A może będę w historii?

On umierał przez siedem dni. Ona od zakonnic zdobyła wodę z Lourdes, by go uzdrowiła. Od esbeka usłyszała, że jak nie przestanie nagłaśniać sprawy, "zginie mąż i drugi syn". W najnowszym numerze dodatek historyczny pt. (Nie)sprawiedliwość w państwie prawa

08.12.2009

Czyta się kilka minut

Piotr Majchrzak, zdjęcie z legitymacji szkolnej / fot. archiwum rodzinne / www.internowani.pl /
Piotr Majchrzak, zdjęcie z legitymacji szkolnej / fot. archiwum rodzinne / www.internowani.pl /

11 maja 1982 r. przed kościołem Zbawiciela w Poznaniu milicjanci biją 19-letniego Piotra Majchrzaka. Powód: w klapie kurtki ma wpięty opornik, w tamtym czasie symbol oporu wobec stanu wojennego (formalnie, zdawałoby się, rzecz zupełnie legalna). 11 dni później pogrzeb: na cmentarzu tłumy, nikt nie ma wątpliwości, że żegnają ofiarę stanu wojennego.

W miejscu, gdzie pobito Majchrzaka, stoi teraz głaz ze słowami: "Zamordowany przez ZOMO" [Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej; ich funkcjonariusze tłumili demonstracje - red.]; w rocznice ludzie składają tam kwiaty.

Dziś rodzice Piotra chcą odszkodowania za śmierć syna. Choć deklarują, że zależy im nie na pieniądzach: chcą - w taki sposób, jeśli inne zawiodły - zmusić wymiar sprawiedliwości do szukania winnych.

W 2009 r. Sąd Okręgowy uznał, iż nie ma dowodów, że Majchrzak zginął za działalność opozycyjną. Sędzia, która wydała werdykt, była młoda. Stanu wojennego mogła nie pamiętać. Ale to nie zwalnia jej z obowiązku poznania realiów lat 80.

Szklanka

Tamtego dnia zerwał się wcześnie. Nie szedł do szkoły: miał odebrać prawo jazdy i książeczkę wojskową. Wcześniej pobiegł na mszę. - Chciał prosić Matkę Boską, żeby go wybroniła od wojska - opowiada matka. Nie wziął śniadania, powiedział, że zje, jak wróci.

Teresa Majchrzak pamięta szczegóły. Że był wtorek. Że było ciepło, a później spadł deszcz, ale pod wieczór się wypogodziło. Że za oknem wyły karetki pogotowia i milicyjne suki. Że w rękach pękła jej szklanka, gdy długo go nie było. "Piotr nie wróci!" - miała powiedzieć do męża. Zganił ją.

Śledztwo 1982

"Reasumując wyniki przeprowadzonego śledztwa należy stwierdzić, że pomimo wyczerpania katalogu możliwych do przeprowadzenia czynności procesowych nie udało się ustalić okoliczności doznania przez Piotra Majchrzaka obrażeń ciała, które spowodowały zgon" - w PRL-u śledztwo umorzono trzy razy, "z powodu niewykrycia sprawców". Z początku milicja chciała zrzucić winę na pijaka: był tego wieczoru w miejscu, gdzie to się stało, miał parasol z długim szpikulcem i sugerowano, że nim zranił śmiertelnie Piotra. Ale wersja z parasolką nawet jak na realia PRL-u okazała się tak groteskowa, że z niej zrezygnowano.

W 1992 r. dochodzenie wznowiono; winnych śmierci Piotra nie udało się ustalić.

W 2009 r. Jerzy i Teresa Majchrzakowie zażądali od Skarbu Państwa miliona złotych zadośćuczynienia za śmierć syna. Uprzedzając pytanie o tak astronomiczną kwotę: rodzice postanowili zażądać takiej sumy w nadziei, że zmusi to wymiar sprawiedliwości do wyjaśnienia w końcu tajemnicy śmierci Piotra i znalezienia morderców. Mówią, że gdyby dostali odszkodowanie, zbudowaliby za nie dom dla niepełnosprawnych dzieci. Byłby to taki pomnik dla Piotra - bo wśród różnych pomysłów na dorosłe życie syn miał i ten, żeby opiekować się niepełnosprawnymi.

Sąd 2009

"Z przeprowadzonych w niniejszym postępowaniu dowodów nie można wyprowadzić wniosku, że za pobicie, a w konsekwencji za śmierć Piotra Majchrzaka odpowiedzialność ponoszą funkcjonariusze organów ścigania PRL. Nie można także stwierdzić, iż do pobicia Piotra Majchrzaka doszło w związku z prowadzeniem przez niego działalności niepodległościowej. Tym samym, nie ma podstaw do zasądzenia na rzecz rodziców Piotra Majchrzaka odszkodowania".

Kwiaty

Miała 21 lat, gdy go urodziła. Na zdjęciu trzyma go na rękach: ubrany w śpioszki i wełniane buciki. Ona szczupła, dziewczęca, czarne włosy (siwieć zaczęła, gdy zginął). Pierwsze dziecko, był jej oczkiem w głowie. Mogła pracować w przedszkolu, ale poszła do żłobka, by mieć go przy sobie. - Nie mogłam sobie wyobrazić, że ktoś inny się nim opiekuje - mówi dziś Teresa Majchrzak.

Była w szpitalu, gdy miał 15 lat. W Dzień Matki przyszedł z bukietem. Nie miał pieniędzy, żeby kupić, więc nazrywał chabrów i stokrotek. - To był najpiękniejszy bukiet, jaki w życiu dostałam - wspomina.

Po podstawówce poszedł do technikum ogrodniczego. Skryty, tajemniczy, wysportowany (żółty czepek w pływaniu, treningi karate), grał na pianinie, dużo czytał. W kieszeni nosił różaniec. Podobno zastanawiał się nad pójściem do seminarium.

Sąd 2009

"Wnioskodawcy wywodzili, iż Piotr Majchrzak został pobity przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, a bezpośrednim powodem jego pobicia miało być noszenie przez niego opornika - symbolu sprzeciwu wobec władzy Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Niewątpliwie jest to subiektywna ocena rodziców Piotra Majchrzaka, która nie znalazła jednak potwierdzenia w przeprowadzonych dowodach".

Banany

W niedzielę 13 grudnia włączył młodszym braciom telewizor, mieli obejrzeć "Teleranek". Zobaczył twarz Jaruzelskiego. - Wywalczymy wolną Polskę! - miał rzucić. Potem każdego "trzynastego" będzie zakładać czarne sztruksowe spodnie, czarne buty i taki sweter. Z kolegami na dużej przerwie będą spacerować w milczeniu. Taki szkolny protest.

Czasem prosi mamę, by zrobiła kanapki, bo przyjdą koledzy. Zamykają się w pokoju, rozmawiają. Gdy ona wchodzi, chowają pod stół ulotki (po jego śmierci dowie się, że rozklejał je po mieście).

Żal mu było młodszych braci, że cukierki są na kartki. - Radusiu i Jarku, jak obalimy komunę, będziecie mieć banany - obiecywał.

Matka mówi dziś, że od początku się bała; przeczuwała, że coś się stanie, nalegała, żeby się nie narażał.

I żeby nie nosił tego opornika. - A kto wywalczy wolną Polskę? - odpowiadał.

Sąd 2009

"Z materiału dowodowego nie wynika, aby doszło do jakiegoś incydentu, który sprowokowałby milicjantów do użycia siły wobec Piotra Majchrzaka. Zdaniem Sądu taką prowokacją nie mogło być noszenie przez Piotra Majchrzaka opornika, albowiem jak wynika z zeznań świadków milicjanci albo w ogóle na to nie reagowali, albo kazali odpinać opornik zatrzymanej osobie, a co najwyżej sami go zrywali. Nie był to jednak powód do stosowania przemocy fizycznej".

Wojtek

Maj 1982 r., piąty miesiąc stanu wojennego. W więzieniach internowani, w TV propaganda odmienia słowo "normalizacja". W kraju kipi. Podziemie zapowiada: "Zima wasza, wiosna nasza". 1 maja ludzie wychodzą na ulice. Dwa dni później, w 3 Maja, demonstracje jeszcze większe. Wszyscy czekają, co zdarzy się trzynastego.

W Poznaniu manifestanci modlą się najpierw u Dominikanów, potem idą pod dwa stalowe krzyże, pomnik zabitych w 1956 r. (odsłonięto je w czasie karnawału Solidarności). Tak było 13 lutego, gdy zomowcy ciężko pobili Wojciecha Cieślewicza. Zmarł trzy tygodnie później. Był pierwszą śmiertelną ofiarą stanu wojennego w Poznaniu, miał 29 lat. Piotr Majchrzak był na tej demonstracji. Widział, jak tłukli Cieślewicza, sam dostał pałką. Wtedy matka wystraszyła się na dobre. Miała mu powiedzieć: - Bo nie wrócisz jak Wojtek.

Sąd 2009

"Przeprowadzone w niniejszej sprawie postępowanie nie wykazało jednak ponad wszelką wątpliwość, iż sprawcami śmiertelnego pobicia Piotra Majchrzaka byli funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej lub innych państwowych organów ścigania.

Sąd podkreśla, iż zarówno postępowanie karne prowadzone w latach 1982-1984, a zatem w realiach PRL, jak również postępowanie karne prowadzone w roku 1992 już po odzyskaniu przez Polskę pełnej suwerenności, nie doprowadziły do imiennego ustalenia sprawców pobicia Piotra Majchrzaka".

Sen

11 maja Teresa Majchrzak idzie na zebranie do szkoły młodszego syna. Nauczycielka ostrzega, że w mieście będzie dużo patroli milicji i apeluje, by młodzież nie szła pod Krzyże. "Boże, żebym zdążyła ostrzec Piotra", pomyślała matka. Pobiegała do domu, nie spytała nawet o oceny młodszego syna.

Piotra nie było. Wpadł na krótko, gdy była w szkole. Zostawił na stole prawo jazdy i książeczkę wojskową, spytał braci o obiad i powiedział, że wróci pod wieczór. - Przez zebranie w szkole nie zdążyłam z obiadem, miała być obiadokolacja - mówi Teresa Majchrzak. Dzień wcześniej chciał na obiad kluski, jego ulubione. Gdy gotowała, grał "Marsz żałobny" Szopena. - Czemu tak smutno grasz? - spytała. - Bo lubię Szopena.

Objęła go za szyję. - Piotr, ostatni raz cię proszę, zdejmij ten opornik. Gdyby coś ci się stało, nie wytrzymam tego - rozpłakała się.

Na biurku leżały "Dziady" i książki historyczne. - A może będę w takiej historii? - odpowiedział.

- Ci, co zapisali się w historii, zginęli.

- Ale ja nie zginę. Przecież noszę różaniec.

Tak pamięta dziś tamten dialog.

Wieczorem wszyscy w domu czekali, długo. Radek, młodszy o trzy lata, mówił, że położy się na jego łóżku, jakby chciał go ściągnąć myślami. W końcu zasnął. O północy - tak to wspomina Teresa Majchrzak - zdrzemnęła się i miała sen: Matka Boża unosi do góry głowę Piotra. Zrywa się i mówi:

- On nie wróci.

- Przestań! - mąż znów zganił.

O szóstej, gdy kończy się godzina milicyjna, Teresa Majchrzak biegnie do budki z telefonem. Dzwoni po szpitalach i komisariatach. Nigdzie ani śladu.

Sąd 2009

"Nieudolny sposób prowadzenia postępowania przygotowawczego w latach 1982-1984 nie może przesądzać o jednoznacznej woli niewykrycia sprawców, czy też o woli ukrycia sprawców przez organy prowadzące postępowanie. Niedociągnięcia śledztwa mogły być w znacznej mierze spowodowane niewłaściwym postępowaniem niedoświadczonych funkcjonariuszy służby patrolowej milicji, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce zdarzenia".

Urodziny

Trzy miesiące wcześniej nie wrócił na noc. Czekał na tramwaj, zatrzymał się gazik. Do godziny milicyjnej zostało pół godziny, stwierdzili, że nie zdąży do domu, zabrali go na komisariat. W celi pijacy i on. Ktoś zaśpiewał "Boże, coś Polskę" (myślał, że prowokacja). Wywlekli go, zerwali łańcuszek z Matką Boską, pobili. - Mamo, wlepili mi kolegium większe niż twoja pensja - rzucił się jej na szyję, gdy wrócił rano. Miał trzy dni na zapłacenie. Pożyczyła pieniądze.

Gdy się rozebrał, zobaczyła, że jest fioletowy od sińców.

Kilka dni później miał urodziny, zaprosił dziewczynę i kolegów. Prosił, żeby upiekła więcej ciasta. Sam zrobił szarlotkę.

Sąd 2009

"Negatywnie należy również ocenić postawę prowadzących postępowanie przygotowawcze prokuratorów, którzy nie wyjaśnili rozbieżności w zeznaniach milicjantów przybyłych bezpośrednio na miejsce zdarzenia.

Jednakże z tego faktu nie można wyprowadzić wniosku, iż swoim zachowaniem chronili oni rzeczywistych sprawców śmierci Piotra Majchrzaka, którymi byli funkcjonariusze MO. Błędy ujawnione w toku postępowania przygotowawczego mogły bowiem wynikać ze słabego przygotowania merytorycznego prokuratorów prowadzących i nadzorujących to śledztwo, których przerósł ciężar gatunkowy tej sprawy".

Zomowcy

Co wiadomo na pewno: tamtego wieczoru Piotr z kolegą odwiedzili Halinę, koleżankę z podstawówki. Halina pamięta, że spieszyli się, byli z kimś umówieni (potem okazało się, że tamten ktoś nie przyszedł). - Gdyby zostali dłużej... - będzie żałować później (chciała im zrobić kolację). Gdy wychodzili, było po wpół do ósmej. Godzinę później Piotr pożegnał się z kolegą w centrum. Szedł na przystanek. Musiał przejść koło restauracji "WZ" (istnieje do dziś) i sąsiadującego z nią kościoła Najświętszego Zbawiciela. W tym samym czasie był tam patrol ZOMO. Tu ślad się urywa. Ciąg dalszy można odtworzyć z dużym prawdopodobieństwem.

Atmosfera w mieście przed "trzynastym" była napięta. Idący o zmierzchu chłopak musiał zwrócić uwagę zomowców. Zobaczyli opornik. Jest na to pośredni dowód: na oddanej rodzinie z prosektorium dżinsowej kurtce był ślad po wyrwanym oporniku (ktoś włożył go do kieszeni).

Zomowcy wyparli się, że legitymowali Piotra. Zeznali, że słyszeli tylko odgłos upadającego na chodnik ciała. Ale w służbowej notatce jeden z nich zapisał adres babci Piotra, u której chłopak był zameldowany. Adres taki Piotr miał w dowodzie. Zomowcy zeznali później, że to sanitariusz pogotowia wyciągnął z kieszeni nieprzytomnego szkolną legitymację. Ale w niej Piotr miał wpisany adres rodziców (na ten adres wysłano potem ze szpitala telegram). Czyli: zomowiec musiał mieć w ręku dowód Piotra z adresem babci. Czyli: legitymował go.

Karetka zabrała nieprzytomnego Piotra. Miał rany na twarzy, stłuczony mózg, odbitą nerkę. Lekarze niewiele mogli zrobić.

Sąd 2009

"Noszenie przez Piotra Majchrzaka opornika, co według wnioskodawców miało stanowić bezpośredni powód pobicia go przez milicjantów, nie stanowi działalności na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego.

Za działalność niepodległościową prowadzoną w latach osiemdziesiątych XX wieku można uznać wiele przejawów aktywności polegającej przykładowo na organizowaniu działalności struktur opozycji, organizowaniu demonstracji, drukowaniu i kolportażu periodyków czy ulotek".

Groźba

Głowa w bandażach. Twarz i ręce pobite. Rozcięty policzek, oko prawie na wierzchu. Lekarz powiedział: - Jeden procent życia.

Z lekarzem było dwóch cywilów. - To wyście go zamordowali! - krzyczy na nich.

Lekarz: - To pani powiedziała.

Nie chciał jej wpuścić na salę. Uklęknęła, błagała, że musi do syna. Nie wie, jak udało jej się wyrwać. Leżał przy drzwiach. Rzuciła się na łóżko.

Że jest w szpitalu, dowiedziała się o trzeciej po południu. "Syn Piotr leży na oddziale intensywnej terapii" - czytali telegram. Potem on umierał przez siedem dni. Ona od zakonnic zdobyła wodę z Lourdes, by go uzdrowiła; pojechała do Lichenia; wbiegła do kościoła i zaczęła krzyczeć: "Maryjo, oddaj mi syna!". Gdy umarł, esbecy obstawili dom. Wezwali ją z mężem na przesłuchanie. Prokurator pytał: co robił Piotr, gdzie chodził, z kim się kontaktował? I tak przez kilka godzin. Nie wytrzymała. - Będzie pan wisiał! - wykrzyczała mu w twarz. Słyszała potem, że podobno odszedł z prokuratury.

Chciała rozmawiać z kierownikiem restauracji, przed którą pobito Piotra. Ktoś zawiadomił SB: przyszedł esbek i powiedział, że jak nie przestanie nagłaśniać sprawy, "zginie mąż i drugi syn".

Sąd 2009

"Nie można również wywodzić odpowiedzialności funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej za śmierć Piotra Majchrzaka na podstawie takich okoliczności, jak próby wpływania na przebieg uroczystości pogrzebowych, czy rozmowa pomiędzy Teresą Majchrzak a anonimowym funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa, do której doszło po śmierci Piotra Majchrzaka.

Sąd podkreśla, iż wskazane okoliczności mogą wskazywać na fakt, iż ówczesnym władzom zależało na zatuszowaniu sprawy śmierci Piotra Majchrzaka i nie nadawaniu jej rozgłosu, po to, aby nie doszło do ewentualnych zamieszek społecznych".

Zdjęcia

Zdjęcia są zniszczone, pogięte. Teresa Majchrzak oglądała je tyle razy. Na jednym Piotr ma kilka lat, z pistoletem-zabawką i w kowbojskim kapeluszu. Dalej: na kucyku, z Radkiem na wersalce, nad morzem.

Fotografia: "Kochanemu Piotrowi na pamiątkę Anita". I jeszcze: "Nie zapomnij o mnie". Anita ma jasne długie włosy, splecione z tyłu; trzyma książkę. Na innym zdjęciu siedzi koło niego na ławce. Podobno była bardzo zakochana. Była na pogrzebie, płakała. Potem długo ich odwiedzała.

Sąd 2009. Postscriptum

Sąd Apelacyjny uchylił wyrok Sądu Okręgowego, kazał prowadzić proces od nowa. Uzasadniał: - Niezależnie od tego, że Sąd Okręgowy nie sprostał wadze sprawy i wszystkim wymaganiom, to musi budzić zastrzeżenia jego ocena historyczna dowodów. Wyrok ten abstrahuje od realiów działalności opozycyjnej, prowadzonej w Poznaniu w czasie, kiedy zginął Piotr Majchrzak, a więc w początkach stanu wojennego.

I dalej: - Nie może być tak, że obecnie sąd opiera się na sfałszowanych dowodach, zebranych w czasie postępowania prowadzonego w latach 80.

Bilet

Kilkadziesiąt kroków od miejsca, gdzie pobito Piotra, zatrzymuje się tramwaj. Do domu miał dwa przystanki. W kurtce, którą oddano rodzinie, był bilet na 10 przejazdów. Do skasowania został jeszcze jeden.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2009