Blokada trwa

Zbyt łatwo przywykliśmy do istnienia na polskiej mapie politycznej zjawiska, któremu na imię Samoobrona.

06.06.2007

Czyta się kilka minut

Odkąd Andrzej Lepper zagościł w mediach, dzięki blokadom dróg, wywożeniu na taczkach, obrzucaniu błotem Leszka Balcerowicza i wysypywaniu zboża na tory, słychać ten sam argument, uzasadniający jego obecność: takie są reguły demokratycznej gry. Musimy liczyć się z konsekwencjami: z tym, że w światłach kamer stanie szaleniec albo oszust. Zdrowy organizm na pewno poradzi sobie z taką chorobą. Przeżyjemy, zapomnimy.

Na to się jednak nie zanosi. Samoobrona nie jest chwilową przypadłością młodej demokracji, czymś w rodzaju trądziku albo niestrawności. To raczej choroba przewlekła, psucie państwa rozłożone na lata i kadencje. Trwa już 16 lat, prawie tyle, co niepodległa Polska. Niszczy od środka, chwilami jedynie przechodząc w stan uśpienia. Teraz znowu daje znać o sobie: ostatnie pół roku to istny fajerwerk skandali z udziałem głównych twarzy Samoobrony. Najpierw, wszystko zdaje się na to wskazywać, jurny poseł Łyżwiński pobierał seksualne myto za przyjmowanie młodych kobiet do pracy. Później posłanka Beger - ta sama, której udowodniono fałszowanie list wyborczych w swoim okręgu - zostaje przewodniczącą struktur partyjnych w Wielkopolsce. Dołóżmy jeszcze informacje o skoku Samoobrony na stanowiska w KRUS i agencjach rolniczych - poleceni przez partię urzędnicy muszą wpłacać na jej konto 7 proc. miesięcznych zarobków. I o przejęciu PFRON. W końcu informacje najświeższe: podejrzenie o podstawianie "słupów", łamanie ustawy o partiach. Pół roku, jedna partia - takich osiągów nie miał nawet SLD w najlepszych momentach. I nic. Świat toczy się zwykłym trybem. Kolejny skandal usuwa w cień poprzednie, zwykła arytmetyka nie działa, nie dochodzi do żadnej sumy, ciężar afer nie zmienia się w kamień, który pociągnąłby Samoobronę w społeczny niebyt.

Podczas niedawnej dyskusji o kondycji dziennikarstwa polskiego, organizowanej przez "Tygodnik" w Wyższej Szkole Europejskiej im. Tischnera, jeden ze studentów zarzucił dziennikarzom, że to oni winni są oszałamiającej kariery łobuzów z Samoobrony. Po co było pokazywać blokady dróg, po co było zapraszać do telewizji, robić wywiady?

To zarzut bałamutny, jeżeli przyjąć, że dorośli Polacy potrafią krytycznie myśleć i samodzielnie rozpoznawać, kto jest szarlatanem politycznym, a kto po prostu politykiem. Samoobrona osiągnęła niebywały sukces dzięki swojej agresji retorycznej, a czasem również fizycznej, populizmowi i opluwaniu przeciwników. Do sytuacji, w której człowiek skazany prawomocnymi wyrokami zasiada w fotelu wicepremiera, ciągnąc za sobą ogon podejrzanych kolegów, fałszerzy i drobnych cwaniaków, doprowadziły głównie dwie przyczyny.

Pierwsza to niewiarygodne oszołomienie części polskiej opinii publicznej, która z niewiadomych przyczyn uznała agresywnego łobuza za mędrca, przyjęła wyssane z palca dane statystyczne, skłamane cyfry i zwykłe oszczerstwa za prawdę objawioną. Podczas wyborów 2005, które wywindowały Samoobronę najwyżej w historii tej formacji, sfrustrowana, zagniewana i pełna rozczarowania Polska wybrała na złość. Wszystkim: starym elitom, doświadczonym politykom, tym, którym się powiodło. Zagłosowała również przeciw sobie.

Jest i drugi powód: zaproszenie Samoobrony do władzy. Podobnym błędem było zaproszenie do gry Ligi Polskich Rodzin, LPR jednak nie sposób odmówić rdzenia ideowego, mocno tkwiącego w endeckiej przeszłości. Samoobrona nie posiada nawet tego. Jej rdzeniem ideowym jest drapieżna chęć zdobycia władzy dla niej samej. Nie po to, by cokolwiek zmieniać, modernizować, poprawiać. Wyłącznie po to, by rozdzielić stanowiska i zająć się konsumpcją korzyści.

Warto zajrzeć na stronę internetową partii i zerknąć na tekst z 2004 r. Autorzy pisali: "jako jedyna polska partia polityczna przedstawiła kompleksowy program, który zamierza z determinacją rozpowszechniać i - być może już niebawem - realizować". Udało się. O emanacjach tego kompleksowego programu słyszymy codziennie.

***

Można powiedzieć: wszystko to gruba przesada. Zagrożenia brak, gołym okiem widać zmiany. Rzeczywiście, jeśli porównać wizerunek partii z początków jej istnienia, sceny z blokad i kłótni, smutno ubranych i źle uczesanych mężczyzn, ze stanem dzisiejszym, postęp jest niebywały. Dobre samochody i garnitury, coraz lepsza retoryka. Ba, zdarzają się sytuacje, kiedy Samoobrona mężną piersią posłanki Beger broni standardów polskiej demokracji, jak w sejmowym pokoju hotelowym. Czy to oznacza, że najbardziej toksyczna partia w oficjalnym dyskursie politycznym cywilizuje się i nabiera szlifów?

Nic z tego. Samoobrona nadal niszczy. Choroba trwa nadal, a my nadal utrzymujemy, że nie ma ona znaczenia dla kondycji organizmu zwanego Polską.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2007