Ameryka za duża, by upaść

Pod koniec lipca koncern Apple miał na swym koncie więcej pieniędzy niż rząd USA. Długi największej gospodarki świata przekraczają dziś jedną piątą globalnego PKB. Jednak nikt nie wierzy, by miała zbankrutować.

16.08.2011

Czyta się kilka minut

Ameryka uratowana, ale wciąż na krawędzi. Po kilku tygodniach politycznej gry między Demokratami a Republikanami amerykański Kongres zdecydował o podniesieniu maksymalnego pułapu, do którego Stany Zjednoczone mogą się zadłużyć - o 2,4 biliona dolarów. Stało się to dosłownie za pięć dwunasta, bo już 2 sierpnia administracja Baracka Obamy mogła mieć pierwsze problemy z terminowym regulowaniem swoich zobowiązań. A chodzi m.in. o wypłatę świadczeń socjalnych, urzędniczych pensji czy, w dalszej kolejności, wykup obligacji od inwestorów.

Dług narastający lawinowo

Porozumienie zakłada, że wraz z podniesieniem limitu zadłużenia o 2,4 biliona dolarów, w ciągu najbliższych dziesięciu lat rząd przeprowadzi cięcia na podobną kwotę. Najpierw o niecały bilion dolarów do końca 2012 r.; potem o dalszych oszczędnościach zdecyduje specjalna komisja. Wiadomo na razie, że obejmą one nawet nakłady na wojsko, a także kosztowne programy ubezpieczeniowe i emerytalne.

Rząd USA może więc dalej emitować obligacje i tym samym zaciągać kolejne zobowiązania. A zaplanowane oszczędności to tylko kropla w morzu amerykańskich długów. Dzisiaj sięgają one astronomicznej kwoty 14,3 biliona dolarów, czyli prawie dwa razy więcej niż w 2005 r. Dla porównania: ta kwota to niecałe sto procent amerykańskiego Produktu Krajowego Brutto, ponad jedna piąta globalnego PKB i ponad 2,5-krotność wszystkich rezerw walutowych zgromadzonych na świecie. Aby zobrazować tę wartość w polskich warunkach, można powiedzieć, że amerykański dług to dwadzieścia razy więcej niż nasze PKB.

I chociaż Ameryka stanęła w obliczu dużych problemów finansowych, to bardziej od samej kwoty zadłużenia i wizji bankructwa, inwestorów na rynkach finansowych wprawiła w panikę perspektywa utraty wiarygodności kredytowej USA - wyrażana w ocenach, przyznawanych przez agencje ratingowe.

Kiedy liczy się "A"

Od minionej soboty obligacje Stanów Zjednoczonych po raz pierwszy w historii mają niższą ocenę kredytową: AA+ w ratingu agencji Standard & Poor’s (wcześniej miały AAA, czyli najwyższą możliwą - tak wysokie notowania utrzymywały się od 1917 r., czyli od czasów, gdy na rynku powstały firmy zajmujące się oceną wiarygodności kredytowej instytucji i państw).

- Atrakcyjność amerykańskich obligacji zaczęła się jeszcze przed I wojną światową, a prawdziwy boom na nie przyszedł po II wojnie światowej, gdy inne kraje musiały zabrać się za odbudowę zniszczeń, a Stany wyszły z niej bez szwanku, podwajając swój dochód narodowy - mówi prof. Longin Pastusiak, historyk i amerykanista. - Przez kolejne lata wiara, że Stany nie zbankrutują, tylko się umacniała. Amerykanie budowali swoją potęgę, a jednocześnie nabrali doświadczeń i odporności na przechodzenie recesji.

W takiej sytuacji utrata przez Stany jednego "A" wiąże się z ryzykiem paniki na rynkach finansowych - porównywalnej z tą, jaka miała miejsce przed trzema laty, po upadku banku Lehman Brothers. A dla Stanów Zjednoczonych może się wiązać z dodatkowym kosztem około 100 mld dolarów rocznie - o tyle więcej musiałyby one płacić za wykup swych obligacji.

Lista wierzycieli

Tymczasem lista wierzycieli, którzy posiadają papiery wyemitowane przez rząd USA, jest dość długa. Jak podaje Departament Skarbu USA, obligacje o wartości 9,8 biliona dolarów (z łącznej kwoty 14,3 biliona) są w rękach samych Amerykanów; np. gospodarstwa domowe ulokowały w nich swoje oszczędności na prawie jeden bilion dolarów, zaś resztę kwoty dzielą między siebie m.in. lokalne samorządy i fundusze emerytalne.

Ciekawsza - i istotniejsza również z politycznego punktu widzenia - jest tu lista zagranicznych wierzycieli USA. Aż 8 procent całego zadłużenia mają bowiem w swoich rękach Chiny: wartość kupionych przez ten kraj obligacji sięga 1,2 biliona dolarów. Ponad 900 miliardów w amerykańskich obligacjach mają z kolei Japończycy. Brytyjczycy posiadają niecałe 2,5 procent amerykańskiego zadłużenia. Inne kraje, jak chociażby Tajwan, Brazylia czy państwa eksportujące ropę naftową, nie przekraczają udziałów na poziomie 1-1,5 proc.

Ogromne zainteresowanie rządu chińskiego obligacjami USA w ostatnich latach wynikało z dużej nierównowagi w wymianie handlowej między tymi krajami. - Amerykanie znacznie więcej importowali z Chin, niż eksportowali, w związku z tym Chiny miały znaczne nadwyżki w dolarach, które inwestowały w amerykańskie obligacje - tłumaczy prof. Dariusz Filar, ekonomista, były członek Rady Polityki Pieniężnej. Jego zdaniem przemawiał za tym m.in. fakt, że dolar był najmocniejszą walutą na świecie.

Chińczycy się denerwują

Obecnie jednak można się spodziewać, że Chiny mniej chętnie będą inwestować w amerykańskie obligacje. - Wewnętrzny spór o poziom długu USA wywołał w Chinach komentarze, że Amerykanie zachowują się nieodpowiedzialnie - uważa prof. Filar. - To może oznaczać, że Chiny w większym stopniu będą angażować się w kupowanie długu na rynku europejskim, ratując tym samym kraje strefy euro i restrukturyzując jednocześnie swoje rezerwy.

Podobnego zdania jest politolog dr Gracjan Cimek z Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych. - Można spotkać analizy mówiące o tym, że Chiny odniosłyby znacznie większe korzyści gospodarcze, gdyby nadwyżki eksportowe inwestowały nie w niskooprocentowane obligacje USA, ale chociażby u siebie. Amerykanie nadwyrężyli swoją wiarygodność i teraz Chiny z pewnością zmienią podejście do współpracy gospodarczej z nimi - uważa politolog. I dodaje, że nie bez znaczenia są również głosy Chin i innych krajów z tzw. grupy BRIC (to Brazylia, Rosja, Indie i Chiny), aby w rozliczeniach swoich transakcji odejść od dolara na rzecz narodowych walut.

Nieodpowiedzialność USA w sprawie swego zadłużenia wywołała oburzenie nie tylko w Chinach. Nowa szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Christine Lagarde, stwierdziła niedawno, że ma wątpliwości co do dolara jako waluty rezerwowej świata. Tymczasem dolar stanowi obecnie aż 60 procent światowych rezerw - i na razie żadna inna waluta mu nie zagroziła.

Lider dostał zadyszki

Obserwując ostatnie wydarzenia, nie sposób nie zadać pytania o przyszłość roli USA w świecie. - Pozycja Stanów słabnie - nie ma wątpliwości prof. Pastusiak. - Tym bardziej że również amerykańskie społeczeństwo coraz mniej chce ponosić koszty dominacji USA w świecie. Wystarczy wspomnieć o gigantycznych kosztach wojen w Iraku i Afganistanie, a także o tym, że USA utrzymują dzisiaj ok. 830 baz wojskowych w 135 krajach.

Podczas gdy Amerykanie trwali w przekonaniu o swej potędze, pod względem gospodarczym dogonili ich właśnie Chińczycy. Prognozy MFW mówią, że już 2016 r. wartość chińskiego PKB może przerosnąć amerykańskie - tym samym Chiny staną się największą gospodarką świata. Oczywiście, w przeliczeniu na jednego mieszkańca różnica wciąż będzie znaczna: w USA PKB "na głowę" to dziś około 47 tys. dolarów, podczas gdy w Chinach nieco ponad 5 tys. dolarów. Nie można jednak nie zauważyć, że Chiny ścigają USA również w innych kategoriach. - Wspinają się na listach uczelni, banków, korporacji - wylicza dr Cimek. - Jeszcze pięć lat temu na liście pięciuset największych korporacji świata było tylko 20 chińskich, a dziś jest ich 61, co daje Chinom trzecie miejsce.

Widać, jak amerykańska gospodarka słabnie. Analitycy Deutsche Bank Research przewidują, że amerykański PKB wzrośnie w tym roku o 2,5 procent. W tym samym czasie Chiny odnotują wzrost przekraczający 9 procent. Do tego ostatnie dni przyniosły serię fatalnych informacji o nastrojach wśród amerykańskich przedsiębiorców i konsumentów; kiepskie są też dane z rynku pracy.

Amerykański Bank Centralny Fed przeprowadził już dwie rundy programu wspierania gospodarki. Polegał on na wykupie obligacji z instytucji finansowych, aby te mogły udzielać więcej kredytów i w ten sposób rozkręcać gospodarkę. Jak widać, efekty są na razie marne. Inwestorzy czekają więc na trzecią rundę, którą - jak spekulują - szef Fed Ben Bernanke może ogłosić jeszcze w tym miesiącu. Wówczas nadzieje na wzrost powrócą. Ale gigantyczne długi i problemy pozostaną.

ŁUKASZ PAŁKA jest analitykiem portalu finansowego Money.pl, współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2011