Biblioteki od macochy

Rząd norweski w przyjętej w 2000 r. ustawie bibliotecznej postanowił, że czytelnik nie może mieć do biblioteki dalej niż dwa kilometry.

27.07.2010

Czyta się kilka minut

W połowie lat 90. bibliotekarze norwescy stwierdzili spadek zainteresowania czytelników literaturą norweską. Szybko opracowali raport i złożyli go w parlamencie. Posłowie nie tylko go przeczytali, ale natychmiast zareagowali. Wydawnictwa, księgarnie i biblioteki publiczne otrzymały specjalną dotację na wydawanie i popularyzację dawnych i współczesnych pisarzy norweskich. W programie tym znalazło się również organizowanie spotkań, konkursów, wieczorów poezji i prozy, głośnego czytania dzieciom, głównie w bibliotekach publicznych.

Nikt się nie zająknął, że są to formy rodem z XIX wieku, że najważniejszy jest internet, bo to okno na świat, główne źródło wszelakiej informacji itd. Działo się tak dlatego, że internet w Norwegii jest powszechny, ale tradycja, kultura oraz obyczaj traktowane są jako najwyższe wartości i otaczane szczególną opieką państwa, samorządów i organizacji społecznych.

***

Kiedy Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdan Zdrojewski przedstawiał w sejmie założenia swojej polityki, sala była prawie pusta. Miał szczęście, że nie usłyszał wypowiedzi wygłaszanych fatalną polszczyzną podczas dyskusji: "wygenerowałem trochę czasu, by przeczytać ten dokument", "nie mam wiedzy, która to była godzina" itp., itd.

Minister Zdrojewski skupia swoją uwagę na teatrze i filmie, usprawnienia działalności bibliotek publicznych upatruje w łączeniu ich z innymi placówkami, głównie domami kultury. Idea nie jest nowa. Po 1999 r. próbowano tworzyć tzw. poczto-biblioteki o pretensjonalnej nazwie Centra Komunikacji Społecznej. Przed południem pracownica miała sprzedawać znaczki, a po południu wypożyczać książki. Na szczęście nie udało się.

Gdyby minister polecił swoim asystentom sprawdzenie w źródłach statystycznych, jak się przedstawia popularność teatru i kina, to by się dowiedział, że są one częścią kultury miejskiej, bo na wsi teatrów nie ma (z wyjątkiem amatorskich), a kin ocalało 20. Ci, którzy odwiedzili teatr chociaż raz w roku, stanowią połowę zarejestrowanych czytelników w bibliotekach publicznych, będących najliczniejszą grupą placówek oświatowych i kulturalnych. W środowiskach wiejskich tylko one umożliwiają dostęp do książki.

Jedynym ministrem kultury traktującym literaturę, jej czytanie, i sztukę teatralną jako nierozdzielną całość był Kazimierz Dejmek. Przestrzegał wielokrotnie, że braki w oczytaniu spowodują rozejście się ludzi z teatrem. Dla młodego pokolenia język utworów klasycznych może być wkrótce niezrozumiały.

W 1989 r. bibliotek publicznych było w całym kraju ponad 10 tysięcy. W 2008 r. ich liczba zmalała do 8489. Na wsi było wówczas 5526 placówek i one właśnie najczęściej padały ofiarą oszczędności. A to lokal był marny, a to książki przestarzałe lub bibliotekarz niemrawy. Dla bibliotekarzy było jednak oczywiste, że zamknięcie jednej lub dwóch filii w gminie powoduje spadek liczby czytelników o kilka a nawet kilkanaście procent. W wielu miejscowościach droga do biblioteki wydłużyła się. Nieprzypadkowo rząd norweski w przyjętej w 2000 r. ustawie bibliotecznej postanowił, że czytelnik nie może mieć do niej dalej niż dwa kilometry.

Księgarni też ubywa z każdym rokiem. Według niepewnych danych funkcjonuje ich w całym kraju około 2000. Nie utrzymały się na wsi, a w miastach handlują kosmetykami, środkami czystości, pluszakami - czym się da. Byle przedłużyć swój żywot. Jeżeli dodamy do tego ochoczo zamykane w latach 90. przedszkola, to obraz dystansów kulturowych dzielących miasto i wieś staje się pełny. W 1988 r. było w całym kraju 26 500 przedszkoli, w 2002 r. już tylko 8176, z czego 2869 na wsi. Obejmowały one 41 proc. dzieci w wieku od 3 do 5 lat. Nikt się nie przejął tym, że na wsi przedszkole pełni ważne funkcje wyrównawcze w zakresie języka i umiejętności współżycia w grupie. To w przedszkolu dziecko poznaje bajkę, tę opowiadaną i czytaną na głos, uczy się pierwszych wierszyków i piosenek, bierze do ręki książkę, ogląda obrazki, z czasem składa litery. We Francji i innych krajach zachodnich przedszkola obejmują od 80-100 proc. dzieci. U nas minister Michał Boni, autor świetnego raportu o kapitale intelektualnym Polski, zapowiada wieloletni program odbudowy przedszkoli. Chciałoby się zacytować: "rychło Marychno po śmierci wędrować". Jakoś nie słychać, ile to będzie kosztować, ale jest to memento dla tych, którzy chcieliby likwidować biblioteki.

***

Spada liczba czytelników sięgających po książki, kupujących i wypożyczających z bibliotek. Wyniki badań Instytutu Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej informowały, że w 2004 r.

58 proc. ogółu dorosłych obywateli sięgało po książkę przynajmniej raz w roku, w 2006 r. procent ten zmalał do 50, a w 2008 r. już tylko 38 proc. mieszkańców Polski miało kontakt z książką. Podobnie było z jej kupowaniem. W 2004 r. ci, którzy nabyli przynajmniej jedną książkę, stanowili 37 proc. ogółu dorosłej populacji, w 2006 r. 33 proc., a w 2008 r. już tylko 23 proc.

W 2001 r. liczbę czytelników w bibliotekach publicznych szacowano na prawie 7,5 mln osób. W 2008 r. było ich o milion mniej. Po ogłoszeniu tych wyników opinia publiczna podzieliła się na dwie grupy. W pierwszej dopatrywano się uchybień metodologicznych w badaniach, w drugiej upatrywano powodów w zapaści demograficznej, emigracji zarobkowej, wzrastającej popularności internetu. Niechęć do lektur obejmuje prawie wszystkie grupy społeczne. Zarówno ludzi młodych, 15-19-letnich, jak osoby ze średnim i pomaturalnym wykształceniem, mieszkańców małych miast (do 20 tys. mieszkańców), jak i tych większych (100-500 tys.).

Nauczyciele targują się z uczniami o kawałki tekstu, studenci pytają, czy książka polecana przez wykładowcę jest cienka czy gruba, a artykuł długi czy krótki.

Najczęstszym uzasadnieniem dla malejących zainteresowań czytelniczych jest przekonanie o zderzeniu cywilizacji słowa drukowanego z cywilizacją elektroniczną. Ale w krajach skandynawskich, w Szwecji, Norwegii, Danii, Finlandii, Islandii wystąpiło ono znacznie wcześniej niż u nas, a mimo to stan czytelnictwa jest nieporównanie wyższy. Około 60 proc. dorosłej populacji oraz 80 proc. dzieci i młodzieży w tych krajach korzysta z bibliotek publicznych. Niewiele mniejsze wskaźniki mają Stany Zjednoczone, Kanada, Singapur.

Owszem, należy zachować ostrożność przy powoływaniu się na doświadczenia innych krajów, zwłaszcza gdy fakty nie są osadzone w szerszym kontekście historycznym i współczesnym. W krajach skandynawskich biblioteki publiczne są od prawie stu lat oczkiem w głowie państwa, samorządów obywatelskich, społeczności lokalnych. Książka, czasopismo, czytelnictwo są traktowane priorytetowo w polityce kulturalnej. Dowodzą tego między innymi nowelizowane ustawy biblioteczne.

Biblioteka publiczna jest w tych krajach traktowana jako miejsce spotkań międzypokoleniowych, okazja do dyskusji z pisarzem, politykiem, samorządowcem. Dzieciom biblioteka stwarza możliwości udziału w przedstawieniach teatralnych, konkursach poetyckich, zajęciach z muzyką i malarstwem. U nas biblioteka publiczna jest od macochy. To nie jest temat dla mediów, ani debat sejmowych. W rzeczywistości biblioteka nie jest przecież - jak się niektórym wydaje - wypożyczalnią zakurzonych książek. Dzieją się w niej rzeczy dalece odbiegające od takiego stereotypu. Kto nie wierzy, niech się da zaprosić do jakiejś biblioteki na Ochocie, na spotkanie związane z twórczością Mirona Białoszewskiego albo do Długosiodła na seminarium historyczne z udziałem prof. Henryka Samsonowicza. A jak mu będzie mało, to niech jedzie do Sierpca, gdzie wokół biblioteki powstaje lokalne towarzystwo miłośników ziemi kurpiowskiej.

***

Nie widać potrzeby zamiany nazwy biblioteki w jakieś nowoczesne centrum kultury. Można biblioteki gminne podłączyć do szerokopasmowego internetu, ale nie redukować o 2/3 dotacji na zakup nowości wydawniczych. Po prostu dlatego, że 71 proc. badanych czytelników uważa, że najważniejsza dla nich jest możliwość wypożyczania książek do domu, a 39 proc. chciałoby czytać na miejscu, choćby gazety i czasopisma, których ze względu na oszczędności jest coraz mniej.

Dostęp do internetu znalazł się na dalszym miejscu (23 proc.). Podobnie jest z możliwością korzystania z książki mówionej, audiobooków, programów komputerowych, filmów i nagrań muzycznych. Pokaźna część użytkowników bibliotek docenia ich funkcję tradycyjną. Wróżbici przepowiadający "śmierć książki" powinni być bardziej powściągliwi w sądach i częściej odwoływać się do rzeczywistych, a nie wyimaginowanych życzeń publiczności czytającej. Wyników badań na ten temat jest dostatecznie wiele i można do nich sięgnąć.

Wśród 17 tys. pracowników bibliotek publicznych 37 proc. ma wyższe wykształcenie fachowe. W krajach skandynawskich, w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii zawód bibliotekarza jest ustawowo chroniony. Żeby otrzymać tam pracę w bibliotece, trzeba ukończyć wyższe studia zawodowe i poddać się konkursowi na dane stanowisko (zwłaszcza kierownicze). Żaden samorząd lokalny nie powierzy biblioteki kandydatowi, który tych warunków nie spełnia, a gdyby tak postąpił, równałoby się to złamaniu ustawy.

W Polsce jest inaczej. Przed 1989 r. kierowników i dyrektorów bibliotek powoływała PZPR. Naiwna okazała się wiara, że demokracja wywróci ten porządek. Po dwudziestu latach okazało się, że zamiast jednego, partyjnego dysponenta mamy kilku ­- niewidocznych, ale za to wpływowych. Tak jest na poziomie gminy, powiatu i województwa. Nominacje skutecznie blokują bibliotekarskie awanse. Są już pewne sygnały, że polscy bibliotekarze - wzorem skandynawskich - opracują w końcu raport i złożą go tam, gdzie trzeba. Tylko: kto go przeczyta?

Profesor Jadwiga Kołodziejska pracuje w Instytucie Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych UW (Biblioteka Narodowa). Jest autorką kilkuset prac naukowych i popularyzatorskich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2010