Biedalajki. Felieton Doroty Masłowskiej

15.08.2022

Czyta się kilka minut

Dorota Masłowska / fot. Grażyna Makara /
Dorota Masłowska / fot. Grażyna Makara /

Znam tę plażę w każdej odsłonie. Jej zimowe melancholie, czarne sztormy, srebra, zimne zielenie, potem znów technikolory wiosny. Znam ją wrogą i posępną, ale i beztroską, i słoneczną jak słoneczny patrol. Z morzem spienionym i gniewnym albo płaskim jak stół, prawie nieruchomym. Jak zimne, płynne lustro, w którym można się zanurzyć. Przez większość roku jest tu pusto. Tylko latem nagły napływ rejestracji. GA, ale też WX. KR, CT, ale i DW czy ZS. Do tego cyfry. Rozwinięciem sekwencji są naklejki: z rybą, „sfinansowane z 500+”, Polska Walcząca, Strajk Kobiet. Lubię rozkodowywanie tych numerów seryjnych, za każdym stoi jakiś unikalny ludzki układ. Para, rodzina mniej lub bardziej standardowa. Konkubinat, patchwork, kredyt lub tinder. Dwójka albo Antyradio. Radio Maryja albo TOK Fm. Skorupy po MacZestawach albo ogryzki po organicznych jabłkach.

Plaża bezkresna i płaska, o dużej ekspozycji, przypomina tu trochę scenę czy wybieg. Wydma i sosnowy lasek robi za backstage, garderoby, toalety. W sezonie z dnia na dzień namnażają się tam wykwity podpasek, zgubionych klapków, pieluch i dziecinnych majteczek. W oddali gramolą się po horyzoncie wielkie towarowce, promy. Gdakanie dzieci z łopatkami. Dzieci grubaski. Dzieci patyczki. Niespokojne kobiety ganiające za nimi z tubkami kremu. Figura mężczyzny trzymającego się pod boki. Jak zatroskany trener dzierżący brzuch-piłkę patrzy na morze, oblicza ratę. Jest w tym coś odwiecznego. Zmieniają się tylko gadżety. Zamiast latawca, dron. Zamiast oczu, smartfon.

Idziemy brzegiem z psem. Jakaś kobieta nas filmuje. Bezmyślnie, z braku innych tematów, napatoczyliśmy się. Ale po co jej tam my? Ten dziwny, mimowolny występ naszego życia w jej bezsensownym filmie, nawet jeśli nikt go prawdopodobnie nie obejrzy, przyprawia mnie o dziwną zaborczość. Czyja jest bardziej tkanka tej chwili? Jej czy nasza? Czy ktoś może po prostu nas wziąć? Zakląć w megabajtach, zabrać do domu (WR, GD albo FZ) i tak sobie mieć?

Smartfony są jak elektroniczny dozór. Elektroniczna klątwa ciążąca na ludzkości. „Obyście nie byli szczęśliwi, obyście nie byli spokojni” – zdają się powtarzać z kieszeni, dłoni, selfie sticków. Ta plaża, krawędź świata, na której można się rozłożyć i patrzeć w dal, w nicość albo we wszystkość, charakteryzuje się zwiewnością, wzmożoną ulotnością. Nie da się (ciągle jeszcze) kupić tu działki, wygrodzić fragmentu morza, zmelioryzować go, wstawić przyczepy, posadzić tui. Wiatr przepędza stąd, prędzej czy później, wszystkie ludzkie konstrukcje. Piasek pochłania największe, najbardziej misterne zamki. Parawany i budowane z nich w ciągu dnia najprzedniejsze grody, warownie, półmiasta, trzeba rozebrać i następnego dnia budować od nowa. Nic się nie da tu (póki co) kupić. Nic się tu nie dzieje oprócz morza, piasku, nieba. Ludzie leżą albo siedzą, chodzą i wychodzą, kąpią się i wycierają, pojawiają się i znikają w innym wyjściu. Chyba po to się tu przyjeżdża, po tę ulotność. Życie układa się tu w efemeryczne figury, słabe, lekkie kształty. Łapane na matryce, niewolone na dyskach duchy chwil znikają. Wszystko, co jest tu magiczne i piękne, na zdjęciu płoszy się i zostawia banał, nieciekawy powidoczek, pod którym zostawia serduszko tylko twoja stara.

Mimo to od rana toczą się prace utrwalające. Ludzie próbują jakoś złowić, uwięzić, posiąść spędzany tu czas. Telefony trzymane przez wszystkich w dłoniach wyglądają jak szkła powiększająco-urealniające. Tak jakbyśmy dopiero widząc to wszystko na ekranie, oszacowując zebrany materiał pod kątem upublicznienia – ile może osiągnąć lajków – widzieli, co widzimy, czuli, co czujemy, gdzie jesteśmy. Sama rzeczywistość w tym świetle jest zbyt rzadka, mało wyraźna, niewystarczająca. A może właśnie za gęsta? Zbyt męcząca, trójwymiarowa, zmysłowo angażująca? Niewygodna, brudząca, za zimna albo za ciepła, mozolna, oporna i stąd pokusa, by zamieniać ją na płaskie obrazki. Złapać ją w idealny kadr i móc wreszcie wrócić do domu, obejrzeć serial.

Ciułając swoje minuty i siły na każdym kroku jakoś nagle nie żałujemy ich, by supercenne, mieniące się kawałki żywego życia zamieniać w bezwartościowe obrazki. Tak jakbyśmy sami swoją rzeczywistością niezainteresowani – bezskutecznie próbowali wciskać ją do przeżywania innym ludziom. Ci zaś, rzuciwszy okiem, dotknięciem palca zostawiają nam biedalajka i przewijają dalej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i autorka sztuk teatralnych, od września 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zadebiutowała w 2002 r. powieścią „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” (Paszport „Polityki”), a wydany cztery lata później „Paw królowej” przyniósł jej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2022