Bezradność i obawy

Obawa przed pogorszeniem stosunków paraliżuje współpracę Unii z Rosją. Obawa i niepokój, że nieprędko uda się sytuację uspokoić. Z perspektywy Brukseli nie bardzo wiadomo, jak rozwiązać kłopotliwe problemy. Deklaracje, że trzeba rozmawiać, są ważne, ale nic nie załatwiają. Z każdym miesiącem rosną emocje, przybywa problemów, ubywa pola manewru.

20.05.2007

Czyta się kilka minut

Czy grozi nam "zimna wojna" Unia-Rosja? Raczej nie, bo jej warunkiem, po zachodniej stronie, musiałaby być wspólna linia postępowania wszystkich partnerów. Tymczasem nie każda europejska stolica rozumie w ten sam sposób przyczyny kryzysu. Nie wszyscy, a raczej zdecydowana większość unijnych państw w kryzysie nie bierze udziału. Nie wszyscy, a raczej zdecydowana mniejszość jest wobec Rosji tak krytyczna jak Polska, Litwa czy Estonia.

Jeszcze rok temu konfliktu z Rosją w ogóle nie było. Dziś wygląda on już jak gordyjski węzeł. Unijni dyplomaci, pytani w Brukseli, od czego się to wszystko zaczęło - nie chcą patrzeć w oczy. Wiadomo, od Polski. Od polskiego weta w sprawie nowego porozumienia Unii z Rosją. Stosunki Unii z Rosją mają charakter strategiczny, a przy tym energetyczny. Polskie mięso już nie. Przez wiele miesięcy nikt problemu nie dostrzegał.

Rosja twierdziła, że polskie firmy dostarczają przeterminowane mięso z krajów trzecich. Nawet gdyby była to prawda w przypadku jednej czy drugiej firmy (czarnych owiec nie brakuje), to przedłużanie przez Rosję embarga na polskie mięso, po wszystkich kontrolach, certyfikatach itd., było i jest niewątpliwie decyzją polityczną. Ot, Putin chciał ukarać Polaków i liczył, że Bruksela machnie na to ręką.

Na to się też i zanosiło. Polska wymusiła jednak swoim wetem zmianę atmosfery w Brukseli. Przymuszeni tym gestem politycy innych krajów zaczęli mówić o potrzebie solidarności z Polską. W gruncie rzeczy jednak traktują polskie weto jako nadużycie. Pamiętam moment, w którym Polska weto ogłaszała: było ono całkowitym zaskoczeniem dla pozostałych krajów. Nie poprzedzone żadną misterną i ugruntowaną w faktach operacją dyplomatyczną, wywołało zamieszanie i przysporzyło Polsce złych komentarzy. Nikt nie rozumiał, o co Polakom chodzi.

Dzisiaj lista problemów w stosunkach z Rosją znacznie się wydłużyła. Polsce nie chodzi już o samo weto i mięso, ale oczekuje, że załatwione zostaną także sprawy jej bezpieczeństwa energetycznego, że gwarancje solidarności w tej dziedzinie wpisane zostaną do konstytucji europejskiej (którą nota bene Polska odrzuca). Solidarność w bezpieczeństwie energetycznym jest dla unijnych krajów nowością, dotąd regulowały to między sobą koncerny czy wielkie elektrownie. Brakowało prądu w Holandii, to Belgia dosyłała, gazety o tym nie pisały. Teraz ma być to jeden z filarów europejskiej solidarności. A ponieważ jeszcze nie funkcjonuje, to kiedy podczas ostatniego zatargu z Rosją spadło tempo przesyłania ropy rurociągiem, z ofertą pomocy kilkakrotnie zgłosiły się Niemcy. I twierdzą, że spotkały się z odmową, że Polska nie chciała pomocy od Niemców. Kilka miesięcy temu do listy dopisana została jeszcze tarcza antyrakietowa. Niedawno napięcia Moskwa-Tallin. Teraz, przy okazji szczytu Unia-Rosja w Samarze, minister Anna Fotyga mówi w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" (z 18 maja), że rosyjskie embargo to element wojny.

Nic dziwnego więc, że w tej sytuacji spotkanie w Samarze miało charakter głównie towarzyski. O nowym porozumieniu Unia-

-Rosja nie było sensu mówić, trudno też było oczekiwać, że Putin wykona jakiś gest wobec polskich eksporterów mięsa. Zatrzymanie na lotnisku w Moskwie szachisty Kasparowa, odwiecznego wroga Putina, dostarczyło w samą porę pretekstu, by móc porozmawiać przynajmniej o standardach demokracji. O ropie za to nie mówiono, bo i tak trzeba ją kupić. Nie mówiono też o tarczy, bo dla Rosji Unia nie jest tu adresatem. W ogóle unikano drażliwych tematów, by nie ujawnić, że Unia z Rosją, jeżeli chcą być ze sobą szczere, to mają dwa wyjścia: albo załatwić sprawę ponad głową Polski, albo zerwać stosunki. Choć jest jeszcze trzecie wyjście i zapewne ku temu wszystko będzie zmierzać: Rosja będzie dążyć bardziej niż do tej pory do bilateralnych porozumień z poszczególnymi państwami Unii i wtedy polskie weto straci na znaczeniu.

Bo weto jest bronią delikatną, ale męczącą. Prędzej czy później państwa nim dotknięte zaczynają szukać sposobów jego ominięcia. Można wątpić, by interes polskiej wieprzowiny przeważył nad interesem sprawności funkcjonowania zachodniej gospodarki, w większości uzależnionej od rosyjskiego gazu i ropy. Ale to nie wszystko. Także język polskiej dyplomacji nie zachęca, ale oddala. Polska sprawia wrażenie, jakby postrzegała się jako element obcy w strukturach Unii, jakby nie czuła się jej członkiem.

Ale największą chyba przeszkodą w uzyskaniu bezgranicznego wsparcia krajów zachodnich dla Polski w sporze z Rosją jest tendencja odwoływania się do starych kategorii geopolitycznych. Jeśli Warszawa znów widzi się w odwiecznych kleszczach "pomiędzy Rosją a Niemcami", to w nich pozostanie - na własne życzenie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2007