Aż wióry lecą

Czytam sobie równolegle dwie powieści: "Drwala" Michała Witkowskiego i "Czy to się nagrywa?" Tomasza Pindela. I teraz uwaga: ma to związek z czymś, co przeszło, minęło, nie ma sensu wracać, zawracać, ale jednak.

29.11.2011

Czyta się kilka minut

Myśl czytelnicza bywa meandryczna, a narracja felietonowa zaczynająca się od: piszę, a nie wiem, o czym pisać - to standard. Otóż jakiś czas temu Janusz Rudnicki na łamach "Gazety Wyborczej" ocenił felietonistykę polską na jedynkę, rozprawił się z kanonem lektur szkolnych, a następnie przeszedł do propozycji kanonu alternatywnego. Gdyby miała być z tego dyskusja, trzeba by od razu - na razy i kanony - się postrzelać, co nie jest możliwe ze względu na odległości czasoprzestrzenne rubryk w czasopismach. Zresztą nie chce mi się udowadniać, kto głupi, kto nie umie, a kto nudzi. Zwłaszcza w kontekście kanonu lektur, bo to jest akurat stary jak niepodległa Polska temat, obrobiony wte i wewte.

Podczas lektury powieści, o których wspomniałam, zachciało mi się jednak do sprawy powrócić. To znaczy jeszcze inaczej: najpierw na portalach społecznościowych pojawił się wątek oczywistej jednostronności autorskiego kanonu Janusza Rudnickiego, wymieniającego lektury okresu dojrzewania napisane wyłącznie przez mężczyzn. No więc na rzeczonych portalach odezwały się czytelniczki, czyli znakomita większość czytających w populacji, i postawiły sprawę jasno: za nic nie chciałyby dojrzewać pod dyktando machoistowskich opowieści o wojnie, przygodzie, piciu, szczególnie: swobodno-romantycznym podejściu do kobiet i seksu. Chciałam wówczas coś tam o tym napisać, ale terminy mi się w okienku felietonowym nie zgrały, poza tym o kanonie lektur już tyle razy pisałam, że dałam spokój. Teraz jednak czytam Witkowskiego i Pindela...

Czytam te dwie powieści, ale po drodze był Zjazd Polonistów i tam przez trzy dni od rana do nocy, a potem w nocy rozmawialiśmy o edukacji literackiej, co oczywiście nie jest atrakcyjną robotą. No, jak dla kogo, ja akurat lubię poględzić językiem wysokiej polonistyki. Sprawa kanonu lektur, zwłaszcza relacji między nauczaniem literatury i języka polskiego a światowego (co znaczy: angielskiego) wracała tam wielokrotnie. W pewnym momencie zeszło na kwestię ilościowej przewagi męskich tekstów nad kobiecymi w spisach lektur, ale już dość marginalnie, bo siedem lat wcześniej sprawa była omawiana bardziej szczegółowo, co - rzecz jasna - nie wpłynęło na nic poza świadomością teoretyczną progresywnie nastawionych polskich uczonych. Tym razem ktoś mi powiedział, że myśl, by zbudować dwie listy - dla chłopców i dziewczynek - nawet gdyby miała być tylko eksperymentem, ma sens. Ja jestem generalnie za koedukacją, choć z drugiej strony czasem miałabym ochotę wycofać się z różnych miejsc w naturalny sposób czyniących ze mnie mniejszość, lecz pomysł list płciowo zróżnicowanych ma pewien powab.

Zatem czytam wspomniane powieści. Narrator Witkowskiego mówi o sobie "ja tak mam, nie dociera do mnie od razu". Właśnie. Do mnie też nie. Może dlatego, że jestem "wrażliwą polonistką", która to figura w hierarchii powieściowych bytów stanowi ideał niemożliwy. Więc ja tak mam, że każdy tekst zrozumiem, nawet jak mnie nudzi, a z repliką czekam nie wiadomo na co, swoich lektur nie narzucam.

Powieść Pindela opowiada o pewnym eksperymencie wymyślonym przypadkiem przez akademickiego socjologa, przeobrażającego się dzięki temu w celebrytę. Eksperyment jest logiczny i bezsensowny zarazem, a działa. Chodzi w nim, w skrócie, o wielką akcję "Konopielka", czyli skojarzenie trzydziestolatek z wyższym wykształceniem z miast z czterdziestolatkami bez wykształcenia ze wsi. W tej fajnej historii jedno założenie wydaje się konieczne: że dziewczynki zawsze schowają do kieszeni swoje intelektualne potrzeby. Dlaczego? Ponieważ są do tego dobrze przygotowane. Najwrażliwsza polonistka pokocha drwala. Tak, co zaskakujące, obie czytane przeze mnie w listopadowy weekend powieści opowiadają o drwalach.

Teraz znów wracam do kwestii kanonu. Większość tekstów omawianych w szkole nastawionych jest na chłopięcą, męską wrażliwość, a omawiają je w koedukacyjnych klasach wrażliwe polonistki. Jak to jest możliwe? O poświęceniu, ranach, wojnie, miłości do armii, ojczyzny, kobiety - uczą najlepiej kobiety. To jest możliwe tylko dlatego, że wrażliwe polonistki już tak mają: zamilkną, nawet gdy czują jakąś niewygodę, przełkną nudę, wycofają własną perspektywę. Wolałyby może jakieś inne teksty, jakiś swój kanon, ale po pierwsze - nauczono je empatii i pasożytowania na tekstach wyraźnie nie dla nich pisanych, po drugie - zwykle coś u nich z ripostą jest za grzecznie.

Rozmawiałam z innymi wrażliwymi polonistkami o tym, jaki kanon mogłyby zaproponować, jaką listę, powiedzmy, minimum - dziesięć tekstów kobiecych zamiast nudy, nudy, nudy od staropola do wojny i okupacji. I tu klops. Bo z kobiecym czytaniem jest inaczej niż z męskim, kobiety jako czytelniczki przechodzą metamorfozy. Męskie kanony osobiste są jakoś tak stabilne. W okresie czytelniczego dojrzewania chłopak zachwyci się Steinbeckiem, Hemingwayem, Kafką, Hłaską, wrażliwy polonista może doda Gombrowicza i zwykle tak już mu zostanie. Kobiety zmieniają preferencje lekturowe, na inny wiek jest Sylvia Plath, na inny Erica Jong, na inny Doris Lessing. W innym momencie życia pomogą dzienniki Nałkowskiej, a kiedy indziej powieści Gretkowskiej. Dlatego łatwiej dorosłemu proponować listę dla niedorosłego, wystarczy sięgnąć na własną półkę. Dorosła dla niedorosłej musi wykonać pracę koncepcyjną, bo gdyby tak zaproponowała "Strach przed lataniem", czytany w wieku lat trzydziestu... Hmm. Polonistki musiałyby przesterować swą słynną wrażliwość na cele niechętnie realizowane w szkole.

Tak, kobiece lektury zrobiłyby w szkole bałagan, na pewno większy od tego, jaki wnoszą pożegnania z bronią i powitania jesieni. Ponieważ jednak ani żadna wrażliwa polonistka, ani środowisko polonistyczne jako całość nie zaproponują listy składającej się z samych dzieł pisarek (no tak mamy, tak jakoś mamy, że nie umiemy wykluczyć dzieł męskich), można tylko wyobrazić sobie tak skrojony eksperyment lekturowy, a najlepiej splagiatować powieść Tomasza Pindela. Niech chłopcy czytają kobiety, a gdyby chcieli czegoś bliższego ich doświadczeniu życiowemu - niech sobie w domu, pod kołdrą, żeby rodzice nie widzieli, oświetlając pole czytelnicze latarką, brną stąd do wieczności.

Tytuł tego felietonu dotyczy: a) pragnienia riposty; b) czytania, którego wszystkim życzę. Czytajmy, aż wióry polecą! Nie przymierzając - czytajmy, jak drwale na wyrębie las rąbią. Nawet jeśli jesteśmy wrażliwymi polonistkami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2011