Argument za istnieniem Boga

Ks. Janusz Królikowski, mariolog: Dogmat o Wniebowzięciu mówi o godności ciała ludzkiego. Dowodzi, że śmierć i cierpienie nie są ostatnim słowem wypowiadanym nad ludzkim losem, że istnieje życie wieczne, które przekracza rzeczywistość doczesną. / Rozmawiała Joanna Brożek

11.08.2009

Czyta się kilka minut

Joanna Brożek: Kiedy odczuwamy strach, czuwając przy umierającym albo rodzącej - przywołujemy Maryję. Czy dlatego, że Maryja jest kobietą, a więc z natury bardziej wrażliwa na ludzkie sprawy niż Jezus - mężczyzna?

Ks. Janusz Królikowski: Odwołując się do Maryi, nasza postawa jest zawsze postawą "do Boga", a pierwszą modlitwą chrześcijanina zawsze jest "Ojcze Nasz". Weźmy pod lupę znamienny element pobożności maryjnej: przy sanktuariach istnieją tak zwane księgi cudów, gdzie ludzie wpisują otrzymane łaski. Analizując treść wpisów, nie znalazłem nigdzie zapisu, który sugerowałby jakąś "wiarę w Maryję", ale wszędzie odzwierciedla się wiara w Jej wstawiennictwo u Boga. Spojrzenie na Maryję jako osobę z jej doświadczeniem ziemskim ułatwia z Nią kontakt, aby potem wraz z Nią, we wspólnocie ludzkich doświadczeń, stawać przed Bogiem. Narodziny są jednym z bardziej dramatycznych i bolesnych wydarzeń w życiu kobiety - wspólnota z Maryją jako rodzicielką jawi się jako coś naturalnego.

Sobór Watykański II, a za nim niektórzy teologowie, akcentują, by raczej żyć jak Maryja, niż się do Niej zwracać.

Według  Soboru pobożność maryjna powinna obejmować cztery elementy: cześć dla Maryi, miłość, wzywanie - invocatio, i naśladowanie. Żaden z elementów nie ma autonomicznie pierwszeństwa, dopiero wszystkie razem tworzą autentyczną pobożność maryjną. Niewątpliwie naśladowanie Maryi, zwłaszcza że czujemy defekty w naszej postawie chrześcijańskiej, jest tym elementem, na który kładzie się ostatnio bardziej szczególny nacisk. Bo na nic wzywanie, jeśli nie będzie naśladowania. Ale wskazania kościelne dotyczące pobożności maryjnej nie sprowadzają się do naśladowania. Co więcej, pozostaje ono trudne do urzeczywistnienia, bo przeciętny człowiek w swoich doświadczeniach rozmija się kulturowo z Jej postacią. Mogę zapytać: co dziennikarka ma naśladować z Maryi?

Odwagę. Maryja jest przykładem na to, jak odważnie podejmować decyzje - od wypowiedzianego "fiat" i jego konsekwencji społeczno-obyczajowych po nocną, samotną wędrówkę do Elżbiety.

Wymowną odpowiedź, skąd się ta odwaga bierze, daje chrześcijańska tradycja ikonograficzna. Może nawet 90 proc. przedstawień Zwiastowania pokazuje Maryję na klęczniku, a obok niej leży księga - Biblia. Malarze, ci genialni teologowie, chcieli uwrażliwić odbiorców na to, że spotkanie Maryi z Aniołem oraz Jej odważna odpowiedź wyrastają z modlitwy i ze Słowa Bożego. Maryja nie stała z żelazkiem w ręku w chwili Zwiastowania, jak sugeruje jeden ze współczesnych malarzy. Jej odwaga nie wyrasta z ludzkiej determinacji. Natomiast Nawiedzenie, o którym pani wspomina, jest przedłużeniem Zwiastowania. Maryja nie idzie do Elżbiety na towarzyską rozmowę. Idzie, by służyć. I to też wynika z jej postawy wiary.

Paweł VI, porządkując kwestie kultu maryjnego w adhortacji apostolskiej "Marialis cultus", wylicza cnoty maryjne jako "wzór do naśladowania", mówiąc o "dziewicy słuchającej, modlącej się, rodzącej, ofiarującej". Gdzie mowa o jej odwadze?

W Litanii do Matki Bożej Loretańskiej i w licznych modlitwach pojawia się wezwanie: "Virgo Potens" (Dziewico Potężna). Potęgę Maryi widać, kiedy stoi pod Krzyżem. W starożytności istniał zakaz obecności kobiet w czasie ukrzyżowania. Wydarzenie ewangeliczne pokazujące Maryję pod Krzyżem jest ewenementem! Maryja musiała pokonać opór żołnierzy i przepisy prawne, złamać obyczaj, żeby stanąć pod krzyżem Syna.

Kiedy patrzymy na kult Maryi pod kątem historycznym, widać pewną ewolucję: mniej więcej do średniowiecza Maryja postrzegana jest raczej jako matka, później w większym stopniu odkrywa się wspólnotę z Maryją płaczącą pod Krzyżem.

Dzisiaj modlimy się nie tyle do Maryi pod Krzyżem, ale do Fatimskiej, z Lourdes, Ostrobramskiej, Nieustającej Pomocy...

Dla nas ważna jest Częstochowska, dla wilnian Ostrobramska, dla Rusi Berdyczowska. Nie widzę w tym nic złego. Pobożność maryjna XIX i XX w. jest ponadto silnie związana z "objawieniami maryjnymi", jak się mówi w sposób nieco dwuznaczny. Rue du Bac w Paryżu, La Salette, Lourdes, Fatima czy chociażby głośne w ostatnich latach (niezatwierdzone przez Kościół) Medjugorje czy polski Gietrzwałd. Objawienia te wpłynęły na życie Kościoła i na pobożność maryjną; pod ich wpływem byli papieże XX wieku: Pius XI, Pius XII, Paweł VI czy Jan Paweł II; trudno sobie wyobrazić ich pontyfikaty bez odniesienia do Fatimy. Kiedy Pius IX ogłasza dogmat o Niepokalanym Poczęciu, Maryja zjawia się w Lourdes, które okazuje się w pewnym sensie nadprzyrodzoną ratyfikacją ogłoszonego dogmatu. Samo ogłoszenie dogmatu nie wywarło takiego wpływu na pobożność maryjną jak tamte objawienia.

Prowadząc badania nad zjawiskiem objawień maryjnych, doszedłem do wniosku, że objawienia to pewien dar od Boga dla Kościoła, by zwrócił uwagę na elementy swojej wiary i ich przeżywanie, takie jak pokuta, modlitwa, formy kultu, które słabną, a mają duże znaczenie, np. różaniec, powracający w Lourdes i Fatimie.

"Zaśnięcie Maryi" to tytuł płótna Caravaggia. Papież Klemens VIII, który dzieło zamówił, odrzucił je, bo przedstawiona Maryja jest tu martwa. Dzieje się to na 300 lat przed ogłoszeniem dogmatu o Wniebowzięciu, a świat już wtedy kieruje się przekonaniem, że Matka Boża nie doświadczyła ludzkiej śmierci, a jej ciało nie uległo rozkładowi.

Konsekwentnie od wieków dojrzewało przekonanie wierzących, że jako osoba w ciele i w duszy Maryja została wzięta do chwały niebieskiej. W teologii nigdy nie było natomiast zgodności w kwestii śmierci Maryi. Jedna opcja opowiadała się za śmiercią Maryi i jej przejściem do chwały po śmierci, w ciele uwielbionym. Druga opcja była przeciwna mówieniu o jej śmierci.

Czy Pius XII, ogłaszając dogmat o Wniebowzięciu, ostatecznie rozwiązał spór?

Nie do końca. Nie sprecyzował, czy wniebowzięcie było związane z przeżyciem śmierci w sensie ogólnoludzkim - jak definiujemy teo­logicznie: jako rozdzielenie ciała i duszy - czy przejście Maryi do chwały miało inny charakter. Od czasów Pawła VI - zwłaszcza Jan Paweł II mocno poszedł w tym kierunku - opowiadamy się raczej za poglądem, który przyjmuje prawdziwą śmierć Maryi. Skoro Chrystus umarł na Krzyżu, przeszedł przez doświadczenie śmierci, więc zostawienie wyjątku w przypadku Maryi kłóciłoby się z logiką zbawienia. Nie jest to jednak nauka zdefiniowana dogmatycznie.

Ale to sprawa drugorzędna. Najważniejsze w kontekście Wniebowzięcia jest to, że po zakończeniu biegu ziemskiego życia Maryja w ciele i duszy została wzięta do nieba. Jak się to stało? Jasnej odpowiedzi nie ma, ale i ona nie ma większego znaczenia.

Maryja nie została więc "żywcem" wciągnięta do nieba?

Możemy przypuszczać, że okres między śmiercią a niebieską chwałą, w której Ona uczestniczy, równy był zeru. Mógł być to nawet ten sam moment. Teologia nie ma trudności z przyjęciem takiego poglądu.

Maryja to pierwsza chrześcijanka, która zmartwychwstała po Chrystusie?

Pierwsza, jako integralna osoba, która otrzymała pełny udział w chwale Bożej. W języku polskim zachodzi pewna nieścisłość. Mówi się, że "Maryja z ciałem i duszą" została wzięta do nieba. Dogmat mówi tymczasem, że "w ciele i duszy" została wzięta do nieba. To "w" sprawia zasadniczą różnicę. Nie - podmiot "Maryja", plus ciało, plus dusza. Ale Maryja jako integralna osoba. I jako taka, jako pierwsza z ludzi, otrzymała pełny udział w zmartwychwstaniu Chrystusa.

Dlaczego Kościół zwlekał z dogmatem o Wniebowzięciu?

Świadomość Kościoła w odniesieniu do pewnych prawd dojrzewa powoli. Ogłoszenie dogmatu było w znacznym stopniu odpowiedzią na zaistniałą w świecie sytuację kulturową. Pius XII wykonał fenomenalny ruch. Proszę zauważyć, że dzieje się to w 1950 r., kilka lat po zakończeniu II wojny światowej, kiedy świat zmierzył się z doświadczeniem śmierci, z brutalnym sponiewieraniem godności człowieka, zarówno w sensie duchowym, jak i cielesnym. W świecie panuje poczucie pogłębiającej się beznadziei. A tu papież zwraca uwagę na Wniebowzięcie! Dogmat ten proklamuje godność ciała ludzkiego, dowodzi, że śmierć i cierpienie nie są ostatnim słowem wypowiadanym nad ludzkim losem, że istnieje szczęśliwe życie wieczne, które przekracza rzeczywistość doczesną. Celem człowieka jest Bóg i do Niego trzeba wrócić. Maryja jako wniebowzięta jest drogowskazem dla nowego spojrzenia na los człowieka i los świata.

Z jaką recepcją spotkało się ogłoszenie dogmatu?

Zróżnicowaną. Protestanci mocno się sprzeciwiali, prawosławni podeszli bez entuzjazmu. Żaden poważny teolog katolicki nie protestował, jak w przypadku Niepokalanego Poczęcia. Pewne zastrzeżenia wyrażali teologowie zajmujący się badaniami historycznymi i biblijnymi. Wobec faktu, że wiara we wniebowzięcie krystalizuje się dopiero w VI-VII w., a więc relatywnie późno, stawiali oni pytanie: gdzie była ta prawda przez sześćset lat? A jakaż trudność przyjąć, że była to prawda ukryta - odpowiadali zwolennicy. Kolejną trudnością okazywał się brak bezpośrednich dowodów w Piśmie Świętym. Można przecież argumentować pośrednio, byle spójnie. Warto zauważyć, że pierwszą poważną książkę w obronie dogmatu o Wniebowzięciu napisał… Carl Gustav Jung, raczej skromny i powściągliwy entuzjasta wiary i Kościoła. Na gruncie psychologii sformułował apologię decyzji papieża o ogłoszeniu dogmatu. Jak dowodził Jung w "Odpowiedzi Hiobowi", papież dokonał wielkiego aktu, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom świata. Recepcja będzie przebiegała dalej i będzie się umacniała wiara we wniebowzięcie, jeśli będzie się konsekwentnie podkreślać, że jest to prawda wiary dogłębnie chrystologiczna i bardzo pocieszająca dla człowieka.

Świat dobrze poczuł się z tą prawdą?

Na pewno poczuł wyraźną ulgę, że jednak niebo jest, a ponieważ Maryja je osiągnęła, to my jesteśmy o krok bliżej. Sobór Watykański II dopowiedział, że Maryja Wniebowzięta jest obrazem Kościoła i znakiem pewnej nadziei!

Jest taka polska fraszka o ateuszu, który "z nadzieją beztroską nie wierzy w Boga, ale w Matkę Boską".

A jak pisze Lechoń: "Wierzy w Nią nawet taki, który w nic nie wierzy". Postać Maryi jest pewnego rodzaju teodyceą, czyli argumentem za istnieniem Boga - do pewnego stopnia, oczywiście. Bo jak wytłumaczyć bez istnienia Boga, że cały świat bije pokłony przed zwykłym, prostym dziewczęciem z jakiegoś Nazaretu? Maryja to "wieczna Kobieta", która wszystkich przyciąga do siebie.

Ks. prof. Janusz Królikowski jest mariologiem, wykładowcą na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie, kierownikiem Katedry Teologii Dogmatycznej Uniwersytetu Papieskiego w Tarnowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2009