Życie światła

Arcybiskup Marek Solczyński, biskup Grzegorz Ryś, europoseł Paweł Kowal, ale też Anna Maria Jopek, Małgorzata Kożuchowska i Stanisław Sojka – wszyscy przeszli przez Oazę.

27.02.2012

Czyta się kilka minut

25 lat temu 27 lutego 1987 r. w Carls¬bergu (RFN) umiera nienawidzony przez komunistów ks. Franciszek Blachnicki, 66-letni twórca ruchu oazowego. Założony przez niego Ruch Światło-Życie przeżywa apogeum – w Polsce należy do niego prawie 100 tysięcy osób. Za dwa lata upadnie komunizm, wydaje się, że w wolnym kraju Ruch jeszcze bardziej rozwinie skrzydła.

– Jego znaczenie jednak spadło – mówi Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny „Więzi”. – W PRL-u ruch oazowy pełnił także funkcje zastępcze. Teraz jest większa konkurencja inicjatyw świeckich i katolickich. Trudne okazało się też przełożenie dziedzictwa charyzmatycznego ks. Blachnickiego na nowe czasy.

Ks. Adam Wodarczyk, obecny, piąty już po ks. Blachnickim moderator generalny Ruchu Światło-Życie: – Jest nas mniej, ale za to jesteśmy bardziej dojrzali. I wciąż jesteśmy największym polskim ruchem religijnym.

Wspólnoty oazowe działają m.in. na Białorusi, we Włoszech, Stanach Zjednoczonych, Kenii, a nawet w Chinach i Pakistanie. Jednak w Polsce liczebność ruchu spadła. Na rekolekcje jeździ średnio 45 tys. osób rocznie, prawie dwa razy mniej niż w 1989 r. – W tamtych czasach nie było innych takich rekolekcji, więc wszyscy jeździli na oazy, a dziś o młodzież trzeba bardziej walczyć – tłumaczy Krzysztof Jankowiak, rzecznik Ruchu.

Zbigniew Nosowski za jedną z przyczyn spadku znaczenia oaz wśród młodzieży uznaje wsparcie ruchu przez episkopat. – Włączenie oaz do normalnego duszpasterstwa kościelnego sprawiło, że zniknął ich posmak kościelnego nonkonformizmu. Od kiedy biskupi podczas wizytacji zaczęli pytać proboszczów o stan wspólnot oazowych, zrobiły się one „grzeczniejsze” – zauważa. Mówi też, że następcy ks. Blachnickiego nie dopasowali formacji oazowej do zmieniającego się świata: – Pierwszy rok formacji oazowej to znakomite wprowadzenie w chrześcijaństwo, a drugi – zaprzyjaźnienie młodego człowieka z Biblią. Ale co później? Myślę, że Blachnicki odważniej reformowałby dziś program oaz, niż czynią to jego następcy.

Naczelny „Więzi” za niepraktyczne uważa kontynuowanie schematu 15-dniowych rekolekcji, wymyślonych przez Blachnickiego. – Dzisiaj mamy mniej czasu i nie każdego stać na tak długie rekolekcje – zwraca uwagę Nosowski. Ks. Wodarczyk odpowiada: – Mamy też krótsze rekolekcje. Ale proces przemiany człowieka nie dokonuje się w ciągu trzech dni. I chociaż dziś tak trudno o czas, dziesiątki tysięcy osób wciąż przyjeżdżają na piętnastodniowe rekolekcje.

Znajomość korespondencyjna

Kończy się pożegnalne spotkanie Jana Pawła II z rodakami na krakowskich Błoniach. Jest 18 sierpnia 2002 r., upalna niedziela. Papież wie, że do Polski już więcej nie przyjedzie. Milion ludzi śpiewa mu „Barkę”. – Ta oazowa pieśń wyprowadziła mnie z Ojczyzny przed dwudziestu trzema laty. Miałem ją w uszach, kiedy słyszałem wyrok konklawe. Była też przewodniczką na różnych drogach Kościoła – mówi Jan Paweł II. To coś więcej, niż tylko papieska kurtuazja. – Był to hołd dla dzieła, które Papież zawsze cenił – mówi Janusz Poniewierski, katolicki publicysta, który był wtedy na Błoniach, a jako nastolatek jeździł na rekolekcje oazowe.

Karol Wojtyła jeszcze jako arcybiskup krakowski popierał Ruch Światło-Życie: w wakacje wpadał na rekolekcje oazowe, bronił je przed atakami władz, które nasyłały na obozy sanepid i milicję, przyjaźnił się z ks. Blachnickim. – Wojtyła wspierał duszpasterstwo młodzieży, bo widział w nim przyszłość Kościoła – tłumaczy Poniewierski. – Jako współtwórca i uczeń Soboru widział też w oazach praktyczną realizację nauki soborowej – za to cenił też samego Blachnickiego, bo odbierał go jako człowieka, któremu chodzi w życiu o coś ważnego.

Podczas pierwszej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II spotyka się z oazowiczami w Nowym Targu. Przynoszą mu do ołtarza księgę trzeźwości, a Jan Paweł II święci im dwanaście koszy z Pismem Świętym. Gdy przedstawiono mu Lecha Bafię, ówczesnego wojewodę nowosądeckiego, Papież miał powiedzieć z uśmiechem: „Przecież my się znamy... z korespondencji”. Jako metropolita krakowski Wojtyła często pisał do wojewody listy, w których protestował przeciwko nękaniu oazowiczów, a Bafia butnie na te listy odpowiadał.

Poniewierski: – Gdyby nie poparcie Wojtyły, oazy mogłyby nie przetrwać konfrontacji z władzami. Komuniści zdawali sobie sprawę, że gdy uderzą mocniej w Ruch, to wstawi się za nim krakowski kardynał. Jego parasol ochronny okazał się skuteczny.

Pod lupą SB

Rok 1942, siedemnasty czerwca. 21-letni Franciszek Blachnicki przeżywa nawrócenie w celi śmierci hitlerowskiego więzienia w Katowicach. Do końca życia moment ten będzie nazywał „najważniejszym dniem” w życiu. „Ta rzeczywistość wiary – od tamtej chwili, bez przerwy przez 44 lata, określa całą dynamikę mego życia” – wyzna w testamencie.

Urodził się 24 marca 1921 r. w wielodzietnej śląskiej rodzinie w Rybniku. Jako gimnazjalista działa w harcerstwie. W maju 1938 r. zdaje maturę, jesienią idzie do wojska. Po klęsce wrześniowej angażuje się w konspirację i zostaje aresztowany. Trafia do Auschwitz, potem do więzienia w Katowicach. Za spiskowanie przeciwko Trzeciej Rzeszy dostaje karę śmierci. Na egzekucję czeka cztery i pół miesiąca, gdy hitlerowcy zamieniają mu karę śmierci na 10 lat więzienia. Po wojnie, w wieku 24 lat, wstępuje do Śląskiego Seminarium Duchownego, które ma wtedy siedzibę w Krakowie. Pięć lat później zostanie księdzem.

W Polsce szaleje stalinizm. W 1952 r. biskup katowicki Stanisław Adamski domaga się powrotu religii do szkół. W odwecie władze wypędzają go z biskupami pomocniczymi ze Śląska, a rządcą diecezji mianują związanego z UB księdza Jana Piskorza. Ksiądz Blachnicki kolportuje przeciwko niemu podziemne ulotki i jest jednym z inicjatorów petycji do władz, żądającej powrotu biskupów. W czasie „odwilży październikowej” w 1956 r. pomaga zorganizować przyjazd pasterzy z wygnania do Katowic.

Andrzej Grajewski, redaktor „Gościa Niedzielnego” i były przewodniczący Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, jako pierwszy dotarł do materiałów bezpieki na temat Blachnickiego. – Zaczęto go rozpracowywać od sprawy wypędzenia biskupów śląskich – mówi. – Według mojej wiedzy, obok prymasa Stefana Wyszyńskiego, kardynała Karola Wojtyły i biskupa Ignacego Tokarczuka, ksiądz Blachnicki był najdłużej i najbardziej inwigilowanym polskim duchownym.

Bliżej autentyzmu

Lato 1954 r. W Bibieli, wsi pod Miasteczkiem Śląskim, ks. Blachnicki urządza dwutygodniowe rekolekcje dla ministrantów. Nazwie je Oazą Dzieci Bożych. Data ta uważana jest za początek ruchu oazowego. Blachnicki zaczął od ministrantów, bo – jak tłumaczył później – byli „jedyną grupą w parafii, z którą można było podjąć pracę typu wychowawczego”. – Tej pracy nie mogły władze zakazać, mimo rozwiązania wszystkich kościelnych organizacji młodzieżowych – mówił.

Niezależna od władz inicjatywa drażni Gomułkę, który otworzył właśnie front walki z Kościołem. Komuniści likwidują ruch, a jego założyciela aresztują. Siedzi znów w Katowicach – w tym samym więzieniu, w którym czekał na wykonanie kary śmierci i gdzie się nawrócił. Teraz za kratami spędza cztery miesiące, dostaje rok w zawieszeniu.

Od tej pory ks. Blachnicki będzie jednym z największych wrogów dla kolejnych ekip rządzących w PRL. – Bo uderzał w najczulszy punkt komunistów: odbierał władzy monopol na wychowanie młodzieży – mówi Grajewski. Historyk przypomina dekret Lenina o rozdzieleniu szkolnictwa od Kościoła, co miało gwarantować państwu wyłączność na kształtowanie dzieci i młodzieży. – Blachnicki jako pierwszy na obszarze władzy sowieckiej ten monopol przełamywał.

W latach 60., po wyroku, zaczyna organizować dla dziewcząt i chłopców 15-dniowe rekolekcje przeżyciowe, nazywane oazami. Przypominały trochę harcerskie obozy. Nazwa „rekolekcje przeżyciowe” wzięła się stąd, że usłyszana w czasie liturgii Ewangelia miała być przeżywana przez cały dzień w różnych sytuacjach życiowych.

W 1963 r. Blachnicki kupuje dom na „Kopiej Górce” w Krościenku u podnóża Pienin. Wkrótce tam zamieszka, a miejsce to będzie siedzibą ruchu oazowego. Działa trochę z boku oficjalnego nurtu Kościoła w Polsce. Będzie tłumaczył, że wynikało to z jego doświadczenia życiowego. „Cechowała je zawsze próba ucieczki od sformalizowanych i bezowocnych systemów urzędowych, jak można by powiedzieć, do środowisk nacechowanych autentyzmem, tętniących życiem i owocnych” – napisze wiele lat później.

Poznański kapłan, ks. Feliks Lenort, studiował pół wieku temu z Blachnickim na KUL-u. – To był prorok tego Kościoła, bo mówił to wszystko, co potem stało się rzeczywistością. Już wtedy powtarzał, że musimy sięgać do głębi, tworzyć oddolne elity – wspomina ks. Lenort. Gdy w Polsce trwa karnawał „Solidarności”, Blachnicki radykalizuje się – w 1981 r. zakłada Chrześcijańską Służbę Społeczną, która ma przygotować kadry do pracy w różnych organizacjach społecznych i politycznych. Liczy, że komunizm się załamie.

Lekcja wychowania obywatelskiego

– Rekolekcje oazowe były dla mnie inicjacją religijną i obywatelską – przyznaje Zbigniew Nosowski. – Doświadczyłem tam wiary jako przyjaźni z Bogiem, Kościoła jako wspólnoty, i zaczęło mnie obchodzić, w jakim żyję kraju.

Końcówka lat 70., licealista Nosowski razem z przyszłą żoną Katarzyną jedzie na rekolekcje do Murzasichla. Tam po raz pierwszy dostaje do ręki Biblię i... bibułę. – Nawet nie wiedziałem wtedy, że istnieje coś takiego jak wydawnictwa podziemne – opowiada dziś.

– Tu po raz pierwszy spotkałem się z tym, że ludzie mówili publicznie o swojej wierze. Do tej pory miałem przeświadczenie, że religia to sprawa prywatna – wspomina swoje oazowe wyjazdy w połowie lat 70. Janusz Poniewierski. – Dzięki Blachnickiemu zrozumiałem także, że udział w peerelowskich wyborach legitymizuje fałsz i że chrześcijanin nie powinien w nich uczestniczyć. To on pierwszy pokazał mi, że wiara ma konsekwencje w życiu społecznym.

Oazowa wolność przyciąga tych, którzy duszą się w sztywnym gorsecie realnego socjalizmu. Nosowski: – Oazy to była jedyna rodzima, działająca na szeroką skalę inicjatywa, która gromadziła wszystkich niepokornych i nonkonformistów: od hipisów do antykomunistów.

Później okaże się, że oazowicze różnią się także poglądami. Bibułę Nosowski dostał od Marcina Dybowskiego – dzisiaj wydawcy antysemickich książek. Moderatorem na jego pierwszych rekolekcjach był ks. Stanisław Małkowski, dziś zwolennik teorii o zamachu smoleńskim.

Ale ruch oazowy ma przede wszystkim głęboką inspirację religijną: zmierza do odnowy Kościoła w duchu soborowym. Jako student Nosowski czyta w „Tygodniku Powszechnym” tekst Stanisławy Grabskiej, która pisze, że Soboru w Polsce można było nauczyć się tylko w środowisku „Znaku”. – Napisałem list do redakcji, że ja uczyłem się rozumienia Soboru na spotkaniach oazowych – wspomina obecny szef „Więzi”.

Ks. Wodarczyk wskazuje na jeszcze jedną zasługę księdza Blachnickiego: – On wkładał w polskim Kościele ludziom świeckim Biblię do ręki. To była wielka szkoła Słowa Bożego.

Oazowiczami byli m.in. obecny pomocniczy biskup krakowski Grzegorz Ryś, nuncjusz w Gruzji i Armenii arcybiskup Marek Solczyński. Animatorami oazowymi byli Paweł Kowal, lider PJN, i Tomasz Zubilewicz, prezenter TVN Meteo. Na oazy jeździli piosenkarze Anna Maria Jopek i Stanisław Sojka oraz aktorki Małgorzata Kożuchowska i Jolanta Fraszyńska.

Z Ruchu Światło-Życie wyłoniły się też nowe wspólnoty. Jedną z nich jest żeńska Wspólnota Dzieci Łaski Bożej z Lipia na Pomorzu. Ponad 20 bezhabitowych kobiet zajmuje się działalnością ewangelizacyjną i formacyjną, w zaczerpniętych z ruchów odnowy Kościoła formach. – Prowadzimy rekolekcje w parafiach, dni skupienia, spotkania biblijne, przygotowujemy młodzież do bierzmowania, a w Koszalinie założyłyśmy dom samotnej matki – mówi s. Małgorzata Glanc, przełożona generalna wspólnoty z Lipia. Kilkanaście lat temu jej członkinie pomagały wychodzić z biedy mieszkańcom popegeerowskich wiosek.

Mimo że ruch oazowy nie jest już tak prężny, jak za życia księdza Blachnickiego, Nosowski przyznaje, że wydaje on wciąż dobre owoce. – Przede wszystkim kolejne pokolenia dzięki wspólnotom oazowym wchodzą w świadomą wiarę. Ci ludzie potem więcej od siebie wymagają. Choćby współczynnik rozwodów wśród osób, które przeszły formację oazową, jest dużo mniejszy niż w całym społeczeństwie – mówi. – A Ruch ma także gałąź rodzinną: Domowy Kościół, który mądrze formuje świadomość wspólnego powołania małżonków.

Panna i Yon

Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, Blachnicki wybiera emigrację. W zachodnioniemieckim Carlsbergu, miasteczku położonym wśród lasów i winnic, organizuje Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji Światło-Życie, zajmuje się opieką duszpasterską nad solidarnościowymi emigrantami, do kraju wysyła pomoc charytatywną i niezależne wydawnictwa. Jego współpracownikami jest małżeństwo socjologów: Jolanta i Andrzej Gontarczykowie.

W czerwcu 1982 r. zakłada Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodów – organizację, która ma pomóc w wyzwoleniu krajów Europy Środkowo-Wschodniej spod panowania komunistycznych reżimów. Władze PRL oskarżają Blachnickiego o zdradę. W kraju krąży za nim list gończy. 17 czerwca 1986 r. spisuje testament. Czemu? „Jest pewien powód zewnętrzny. Skrzep w nodze, który od kilku dni mnie unieruchomił, jątrząca się rana palca od nogi, która nie goi się od czterech miesięcy i powoli rośnie (cukrzyca!) – to wszystko stawia mi przed oczy realną wizję odejścia” – wyjaśnia w testamencie.

Umrze osiem miesięcy później. Po latach IPN ujawni, że Gontarczykowie byli agentami wywiadu PRL. Jolanta była zarejestrowana jako TW „Panna”, Andrzej – jako TW „Yon”. Na wniosek Grajewskiego IPN rozpoczyna śledztwo w sprawie śmierci Blachnickiego, bo podejrzewa, że mógł zostać otruty. Potem śledztwo umorzy. – Tego, czy został otruty, już się nie dowiemy, bo po śmierci nie zrobiono obdukcji – mówi Grajewski. – Prawdą też jest, że Blachnicki był już wtedy bardzo schorowany.

Trzynaście lat po śmierci doczesne szczątki księdza Blachnickiego sprowadzono do kraju. Spoczął w kościele Dobrego Pasterza w Krościenku, który widać z „Kopiej Górki”.

***

Rok 1980, deszczowe lato. Na kapłańską oazę do Krościenka przyjeżdża młody ksiądz z archidiecezji poznańskiej. Po sześciu latach nałogowego picia ma za sobą dopiero kilka miesięcy trzeźwości. Blachnicki mówi mu, żeby zajął się terapią alkoholową księży. Dla młodego kapłana słowa te brzmią trochę jak nie z tego świata. Dopiero co sam zaczął trzeźwieć, gdzie mu do pomagania innym? Ale kilkanaście lat później ks. Wiesław Kondratowicz założy w wielkopolskim Kowalewie Ośrodek Duszpasterstwa Trzeźwości. Wielu księży z całej Polski wyszło tam z nałogu.

Rozmowę z tamtego deszczowego lata pamięta do dziś. W jego mieszkaniu zdjęcie Blachnickiego wisi na poczesnym miejscu. – To on ukierunkował mnie na pomaganie innym – mówi ks. Kondratowicz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2012