W Czeczenii, czyli nigdzie

Co wymuskany zachodni intelektualista może napisać o narodzie, którym od kilkuset lat targają wewnętrzne i zewnętrzne konflikty? O narodzie, który czas spokoju odmierza w miesiącach? Nic, chyba że jest - jak Littell - pozbawionym złudzeń geniuszem.

22.02.2011

Czyta się kilka minut

/ ryc. Marcin Bondarowicz /
/ ryc. Marcin Bondarowicz /

W Czeczenii panuje pokój, w Czeczenii od dawna panuje stabilizacja, taka stabilizacja, jaka nie śniła się nikomu w głębi Rosji, tutaj nawet stanowiska w organach bezpieczeństwa przydziela się dożywotnio. Na całe dwa tygodnie życia, które ci pozostały.

German Sadułajew, "Jestem Czeczenem"

W listopadzie ubiegłego roku rozpoczął się w Wiedniu proces zabójców Umara Israiłowa, bez mała trzydziestoletniego Czeczena, który przez krótki czas pełnił funkcję szefa ochrony prezydenta Achmada Kadyrowa i jego syna, Ramzana. Umar zaczynał jako bojownik antyrosyjskiego ruchu oporu, do którego przyłączył się po śmierci matki (zginęła podczas ataku artyleryjskiego). Był oddany idei niepodległej Czeczenii, walczył po stronie partyzantów, ukrywał się wraz z nimi w górach, znosząc bez szemrania najgorsze warunki. W 2003 roku Israiłow został schwytany przez rosyjskie oddziały federalne. By zdobyć informacje o innych bojownikach, poddano go straszliwym torturom. Nie wiadomo, czy Umar sypnął swych kompanów. Faktem jest, że na mocy amnestii wyszedł z więzienia i nieoczekiwanie znalazł pracę jako ochroniarz prowadzących prorosyjską politykę Kadyrowów. W 2004 roku równie nieoczekiwanie zdezerterował i przez Białoruś przedostał się do Polski, a następnie do Austrii, gdzie otrzymał azyl polityczny. Jego czeczeńscy mocodawcy nie puścili tego płazem. Do więzienia trafił ojciec Umara, którego również poddano torturom. Na szczęście po dziesięciu miesiącach udało mu się wydostać z reżimowych kazamatów i dołączyć do syna.

Dwa lata później Umar złożył skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, oskarżając Ramzana Kadyrowa o bestialskie traktowanie więźniów i zlecanie zabójstw politycznych. W ten sposób - przechodząc do otwartego ataku i nagłaśniając sprawę w mediach - Israiłow próbował ocalić skórę. Wydawało się, że trudniej będzie zgładzić znanego dysydenta. Został zastrzelony z broni maszynowej przez dwóch mężczyzn. W biały dzień, na wiedeńskiej ulicy. Niektórzy dziennikarze i obserwatorzy sugerowali, że była to przestroga skierowana do wrogów Kadyrowa. Oczywiście nie znaleziono żadnych dowodów, które łączyłyby śmierć byłego bojownika i ochroniarza z prezydentem Czeczenii. Jak powiadają na Kaukazie: dowody umierają zaraz po ofiarach.

Polityka strachu

Jonathan Littell odwiedził Czeczenię trzykrotnie. Podczas dwóch pierwszych wojen przyjeżdżał z konwojami pomocy humanitarnej jako pracownik organizacji Action contre la Faim. Jego zadanie polegało na pomocy ludności cywilnej, choć - jak wspomina w książce - musiał także spotykać się z bojownikami, by negocjować z nimi rozdział przywiezionej żywności. Z tamtych pobytów zapamiętał zgliszcza budynków, zrównane z ziemią miasta i zmęczonych wojną ludzi, którzy utracili wiarę w zmianę swej sytuacji, ale za nic w świecie nie zamierzali odstąpić od walki.

Po prawie dziesięciu latach Littell postanowił wrócić do Czeczenii, by napisać o niej reportaż. Przez cały ten czas pilnie śledził doniesienia na temat sytuacji w regionie. Wynikało z nich, że czas ataków terrorystycznych i rosyjskich akcji odwetowych dobiegł końca. Po śmierci Asłana Maschadowa i Szamila Basajewa Czeczenia weszła w nowy okres, który nazywany był nieco na wyrost "czasem wielkiej odbudowy". Kadyrowowie odgrywali w tym procesie kluczową rolę. Pierwszy impuls wyszedł od Achmada, który po krótkim okresie antyrosyjskiego buntu zaakceptował zwierzchnictwo Rosji i przyjął rolę czeczeńskiego namiestnika Kremla. Gdy zginął w zamachu, Putin namaścił na jego następcę młodziutkiego Ramzana, który najpierw jako premier, a następnie jako prezydent wprowadzał w życie plan rozwojowy stworzony przez ojca.

Littell znał także raporty obrońców praw człowieka, którzy nieustannie bili na alarm, przekonując, że pod fasadą nowej rzeczywistości kwitnie potworny terror, sankcjonowany przez panującą władzę. Wydawało mu się jednak, że owe raporty są świadectwem tragicznej niemocy ludzi, którzy obcują z opresyjnymi systemami władzy od tak dawna, że nie potrafią dostrzec pozytywnych zmian. Więcej nawet - nie przyjmują ich do wiadomości, lękając się sytuacji, w której znika wyraziste źródło zła.

Początkowo młody Kadyrow jawił się Littellowi jako próżny i chorobliwie ambitny szaleniec, dla którego ważne są przede wszystkim garaże pełne drogich samochodów i zbytkowne pałace. Ale jak się rychło okazało, Czeczenia Ramzana nie ma nic wspólnego z Absurdystanem - fikcyjnym państwem, które opisał w swej powieści Gary Shteyngart. Kadyrow nie prowadzi bowiem polityki absurdu, lecz wyrachowaną i bezwzględną politykę strachu, o czym Littell przekonał się już po powrocie z Czeczenii. Dotarła do niego wiadomość o zabójstwie Natalii Estemirowej, dziennikarki i nauczycielki, aktywistki "Memoriału" (rosyjskiego stowarzyszenia, które zajmuje się badaniem represji radzieckich i ochroną praw człowieka).

Nie było wątpliwości, że bestialski mord miał podtekst polityczny. Littell przywołuje w książce radiowy wywiad z Kadyrowem, w którym czeczeński satrapa odsądza Estemirową od czci i wiary, pytając retorycznie, po co miałby zabijać jakąś nikomu niepotrzebną kobietę. Powodów - powiada Littell - było aż nadto. Estemirowa gromadziła informacje na temat wszelkich nadużyć władzy, dokumentowała i publicznie komentowała każde porwanie, każde pobicie, piętnowała nowe zakazy, które ograniczały swobody czeczeńskich kobiet. Dla kogoś, kto chce uchodzić za oświeconego władcę, dającego społeczeństwu pokój i możliwości rozwoju, działaczka "Memoriału" była ze wszech miar niewygodna.

Littell postanowił napisać swój reportaż jeszcze raz, uwzględniając wiedzę na temat politycznego terroru Kadyrowa, którą wcześniej próbowali mu przekazać obrońcy praw człowieka. "Każdy z nas - pisze w książce - jest, rzecz jasna, przywiązany do własnych wyobrażeń (...). Mój błąd polegał na tym, że bardziej zawierzyłem własnym odczuciom niż ich [ludzi z »Memoriału«]". Uświadomił sobie jeszcze jedną istotną kwestię. Nawet poprawiony reportaż ma niezwykle krótki termin ważności, ponieważ sytuacja w Czeczenii może ulec zmianie z dnia na dzień.

Zabijam złych ludzi

Książka zaczyna się od sceny w teatrze, gdzie gromadzą się czeczeńscy politycy, by celebrować Dzień Budowlanych, święto, które odgrywa ważną rolę w rządowej propagandzie sukcesu. Bo na pierwszy rzut oka wszystko rzeczywiście wygląda inaczej. Miasta zostały odbudowane, wsie wyposażono w szkoły i szpitale, naprawiono drogi, po których można podróżować bez ochrony (co nie znaczy, że całkowicie bezpiecznie), ludzie znów mogą w miarę normalnie żyć i pracować. Jedna z obsesji Kadyrowa to ukrycie wszelkich śladów wojny. By usunąć powojenne ruiny, zmobilizował do pracy wszystkich - od zwykłych robotników, przez lekarzy i nauczycieli, aż po urzędników swojego rządu. Czeczenia, która wcześniej była ogołoconym kawałkiem ziemi, znów nabrała kształtów, w pewnym sensie narodziła się na nowo. Podtytuł książki Littella - "Rok III" - dobrze oddaje aspiracje prezydenta: chodzi o trzeci rok jego panowania, trzeci rok w nowym kalendarzu czeczeńskim.

Według autora "Łaskawych" to jedynie pozór normalności, atrapa, spoza której przeziera obraz opanowanego przez terror kraju. Pisarz zwraca uwagę na sposób, w jaki obchodzone są uroczystości Dnia Budowlanych. Jeszcze przed wejściem na salę goście, ubrani w tradycyjne stroje, pozdrawiają się zgodnie z obyczajem, ale zaraz po rozpoczęciu imprezy czeczeńska symbolika ustępuje miejsca symbolice sowiec­kiej, którą odpowiednio zmodyfikowano, by nie budziła niepotrzebnych skojarzeń, a jednocześnie dawała jasno do zrozumienia, że wszystko odbywa się w ramach niewzruszonego porządku zależności: Rosja na górze, Czeczenia na dole.

Jednym z podstawowych założeń polityki Kadyrowów jest uznanie zwierzchniej władzy Moskwy. Po drugiej wojnie czeczeńskiej Kreml próbował na własną rękę zaprowadzić porządek w Republice, tocząc niezwykle żmudną i kosztowną walkę z partyzantami. Akcje antyterrorystyczne przynosiły mizerny efekt, strona rosyjska ponosiła straty, a niestabilna sytuacja w Czeczenii miała negatywny wpływ na cały region Północnego Kaukazu. Problem rozwiązano (niektórzy uważają, że zaledwie zawieszono) za pomocą idei czeczenizacji. Kreml przekazał władzę prorosyjskim politykom czeczeńskim, obiecując im pomoc finansową i ochronę w zamian za likwidację ruchu oporu. Jak powiedział jeden z rosyjskich komentatorów, parafrazując słowa Putina: Czeczenia sama musi wyciąć raka, który toczy jej społeczeństwo. Moskwa pełni przy tym rolę kontrolera, który - jeśli zachodzi taka potrzeba - wspomaga lokalną władzę finansowo i logistycznie, ale oficjalnie trzyma się z dala od wewnętrznych problemów Republiki.

Kadyrowowi udało się przekonać Putina, że to właśnie on jest gwarantem trwałego pokoju w Czeczenii, dzięki czemu zapewnił sobie silną pozycję i sporą autonomię. Littell podkreśla, że Rosjanie zdają się ulegać wszelkim zachciankom Ramzana, całkowicie tolerując jego krwawe metody. Po wojnie z 1999 roku Czeczenia przypominała wielki poligon, na którym toczyły się chaotyczne walki. Na porządku dziennym były porwania dla okupu, zabójstwa, ataki terrorystyczne i działania partyzanckie. Polityka strachu Ramzana Kadyrowa zasadniczo zmieniła tę sytuację. Dziś - powiada Littell - cała władza skupiona została w jednym ręku. Prezydent jest jedynym dysponentem przemocy. Jeśli terror rozlewa się po kraju, to tylko za jego sprawą. Kadyrow na każdym kroku podkreśla, że krew, którą ma na rękach, należy do przeciwników zjednoczonej Czeczenii. Littell cytuje jedną z jego wypowiedzi: "Tak, mam ręce splamione krwią. I wcale się tego nie wstydzę. Zabijałem i będę dalej zabijał złych ludzi. Walczymy z wrogami Republiki".

Walka prowadzona jest również innymi metodami. Pieniądze, które płyną z Rosji, nie wystarczają na pokrycie wszystkich wydatków, dlatego Kadyrow wprowadził specjalne regulacje finansowe. Kontroluje całą gospodarkę, czerpiąc dochody z sowitych podatków, które bardziej przypominają daninę (płacą ją wszyscy obywatele, nawet członkowie rządu).

Ramzan podkreśla również swoje przywiązanie do tradycji religijnej, co ma duże znaczenie dla czeczeńskiego społeczeństwa. Podczas drugiej wojny z Rosją bojownicy o niepodległość przekształcili się w bojowników islamskich, których celem było utworzenie na obszarze całego Północnego Kaukazu teokracji. Zapewne nie wszyscy partyzanci reprezentowali radykalny islam (dla części z nich religia była jedynie narzędziem), niemniej stanowił on istotny punkt odniesienia dla ówczesnej polityki czeczeńskiej. Kadyrow promuje suficki odłam islamu (bardziej otwarty i postępowy), potępiając przy tym fundamentalistyczną postawę partyzantów. W ten sposób udaje mu się przeciągnąć na swoją stronę większą część społeczeństwa, które - według jednego z rozmówców Littella - pragnie żyć religijnie, zachowując przy tym pewien dystans wobec wiary. Przy całej otwartości, z którą obnosi się w mediach, Kadyrow w kilku kwestiach zachowuje na wskroś radykalne poglądy. Tak jest w przypadku społecznej roli kobiety. Ramzan powołuje się na tzw. adaty (tradycyjne prawo klanowe), zgodnie z którymi kobieta rzekomo nie może się pokazywać publicznie bez określonego stroju (musi mieć m.in. zasłonięte włosy, które - jak argumentuje prezydent - podniecają mężczyzn i są przyczyną gwałtów). Czeczeni podkreślają, że są to w istocie prywatne obsesje Kadyrowa, które z tradycją nie mają nic wspólnego.

Czeczeński ketman

W pierwszych zdaniach swej rozprawy o dobrowolnej niewoli Étienne de La Boétie cytuje słowa, które według Homera miał wypowiedzieć Odyseusz: "Niedobrze jest mieć kilku panów; miejmy więc tylko jednego". Właśnie tą zasadą - przynajmniej na pozór - kieruje się czeczeńskie społeczeństwo, akceptując rządy Kadyrowa. Prezydent posiada więcej władzy niż którykolwiek z jego poprzedników, ale nie jest władcą w pełni samodzielnym. Dla jednych (według rządu znajdują się oni w zdecydowanej mniejszości) jest to dowód zdrady, jakiej dopuścił się wobec narodu czeczeńskiego. Ale inni widzą w nim wytrawnego polityka, który trzyma Rosję w szachu, od samego początku uprawiając ketman. Po akcji w Biesłanie i innych atakach terrorystycznych nikt otwarcie nie staje w obronie bojowników. Łatwo przekonać opinię publiczną, że walka z ruchem oporu to misja przeciwko największemu złu, które podkopuje fundamenty Republiki. I część społeczeństwa kupuje tę argumentację.

Trudno powiedzieć, jaki jest rzeczywisty stosunek Czeczenów do Kadyrowa. Littell podkreśla, że oficjalne opowieści polityków, urzędników i zwykłych ludzi są podszyte kłamstwem. Oni również uprawiają ketman - nie wobec Rosji, lecz wobec własnego prezydenta. Obowiązek płacenia daniny rodzi bowiem niezadowolenie wśród prywatnych przedsiębiorców, którzy nie mają ochoty dzielić się swymi dochodami z kimkolwiek. Przemoc, którą Kadyrow wykorzystuje do walki z przeciwnikami politycznymi, wywołuje opór wśród młodych, którzy nadal przyłączają się do partyzantów, widząc w nich prawdziwych obrońców wolności. W rozmowie z Dmitrijem Pieskowem, sekretarzem prasowym szefa rosyjskiego rządu, autor "Łaskawych" pyta o trwałość struktury, stworzonej przez Kadyrowa. "[Przecież] jego system - mówi Littell - jest całkowicie feudalny, w pełni oparty na osobistej lojalności, a nie na kompetencjach. Ktoś, kto się nie podlizuje Ramzanowi, jest natychmiast odprawiany albo i gorzej. I to działa, dopóki on jest. Ale kiedy już go nie będzie... Będziecie mieli na karku dwadzieścia tysięcy uzbrojonych po zęby Czeczenów, nie mając nikogo, kto mógłby nad nimi zapanować". Pieskow odpowiada wymijająco, że liczy na spryt i sprawność Ramzana, przyznając jednocześnie, że Rosja nie ma wyboru - musi wierzyć w aktualnego prezydenta Republiki, o czym ten ostatni doskonale wie.

Stworzenie alternatywnego systemu kontroli, który dałby gwarancję długotrwałego pokoju w Czeczenii, jest trudne z wielu powodów. Kadyrow nie forsuje takiego rozwiązania, ponieważ trawi go nieopisana żądza panowania. Nie chce się z nikim dzielić swymi wpływami. Tak jak o bojownikach mówiono, że są opętani wolnością, tak o Ramzanie można powiedzieć, że jest doszczętnie opętany pragnieniem władzy. Ale nawet gdyby Kadyrow wyzwolił się spod wpływu tej fatalnej namiętności, wcale nie jest pewne, czy udałoby mu się zapanować nad społeczeństwem innymi metodami niż terror i przekupstwo.

German Sadułajew tłumaczy, że mit zjednoczonego narodu nigdy nie odegrał roli, jaką przypisywała mu wojenna propaganda. Skomplikowana struktura społeczna (podział na klany) sprawia, że w ciągu ostatnich kilkuset lat Czeczeni jednoczyli się tylko w wyjątkowych sytuacjach. "Nawet byśmy nie pamiętali - pisze Sadułajew - zapomnielibyśmy dawno, że jesteśmy Czeczenami, gdyby nam nie przypominano. Rosja robi wszystko, żeby Czeczeni stali się prawdziwym narodem, scalonym i monolitycznym, i każde pisklę, które wypadło z gniazda, siłą wpycha z powrotem".

Właśnie dlatego - dodaje ze swej strony Littell - nigdy nie można mieć pewności, co się wydarzy w przyszłości, jak rozłożą się społeczne sympatie, kto zdobędzie wpływy, a kto je utraci. Wystarczy jedna bomba, by nowy czeczeński świat rozsypał się jak domek z kart.

Łaskawe oko nie istnieje

Czy reportaż Littella mówi nam o Czeczenii coś nowego? Nie. Ci, którzy znają teksty Macieja Falkowskiego, Wojciecha Góreckiego, Wojciecha Jagielskiego, Iwony Kaliszewskiej czy Pawła Reszki, nie znajdą w tej książce nowych informacji. Jej siła ma swoje źródło gdzie indziej. Autor "Łaskawych" - który nie występuje tutaj jako pisarz zachwycony przemocą, lecz jako czujny obserwator - z łatwością przechwytuje naszą uwagę, by skierować ją na Czeczenię, która wciąż jeszcze funkcjonuje jako nierzeczywista i zarazem przerażająca kraina na dalekim Kaukazie. Littell pomaga nam się do tej krainy zbliżyć, wpycha nas w tę rzeczywistość, daje jej precyzyjny obraz, by chwilę później zmienić perspektywę. Przypomina to ruch kamery, która wybiera jakiś fragment świata, daje nam jego pełen ogląd, pozwala nam się do niego przyzwyczaić, a potem gwałtownie się oddala, odsłaniając przed naszym wzrokiem inne - niedostępne wcześniej - obszary. Reporterska strategia Littella polega na nieustannej podejrzliwości względem własnych wyobrażeń, których inercyjny charakter tępi nasze zmysły i usypia umysł. Zależy mu na tym, byśmy po lekturze książki nie mogli spokojnie zasnąć, żeby ten splot napięć społecznych nie dawał nam spokoju.

German Sadułajew uczynił narratorem swej czeczeńskiej opowieści szaleńca. Myśląc o historii Czeczenii, o wojnach, które toczyły się na tym niewielkim skrawku ziemi, o ludziach, którzy czas spokoju odmierzają tam w miesiącach, o zmieniającej się co kilka lat władzy, o niepokoju, który staje się nieodłącznym składnikiem codziennego życia, docieramy na skraj przepaści. Czy istnieje siła - pyta dwuznacznie Sadułajew - która mogłaby nas zatrzymać?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2011