Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To miejsca we wschodniej, kontrolowanej przez opozycję części Aleppo. Ataki powodują odwetowy ostrzał zachodnich dzielnic i kolejne ofiary.
Sobotnie negocjacje w Lozannie z udziałem sekretarza stanu USA Johna Kerry’ego i szefa MSZ Rosji Siergieja Ławrowa zakończyły się fiaskiem. Zachód nieśmiało grozi zaostrzeniem sankcji przeciw Damaszkowi i Moskwie, lecz nie ma jak odwieść syryjskiego prezydenta od zamiaru zdobycia wschodniego Aleppo. Baszar al-Asad ogłosił właśnie, że – jak się wyraził – „wyczyszczone” miasto stanie się „trampoliną”, dzięki której jego armia odzyska kontrolę nad większą częścią terytorium kraju.
Organizacja Lekarze bez Granic podała, że w ciągu ostatnich trzech tygodni w mieście zginęło co najmniej 114 dzieci. We wschodnich dzielnicach, gdzie mieszka ćwierć miliona ludzi, pracuje 35 lekarzy, w tym tylko siedmiu chirurgów.
O sytuacji w Aleppo mówi PAWEŁ KRZYSIEK, rzecznik biura Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża w Damaszku:
Pomoc humanitarna dociera wyłącznie do zachodniej części miasta. W całym Aleppo mieszka ponad 1,5 mln ludzi, w większości tzw. wewnętrznych uchodźców, którzy musieli uciekać po tym, gdy linia frontu zbliżyła się do ich domów.
Jeśli chodzi o wschodnie Aleppo, organizacje humanitarne są gotowe do udzielenia pomocy na miejscu. Potrzebny jest jednak bezpieczny dostęp do najbardziej potrzebujących. Zaś z Polski – słowa wsparcia, zrozumienie dla ludzi, którzy uciekają z takich miejsc jak to, m.in. do Europy. Bo sceny z uchodźcami, które w zeszłym roku widzieliśmy na granicach Grecji czy Serbii, to tylko wycinek rzeczywistości. Wewnętrzna siła i wola przeżycia, które okazują Syryjczycy – od ponad pięciu lat żyjący w stanie wojny, nierzadko w domach bez okien czy drzwi, w namiotach, tułający się po kraju w poszukiwaniu bezpieczeństwa – wywierają na nas ogromne wrażenie. Patrzymy na nich i zastanawiamy się, jak to jest, że nie tracą nadziei. 8 mln Syryjczyków to uchodźcy we własnym kraju; pilnej pomocy potrzebuje 12 mln – a oni wciąż pozostają przyjaźni, otwarci i gościnni.
Kiedyś pojechałem do jednego z oblężonych miejsc niedaleko Damaszku. Nasz konwój dotarł tam po raz pierwszy od miesięcy. Stanęliśmy przy jednym z domów. Obok był mały ogród, rósł w nim tylko jeden pomidor. Rodzina, która tam mieszkała, od razu go zerwała i zaoferowała nam w geście gościnności. To momenty, które trudno zapomnieć; pamiętajmy o tym, przez co przechodzą ci ludzie – nie tylko w Aleppo czy innych miejscach pod oblężeniem, lecz w całej Syrii. ©℗