Chantal Delsol: Nowe życie chrześcijaństwa

Za upadkiem świata chrześcijańskiego idzie wdrożenie zasad Ewangelii – walka z pedofilią, priorytet osoby nad instytucjami, odrzucenie nienawiści.

22.07.2023

Czyta się kilka minut

Chantal Delsol / LOUIS MONIER / EAST NEWS
Chantal Delsol / LOUIS MONIER / EAST NEWS

PIOTR SIKORA: W niedawno wydanej książce „Koniec świata chrześcijańskiego” opisała Pani christianitas jako cywilizację, która jest owocem katolicyzmu – religii holistycznej, broniącej społeczeństwa organicznego i odrzucającej wolności jednostki. Stwierdziła Pani, że zasadami cywilizacji chrześcijańskiej są prawda, hierarchia, autorytet i przymus. W Polsce brzmi to tak, jakby chrześcijaństwo było podobne do komunizmu.

CHANTAL DELSOL: Kultura judeochrześcijańska opiera się na idei prawdy, którą znajdujemy już u Parmenidesa i Platona. Nie jesteśmy już w sferze mitów: Achilles był bohaterem opowieści, Chrystus – postacią prawdziwą. To zmienia wszystko, ponieważ inne kultury, bez wyjątku, żyją w świecie mitów. Kultura chrześcijańska opiera się na idei osoby. Znaczy to, że każda osoba jest kochana przez Boga, obdarzona sumieniem i wolnością. Bóg chrześcijan, w przeciwieństwie do Boga muzułmanów, daje człowiekowi wolność.


JASNA GÓRA I POLITYCZNE BAŁWOCHWALSTWO

Tomasz Terlikowski: Żeby poczuć smak i zapach Kościoła w Polsce, trzeba jechać na Jasną Górę. Tę ocierającą się o komunał prawdę uświadamia także ostatnie częstochowskie wystąpienie prezesa PiS >>>>


Hierarchia i autorytet są niezbędne dla każdej kultury i społeczeństwa. Dlatego Kościół jako instytucja jest hierarchiczny. Stał się jednak autorytarny ze względu na posiadaną ­władzę, a także dlatego, że idea prawdy zachęca do autorytaryzmu.

W jaki sposób? I czy można uniknąć tego związku?

W kulturach opartych na mitach nic nie jest ani prawdziwe, ani fałszywe. Otwiera to możliwość synkretyzmu, który widzimy w krajach azjatyckich czy afrykańskich. Można tam spotkać wielu ludzi, którzy są zarówno animistami, jak i chrześcijanami lub chrześcijanami i buddystami, ponieważ nawet jeśli nawrócili się na chrześcijaństwo, to nie zrozumieli, czym jest prawda: afirmacją, która jest prawdziwa dla wszystkich i wyklucza wszystkie twierdzenia z nią sprzeczne.

Ludzie z Zachodu często nazywają synkretyzm tolerancją. Ale tolerancja tak naprawdę różni się od synkretyzmu – oznacza, że wierzysz w prawdę, szanujesz przeciwną opinię, ale nie uważasz jej za prawdziwą. Natomiast wiara w prawdę prowadzi nas do rzucenia wyzwania przeciwnikom i „odesłania ich w ciemność”, ponieważ istnieje tylko jedna prawda dla wszystkich. Inaczej jest w kulturach opartych na mitach. Weźmy starożytny Rzym: wszystkie religie i bogowie radośnie współistnieją.

Wspomniał pan o komunizmie: jest on szczególnie nietolerancyjny, ponieważ narodził się w kulturze prawdy i jest przekonany, że posiada tę jedyną. W chrześcijaństwie rozwój kultury tolerancji zajął dużo czasu, ogromnie dużo zawdzięczamy w tej kwestii Oświeceniu. Co więcej, Kościół jest dziś tolerancyjny tylko dlatego, że jest słaby.

A co z możliwością, że istnieje obiektywna prawda, ale jest ona znana kulturom i religiom tylko w sposób perspektywiczny – i że różne perspektywy należy traktować raczej jako komplementarne niż jako rywalizujące? Czy chrześcijaństwo może przyjąć takie stanowisko?

Właśnie to chcieli zrobić jezuici, gdy przybyli do Chin w XVII wieku: abyśmy się uzupełniali, a nie zaprzeczali sobie nawzajem. Lecz nawet jeśli jest to możliwe w kwestiach marginalnych, zasada ta nie może zostać użyta w obszarze podstawowych zasad.

Na przykład, religia chrześcijańska opiera się całkowicie na wierze w zmartwychwstanie Chrystusa – jest to prawda lub fałsz, nie ma innej alternatywy. Z drugiej strony: podstawowe zasady są nieliczne. Bardzo często możemy sformułować „prawdziwą” zasadę, która jednak w różnych kulturach świata zostanie zintegrowana na różne sposoby. Np. jako ludzie Zachodu uważamy za „prawdziwą” ideę postępu i emancypacji rasy ludzkiej, wzrostu tolerancji itp.; widzimy jednak, że wiele różnych społeczeństw – choć ­akceptuje ten pomysł – realizuje go zupełnie inaczej. Uznając to wszystko, trzeba pamiętać, że pytanie, które pan postawił, jest dziś zadawane w Kościele katolickim jako pytanie o to, jakie są „dogmaty”, od których absolutnie nie możemy odstąpić. Jakie „prawdy” są zupełnie pewne? W jakim zaś stopniu katolicyzm można dostosować do współczesnego świata, np. poprzez święcenie kobiet?

Być może ważniejszym pytaniem jest, w jakim stopniu silny, autorytarny, nietolerancyjny katolicyzm – a Pani sama powiedziała, że Kościół jest tolerancyjny tylko dlatego, że jest słaby – jest wierny swoim źródłom, czyli mianowicie naukom i czynom Jezusa?

Nie, silny, autorytarny, nietolerancyjny katolicyzm nie jest wierny swoim źródłom. Wierzę, że Chrystus nigdy nie chciał nietolerancyjnej i krzywdzącej władzy kościelnej. Innymi słowy, chrześcijaństwo jako cywilizacja było pomyłką, pomyliło misję z władzą, zostało odurzone władzą. Moi tradycjonalistyczni przyjaciele pytają mnie czasami: a co z misją? Czy Ewangelia nie oznacza pójścia na cały świat? Dla mnie jednak autorytarna misja nie jest naprawdę misją, tak jak autorytarna edukacja nie jest prawdziwą edukacją.

Uważam, że jedynym sposobem na podjęcie misji jest dawanie świadectwa, a nie narzucanie czegokolwiek. Chciałabym, aby Kościół był w całości stworzony z osób takich jak [zamordowani w 1996 r. – red.] trapiści z Tibhirine, którzy dawali muzułmanom świadectwo wiary bez przemocy i byli gotowi na śmierć. Bez tych wszystkich brzuchatych, obwieszonych medalami kardynałów, zawsze mających rację…


NA ZIELONEJ WYSPIE ZAKWITNĄ PARAFIE

Irlandzcy katolicy na serio traktują encyklikę „Laudato si”. O pszczoły dbają i biskupi, i działkowicze z rad parafialnych >>>>


Jeśli tak, to powinniśmy z radością przyjąć koniec christianitas, uznając, że pewne aspekty inwersji normatywnej – czyli zmiany hierarchii wartości – związanej z upadkiem cywilizacji chrześcijańskiej, o czym pisze Pani szeroko we wspomnianej już książce, przybliżają nas do wartości Ewangelii. Dotyczy to np. zmiany stosunku do pedofilii, tego, że nie traktujemy już priorytetowo „świętej” instytucji kosztem konkretnych osób, ewangelicznych „najmniejszych”.

Zgadzam się. To zaskakujące: zauważyć, że upadek świata chrześcijańskiego koresponduje z wdrożeniem zasad Ewangelii – walką z pedofilią, priorytetem osoby nad instytucjami lub rozpowszechnianiem hasła „nie będziesz miał mojej nienawiści” w obliczu ataków terrorystycznych. Jest to jednak kultura ewangeliczna pozbawiona transcendencji. Przypomina bardziej konfucjanizm niż Ewangelię. Warto też zapytać: co pozostaje z idei osoby bez transcendencji? Albo raczej: jak długo ta idea przetrwa? Bolesne pytanie. Co więcej: jak szczery jest ten humanitaryzm? Czy to nie jest moralność na pokaz, coś jak moralność Rousseau, który powiedział, że kocha cały świat, ale porzucił swoje dzieci?

Zastanawiam się, czy te modne elity, które krzyczą do terrorystów „nie będziesz miał mojej nienawiści”, nie zaczną jednak nienawidzić, kiedy im to zacznie odpowiadać. Innymi słowy, myślę, że mamy tu do czynienia ze swego rodzaju oszustwem.

Człowiek jest niewątpliwie stworzeniem skomplikowanym. Ale czy my, chrześcijanie, możemy być tak podejrzliwi wobec nam współczesnych? Czy jesteśmy od nich lepsi? Augustyn głosił miłość nie tylko do świata, ale do samego Boga, a porzucił kobietę, która go kochała. Może postawą bliższą Jezusowej jest wiara w ludzi i skupianie się na ziarnach prawdy i dobra, które możemy znaleźć w naszym niechrześcijańskim otoczeniu?

Kusi mnie, aby myśleć w ten sposób. Jestem załamana, gdy widzę przeciętnego chrześcijanina – nie tylko Augustyna – modlącego się do Boga i jednocześnie porzucającego rodzinę. Całe życie spotykałam się z tego typu sytuacjami i jestem przekonana, że takie zachowania prowadziły do porzucania religii przez ostatnie pięćdziesiąt lat. Dzieje się tak, jakby transcendencja była dla nas zbyt ciężka, pełna surowych i niemożliwych do spełnienia wymagań: kochać przede wszystkim Boga i dbać o swoją rodzinę poprzez miłość Boga. Ujawnia się pokusa przyłączenia się do moralności ziemskiej, uniwersalnej.

Mam świadomość, że i mnie tego typu „uczucia” pociągają. Jednocześnie czuję, że jeśli damy się tej intuicji poprowadzić do końca, stracimy wiele z tego, co kochamy: to istnieje tylko dlatego, że jest związane z transcendencją.

Ale czy my, chrześcijanie, nie wierzymy, że transcendencja jest Stwórcą Wszechświata? Co oznacza, że transcendencja podtrzymuje i przenika wszystko, co istnieje. Jak Pani pisze, po upadku cywilizacji chrześcijańskiej nie nastał nihilizm, ale różnorodność systemów wartości: stoicyzm, duchowości azjatyckie i inne. Być może dialog z tymi wartościowymi perspektywami nie stwarza niebezpieczeństwa utraty naszej prawdziwej tożsamości, ale raczej okazję do znalezienia tego, co straciliśmy w czasach panowania cywilizacji chrześcijańskiej?

Możemy istnieć obok wielu innych religijnych i duchowych sposobów pytania o sens egzystencji, w dialogu z nimi, i nauczymy się przez to umiejętności zrozumienia, wyrozumiałości i tolerancji – tego właśnie, czego nie potrafiliśmy przez wieki cywilizacji chrześcijańskiej. Możemy być świadkami wiary w transcendencję (dlatego mówię o „tajnych agentach Boga”), nie marząc, aby wszyscy do nas dołączyli. To bliska mi idea. Czy nie jest to jednak sprzeczne z misją, fundamentalną dla Ewangelii, której celem jest nawrócenie całej ziemi (a ostatnimi nawróconymi, tuż przed końcem świata, będą – mówi Pismo – Żydzi...)? Czy też powinniśmy wierzyć, że nawrócenie wszystkich to cel nieosiągalny, pozostający zawsze na horyzoncie, jako nadzieja? Tak, zasadniczo w to wierzę. A w każdym razie, gdyby Kościół chciał powrócić do praktyki compelle intrare – zmuszania do wejścia – opuściłabym go definitywnie.


WATYKAN I CHINY: CZY FRANCISZEK OSWOI SMOKA?

Papież zatwierdził decyzję chińskiego rządu o mianowaniu Josepha Shena Bina na biskupa Szanghaju. Pekin ogłosił ją na początku kwietnia, bez uzgodnienia z Watykanem >>>>


W takim razie jakie wątki współczesnej kultury uważa Pani za „sprzymierzeńców” Kościoła, który jest świadkiem wiary w transcendencję bez żadnej władzy politycznej i szuka dobra dla wszystkich?

Najważniejsi świadkowie niekoniecznie są widoczni. To np. ludzie, których można określić jako „codziennych świętych”. Żywe świadectwo dają też grupy młodych katolików, którzy – w każdym razie we Francji – świadczą bez wstydu o swojej wierze w kraju, który ich nie kocha. Ci ludzie są wzruszający, często naiwni, ale są – i to jest uspokajające.

Ale z kim w zlaicyzowanym otoczeniu ci chrześcijanie mogą nawiązywać kontakty?

Pobożni chrześcijanie, którzy uznają się za „ostatni bastion”, zwykle uważają, że otaczające ich społeczeństwo jest całkowicie relatywistyczne, że nie istnieją już w nim zasady ani cnoty, że jest całkowicie indywidualistyczne i pozwala jednostkom robić, co chcą, nawet ze szkodą dla innych. To postawa typu „po mnie potop”, ale jest ona całkowicie fałszywa. Powiedziałabym, że nasze społeczeństwo niechrześcijańskie ma obecnie trzy nurty (nieco zmieszane), z których każdy posiada zasady wspólne z chrześcijaństwem.

Najsilniejszy jest nurt ekologiczny. Chrześcijaństwo zawsze broniło przyrody, ale z pewnością w inny sposób niż nowi poganie, którzy tulą się do drzew. Wiele ruchów ekologicznych powróciło do idei cyklicznego czasu. Ekolodzy czekają też na apokalipsę, podczas gdy chrześcijanie mają nadzieję. Wspólna jest jednak miłość natury: dostrzegam, że wszyscy młodzi chrześcijanie, nawet tradycjonaliści, bronią ekologii.

Także moralność, którą można nazwać „humanitaryzmem”, a która szeroko się rozprzestrzenia, ma wyraźne pochodzenie ewangeliczne. Ponieważ ignoruje transcendencję, ma utopijną, „dziecinną” stronę. Ostatecznie jednak szanuje każdą osobę. Nie waham się stwierdzić, że mamy się czego tu nauczyć.

Wreszcie, w Europie Zachodniej mamy wielu muzułmanów, z którymi łatwo można zawrzeć sojusz w kwestiach społecznych, dotyczących początku i końca ludzkiego życia. Na tej płaszczyźnie spotykają się grupy muzułmanów i tradycjonalistycznych katolików. Np. grupy muzułmańskie wzięły udział w demonstracjach o „prawo do życia dla wszystkich” zorganizowanych przez środowiska katolickie. Ale stworzenie trwałych wspólnych grup się nie udało.

Dlaczego?

Ponieważ katolicy, którzy kwestionują obecne prawa socjalne, są już uważani za niebezpiecznych ekstremistów przez hierarchię katolicką. Bratanie się z muzułmanami byłoby dla nich jeszcze bardziej niebezpieczne. Trudność polega też na tym, że choć muzułmanie podzielają wiele naszych przekonań, to dopuszczają poligamię, mają też wiele przekonań skrajnie mizoginicznych, nie do przyjęcia nawet dla tradycjonalistycznych katolików. Muzułmanie uważają nas za zbyt nowoczesnych, my ich za zbyt archaicznych. Zasadniczo istnieje tutaj sprzeczność: w obliczu przemocy nowych przepisów społecznych (które pozwalają na aborcję aż do dzieciobójstwa, pomagają w samobójstwie itp.) tradycyjni chrześcijanie i muzułmanie jednoczą się w sprzeciwie, ale jednocześnie tak bardzo różnią się stosunkiem do nowoczesności, że boją się trwale połączyć siły.

W Polsce wiele osób uważa z kolei przepisy zabraniające aborcji – i rzadziej, eutanazji – za przemocowe narzucanie doktryny i moralności Kościoła całemu społeczeństwu, czyli element praktyki, którą wyraźnie Pani odrzuca. Jak odpowiedziałaby Pani ludziom, którzy myślą w ten sposób?

Zakazy aborcji i wspomaganego samobójstwa odpowiadały czasom, w których wszyscy byli chrześcijanami i szanowali chrześcijańskie zasady. Gdy społeczeństwo nie jest już dłużej chrześcijańskie, oczywiste jest, że te zakazy są równoznaczne z przemocą. Z drugiej strony, przepisy, które legitymizują aborcję i eutanazję, są dla chrześcijan, którzy żyją w tym społeczeństwie, formą przemocy. Uważam, że przepisy prawa powinny być zgodne z przekonaniami społeczeństwa, i nie rozumiem, dlaczego powinniśmy zakazać tego, co większość ludzi uważa dziś za uzasadnione.

Chrześcijanie muszą zaakceptować fakt, że są mniejszością, i że nie tworzą już praw. To właśnie nazywam końcem świata chrześcijańskiego.©℗

 

CHANTAL DELSOL jest filozofką, historyczką idei politycznych, eseistką i publicystką, wykładowczynią Uniwersytetu Marne-la-­ -Vallée. Ostatnio opublikowała książkę „Koniec świata chrześcijańskiego” (WAM 2023).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Nowe życie chrześcijaństwa