Nuachczio i reszta świata

Czy powinny nas obchodzić wybory parlamentarne w kraju oddalonym o parę tysięcy kilometrów? Co w nich może być interesującego? Chyba tyle, ile byłoby w wyborach przeprowadzonych w Polsce pod panowaniem Adolfa Hitlera.

11.12.2005

Czyta się kilka minut

Uchodźcy czeczeńscy w Gruzji /
Uchodźcy czeczeńscy w Gruzji /

Są dwie Czeczenie. W jednej życie człowieka się nie liczy. Każdego można poddać torturom, zabić. W tej Czeczenii z rosyjskich śmigłowców spadają bomby na czeczeńskie wsie, a czeczeńskie “podziemie" zabija rosyjskich żołnierzy i kolaborantów. Ulice straszą ruinami, w kranach od lat nie ma wody, w szkołach prądu, krzeseł i nauczycieli, a w szpitalach sprzętu i lekarzy.

60 proc. ludzi jest bez pracy, kwitnie handel bronią i narkotykami. Ta Czeczenia rzadko pojawia się w telewizji, bo dziennikarzy tam się nie wpuszcza.

W drugiej Czeczenii wszystko jest OK. Buduje się domy, prowadzi kampanię siewną, a funkcjonariusze struktur siłowych skutecznie walczą z resztkami bandytów i zagranicznych najemników. Jakiś jej fragment od czasu do czasu pokazuje telewizja: piękną szkołę (zawsze tę samą), zdjętą “wąskim planem", tak by nic wokół nie było widać. W tej Czeczenii trwa “proces normalizacji", dokumentowany “aktami potwierdzającymi demokrację".

Pierwsza Czeczenia jest prawdziwa. Druga wirtualna. Ale to nieważne dla tych, którzy chcą w nią wierzyć - i w Rosji, i na Zachodzie.

Akty "wyborcze"

27 listopada odbyły się w Czeczenii wybory parlamentarne. Putin oznajmił: “Pojawienie się legalnego, przedstawicielskiego organu władzy oznacza zakończenie formalno-prawnych procedur odbudowy ustroju konstytucyjnego w republice". Początkiem tych “procedur" było przeprowadzone w marcu 2003 r. referendum, w którym mieszkańcy przegłosowali nową konstytucję; dalszym ciągiem - dwukrotny wybór prezydenta i teraz wybory parlamentu. Wirtualna Czeczenia jest już normalną częścią Federacji Rosyjskiej.

W Czeczenii prawdziwej na miesiąc przed referendum do jednego z obozów, w których gnieździli się uchodźcy, rosyjscy żołnierze podrzucili trupa, na wpół spalonego, z wydartym sercem. Na piszczelach rąk - kajdanki. To było szczególnie straszne dla mnie, przybysza z zewnątrz. Mniej straszne dla Czeczenów, bo zwyczajne. - Nie ma takiej tortury, takiego okrucieństwa, którego by nam oszczędzono - mówili. We wrześniu 2005 r. nad rzeką Hułhułaj pod miejsowością Argun, przy moście na słupie sterczała głowa człowieka. Partyzanta, który poległ w walce. Jego dwóch towarzyszy wysadziło się granatem. Ich rozerwanych ciał nie wolno było grzebać, miały służyć jako lekcja wychowawcza.

Tuż po referendum uśmiechnięty Putin ogłosił, że głosowało 95 proc. uprawnionych, a 95,37 proc. powiedziało “tak" nowej konstytucji, która głosi, że Czeczenia jest częścią Rosji. Wirtualna rzeczywistość tryumfowała. Prawdziwa - przegrywała, wraz z obywatelami, których do urn powędrowała znikoma część. W dzień referendum Grozny świecił pustkami. Między punktami wyborczymi kursował autobus wożący “wolontariuszy" od urny do urny, tam, gdzie czekały kamery TV. Znudzony oczekiwaniem na wyborców dziennikarz francuski próbował sam głosować. Nie spojrzawszy nawet na przedstawiony przez niego dokument wydano mu kartę do głosowania. W jednym z lokali, gdzie naliczyliśmy 10 osób, oznajmiono potem, że głosowało ich 831.

Podobnie wyglądały wybory na prezydenta w październiku 2003 r. Tyle że wymyślono podstęp: renty, emerytury i zasiłki wydawano w dniu wyborów, i to tam, gdzie mieściły się punkty wyborcze. Niewiele to pomogło: we wsi Kurczałoj z 2094 uprawnionych głosowało ok. 300 (wieczorem usłyszeliśmy, że było ich o tysiąc więcej).

Teraz też nic się nie zmieniło: puste ulice, puste lokale wyborcze, fałszerstwa (przewodniczący komisji wyborczej nr 361 twierdził, że głosowało 400 osób, a obserwatorzy jednej z partii, którzy liczyli przychodzących, doliczyli się ich 45). Nazajutrz Putin oświadczył, że “Czeczeni jeszcze raz, najbardziej przekonująco, zademonstrowali siłę charakteru, dojrzałość polityczną i organizacyjną. Pokazali, że nikt i nigdy nie jest w stanie ich nastraszyć".

Najbardziej dramatyczne jest, że nas to nie dziwi. Że my, na Zachodzie, wzruszymy ramionami i jeszcze raz zgodzimy się na cynizm. Może nawet uznamy go za konieczność, która wynika z poprawności politycznej i racji stanu.

Ahmed i Ramzan

Rosjanie przywiązują wagę do odznaczeń i niebywałą jest rzeczą, by się ich zrzekli lub ostentacyjnie wyrzucili. Tymczasem po 30 grudnia 2004 r. uczyniło tak wielu.

W tym dniu jedno z najcenniejszych odznaczeń (“Bohatera Rosyjskiej Federacji - za męstwo i heroizm przy wypełnianiu obowiązków służbowych") Putin wręczył Ramzanowi Kadyrowowi, bandycie, który rządzi Czeczenią. Takiego honoru nie doczekał jego ojciec, Ahmed Hadżi Kadyrow, którego Putin najpierw (w 2000 r.) postawił na czele Czeczenii jako swego pełnomocnika, a potem uczynił prezydentem.

Ahmed Kadyrow, absolwent bucharskiej medresy i Islamskiego Instytutu w Taszkiencie, założyciel i rektor pierwszego takiego instytutu na Kaukazie, walczący z Rosjanami po ich wtargnięciu do Czeczenii w 1994 r., w roku 1999 przeszedł na stronę wroga. Był dość żądny władzy, by wprowadzić w życie kremlowską ideę “czeczenizacji" konfliktu: przejęcia od Rosjan “sztafety terroru" wobec rodaków, zamieniając wojnę separatystyczną w domową.

Był okrutny, ale jego syn jest okrutniejszy. Udowadniał to jako szef służby bezpieczeństwa ojca-prezydenta, do której włączył i byłych bojowników (liczących na amnestię), i kryminalistów. Jego oddziały liczyły 3 tys. ludzi. W rodowym gnieździe Kadyrowów, Centeroj, powstało ich własne więzienie, gdzie tortury nie ustępują tym stosowanym przez Rosjan. Coraz częściej ludzie w maskach wdzierają się nocą do domów, mówiąc i po rosyjsku, i po czeczeńsku. Strach - i tak nieopuszczający mieszkańców w dzień (każde przejście przez posterunek, a jest ich bez liku, może zakończyć się aresztem lub śmiercią) i w nocy (oczekujący “zaczystek" Czeczeni odwykli rozbierać się do snu) - opanował republikę. Szeregi “kadyrowców" rosną. Dlatego, że tam można zarobić i dlatego że tam można się przed Rosjanami schronić. Również dlatego, że Kadyrow prowadzi nabór szantażem: porywa młodych ludzi z domu i zmusza do torturowania innych, co filmuje. Taki człowiek nie ma już wyboru.

9 maja 2004 r., w Święto Wyzwolenia, wyleciała w powietrze ta część groznieńskiego stadionu “Dynamo", gdzie siedział prezydent Kadyrow. Tak się złożyło, że nigdy go nieodstępujący Ramzan był w Moskwie i nazajutrz cała Rosja mogła widzieć młodszego Kadyrowa padającego we współczujące ramiona Putina. Władza w Czeczenii przeszła w ręce Ramzana, który tylko dlatego nie został już prezydentem, że jest za młody: roku brakuje mu do trzydziestki, której wymaga konstytucja. Na razie został wicepremierem rządu Czeczenii ds. bezpieczeństwa.

Codzienność

Separatyści w “wyborach" uczestniczyć nie mogli, choć bez ich udziału żaden realny proces polityczny nie jest możliwy. Polityka Putina, odrzucającego możliwość pertraktacji z ruchem oporu, zagnała w ślepy zaułek i Rosjan, i Czeczenów. Tych Rosjan, którzy giną na wojnie skrytej za parawanem “operacji antyterrorystycznej", i tych, którzy byli lub będą ofiarami aktów terrorystycznych, i całą okłamywaną resztę, niezdolną do przyjęcia prawdy.

Takiej, jak prawda 35-letniego Rusłana Musajewa z Groznego. 25 stycznia br. wyciągnięto go z taksówki, bo miał dowód osobisty starego wzoru. Narzucono mu, jak wszystkim, worek na głowę. Rusłan wspominał: - Wrzucili mnie do celi maleńkiej, betonowej, wdziali na głowę jakąś gumową czapkę, że prawie się dusiłem, ale tarłem głową o beton, aż ją ściągnąłem. Byłem skuty łańcuchami i kajdankami. Potem mnie wyprowadzili i zaczęli bić. Bili po stopach, torturowali prądem, przewody przykładali do języka, palców. Następnego dnia zaprowadzili do sali gimnastycznej, zasunęli drewno pod kajdanki, przyczepili je do poręczy. I bili, bili, aż przestałem być człowiekiem... Bili po kolanach przez deskę. Gdy mdlałem, polewali wodą. I pytania te same: gdzie walczyłem? gdzie automat? Ale też: da ojciec za ciebie 2000 dolarów? Potem plastikowy worek wcisnęli na głowę i zakleili. I znowu bili.

Gdy dostali okup, wyrzucili Rusłana na ulicę. Żaden lekarz w okolicy nie miał odwagi mu pomóc. Wcześniej krewni poszukujący Rusłana napisali oświadczenie do czeczeńskiej prokuratury. Tam usłyszeli takie groźby, że gdy Rusłana zatrzymano powtórnie, oświadczeń nikt już nie składał. Ludzie, którzy złożyli pozwy do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, często dzielili los Rusłana. Niektórych zabito.

Czeczenia, ta prawdziwa, dzieli się na dzienną i nocną. W dzień kobiety wędrują na bazar, gdzie dawne nauczycielki czy księgowe zastąpiły biurka stoiskiem z desek lub rozłożoną płachtą. Głównymi ulicami jeżdżą autobusy, wozy pancerne, czasem czołgi. Co krok atelier Kodaka, knajpki, warsztaty samochodowe. Sklepów mało, bo trudno sklep umieścić w ruinie. Życie kwitnie na bazarach. Do wieczora.

Czeczenia nocna to kraj strachu. Przed Rosjanami i przed swoimi. Trudno rozpoznać, kto jest kto. We wsiach pojawiają się partyzanci, po żywność lub żeby zabić kolaborantów: szefów administracji rejonowej lub mieszkańców, których podejrzewają o współpracę z wrogiem. Zakładają bomby i miny. Napadają na posterunki. Gdy nocą działają w górach, w dzień będą ich ścigać rosyjskie śmigłowce (niedawno w Nowych Ałdach zbombardowały osiem domów). Strach paraliżuje, każdy w każdej chwili może stać się ofiarą. Im większy terror sankcjonuje państwo, tym więcej ochotników wstępuje do partyzantki. I nie ma to nic wspólnego z terroryzmem międzynarodowym.

Tysiące uciekają z kraju. Polskie służby medyczne twierdzą, że wśród uchodźców nie ma ludzi zdrowych. Wszyscy cierpią na spowodowane stresem osłabienie pamięci, raka stwierdza się u nastolatków, choroby serca są powszechne.

Nuachczio

Społeczność międzynarodowa, tak chętna do krytykowania Amerykanów za Irak, milczy. Zwycięża kremlowska propaganda. Oportunizm i krótkowzroczność zachodnich polityków produkują takie dziwolągi, jak rezolucja nr 1402 Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, która doprowadziła do Okrągłego Stołu w sprawie Czeczenii wyłącznie z udziałem Rosjan i ich czeczeńskich popleczników. Zabawnie brzmiały “strasburskie kryteria" dopuszczające do rozmów separatystów, którzy “przedstawią swój program". Czy Europejczycy nie wiedzieli, że za przyznanie się do separatyzmu grozi śmierć?

Nuachczio - Czeczen - to coś więcej niż narodowość. To status człowieczeństwa. Jego zasada brzmi: Czeczen nie ugina kolan przed nikim, prócz matki i ziemi ojczystej. Zasada, którą kierują się władze Rosji, to: rzucać na kolana. Wyznawcy obu zasad nigdy się nie pogodzą. Społeczność międzynarodowa, przymykająca oczy na Czeczenię, nie widzi niebezpieczeństwa, jakie rodzi dziczejąca pod wpływem tej wojny Rosja.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2005