Babcia rewolucji

Znakomita reedycja nagrań Wandy Landowskiej jest dobrą okazją, by przypomnieć o największej z Polek w XX w. obok Marii Skłodowskiej.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Dzisiaj klawesyniści mnożą się jak grzyby po deszczu, ale już nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, ile trzeba było się nawalczyć"... To westchnienie starszej pani, przyprawione szczyptą zniewalającego, polskiego akcentu, otwierało co dzień znakomity cykl audycji "France Musique", poświęconych stopniowemu renesansowi muzyki dawnej, poczynając od XIX w. Otóż w tym procesie odnowy Wanda Landowska (1879-1959) była postacią kluczową. Wszystkich wyprzedziła, przecierając szlak przez gąszcz przesądów i historycznej amnezji. Znakomita reedycja kompletu jej europejskich nagrań jest dobrą okazją, by przypomnieć rodakom o największej z Polek w XX w. obok Marii Skłodowskiej.

Od początku wiedziała, o co jej chodzi. Jako paroletnia dziewczynka zanotowała na blankiecie bożonarodzeniowym listę utworów Bacha, Mozarta i Rameau, które chciałaby grać i po włożeniu go do koperty napisała: "Otworzyć, gdy będę dorosła". Istna prowokacja, jako że w ówczesnych czasach - a urodziła się w Warszawie w 1879 r. - żadnemu z wykonawców nie przyszłoby nawet na myśl ułożyć sobie program złożony wyłącznie z utworów dawnych, mniej lub bardziej zapomnianych mistrzów. A gdyby nawet - nikt, ale to nikt, nie sięgnąłby wówczas po instrument, na który wszystkie te dzieła były napisane, a o którym jeszcze z pół wieku później sir Thomas Beecham mówił, że kojarzy mu się z "parą szkieletów kopulujących na blaszanym dachu".

Ale mała Wandzia, wspierana przez oświeconych i zamożnych rodziców, miała swoją idée fixe. Oparła się czarowi romantycznej estetyki, wpajanej jej od trzeciego roku życia przez Kleczyńskiego i Michałowskiego, pedagogów zakochanych w Chopinie. Na swój publiczny debiut, jako czternastolatka, wolała wybrać Suitę angielską e-moll Bacha. Sławny dyrygent Nikisch był jej grą zachwycony. Już wtedy jednak była pewna, że współczesny fortepian nie jest tu właściwym instrumentem. Była nań poniekąd skazana, gdyż klawesyn był wówczas dawno pogrzebanym trupem. W opublikowanym w 1909 r. profetycznym dziele, zatytułowanym "Muzyka dawna. Renesans klawesynu w XX wieku" (wznowionym przez paryską Biblioth?que des Introuvables), opisała smutne dzieje owego instrumentu, który "przez trzy stulecia umilał życie książąt, wypełniał swym brzmieniem klasztorną pustkę, był konfidentem Frescobaldiego, Bachów i Couperinów, rządził w teatrze i kościele", i który z dnia na dzień został "zdetronizowany" i "wzgardzony", dokańczając żywota jako "mebel, komoda, szafa na bieliznę", względnie estetyczne wspomnienie, "uchwycone przez malarzy i skazane na zakurzony, muzealny żywot".

Landowska zaczęła podbijać świat jako wirtuozka fortepianu, ale wiedziała, że pójdzie inną drogą. Poznała Henryka Lwa, polskiego etnografa i pisarza, z którym wzięła ślub w Paryżu roku 1900. Tam, w stolicy Francji, rozpoczęła długą kampanię o odrodzenie muzyki wcześniejszych epok, znajdując wsparcie u wybitnych muzyków i muzykologów, jak Charles Bordes, Vincent d’Indy, André Pirro czy Albert Schweitzer, skupionych wokół słynnej Schola Cantorum.

Pomstowała na modną wówczas ideę "postępu" w sztuce, pisząc we wspomnianym dziele, że wszyscy wielcy twórcy zapatrzeni byli w przeszłość i z postępem byli na bakier; że dzieje muzyki to nie wspinanie się szczebel po szczeblu ku rzekomemu ideałowi ("niczym droga parweniusza ku bogactwu i honorom"), lecz "seria fluktuacji, kapryśnych zafalowań, piękności różniących się od siebie, z których jednak każda jest w sobie samej doskonała, każda nieprześcigniona i niezrównana. Nie da się prześcignąć »Oratorium na Boże Narodzenie« Bacha ani małego utworku Couperina". "Prędzej czy później - pisała jeszcze z werwą - ludzie o wyrafinowanym smaku poczują, że »Magnificat« Pachelbela, piosenka Jannequina, kantata Bacha, motet Palestriny warte są więcej niż wszystkie przemysłowe wynalazki i cały ów współczesny chór samochodowych klaksonów"...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2008