Akwizytorzy polskości

Prusacy uważali go za niebezpiecznego agitatora. Dla swoich ziomków stał się nieformalnym "królem" i "apostołem narodowej sprawy". Już za życia stał się legendą. Także dziś jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych Kaszubów - nie licząc oczywiście Danuty Stenki.

09.02.2010

Czyta się kilka minut

Urodził się w Zdradzie pod Puckiem pod koniec 1869 r. Nazwa osady w zadziwiający sposób antycypuje jego późniejsze losy. Przez władze "swojego" pruskiego państwa Antoni Abraham rzeczywiście postrzegany był jako renegat. Zdrajca.

Nie miał łatwego dzieciństwa: ojciec wcześnie go osierocił, a po jego śmierci utrzymywał się z pracy najemnej. "Ja nieomal od kolebki po wioskach kaszubskich się włóczyłem" - wspominał w 1913 r. Ukończył ledwie jednoklasową szkołę powszechną, oczywiście z niemieckim językiem nauczania. Po polsku nauczyła go czytać matka, podręcznikiem była książeczka do nabożeństwa. W zakresie uświadomienia narodowego wiele zawdzięczał proboszczowi, który przygotowywał go do Pierwszej Komunii. Jednak najwięcej zawdzięczał sobie.

Także dorosłe życie go nie rozpieszczało. Początkowo wykonywał najgorzej opłacane prace fizyczne. Jeszcze przed wybuchem Wielkiej Wojny zdawało się, że los się odmienił, że osiągnął stabilizację finansową. Jednak Abraham utracił majątek, żyrując weksle nieuczciwemu wspólnikowi. W 1909 r. osiedlił się w Oliwie pod Gdańskiem, która stanowiła jedną z największych enklaw polskości.

Zarabiając na życie jako akwizytor maszyn do szycia marki "Singer", Abraham przewędrował całe Pomorze Nadwiślańskie. Był wulkanem energii, człowiekiem czynu. "Jest to chłop mocny i silny, do 2 metrów wysoki, dłoń ma jak lew, plecy jak niedźwiedź, a głos piorunujący! (...) Wędrując po naszych kaszubskich okolicach, agituje, naucza, pisze i rozdaje »Gazetę Gdańską« i książki. A wszędzie, gdzie przyjdzie, jest jak w domu, każdy go lubi, każdy rad słucha i chętnie widzi" - pisał o nim w 1913 r. korespondent "Gazety Gdańskiej".

Do I wojny światowej władze pruskie wytoczyły mu 40 spraw sądowych za organizowanie wieców i polską agitację. W 1911 r.

aresztowany przez żandarmerię na wiecu w Żarnowcu, zerwał kajdany, obił funkcjonariuszy kijem i uciekł. Wołał przy tym, że niedługo i Polska zerwie pęta. Aresztowany wkrótce za stawianie oporu władzy, odsiadywał wyrok w gdańskim areszcie. Tym samym, w którym kilka lat później władze pruskie "gościły" Józefa Piłsudskiego i Kazimierza Sosnkowskiego. Potem, w czasie wojny, Abraham przyodziany w pruski mundur służyć musiał nie swojej sprawie, odnosząc przy tym ciężkie rany.

Z pięścią w Wersalu

W 1919 r., po nielegalnym przedostaniu się przez granicę polsko-niemiecką, "król Kaszubów" wyruszył do Wersalu. Toczyły się tam wówczas obrady konferencji pokojowej, która zdecydować miała także o losach gdańskiej części Pomorza.

Wizyta "reprezentantów ludu kaszubskiego" stanowić miała przeciwwagę dla propagandy przeciwnika, która twierdziła, że Pomorze jest całkowicie niemieckie. Według legendy Abraham, waląc pięścią w stół, wypracował sobie posłuch u wielkich tego świata. Znane są nawet jego rzekome dialogi z premierem Wielkiej Brytanii i z prezydentem USA. Historycy podają tę wersję w wątpliwość; wydaje się, że jego podróż do Francji nie miała znaczenia politycznego. Legenda żyje jednak własnym życiem.

Po powrocie brał udział w wytyczaniu granicy polsko-gdańskiej. Wyprzedzając "błękitną armię" gen. Józefa Hallera, udał się

10 lutego 1920 r. do Wejherowa. W tym silnie zniemczonym mieście chodził od drzwi do drzwi, zachęcając mieszkańców do udziału w powitaniu Wojska Polskiego. Udało się. Następnie tuż za hallerczykami pospieszył do Pucka, gdzie wziął udział w uroczystościach zaślubinowych. Gdańsk nie wszedł wtedy w skład Rzeczypospolitej - i nie chcąc mieszkać w Wolnym Mieście, "król Kaszubów" przeniósł się do Gdyni. W okresie wojny polsko-bolszewickiej zgłosił się na ochotnika do wojska, ale go nie przyjęto ze względu na zły stan zdrowia.

Władze wolnej Polski doceniły jego wkład w odzyskanie niepodległości: "Naczelnik Państwa dekretem z dnia 2 maja 1922 r. za zasługi położone na polu pracy obywatelskiej zaliczył Pana Antoniego Abrahama, Kierownika wędzarni w Pucku, w poczet Kawalerów Odrodzenia Polski".

Niecałe 14 miesięcy później już nie żył. Ówczesna medycyna nie była w stanie skutecznie walczyć z rakiem żołądka. Zmarł 23 czerwca 1923 r. w Gdyni, w wieku niespełna 54 lat. Ale odchodził jak król. Bez cudzysłowu. Jego pogrzeb stał się wielką manifestacją narodową. Żegnały go tłumy, gwizdy parowozów, syreny statków. W gdyńskim porcie przerwano pracę. Tak uczcili go rybacy, marynarze, robotnicy i kolejarze. Jeszcze za życia wyraził życzenie, aby mógł strzec bramy Polski na świat nawet po śmierci. Spoczął na cmentarzu w Oksywiu, nad brzegiem morza.

Co kaszubskie, to polskie

Na konferencję pokojową do Wersalu wybierał się także inny Kaszuba: Aleksander Majkowski, któremu jednak nie było dane tam dotrzeć.

Urodził się w 1876 r. w Kościerzynie. Po ukończeniu gimnazjum udało mu się rozpocząć studia medyczne w Berlinie (na rodzinnym Pomorzu nie było świeckich uniwersytetów). Szykanowany za działalność narodową, zmuszony był do kilkakrotnych zmian uczelni. W 1905 r. zaczął praktykę medyczną, angażując się jednocześnie w pracę dziennikarską.

Dwa lata później w Kartuzach zawiązało się Kaszubskie Towarzystwo Ludoznawcze. Językiem jego posiedzeń i publikacji był niemiecki - przekonanie o "wyższości" cywilizacyjnej kultury niemieckiej było w tym czasie wśród Kaszubów prawie powszechne. Na studiach Majkowski zetknął się z materialnymi pomnikami średniowiecznej przeszłości Pomorza Przedniego, którego władcy tytułowali się "książętami Kaszubów". Nie podzielał kaszubskiego kompleksu niższości.

Od 1908 r. wydawał "Gryfa. Pismo dla spraw kaszubskich" - jako przeciwwagę dla działań stowarzyszenia z Kartuz. Stał się inspiratorem i wychowawcą całego pokolenia, które zwane jest Młodokaszubami. W tym kręgu wypracowano ideowe podstawy łączności Kaszubów z Polską. Obserwując działania władz pruskich i wciąganie prostej ludności kaszubskiej do organizacji niemieckich, Młodokaszubi doszli do wniosku, że "resztki" rodzimej kultury Pomorza mają szansę przetrwać wyłącznie w oparciu o Polskę. Była to oczywiście "transakcja wiązana" - trudno byłoby dowodzić polskich praw do Bałtyku, mając przeciw sobie pomorskich autochtonów.

"Takiego tam potrzeba"

Po powrocie z I wojny światowej, którą spędził jako lekarz w niemieckim mundurze, włączył się w polską działalność narodową. Zabiegał o przyłączenie Prus Zachodnich z Gdańskiem do Polski; był nawet zwolennikiem wywołania powstania zbrojnego dla realizacji tego celu. Pomimo tego przylgnęła do niego etykieta "separatysty" kaszubskiego, którą szczególnie chętnie szafowali przedstawiciele endecji. Dyrektywy idące z Warszawy via Poznań były jasne: czekać na rozstrzygnięcia konferencji pokojowej w Wersalu. Porównując ówczesny stan sił polskich i niemieckich na Pomorzu, stwierdzić trzeba, że była to postawa racjonalna.

Majkowski wybierał się do Wersalu. Wydawałoby się, że lekarz, dziennikarz i wydawca, znający języki obce, był idealnym kandydatem do roli reprezentanta miejscowej ludności. Niestety, przedstawiciele polskiego obozu narodowego patrzyli podejrzliwie na wszelkie kaszubskie "odrębności". Późniejszy pierwszy wojewoda pomorski Stefan Łaszewski scharakteryzował, jak powinien wyglądać Kaszub na paryskich salonach: "Właśnie takiego z grubymi rękoma i spracowanymi dłońmi tam potrzeba". Doktor medycyny nie pasował do tego opisu. Nie mógł więc liczyć na wsparcie finansowe dla realizacji założonego celu.

Mimo to "separatysta" Majkowski włączył się w 1920 r. w prace komisji wytyczającej granicę polsko-niemiecką od Noteci po Bałtyk. Trzy lata później prezydent RP przyznał mu Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski "za zasługi położone dla Rzeczypospolitej na polu pracy społecznej na Pomorzu". Życie zakończył w Gdyni, dokładnie w 18. rocznicę zaślubin Polski z morzem.

Cena wolności

Dwóch z wielu: powrót Polski nad Bałtyk był możliwy dzięki takim miejscowym animatorom pracy organicznej. Spośród dziesiątek postaci warto wspomnieć także Józefa Czyżewskiego (1857-1935): wydawcę "Gazety Gdańskiej", która była polską kuźnią kadr. Na odrębną opowieść zasługuje również ks. ppłk Józef Wrycza (1884-1961), skazany w 1919 r. przez Prusaków na karę śmierci. Ocalony przez szczęśliwy zbieg okoliczności, przedostał się do Wojska Polskiego do Wielkopolski. Następnie z armią Hallera wkraczał na Pomorze. W czasie okupacji hitlerowskiej stał się symbolem oporu, legenda wyniosła go do rangi "księdza generała". Po wojnie nie zaznał spokoju, szykanował go Urząd Bezpieczeństwa, ale pozostawił na wolności.

Ta historia ma drugie dno. Antoni Abraham zapłacił za działalność patriotyczną osobistą tragedią. "Zarażając" innych polskim duchem, nie mógł poświęcić należytej uwagi własnym dzieciom. Dwójka spośród nich uważała się za Niemców. Natomiast Aleksander Majkowski nie dożył chwili, gdy jego syn Mestwin, noszący historyczne imię po jednym z książąt Pomorza, poległ na Ukrainie w znienawidzonym mundurze Wehrmachtu.

Pomorzanom jeszcze wielokrotnie przychodziło drogo płacić cenę za wolność, której nikt im nie podarował. Ani w roku 1920, ani później.

KRZYSZTOF KORDA (ur. 1979) jest doktorantem w Instytucie Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Przygotowuje rozprawę doktorską, biografię ks. Józefa Wryczy, pod kierunkiem prof. dr. hab. Józefa Borzyszkowskiego. Pracuje w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, mieszka w Tczewie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2010