Życie na niby

W Czeczenii żyje się normalnie, a ludzie są szczęśliwi. Czy może być inaczej, skoro prawie 90 proc. obywateli zagłosowało tu na Dmitrija Miedwiediewa, którego na prezydenta Rosji namaścił Putin, pogromca czeczeńskich aspiracji niepodległościowych?

11.03.2008

Czyta się kilka minut

Gdy o wyborach mowa - obojętne, prezydenckich czy parlamentarnych - Czeczenia to dziwne miejsce. Jakby z innej epoki. O ile w całej Federacji Rosyjskiej kremlowski kandydat dostał 70 proc. głosów (przy 70-procentowej frekwencji), o tyle wedle wstępnych danych frekwencja w Czeczenii wyniosła 91 proc., a na Miedwiediewa oddało głos 89 proc. wyborców.

To oficjalne dane, nadesłane z tej kaukaskiej republiki, rządzonej twardą rękę przez prezydenta Ramzana Kadyrowa. A są one i tak skromne w porównaniu z tymi dotyczącymi wyborów parlamentarnych w grudniu 2007 r.: wtedy w Czeczenii frekwencja miała wynieść, bagatela, 99,6 proc., a 99 proc. głosów paść miało na Jedną Rosję, partię Władimira Putina.

To fasada tego, co władze na Kremlu i w Groznym nazywają zgodnie "normalizacją". Kulisy wyglądają nieco inaczej.

Ramzan budowniczy

Fakt: w ciągu minionego 2,5 roku Grozny zmienił się nie do poznania. W grudniu 2005 r. rozpoczęła się jego wielka odbudowa. Niemal zniknęły widoczne skutki wojny. Dziś nawet rusztowania na budynkach są coraz rzadsze, ustępują miejsca fasadom o jaskrawych kolorach. Trotuary na alei Zwycięstwa, zrekonstruowane w rekordowym tempie 20 dni roboczych, są pełne ludzi. Podobnie jak aleja zadedykowana wolności prasy, obramowana fontannami i kawiarnianymi ogródkami.

Ale zajrzyjmy za fasadę. Przekroczmy progi domów przy alei Kadyrowa (dawniej Lenina). Okazuje się, że w środku odbudowano mniej niż jedno mieszkanie na dziesięć, a bieżąca woda nie jest czymś zwykłym. - Jeszcze do nas nie doszli. Naprawiamy za nasze pensje - usprawiedliwia się dziewczyna, która prosi o niepodawanie nazwiska (zgadza się na zdradzenie zawodu: jest pielęgniarką).

Poza Groznym jest gorzej. Prowincja, zwłaszcza południe kraju, nie jest priorytetem prezydenta, który po śmierci ojca Ahmeda w maju 2004 r. został nominowany przez Putina najpierw na stanowisko wicepremiera, a w marcu 2007 r., jako 30-latek, został prezydentem republiki wchodzącej dziś znowu w skład Federacji Rosyjskiej.

Mieszkańcy stolicy ironizują, że w Groznym jest rondo "Trójcy Świętej": ojca (Ahmed), syna (Ramzan) i ducha świętego (to Putin). Żart ten nawiązuje do licznych portretów, które zdobią dziś budynki publiczne i prywatne, aż do najmniejszego zaułka.

To prawdziwy kult jednostek. Kadyrow junior ma już prywatne zoo i otworzył hipodrom w Gudermesie, w centrum regionu, gdzie się urodził. Megaloman, kazał postawić w Groznym "największy meczet Europy". Zamierza też zbudować stację narciarską na południu kraju. Tam, gdzie nie ma nawet asfaltowych dróg.

Ramzan finansista

Kadyrow jest zarówno rzemieślnikiem odbudowy, jak i jej pierwszym grabieżcą. Aby zyskać poparcie ludu, który go nie wybrał, wygłasza chętnie przemowy: obiecuje np., że 50 czeczeńskim studentom sfinansuje studia za granicą. W swej hojności obsypuje pieniędzmi prasę lokalną, która gorliwie informuje o jego poczynaniach.

Prezydentowi trzeba się podporządkować, pod groźbą wygnania z kraju lub czegoś gorszego. Burmistrz miasteczka na peryferiach Groznego wymusił pieniądze na swych "podatnikach", by uszanować prośbę prezydenta, który wyraził pragnienie, aby miejscowy gmach publiczny o pięciu kondygnacjach odbudowano w kilka tygodni. Inne życzenie głowy państwa: by centrum handlowe zbudowane przez bogatego przedsiębiorcę z Groznego otwarto w dniu jego urodzin.

Ta parodia życia publicznego, reżyserowana przez Kadyrowa i tolerowana przez Kreml, opiera się na korupcji i złodziejstwie. Istotną w tym rolę odgrywa pozostająca poza wszelką kontrolą Fundacja im. Ahmeda Kadyrowa: jej środki pochodzą z nielegalnej sprzedaży ropy albo z wymuszeń od rzemieślników i dyrektorów przedsiębiorstw. Pieniądze wysyłane przez Moskwę na odbudowę kraju są regularnie defraudowane.

Funkcjonuje też osobliwy system "podatkowy": - Mój brat milicjant i kuzynka, która jest wychowawczynią, muszą oddawać połowę pensji "na odbudowę" - mówi członek lokalnej organizacji pozarządowej. - Uzasadnienia dla zmniejszania ich pensji zmieniają się co miesiąc: trzeba sfinansować połączenie lotnicze Grozny-Moskwa, to znów organizować 50-lecie uniwersytetu...

Źródłem dochodu dla rządzącego klanu są też "operacje" na mieszkaniach. Jak w przypadku pewnej wdowy, matki trojga dzieci, którą w środku nocy odwiedzili uzbrojeni mężczyźni, żądając 3 tys. dolarów w zamian za prawo do pozostania w mieszkaniu. Gdy brakuje lokali, własność setek mieszkań - przekazanych obecnym właścicielom przez urząd miejski po pierwszej wojnie czeczeńskiej w 1996 r. - jest negowana także przez władze. Stanowi środek nacisku i wymuszania.

Czeczenizacja konfliktu

- Naród czeczeński jest wyczerpany, zdezorientowany i zduszony - mówi Zarema (wszystkie imiona ze względu na bezpieczeństwo bohaterów zmieniono), przedstawiciel organizacji pozarządowej zajmującej się prawami człowieka.

Społeczeństwo czuje strach. Przed Rosjanami. Przed rodakami tworzącymi obecną elitę władzy. Większość ludzi woli nic nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić. Boją się, że zadenuncjują ich sąsiedzi, że padną ofiarą czystek, które nigdy nie ustały. - Ludzie nikomu nie ufają. Nie wiadomo, kto jest kim. Kwitnie system donosów, a to dla społeczeństwa czeczeńskiego coś nowego - twierdzi Tamila, studentka, która na co dzień żyje w Moskwie.

Linia konfliktu nie biegnie dziś między rosyjskimi czołgami a kałasznikowami bojowników o niepodległość, ale pomiędzy samymi Czeczenami. Cicha wojna trwa, tyle że w nowej formie, którą Putin nazwał kiedyś "czeczenizacją konfliktu".

Zarema twierdzi, że członkowie dawnej prorosyjskiej milicji, dziś wchłonięci przez MSW, nadal bezkarnie popełniają zbrodnie, porywają, torturują. - Szwadrony śmierci działają w strukturach państwa - mówi Zarema. Służby MSW mają uczestniczyć też w procederze wymuszeń, np. wobec ludzi oskarżonych o powiązania rodzinne z bojownikami, żywymi bądź martwymi.

Efekt: Czeczeni mają problem z jasnym zidentyfikowaniem relacji oprawca-ofiara. "Oni okradli mojego kuzyna". "Oni weszli do naszego mieszkania". "Oni zabili mojego syna". "Oni": tak mówi się w Groznym. Khawa, który pracuje w ośrodku dla uchodźców, tłumaczy: - Jeszcze niedawno oni prowadzili czystki każdej nocy. Uprowadzili kilku naszych ludzi. Mówiono nam, że to wahabici [popularne określenie fundamentalistów islamskich - red.].

Mało kto zgłasza milicji, czego doświadczył od "onych". Porwanych synów i braci szuka się na własną rękę. - Dopóki rodziny nie wykorzystają wszystkich środków, by odnaleźć bliskich, nie zwrócą się do nas - mówi Mahomed, adwokat opłacany przez Wysoki Komisariat ONZ ds. Uchodźców. - Była u mnie kobieta, która kilka lat temu straciła syna. Nie przyszła, bym pomógł jej przygotować dokumentację dla wymiaru sprawiedliwości, ale żeby dowiedzieć się, jak mogłaby otrzymać świadczenia rodzinne dla dwojga wnuków zostawionych przez ojca. Straciła nadzieję.

Czeczeńskie gry

Priorytetem staje się przetrwanie. W Czeczenii - gdzie osłabła religijność i zmniejszyła się nawet wysoka zwykle dzietność, w przeszłości odradzająca naród po kolejnych klęskach - sprzeciwem wobec terroru pozostają humor i ironia.

Leila straciła matkę, ojca, męża i brata, a jej drugi brat uciekł z rodziną do Europy. Śmiech pozwala jej znosić ciężar codzienności. - Przestałam płakać w dniu śmierci ojca - mówi. - Płacz niczemu nie służy, zmuszam się do głośnego śmiechu przynajmniej raz dziennie.

Timur śmieje się zgryźliwie z nowego Domu Prasy: - Jeśli czemuś służy, to chyba tylko drukowaniu portretów prezydenta.

Ale w końcu ton staje się cięższy. - Mam dość patrzenia, jak mój naród jest dziesiątkowany - wybucha Murad, próbując wyrazić swoje uczucia.

- Czeczenia jest terenem gry między Kremlem a Kadyrowem. Za pośrednictwem Kadyrowa, który umie słuchać rozkazów, Rosja stara się zachować tu spokój - uważa Zarema. Zwłaszcza gdy w Rosji są wybory, kraj musi być spokojny.

Ali, z organizacji pozarządowej, tak opisuje funkcjonowanie tandemu Kreml-Kadyrow: władza centralna z Moskwy jest dość silna, by utrzymać Kadyrowa w ryzach, ale on chciałby władzy absolutnej, co niepokoi Moskwę. Kadyrowowie walczyli kiedyś z Rosjanami, jednak w odpowiednim momencie przeszli na ich stronę, byle dojść do władzy. Dlaczego syn nie miałby kiedyś powtórzyć takiej wolty, tylko w drugą stronę?

Niektórzy twierdzą nawet, że w interesie Kremla jest, aby w Czeczenii utrzymywało się "zagrożenie" w postaci chowającej się po górach garstki partyzantów - po to, żeby Kadyrowa łatwiej uzależnić od Rosji.

Marina, młoda Czeczenka, mówi głośno to, co podejrzewa wielu: - Rebelianci to problem przede wszystkim dla Kadyrowa. Chciałby ich zlikwidować, ale Moskwa powstrzymuje jego operacje przeciw bojownikom.

Ali dorzuca: - Ten człowiek się boi. W każdej chwili może zostać zamordowany. Tak zginęli wszyscy poprzednicy na jego stanowisku.

Przełożyła Agnieszka Sabor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2008