w sensie teologicznej jakości życia można mówić nie wtedy, gdy przekracza się mury klauzury, ale tylko wtedy, gdy zrywa się więzy egoizmu, żyjąc dla Królestwa Bożego.

Celibat nie jest powołaniem do samotności, ale do służby w Kościele - wspólnocie braci i sióstr, w której rodzaj sprawowanej posługi nie dystansuje jednych od drugich. We wspólnocie tej jedyną uprawnioną hierarchią jest hierarchia służby i wzajemnej solidarności. Jedni nie odgradzają się od pozostałych klauzurą, strojem, tworząc Kościół w Kościele (ciągle w użyciu jest określenie "Kościół Urzędowy"). Braterstwo jest nie tylko deklarowane, ale przede wszystkim przeżywane poprzez bliskość losu. Mury dzielące nas w postaci pochodzenia społecznego, zamożności, wykształcenia czy tzw. stanu są bezpowrotnie zburzone (por. Ef 2, 14). Chodzi o wspólnotę, gdzie "nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, w której wszyscy są kimś jednym w Chrystusie Jezusie" (por. Ga 3, 28). Nie ma również duchownych ani świeckich.

Samotność kapłana nie jest samotnością ewangeliczną. W pewnym uproszczeniu jest samotnością na własne życzenie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2011