„Banalność” zła

04.05.2003

Czyta się kilka minut

Problem zła jest dla ludzi najbardziej bolesną tajemnicą. Opowieścią o grzechu pierworodnym chrześcijaństwo opisuje jego korzenie, umieszczając zło u źródeł historii: dotyka ono wszystkie bez wyjątku istoty ludzkie, ponieważ jest w pewnym sensie gwarantem wolności.

W XVIII w. zło zaczyna być postrzegane w nowy sposób. Rousseau jego pojawienie się umieszcza w określonym momencie historii. Dająca się ustalić przyczyna zła wynika z działania niektórych ludzi: „tego, kto wbił tyczkę i pierwszy powiedział, »to jest moje!«” (to jest tego, kto wymyślił własność prywatną), podczas gdy inni pozostają niewinni. Zło nie leży już u korzeni - zostało wymyślone przez pewne grupy i jeśli te grupy znikną, zniknie i ono.

Rousseau jest w tym względzie ojcem współczesnych ideologii. W XIX i XX wieku, na skutek zanikania religii, idea „grzechu pierworodnego” zostaje odrzucona. Przyjmuje się, że człowiek jest niewinny, a zło to zboczenie historii z właściwej drogi. Chodzi więc o to, by wyodrębnić grupy niewinne i winne. Czasem z natury niewinni są Aryjczycy, a Żydzi z natury winni. Kiedy indziej z natury niewinny jest proletariat, a burżuazja - winna. Stąd legitymizacja jednych grup i eksterminacja innych, eksterminacja, której celem jest przywrócenie światu pierwotnej niewinności.

Po upadku obu manichejskich totalitaryzmów refleksja nad złem zaczyna przechodzić ewolucję. Odrzucenie ideologii nie powoduje powrotu do wyjaśniającego wszystko mitu o rajskim ogrodzie. Manicheizm trwa nadal, teraz przede wszystkim jako sposób myślenia.

Manicheizm nie jest jednak zdolny do życia i musi zostać zastąpiony nową filozofią, filozofią ludzkiej skończoności, zakorzenioną w chrześcijaństwie lub nie. Tu pojawia się Hannah Arendt, która po bolesnych doświadczeniach porzuca manicheizm swojej epoki i przedstawia filozoficzne uzasadnienie tej decyzji. Spróbujmy odtworzyć drogę, jaką przeszła.

W „Korzeniach totalitaryzmu” Arendt pisze, że wraz z nazizmem „pojawiło się zło radykalne, którego wcześniej nie znaliśmy”. „Radykalne” znaczy tu „absolutne”. Nie istnieje ani nie istniało nic podobnego: „Czyściec reprezentują obozy pracy w Związku Radzieckim, w których zaniedbywanie jest połączone z bezładną pracą przymusową. Piekło, w najdosłowniejszym znaczeniu, ucieleśniały udoskonalone przez nazistów typy obozów, w których całe życie było dokładnie i systematycznie zorganizowane z myślą o jak najdotkliwszej udręce” - pisze w „Korzeniach totalitaryzmu”. Zwróćmy uwagę na wyrażenia: „piekło w najdosłowniejszym znaczeniu” oraz „udoskonalone”. Obozy nazistów wyglądają tu jak „inna planeta”. Poczucie nierealności, które ogarnia nas, kiedy próbujemy pojąć ich rzeczywistość, dobrze pokazuje, że ten system, charakteryzujący się „absolutnym obłędem” daje wgląd w coś, czego, jak się wydawało, nigdy na tej ziemi nie spotkamy: w zło absolutne. Arendt z okresu „Korzeni totalitaryzmu” skłonna jest traktować nazizm jako zło metafizyczne, różniące się jakościowo od innych barbarzyństw w historii.

Po procesie Eichmanna (1961-1962) w jej myśleniu następuje zwrot. Obserwując oskarżonego, była przede wszystkim zaskoczona jego niepokojącą normalnością. Co oznacza „normalność”? Psychiatrzy zapewnili, że Eichmann nie jest szaleńcem. Przede wszystkim jednak nie wykazywał on żadnych cech charakterystycznych dla sadysty: chęci zadawania cierpienia, ostentacyjnego cynizmu czy szyderczej pogardy dla ludzi. W rzeczywistości wbrew „wszystkim wysiłkom oskarżenia każdy mógł się przekonać, że ten człowiek nie jest »potworem«, jednak doprawdy trudno się było oprzeć wrażeniu, że jest bła-znem” - pisze Arendt. Uświadamia sobie, że współpracownicy nazizmu nie byli „mordercami z natury”, ale prostymi ludźmi, którzy słuchali rozkazów i nie rozumieli, dlaczego zarzuca się im lojalność - uznawaną generalnie za cnotę. „Normalność owa - konkluduje - była dużo bardziej przerażająca niż wszystkie potworności wzięte razem”, ponieważ zwykły człowiek popełniał zbrodnie, nawet o tym nie wiedząc.

W ten sposób Arendt odkrywa „straszną, niewypowiedzianą i niewyobrażalną banalnośćzła”. „Banalność” nie oznacza, że należy uznać nazistów za niewinnych, przyjmując, iż wszyscy mogliby postąpić tak samo. Nie znaczy też, że chodzi o coś błahego: zbrodnia zawsze jest zbrodnią. Ale znaczy, że zło absolutne nie istnieje na tej ziemi (w przeciwnym razie znajdowałoby się właśnie w totalitaryzmie), ponieważ „przy najlepszej woli nie sposób odkryć u Eichmanna żadnej diabelskiej czy demonicznej głębi”. I odrzuciwszy zło absolutne w porządku Absolutu, który tutaj nie istnieje, Arendt ponownie umieszcza nazizm w historii, porównując go z innymi jej potwornościami. Przyznaje: „Zmieniłam zdanie i nie mówię już o złu radykalnym... W chwili obecnej sądzę, że zło nigdy nie jest radykalne, ono jest po prostu skrajne”.

Podtytuł „Eichmanna w Jerozolimie” będzie brzmieć: „Rzecz o banalności zła”. Arendt zasłuży sobie tym na gwałtowne oskarżenia, przywoływane w jej korespondencji z Jaspersem: że „gardzi ludzkością”, i że chce „uniewinnienia zbrodni nazistowskich”. Zbiorowy list opublikowany w „Le Nouvel Observateur” z dnia 26 października 1966 nosi tytuł „Czy Hannah Arendt jest nazistką?”, skoro odrzuca manicheizm polegający na tym, że uniewinnia się ludzkość, a zbrodniarzom przypisuje się cechy szatańskie.

Arendt próbuje pogodzić swoją epokę z pojęciem zła antropologicznego. To trudne, ponieważ wśród jej współczesnych ciągle jeszcze panuje manichejski pogląd, że naziści są uosobieniem zła absolutnego, ponieważ jednocześnie uniewinnia się wszystkich innych. Opinia zachodnia w pewien sposób nadal pozostaje w takim stanie świadomości.

Arendt może pomóc nam zrozumieć bolesną prawdę, którą Sołżenicyn sformułował w „Archipelagu GUŁag”: „Dopiero na zgniłej, więziennej słomie (...) stopniowo pojąłem, że linia oddzielająca dobro od zła przebiega nie między państwami, nie między klasami, nie między partiami - tylko przecina każde ludzkie serce, nie omijając żadnego. (...) Od tego czasu stała się jasna dla mnie zasadność wszystkich religii świata: walczą one z pierwiastkiem zła w człowieku (w każdym człowieku). Nie sposób oczyścić świata z wszelkiego zła, ale można w każdym człowieku zmniejszyć obszar jego władania. Od tego czasu stał się także dla mnie jasny fałsz wszystkich rewolucji w dziejach: niszczą one tylko współczesnych im nosicieli zła (...) samo zaś zło, jeszcze bujniej rozrosłe, biorą sobie w spadku”.

Tekst jest skróconą wersją wykładu, który odbył się 10 kwietnia w ramach Uniwersytetu Latającego Znaku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2003