Aktor analityczny

Analityczna, chłodna gra Zapasiewicza miała coś z procesu badawczego, prowadzonego przez zdystansowanego naukowca, obserwującego i poddającego eksperymentom ludzkie istoty umieszczone w warunkach etycznego eksperymentu.

15.07.2009

Czyta się kilka minut

"Życie jest zjawiskiem bardzo serio, więc można je traktować z dystansem, natomiast teatr to z założenia instytucja nie serio, więc trzeba ją traktować potwornie poważnie. Ponieważ jest z założenia grą, to znaczy, że trzeba go traktować z przesadną odpowiedzialnością - co nie znaczy, że bez poczucia humoru, tylko odpowiedzialnie"...

Taki ideał teatru przyświecał Zbigniewowi Zapasiewiczowi, taką postawę względem sztuki aktorskiej starał się kształtować u swoich uczniów i współpracowników. Ideał tyleż piękny, co cokolwiek starodawnie brzmiący. W czym nie ma nic dziwnego: urodzony w 1934 roku artysta, blisko spokrewniony z Janem i Jerzym Kreczmarem, studiował między innymi u Bohdana Korzeniewskiego, Stanisławy Perzanowskiej i Edmunda Wiercińskiego. Jako wykładowca, aktor i reżyser starał się podążać ich śladem.

Zapasiewicz był jednym z tych twórców, którzy w pełni wcielali wzorzec aktora-wirtuoza, olśniewającego widza maestrią wycyzelowanego gestu, precyzją ruchu, idealną dykcją, płynną transformacją. Postaci grane przez niego były dookreślone w najdrobniejszych szczegółach, a równocześnie on sam pozostawał tajemnicą: ukryty za szybko zmienianymi maskami tragika, komika lub nowoczesnego człowieka bez właściwości.

Zarówno w teatrze, jak w filmie pracował z najlepszymi. Kinomani zapamiętają przede wszystkim jego kreacje w filmach Krzysztofa Zanussiego: Jana w "Za ścianą" (1971), Jakuba Szelestowskiego w "Barwach ochronnych" (1976), Hrabiego w "Uroku wszetecznym" (1996), Tomasza Berga w dyptyku "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową" (2000) i "Suplemencie" (2001) oraz Wiktora Leszczyńskiego w "Persona non grata" (2005). Ale równie ważne były role w filmach Edwarda Żebrowskiego (Adam w "Ocaleniu", 1972, i doktor Rygier w "Szpitalu przemienienia", 1978), Andrzeja Wajdy (Kessler w "Ziemi obiecanej", 1974, Jerzy Michałowski w "Bez znieczulenia", 1978, Kawecki w "Pannach z Wilka", 1979), Kazimierza Kutza (dziennikarz telewizyjny w "Ktokolwiek wie...", 1966), Macieja Wojtyszki (Piłat w "Mistrzu i Małgorzacie", 1988), Krzysztofa Kieślowskiego (przewodniczący komisji adwokackiej w "Krótkim filmie o zabijaniu", 1987), Janusza Zaorskiego (doktor Lewen w "Matce Królów", 1982), Feliksa Falka (cenzor w "Idolu", 1984). Naukowcy, prawnicy, lekarze, intelektualiści uwikłani w trudne wybory moralne, próbujący przeciwstawić się prądowi historii, który porywał ich ze sobą, usiłował zepchnąć z drogi moralności i godności. Analityczna, chłodna gra Zapasiewicza sama w sobie miała coś z procesu badawczego, prowadzonego przez zdystansowanego naukowca, obserwującego i poddającego eksperymentom ludzkie istoty umieszczone w warunkach etycznego eksperymentu.

Drugą stroną oświeconego rozumu jest szaleństwo. Nieprzypadkowo zapewne, choć i tu pracował z wieloma wybitnymi reżyserami różnych pokoleń (Erwin Axer, Kazimierz Dejmek, Zygmunt Hübner, Piotr Cieplak), swoje największe role teatralne zagrał Zapasiewicz u Jerzego Jarockiego. Krakowski reżyser obsadzał go w rolach kaskaderskich emocjonalnie: Laurentego w "Na czworakach" (1972) Różewicza, Hrabiego Kentu w "Królu Learze" (1977) Szekspira, Pijaka w "Ślubie" (1974) i Leona w "Kosmosie" (2005) Gombrowicza, Paganiniego-Rzeźnika w "Rzeźni" (1975) i Ojca w "Pieszo" (1981) Mrożka; jesienią miał wystąpić jako Eugeniusz w przygotowywanym w Teatrze Narodowym "Tangu"... Szaleńcy, psychopaci, dziwacy - Jarocki nie bał się powierzać mu ról, które rozbijały jego dotychczasowe emploi. Albo raczej - przewrotnie je wykorzystywały. Szaleniec mówiący z nienaganną dykcją, starannie obmyślający każdy gest i niuans mimiki jest znacznie bardziej niepokojący, niż ktoś, kto całkowicie stracił panowanie nad sobą.

Starał się maksymalnie zbliżyć do swojej postaci, jednak nigdy nie przekroczyć pewnej granicy: "Gdybym chciał się utożsamiać z każdym moim bohaterem, to prawdopodobnie wylądowałbym w szpitalu dla obłąkanych. Już Stanisławski, zagorzały wielbiciel i wyznawca teatru psychologicznego, mówił: »Nie możesz bez opamiętania być zaangażowanym w rolę, bo wejdziesz na drzewo przykręcone z drugiej strony śrubkami i spadniesz«. Tak więc w aktorstwie nie można się zatracić, konieczny jest element kontroli, czasem wręcz autoironii". I choć przy innej okazji podkreślał, że aktorstwo jest sztuką bardzo ulotną, której standardy zmieniają się tak szybko, jak przemijające mody, to nie ulega wątpliwości, że tym najlepszym, zbudowanym w równym stopniu na zaangażowaniu, jak na kontroli i autoironii, rolom to nie grozi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]