22 czerwca 1941: starcie tyranów

Mark Sołonin, rosyjski historyk: 80 lat temu Hitler wyprzedził Stalina. Mniej więcej o dziesięć-dwadzieścia dni.

14.06.2021

Czyta się kilka minut

Fotoreporter wojenny Georg Schödl (z lewej) i niemiecki pilot (nieznany z nazwiska) na porzuconym sowieckim czołgu ciężkim KW-2, lato 1941 r. Wyposażony w armatę kalibru 152 mm, KW-2 był wtedy najlepiej uzbrojonym czołgiem świata. / SOFLA / INTERFOTO / FORUM
Fotoreporter wojenny Georg Schödl (z lewej) i niemiecki pilot (nieznany z nazwiska) na porzuconym sowieckim czołgu ciężkim KW-2, lato 1941 r. Wyposażony w armatę kalibru 152 mm, KW-2 był wtedy najlepiej uzbrojonym czołgiem świata. / SOFLA / INTERFOTO / FORUM

ZBIGNIEW ROKITA: Pod koniec lat 50. w Związku Sowieckim powstała oficjalna interpretacja wydarzeń z lata 1941 r., czyli początku wojny niemiecko-sowieckiej, która obowiązuje do dziś. Opiera się na trzech tezach: że Stalin chciał uniknąć tej wojny, że Armia Czerwona była nieprzygotowana, i że za długo zwlekano z mobilizacją, dlatego Niemcy z zaskoczenia zniszczyli np. sowieckie lotnictwo. Zacznijmy od tego: czy Stalin sam chciał zaatakować Hitlera?

MARK SOŁONIN: Oczywiście. Na początku lipca 1941 r. Stalin planował zbrojnie wkroczyć do Europy. Gdy w 1988 r. Wiktor Suworow opublikował książkę „Lodołamacz”, wówczas była to hipoteza. Dziś wiemy, że to fakt. Istnieje na to co najmniej 13 dokumentów. Dokładnie pokazują plany ataku sowieckich wojsk na kierunku zachodnim.

Jak miał wyglądać ten atak?

W pierwszej kolejności Armia Czerwona miała zaatakować terytorium Słowacji i Polski, tj. jej część okupowaną przez Niemcy. Co ciekawe, w dokumentach nigdzie nie pada słowo „Polska”.

A jak jest nazywana?

Hitlerowskim terminem: Generalne Gubernatorstwo. Po wrześniu 1939 r. w sowieckich dokumentach nie mogło być już żadnej Polski.

Głębokość natarcia Armii Czerwonej podczas pierwszej strategicznej operacji miała wynosić 200-250 km na zachód od sowieckiej granicy. Chciano prędko zająć Kraków, Katowice, Bydgoszcz i Warszawę. Ta operacja miała zająć 20-25 dni.

Co dalej? Niektórzy historycy twierdzą, że Stalin planował dojść do Atlantyku.

O tym, co miało stać się dalej, dokumenty niemal milczą. Sowieci nie wybiegali tak daleko w przyszłość. Jest takie rosyjskie przysłowie: „Wojna pokaże, jakie są plany”.

Co znaczy: „niemal”?

Jest jeden dokument, który mówi więcej. Pochodzi z marca 1941 r. Czytamy w nim, że po zakończeniu pierwszej operacji możliwe będzie natarcie albo na Berlin, albo na Pragę, albo na Budapeszt. Ale nikt nie odnalazł w dokumentach dowodów, że Stalin chciał dojść do Portugalii i kanału La Manche. Zrozumiałe natomiast, że skoro pierwszym zadaniem było rozgromienie sił Niemiec i ich sojuszników, to później można było posuwać się już daleko. Ale plany to jedno, a konkretne działania to drugie.

Co wiemy o podejmowanych działaniach?

Do 5 maja 1941 r. Józef Stalin formalnie był nikim w sowieckiej strukturze władzy: był tylko zwykłym deputowanym Rady Najwyższej [parlamentu – red.]. Tego dnia, 5 maja, Stalin mianuje sam siebie szefem rządu, a pod koniec miesiąca w jego gabinecie zbiera się dowództwo sił zbrojnych. Dysponujemy dziennikiem wizyt w gabinecie Stalina i wiemy, że w poprzednich latach nigdy nie doszło do podobnej narady. Następnie zaczyna się tajna dyslokacja wojsk. Na zachód przesuwają się miliony żołnierzy, dziesiątki tysięcy czołgów, samolotów itd. W końcu w dniach 18-19 czerwca nagle pojawiają się różne istotne dokumenty wojskowe z numerami 1, 2, 3 itd. Te numery mówią, coś się zaczęło. Dyslokacja Armii Czerwonej na pozycjach wyjściowych do ofensywy miała zakończyć się w pierwszych dniach lipca.

Ale w międzyczasie Niemcy uderzyli.

Tak. Hitler wyprzedził Stalina o mniej więcej 10-20 dni.

Może Hitler wiedział o sowieckich planach i postanowił zaatakować prewencyjnie?

Termin „wojna prewencyjna” zawiera w sobie usprawiedliwienie ataku jako prowadzonego rzekomo w imię obrony. Hitler nie był ofiarą agresji, lecz agresorem. Razem ze Stalinem zaczął w 1939 r. wojnę, ale odegrał w tym większą rolę. Dlatego nie nazwę „prewencyjnymi” żadnych działań wojsk niemieckich między 1 sierpnia 1939 r. a 8 maja 1945 r. Natomiast wracając do pytania: według wiedzy mojej i moich kolegów niemiecki wywiad nie miał pojęcia o sowieckich planach. Operacja „Barbarossa” [kryptonim ataku na Związek Sowiecki – red.] nie była odpowiedzią na sowieckie plany.

Hitler i Stalin przypadkowo planowali napaść na siebie w tym samym czasie?

Tak, to zbieg okoliczności. Inna sprawa, że niemiecki atak miał zacząć się już w połowie maja 1941 r.

Ale pod koniec marca w Jugosławii doszło do zamachu stanu, jej nowe władze zerwały porozumienie z Niemcami, więc Hitler musiał zająć się najpierw Bałkanami…

...i atak na Związek Sowiecki opóźnił się o miesiąc.

Jesienią 1941 r. Niemcy podchodzą pod Moskwę. Czy jej zajęcie przesądziłoby o przebiegu wojny?

Utrata Moskwy miałaby kolosalne znaczenie i z prawdopodobieństwem bliskim pewności zadałaby Armii Czerwonej śmiertelny cios.

Nie byłby możliwy wariant admirała Kołczaka z czasów wojny domowej: wycofanie się w głąb kraju, sformowanie tam ośrodka władzy i kontrnatarcie?

Myślę, że punktem odniesienia może tu być nie Kołczak, lecz traktat brzeski, który w marcu 1918 r. Niemcy i Austro-Węgry zawarły z bolszewicką Rosją. Bolszewicy wycofali się wtedy z I wojny światowej i oddali ogromne terytorium. Tak prawdopodobnie wyglądałaby klęska Związku Sowieckiego w 1941 r. Przecież Niemcy nie mogli okupować całego sowieckiego terytorium od Bugu po Władywostok. Nie wystarczyłoby Niemców. Ale gdyby udało im się zająć Moskwę, złamać opór Armii Czerwonej i podpisać ze Stalinem pokój, który przesuwałby wspólną granicę na Wołgę – już samo to oznaczałoby zupełne rozbicie Związku Sowieckiego.

Trzy czwarte sowieckiego przemysłu zbrojeniowego znajdowało się na zachód od linii Leningrad–Moskwa–Stalingrad. Pozostałą jedną czwartą Niemcy mogliby łatwo zniszczyć, gdyby, zachowawszy władzę w hipotetycznej Uralsko-Syberyjskiej Republice Sowieckiej, Stalin chciał złamać postanowienia pokojowe. Utrata zachodnich terenów oznaczałaby koniec Związku Sowieckiego jako kraju znaczącego coś w polityce europejskiej. Stałby się słabo rozwiniętym państwem azjatyckim.

Na początku XVII w. Polacy zajęli Kreml, ale ten sukces był początkiem klęski.

W 1941 r. sytuacja była inna niż w roku 1612. Przede wszystkim dlatego, że w XVII w. w wojnach brała udział szlachta, czyli mała część społeczeństwa, a nie chłopi. W wieku XX było inaczej: na placu boju stawały wielomilionowe armie złożone ze zwykłych ludzi. W przeciwieństwie do szlachty, tym ludziom nie tłuczono od dziecka do głów, że narodzili się, by wojować. Konieczne było zmotywowanie tych mas do walki. Utrata stolicy w tak krótkim czasie jeszcze bardziej utwierdziłaby sowieckie społeczeństwo w przekonaniu, że władza Stalina się wali i ryzykowanie życia na wojnie nie ma sensu. Zdolność Armii Czerwonej do walki opierała się bowiem głównie na strachu przed represjami. Czym Stalin byłby słabszy, tym mniejszy byłby strach.

Czyli gdyby Niemcy zaatakowali jeszcze w maju i zdołali zająć Moskwę przed zimą, państwo Stalina mogłoby upaść?

Istotne były zarówno wydarzenia w Jugosławii, jak też błędy Niemców, które popełnili, planując atak.

Jakie błędy?

Niemcy utrzymywali znaczne siły we Francji i Norwegii, choć nie były tam potrzebne. Błędem było, że nie przerzucili ich na front wschodni. Błędem było też równoczesne prowadzenie operacji w Afryce Północnej. Istotne jest jednak to, że zwycięstwo na wschodzie i klęska Związku Sowieckiego były bardzo, bardzo prawdopodobne. Stalin był o włos od klęski. Tak, nie można wykluczyć, że gdyby w Jugosławii nie doszło do przewrotu, albo gdyby Niemcy przerzucili część sił z Francji na wschód, to po paru miesiącach Stalin podpisałby traktat brzeski bis.

Wbrew temu, co się często sądzi, w 1941 r. to Stalin miał najnowocześniejszą pod względem technicznym armię świata: miał kilka razy więcej czołgów, samolotów czy dział niż Niemcy. Także sowiecka przewaga liczebna była wielka. Jednak latem 1941 r. Armia Czerwona się rozpada. Jak to było możliwe?

Odpowiedź jest prosta: czołgi same nie walczą, walczą czołgiści. Także samoloty same nie walczą, walczą piloci. I tak dalej. Jeśli człowiek nie chce się bić, to ilość i jakość sprzętu nie mają znaczenia. Już na początku wojny niemiecko-sowieckiej Armia Czerwona przekształciła się w bezładną tłuszczę, która zaczęła porzucać wszystko, co miała: czołgi, samoloty, działa. I wzięła nogi za pas.

Dokąd uciekali?

Jedni wracali do domów, inni przechodzili na stronę Niemców, jeszcze inni trafiali do niewoli. Przy tak masowych dezercjach i tak masowej niechęci do walki za reżim stalinowski potencjał techniczny Armii Czerwonej nie miał znaczenia.

Co stało się np. z czołgami? Przewaga liczebna czołgów sowieckich nad niemieckimi była na początku tej wojny cztero- czy nawet pięciokrotna.

Większości z nich Niemcy nie zobaczyli nawet na placu boju. W walce wzięło udział od jednej trzeciej do jednej czwartej sowieckich czołgów, resztę porzucono. Niemcy znajdowali ten sprzęt i nie mogli uwierzyć w to, co widzą. W ich dokumentach znalazłem różne fantastyczne wytłumaczenia tej sytuacji, bo niemieccy oficerowie nie mogli uwierzyć, że ta masa sprzętu została tak po prostu porzucona.

Nagły rozkład Armii Czerwonej tłumaczy Pan głównie psychologią?

Tak, ludziom brakowało motywacji. Oczywiście istotne było też – choć w drugiej kolejności – niewystarczające wyszkolenie. Oba te czynniki oddziałują na siebie: jeśli brakuje mi umiejętności i wiem, że będę po prostu mięsem armatnim, to nie mam ochoty walczyć. Ale, z drugiej strony, nie było tak, że sowieckie wojska były zupełnie nieprzygotowane. Np. piloci walczyli wcześniej podczas hiszpańskiej wojny domowej i w Chinach, a przede wszystkim podczas wojny zimowej z Finlandią. Tak, Finlandia to mały kraj, ale rzucono przeciw niemu ogromne siły powietrzne. Jeśli wziąć pod uwagę liczbę przelotów wykonanych przez sowieckich pilotów i liczbę bomb zrzuconych podczas wojny zimowej, od końca listopada 1939 r. do marca 1940 r., to jest ona większa niż w przypadku niemieckich ataków podczas bitwy o Anglię w 1940 r.

Ten brak motywacji sugeruje, że projekt stworzenia homo sovieticus, lojalnego obywatela, zakończył się klęską. A przecież żołnierze, którzy w 1941 r. mieli po 20 lat, nie pamiętali innego świata niż sowiecki.

Jestem za, a nawet przeciw: uważam, że jednak udało się stworzyć człowieka sowieckiego.

Wcześniej armia Imperium Rosyjskiego nie odznaczała się wysokimi umiejętnościami bojowymi, w 1905 r. pokonała ją Japonia, a później ponosiła porażki podczas I wojny światowej. Jednak nigdy nie poniosła takiej klęski, jak Armia Czerwona w 1941 r. Nigdy żaden wróg nie wszedł tak daleko w głąb rosyjskiego terytorium. Tak, w 1612 r. Polacy zajęli Moskwę. Ale nie doszli do Wołgi. A Niemcy doszli. Poza tym w 1612 r. granica między Rzecząpospolitą a Moskwą przebiegała kilkaset kilometrów dalej na wschód niż granica niemiecko-sowiecka w 1941 r. Nigdy wcześniej nie notowano też tylu milionów dezerterów i jeńców, co latem 1941 r.

A więc eksperyment bolszewików, polegający na stworzeniu nowego człowieka, się powiódł. Na czym polegał?

Na tym, że wymordowano stare elity, większość ludzi wykształconych, najbardziej pracowitych chłopów, obywateli samodzielnie myślących. W zamian Sowieci zyskali masę ludzi zastraszonych, którzy trwali w stanie półzwierzęcym. Dziś trudno Europejczykom pojąć, jak ogromny był strach w Związku Sowieckim. Pamiętam pokolenie rodziców: oni drżeli, bali się podejść do telefonu, rozmawiać w domu. W 1941 r. ta masa ludzi nie mogła walczyć.

80 lat temu doszło też do pewnego szerzej nieznanego wydarzenia: 25 czerwca, a więc parę dni po tym, jak zaczął się niemiecki atak, Armia Czerwona jakby nigdy nic znów atakuje Finlandię. Ona nie była wtedy jeszcze formalnym sojusznikiem Hitlera, do tego momentu nie wzięła udziału w niemieckim ataku. Dlaczego Stalin otworzył dodatkowy front?

Rzeczywiście, rankiem czwartego dnia wojny niemiecko-sowieckiej lotnictwo Armii Czerwonej podjęło próbę nalotów na Finlandię. Nie osiągnięto jednak celów, a w odpowiedzi tego dnia wieczorem Finlandia wypowiedziała Moskwie wojnę. Zapewne i tak by to uczyniła: w sytuacji, gdy Armia Czerwona ponosiła porażki, Finowie najpewniej wykorzystaliby okazję, aby odzyskać terytoria, które stracili podczas wojny zimowej. Niemniej fakty są takie, że w czerwcu 1941 r. to nie Finlandia zaatakowała, lecz odwrotnie.

Dlaczego ją wtedy zaatakowano?

Dużo było w tym sowieckim ataku zwykłej głupoty. To było tak: poprzedniego dnia ktoś poinformował Stalina – nie wykluczam, że była to niemiecka prowokacja – że w Finlandii koncentrują się ogromne siły Luftwaffe, które zaatakują Leningrad. Była to dezinformacja, niemająca nic wspólnego z rzeczywistością. Ale Stalin w trzecim dniu wojny był już bliski paniki i polecił wyjąć z sejfu plany ataku na Finlandię i przeprowadzić operację.

Sowieci odnieśli sukces?

W żadnym razie. Zniszczyli niewiele fińskich samolotów, tymczasem jedna trzecia ich maszyn została zestrzelona przez skromne siły fińskie. Próba zademonstrowania przez Sowietów, że mogą wygrywać, zakończyła się klęską.

Wieczorem 28 czerwca Stalin jedzie do swojej podmoskiewskiej daczy i przez dwa dni nie ma z nim kontaktu. Pan pisze, że bez jego zgody nie można było wówczas zmienić nawet repertuaru w Teatrze Bolszoj. W tej sytuacji machina państwowa musiała więc stanąć. Prawdziwe są opowieści, że jego otoczenie chciało go w tych dniach obalić?

Ogromna część państwowych dokumentów, które w latach 90. XX w. ujawniono, dziś znów jest tajna. Już Borys Jelcyn stworzył prezydenckie archiwum, do którego z różnych miejsc zwieziono 15 mln różnych spraw. Nie stron, lecz spraw [ros. dieło: sprawa, zagadnienie – red.]. Całe wagony akt. Nie mamy więc dziś dostępu do wielu dokumentów, które mogłyby rzucić światło na tamte wydarzenia.

Wiemy, że 28 czerwca Wehrmacht zajmuje już Mińsk, a Stalin dowiaduje się o tym nie od podwładnych, lecz z angielskiego radia. Wpada w szał, jedzie do sztabu generalnego, tam robi awanturę – wiemy to ze wspomnień Gieorgija Żukowa – po czym udaje się do swojej daczy, znika na dwa dni i nikogo nie chce widzieć. Co się wtedy dzieje, dokładnie nie wiemy. Na ile mogę sobie jednak odmalować psychologiczny portret Stalina, wyobrażam sobie, że bał się przewrotu pałacowego. Powinno do niego dojść.

Dlaczego?

W 1917 r. Stalin był członkiem władz partii bolszewickiej, która zniszczyła rosyjską armię i rękami dezerterów przeprowadziła wojskowy przewrót, zwany później Wielką Socjalistyczną Rewolucją Październikową. Wiedział, że latem 1941 r. mogło dojść do przewrotu, bo ćwierć wieku wcześniej sam taki organizował. Był świadom, że wielomilionowa tłuszcza może nie tylko porzucić broń, ale też ruszyć na Moskwę, aby zaprowadzać nowe porządki.

I wówczas, 30 czerwca, przyjeżdżają do niego najbliżsi współpracownicy.

Anastas Mikojan [wówczas sowiecki wicepremier – red.] napisze po latach, że gdy do niego weszli, Stalin miał oczy „przerażonego psa”. Myślał, że przyjechali go aresztować.

Sądził, że podzieli los ostatniego cara?

Los jednak sprzyjał Stalinowi – jego współpracownicy zaczęli prosić go, aby na powrót objął stery. Bo zrozumieli, że jeśli Stalin zniknie czy popełni samobójstwo, sami nie podołają wyzwaniom i naród rozerwie ich na strzępy. Stalin wziął się w garść i 3 lipca wystąpił ze znanym przemówieniem: „Bracia i siostry, zwracam się do was, moi przyjaciele...”.

Swoją książkę „22 czerwca 1941” zaczyna Pan tak: „Jestem za moratorium. Słowo honoru. Jeśliby taka decyzja została podjęta na szczeblu rządowym, podporządkowałbym się jej całkowicie i sumiennie”. Mowa o moratorium na badanie okoliczności wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej aż do 2045 r. Jak to rozumieć?

Wielu Rosjan czuje się obrażonych tym, co piszę w moich książkach. Zwycięstwo w tym, co oficjalnie nazywane jest „wielką wojną ojczyźnianą”, to dla nich najwspanialszy moment w rodzimej historii. A tu nagle pojawiam się ja i dowodzę, że było inaczej, niż ich uczono, że nie było tak, iż Hitler napadł na pokojowo nastawiony i niczego niespodziewający się Związek Sowiecki…

...czym podważa Pan główny mit współczesnej Rosji.

Podważając główny mit państwowej propagandy, obrażam uczucia ogromnej liczby ludzi. Wiedziałem, że usłyszę takie zarzuty, stąd w mojej pierwszej książce, w jej pierwszych słowach, zaproponowałem moratorium na badania. Powiedziałem: jeśli twierdzicie, że badanie prawdziwej historii kogoś uraża, to zamilknijmy. Ale zamilknijmy wszyscy.

Wszyscy?

Tak: nie tylko ja, lecz również wy. Ale jeśli się na to nie godzicie i chcecie urządzać swoje parady zwycięstwa każdego 9 maja oraz inscenizacje szturmu Reichstagu z kartonu, to ja swoich badań prowadzić nie przestanę.©

MARK SOŁONIN jest rosyjskim historykiem. Ukończył Instytut Lotniczy w Kujbyszewie i pracował w tajnym biurze konstrukcyjnym. Od niemal 30 lat bada historię udziału Związku Sowieckiego w II wojnie światowej. Jego książki ukazały się także w Polsce, m.in. „22 czerwca 1941, czyli jak zaczęła się wielka wojna ojczyźniana”, „23 czerwca. Dzień »M«” czy najnowsza „Jak Związek Radziecki wygrał wojnę”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz zajmujący się Europą Wschodnią, redaktor dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”. Autor książki „Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium”, Czarne 2018.  Za wydany w 2020 r. reportaż „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” otrzymał podwójną… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2021