Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wydawało się, że żadna partia nie ma szans na samodzielne rządy i że emocje zastąpiły kalkulację, a każda koalicja jest karkołomna.
Gdy pięć lat temu konserwatyści Davida Camerona przejmowali rządy po Partii Pracy, brytyjska gospodarka była w kryzysie. Teraz wskaźniki idą w górę, gospodarka rośnie najszybciej od 2007 r. Wzrost, optymistyczne wskaźniki i pochwały z ust ekonomistów nie robią jednak wrażenia na obywatelach Zjednoczonego Królestwa. Ich interesuje – podobnie jak przeciętnego wyborcę w innych krajach – głównie to, jak ów sukces makroekonomiczny przekłada się na ich życie. Chcą mieć sprawnie działającą służbę zdrowia, dostęp do edukacji na dobrym poziomie, oczywiście pracę, a także pewność, że pracując, będą w stanie np. kupić za jakiś czas mieszkanie. Słowem, chcą żyć dobrze i spokojnie. Ta prosta prawda zdaje się jednak umykać konserwatystom, którzy najwyraźniej uznali, że gospodarczy sukces ich rządów obroni się sam; ich kampania wyborcza była pozbawiona pazura. Tymczasem Partia Pracy nieustannie powtarza, że nie będzie oszczędności, że będzie lepiej w służbie zdrowia, na uczelniach itd. Jak dokładnie ma się to stać, nie wiadomo. Ale dla wyborców brzmi to wystarczająco konkretnie. W rezultacie ostatnie sondaże pokazywały, że konserwatyści i labourzyści idą łeb w łeb, z poparciem ok. 34–35 proc.
Spekulacjom o możliwych koalicjach nie było więc końca – problem w tym, że więcej padało deklaracji, z kim koalicji nie będzie, niż z kim może być. Np. przewodniczący Partii Pracy Ed Miliband wykluczał sojusz ze Szkocką Partią Narodową (SNP), choć nawet jego partyjni koledzy wzdychali, że stanowisko premiera może być warte pewnych poświęceń.
Ostatnie tygodnie pokazały, jak zmienia się brytyjskie społeczeństwo i co jest dla niego ważniejsze niż polityczne etykietki – to podstawowe sfery życia, jak opieka zdrowotna, to problemy z rosnącymi nieprzytomnie cenami nieruchomości, wykluczającymi całe grupy z szansy na własne lokum, to polityczna rewolucja w Szkocji, gdzie rząd dusz sprawuje SNP. Wbrew oczekiwaniom kwestie imigracji i relacji z Unią Europejską nie były dominantami kampanii. Chodziło bardziej o codzienne życie i ten obraz nie był zbyt optymistyczny. Na szczęście narodziny tuż przed wyborami kolejnego royal baby, córeczki księcia Williama i księżnej Kate, przyniosły Brytyjczykom nieco beztroskiej radości... ©℗