Anioły nie opuszczą Trumpa

Były na jego wiecach, w Białym Domu i w konserwatywnej telewizji Fox News. Matki, których dzieci zginęły z rąk nielegalnych imigrantów, ufają prezydentowi USA. Bo tylko on chciał ich wysłuchać.
z Kalifornii

01.04.2019

Czyta się kilka minut

Melanie Kortlang, której córkę w 2006 r. zabił nielegalny imigrant, mówi, że jest rozczarowana politykami Partii Demokratycznej. San Diego, 2019 r. / MARTA ZDZIEBORSKA
Melanie Kortlang, której córkę w 2006 r. zabił nielegalny imigrant, mówi, że jest rozczarowana politykami Partii Demokratycznej. San Diego, 2019 r. / MARTA ZDZIEBORSKA

Milford, niespełna 30-tysięczne miasteczko w stanie Massachusetts. Na sennym osiedlu domów jednorodzinnych czarny pick-up ignoruje znak „stop” i taranuje nadjeżdżający z prawej strony motocykl. 23-letni Matthew uderza w maskę pick-upa, pada na jezdnię. Gdy po krótkiej chwili auto znów gwałtownie rusza, nogi chłopaka zaplątują się w podwozie. Prowadzący samochód nielegalny imigrant z Ekwadoru ignoruje krzyki chłopca, ciągnie go za sobą. Nie zwalnia, gdy próbują go zatrzymać przechodnie. Kiedy staje po 400 metrach, Matthew jest już martwy.

Godzinę później Maureen Maloney odbiera telefon i słyszy, że jej syn miał wypadek. Przerażona wsiada w samochód, pędzi do szpitala. Po drodze mija skrzyżowanie, na którym doszło do zderzenia. Widzi, że przewrócony motocykl nie ma śladów poważnych zniszczeń i powtarza sobie, że Matthew tylko trochę się poturbował. Gdy dociera na miejsce i lekarz zaprasza ją do sali konferencyjnej, wie, że to koniec. Maureen zna procedury. Pracuje jako pielęgniarka w sąsiednim szpitalu.

Pęknięte serce

– Lekarz powiedział mi wtedy, że mój syn zmarł zaraz po zderzeniu z pick-upem – tłumaczy Maureen „Tygodnikowi”. – Dopiero w sądzie dowiedziałam się, jak było naprawdę.

Podczas procesu wielokrotnie słyszała o krwi na karoserii. O odciskach palców syna świadczących o tym, że próbował wyplątać się spod kół. – Nie mogę wymazać tych scen z pamięci – wspomina. – Przez pierwsze miesiące po wypadku byłam bardzo lękliwa. Bałam się, że to samo spotka męża i starszego syna. Nie chciałam, by wychodzili z domu. Czytałam, że po stracie bliskiej osoby można dostać zawału. Bardzo się wtedy o to modliłam, żeby mieć zawał.

Maureen budziła się rano i zadawała sobie pytanie, czemu jeszcze żyje. Wspomina: – Przy życiu trzymała mnie tylko walka o karę dla Nicolasa Guamana, mordercy mojego syna. W chwili wypadku był pijany. Z raportu policji wynika, że w jego samochodzie walały się puste puszki po piwie, śmierdziało alkoholem. Przed wypadkiem był trzykrotnie aresztowany za prowadzenie auta bez prawa jazdy, miał też wyrok w zawieszeniu za pobicie policjanta. Nie mogę zrozumieć, że jako nielegalny imigrant nigdy nie został deportowany ze Stanów – dodaje Maureen, która walczyła o skazanie mężczyzny za morderstwo drugiego stopnia.

Ostatecznie w 2014 r. zapadł wyrok skazujący go na karę co najmniej 12 lat więzienia, za nieumyślne spowodowanie wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym.

Uścisk prezydenta

Maureen Maloney jest dziś wiceszefową AVIAC – organizacji zrzeszającej rodziców, których dzieci zginęły z rąk nielegalnych imigrantów. O śmierci swojego syna opowiadała już dziesiątki razy. Najpierw były wywiady dla lokalnej prasy, potem dla Fox News i innych prawicowych mediów.

O 59-latce z Massachusetts zrobiło się głośno pod koniec sierpnia 2016 r., gdy podczas wiecu wyborczego w Phoenix w Arizonie Donald Trump, ówczesny kandydat Republikanów na prezydenta, zaprosił ją na scenę. Oszołomiona, opowiedziała historię syna i wymieniła uścisk z Trumpem. Na koniec stanęła obok ­innych rodziców, którzy stracili dzieci z rąk nielegalnych imigrantów. Określani mianem angel moms i angel dads (anielskie matki, anielscy ojcowie), stali się bohaterami kampanii Trumpa na rzecz budowy muru wzdłuż południowej granicy USA.

Prezydent po raz kolejny wspomniał o ich losach w połowie lutego tego roku, gdy w Ogrodzie Różanym na terenie Białego Domu zapowiadał wprowadzenie stanu wyjątkowego. Swoją decyzję, która ma na celu zapewnienie funduszy na budowę muru, przedstawił jako odpowiedź na „napływ narkotyków, gangów i ludzi” przez granicę z Meksykiem.

Była to próba obejścia Kongresu, który nie chciał się zgodzić na przeznaczenie żądanych przez Trumpa 5,7 mld dolarów na budowę muru. Impas w tej sprawie doprowadził na przełomie roku do trwającego 35 dni częściowego zawieszenia działalności rządu federalnego. Ostatecznie w przyjętej ustawie budżetowej przeznaczono na budowę muru niecałe 1,4 mld dolarów. To zaledwie jedna czwarta kwoty, której domagał się prezydent.

Wykorzystując prawo pozwalające przesuwać środki w ramach budżetu w sytuacjach nadzwyczajnych, Trump podpisał rozporządzenie o wprowadzeniu stanu wyjątkowego i ogłosił, że na budowę muru przeznaczy 8 mld dolarów. Jego decyzja pociągnęła zaraz falę pozwów sądowych ze strony władz 16 stanów, m.in. ­Kalifornii, Michigan, Maryland i Nowego Jorku (w połowie marca do pozwu dołączyły cztery kolejne stany, m.in. Massachusetts i Rhode Island).

W sprawie unieważnienia rozporządzenia dotyczącego stanu wyjątkowego zagłosowała Izba Reprezentantów i Senat. W połowie marca Trump zawetował jednak rezolucję Kongresu, pozostawiając niewielkie pole manewru. Izba Reprezentantów 26 marca podjęła nieudaną próbę oddalenia weta prezydenckiego. 248 kongresmenów głosowało za tym, aby odrzucić weto, a 181 było przeciwko. Do uzyskania większości kwalifikowanej (dwie trzecie) zabrakło 38 głosów (dla oddalenia prezydenckiego weta potrzebne jest uzyskanie takiej większości w obu izbach Kongresu).

Tym samym rozporządzenie Trumpa pozostaje w mocy. Dalsze rozstrzygnięcia w sporze politycznym należą teraz do sądów, rozpatrujących pozwy przeciwko decyzji Trumpa o wprowadzeniu stanu wyjątkowego.

Tylko on mnie wysłuchał

– Tym razem musi się nam udać – mówi dziś z naciskiem Maureen Maloney, która wraz z innymi angel moms była wtedy w Ogrodzie Różanym.

Po raz kolejny trzymała w ręku zdjęcie syna i walczyła ze sobą, żeby się nie rozpłakać. – Zaproszenie do Białego Domu to był dla mnie wielki zaszczyt – mówi Maureen Tygodnikowi”. – Chętnie bym jednak z niego zrezygnowała, gdyby mój syn mógł dalej żyć.

– Przed jego śmiercią nigdy nie interesowałam się polityką imigracyjną – dodaje Maureen. – Jak większość Amerykanów, byłam zajęta moją rodziną oraz pracą. Nawet nie byłam zagorzałą zwolenniczką Republikanów. Choć bliżej mi do konserwatystów, to nie zawsze zgadzam się z ich polityką.

– Pewnie zapytasz, czy nie czuję, że moja tragedia wykorzystywana jest do realizacji celów politycznych – Maureen Maloney faktycznie wyprzedza niezadane jeszcze pytanie. – Tak, mam tego świadomość i to nie jest miłe uczucie. Ale wiem też, że tylko Donald Trump chce wysłuchać mojej historii.

– Od śmierci Matthew minęło prawie osiem lat – dodaje Maureen. – Bardzo za nim tęsknię. Nie chcę, by inne matki spotkała taka sama tragedia. Ten mur musi powstać.

Kobiety za Trumpem

Melanie Kortlang, 57-latka z San Diego, stała się gwiazdą nagrania na ultraprawicowym portalu Breitbart News.

Jest połowa lutego 2019 r., okolice Kapitolu. Wściekła Melanie krzyczy w stronę Susan Davis, kongresmenki z Partii Demokratycznej.

W ręku trzyma zdjęcie swojej córki Amy, która w 2006 r. zginęła w wypadku samochodowym. Dziewczyna miała wtedy 22 lata. Tyle samo, co Rafael Ramirez Perez, nielegalny imigrant z Meksyku, który wjechał w jej auto po pijanemu.

– Gdy zobaczyłam kongresmenkę Davis, coś we mnie pękło – mówi „Tygodnikowi” Melanie. – Po raz ostatni widziałam ją w 2007 r. Podczas spotkania w jej waszyngtońskim biurze powiedziałam jej o śmierci córki. Odparła, że Amy po prostu zginęła przez pijanego kierowcę. Nie chciała przyznać, że zabił ją nielegalny imigrant.

– Po śmierci córki wysłałam dziesiątki listów do amerykańskich polityków. Napisałam nawet do ówczesnego prezydenta George’a W. Busha. Nikt nie odpowiedział – podkreśla Melanie, z którą spotykam się po jej powrocie z Waszyngtonu.

Razem z innymi angel moms brała udział w wizycie organizowanej przez stowarzyszenie Women for Trump (Kobiety za Trumpem). Na kilka dni przed ogłoszeniem stanu wyjątkowego przez prezydenta uczestniczyły u stóp Kapitolu w konferencji prasowej na rzecz budowy muru. Odwiedziły też biuro spikerki Izby Reprezentantów Nancy Pelosi i senatorki Kamali Harris (obie z Partii Demokratycznej). Harris ogłosiła, że będzie się ubiegać w prawyborach tej partii o nominację w wyborach prezydenckich w 2020 r.

– Żadna z nich nie chciała się z nami spotkać – mówi Melanie.

Moja córka też marzyła

Melanie: – Na drzwiach biura Kamali Harris widnieje tabliczka z napisem „Marzyciele mile widziani” [ang. dreamers; chodzi tu o imigrantów, którzy jako dzieci nielegalnie przyjechali do USA – red.]. Wszyscy mówią o tym, że „marzycielom” należy się prawo do pracy i ochrona przed deportacją. A przecież moja córka też miała marzenia. Dwa miesiące przed śmiercią wyprowadziła się z domu i wynajęła mieszkanie w górskim miasteczku Ramona. Znalazła tam pracę jako fryzjerka. Od kilku lat spotykała się z chłopakiem. Gdy doszło do wypadku, jechała, żeby mu kibicować w zawodach pływackich.

Matka wspomina, że ostatniego esemesa od córki dostała o 20.20 wieczorem. – Jak zwykle żartowała, często wysyłałyśmy sobie jakieś głupotki. Pół godziny później już nie żyła – Melanie płacze, gdy pokazuje zdjęcia czerwonej hondy civic.

Karoseria wygląda jak harmonijka. Siła uderzenia była tak wielka, że auto Amy odrzuciło na 60 metrów. Ucięło jej nogi, miała poważne obrażenia w okolicach brzucha.

Melanie: – W kostnicy pokazano mi tylko jej twarz. Nie wyglądała jak moja córka. Na przedzie miała wybity ząb, a moja Amy miała zawsze piękny uśmiech. Nigdy nie zapomnę, gdy musiałam zidentyfikować też jej auto. Na tapicerce widać było kawałki jej ciała. Mój były mąż zupełnie się wtedy załamał. To ja musiałam podjąć decyzję, jak ją pochować. Czy chciała tradycyjnego pogrzebu, czy wolała być skremowana? Żaden rodzic nie rozmawia z dzieckiem na taki temat. To ja napisałam nekrolog do gazety i wybrałam ubrania, w których Amy miała być skremowana.

– Podczas pogrzebu obiecałam sobie, że nie pozwolę, by pamięć o niej umarła – opowiada Melanie, dotykając wisiorka na szyi. W złotej łezce nosi garstkę prochów Amy.

Rozłąka, ale na zawsze

Rafaela Ramireza Pereza, sprawcę wypadku, Melanie nazywa potworem. Zanim wjechał w auto jej córki, uderzył w dwa inne. Trzy osoby zostały ranne. Mężczyzna miał na koncie cztery wyroki za jazdę po pijanemu. Za ostatni trafił na rok do więzienia i w marcu 2006 r. został deportowany do Meksyku. Kilka miesięcy później znów był nielegalnie w Stanach. Tej nocy, gdy zginęła Amy, prowadził po pijanemu auto należące do zatrudniającej go betoniarni. Sąd skazał go za morderstwo drugiego stopnia na 21 lat więzienia.

– Świadomość, że wciąż jest za kratami, daje mi spokój – mówi Melanie. – Wiem, że nie usiądzie znów za kółkiem i nie spowoduje śmierci innych ludzi. Nigdy mu tego nie wybaczę. Bóg nie ma mi tego za złe. W zeszłym roku wciąż trąbiło się o rozdzielaniu rodzin imigrantów na granicy z Meksykiem. Nikt nie mówi o tym, że ja straciłam córkę na zawsze. Gdyby już dawno na granicy powstał mur, morderca Amy nie wróciłby pewnie do Stanów, a moja córka nadal by żyła.

– Denerwuje mnie, gdy niektórzy nazywają mnie rasistką – dodaje matka. – A ja zawsze miałam wśród znajomych Azjatów, Afroamerykanów, Meksykanów. Mąż jest operatorem koparki na budowie, pracuje tam wielu imigrantów z Wietnamu. Tylko że oni przyjechali do Stanów legalnie. Niektórzy są tutaj od dziesięciu lat i wciąż nie mogą sprowadzić swoich rodzin, bo nie stać ich na kosztowną i skomplikowaną procedurę. Dlaczego media nie nagłaśniają takich historii? – mówi.

Kontakt wzrokowy

Spencer Golvach, 25-latek z Houston w Teksasie, żył na wysokich obrotach. W ciągu dnia prowadził sklep z gitarami, wieczorami dorabiał w magazynie jako operator wózka widłowego. W zespole The Dead Revolt grał jako basista. Styczeń 2015 r. był dla niego szczególnie pracowity. Jego sklep nie przynosił dużych zysków i chłopak przygotowywał się do przeprowadzki do mniejszego lokalu. Otwarcie zaplanował na 31 stycznia. Ale nowego sklepu już nie otworzył.

Noc wcześniej w Houston doszło do strzelaniny. Victor Reyes, nielegalny imigrant z Meksyku, w odstępie kilku minut strzelił do czterech osób. Wśród nich był Spencer, który niecały kilometr od domu czekał na skrzyżowaniu na zielone światło. Kula przebiła okno auta, trafiła go w głowę. Niedługo potem zabójca został zastrzelony przez policję.

– Do tej pory nie wiemy, dlaczego Meksykanin zabił naszego syna – mówi „Tygodnikowi” Julie Golvach. – Nie wiemy też, co on robił w Stanach. Z raportów policji wynika, że cztery razy deportowano go do Meksyku. Za kolejną próbę nielegalnego przekroczenia granicy trafił na rok za kraty. Kilka dni przed wyjściem na wolność pobił brutalnie współwięźnia.

– Nielegalni imigranci mogą czuć się w Stanach bezkarni – twierdzi Julie. – Niektórzy posługują się fałszywymi dokumentami. Gdy popełnią przestępstwo, trudno ustalić ich tożsamość. Jestem zmęczona tym, że od lat politycy nie chcą nic zrobić w sprawie muru. W połowie 2016 r. razem z innymi angel moms zorganizowałyśmy konferencję pod domem Paula Ryana [ówczesny spiker Izby Reprezentantów z ramienia Partii Republikańskiej – red.]. Nawet do nas nie wyszedł. W tym kraju każdy boi się być nazwanym rasistą.

Julie: – Nie podoba mi się, że prezydent ogłosił stan wyjątkowy, ale to teraz jedyny sposób na zbudowanie muru. Tylko Trump ma odwagę walczyć o bezpieczeństwo Amerykanów. Nie zapomnę, gdy spotkałam go po raz pierwszy. To było na jego wiecu wyborczym w Teksasie. Razem z grupą angel moms miałyśmy się z nim zobaczyć. Tego wieczoru były jednak duże opóźnienia organizacyjne i myślałyśmy, że już do nas nie podejdzie. Ale znalazł dla nas czas. Słuchał ze współczuciem, utrzymywał kontakt wzrokowy.

– W tamtej chwili poczułam, że naprawdę obchodzi go moja tragedia – mówi Julie. – Straciłam jedynego syna. W grudniu żegnałam na pogrzebie jego babcię, a w lutym stałam znów przy grobie, żegnając Spencera. Nie będzie go przy mnie, gdy będę się starzeć. Zabraknie go, gdy będę umierać. To dla niego walczę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2019