Zwyczajna radość

Wzruszenie i zdumienie budzą czasem wystawy najbardziej klasyczne: takie, które nie błyszczą spektakularnymi pomysłami kuratorskimi, lecz twórczość uznanego „od zawsze” mistrza pokazują najpokorniej - w porządku chronologicznym.

09.03.2003

Czyta się kilka minut

W prezentacjach takich, jak ta poświęcona Tadeuszowi Makowskiemu - przygotowana przez Muzeum Narodowe w Warszawie i Muzeum Śląskie w Katowicach z okazji 120. rocznicy urodzin i 70. rocznicy śmierci artysty - objawia się ślad trudnej drogi do mistrzostwa. Poszczególne etapy tej drogi to poznawanie, doświadczanie i przekształcanie osiągnięć innych twórców, wyzwalające pomału indywidualny styl. Rozpoznawalna odrębność kształtuje się tu zresztą jakby mimochodem, nie o nią samą bowiem chodzi, ale o uczciwość języka, którym pragnie się mówić o świecie.

Wielki gest

Tadeusz Makowski chciał, aby jego językiem stała się „kompozycja o wielkiej budowie wewnętrznej”. Ten głęboko ceniący przyjaźń samotnik - „wysoki, smukły, ciemny, w berecie na głowie, palący fajkę, nieco powolny w ruchach i w mowie, ale nie przez nonszalancję, lecz z racji skupionej uwagi i jakiegoś zamyślenia” (tak pisała o nim francuska poetka Clotilde Cariou) - pracowicie dążył do „wielkich form, wielkiego gestu”. Ale nie szukał ich w miejscach oczywistych, choćby w metropolitalnych przestrzeniach Paryża, gdzie mieszkał od 1908 roku i gdzie styl myślenia dyktowała rodząca się właśnie nowoczesność. Korzystał z niej, ale w spokojny, daleki od rewolucyjnej egzaltacji sposób. I przenosił w rejony najintymniejsze: w prowincjonalny świat małych domków, warsztatów, barów i podwórek.

Patrzył więc z czułością na rybackie wioski Bretanii i Normandii, w których odbijało się wspomnienie wzgórz Małopolski między rodzinnym Oświęcimiem a studenckim Krakowem. Naprawdę wielką - nowoczesną - formę odkrywała przed malarzem rzeczywistość najzwyklejsza i przez to właśnie wyjątkowa, zdyscyplinowana, a jednocześnie intymna, skonstruowana, a jednocześnie zachowująca naturalność. Zamieszkiwały w tej przestrzeni dzieci, ale i dorośli - ci, którym udało się zachować dziecięcość. Malarski gest wydobywał z niepozornego, lecz wielkiego świata to, co stanowiło jego kwintesencję - cichą, radosną mądrość przybierającą maskę niedojrzałości.

Artystyczne podróżowanie
Najpierw była lekcja krakowskich nauczycieli - odziedziczony po Stanisławskim, dający rozmach i swobodę zachwyt naturą i doskonale uzupełniająca tę zdolność, przejęta od Mehoffera precyzja rysunku. Malowane przez osiemnastolatka w 1900 roku „Kwiaty przed chatą” - wzruszające bujnością przyrody, która zamienia w pałac chylące się ku ziemi wiejskie obejście. Albo poetycka „Serenada” (ok. 1908) - przywołująca na myśl wyobraźnię Wojtkiewicza, ale jakże od niej odmienna w swojej czułej ufności.

Potem przyszło konieczne dla artystycznego dojrzewania, bo chroniące przed naiwnością mód artystycznych rozczarowanie paryskim „targowiskiem sztuki dla pieniędzy”. Uratował się z niego tylko Pierre Puvis de Chavannes, bo „swą powagą, pięknym kolorytem, wdzięcznym rozwiązaniem swych fresków” obudził szacunek Makowskiego. Stąd złożony w hołdzie Francuzowi „Chrzest w Jordanie” (ok. 1909) - ascetyczny, pełen skupionego majestatu, ale i delikatnego liryzmu. I „Święty Jerzy przebijający smoka” (ok. 1909) - całkowicienierealny w wyrafinowanej kolorystyce, w której smukłe, rozpoetyzowane postaci, trochę jakby z legend prerafaelitów, kontrastują z groteskowym, anielsko-szatańskim monstrum.

To, co wydarzyło się w twórczości Makowskiego około roku 1910, nie było żadnym przełomem. Raczej koniecznym wyborem wynikającym z samodzielności. Aby czułość wobec świata nie zamieniła się w czułostkowość, a uniwersalizm znaczeń nie zniknął w anachronizmie formy, potrzebna jest dyscyplina. Logiki wypowiedzi najlepiej mógł wówczas nauczyć kubizm. Powstało więc dziewiętnaście kubistycznych płócien, wśród nich klasyczny „Pejzaż bretoński ze studnią”. Aż w maju 1913 roku polski malarz napisał w pamiętniku: „Wczoraj przywiozłem obrazy moje z Salonu Niezależnych, obejrzałem je jeszcze raz w atelier. Czuję, że następne nie będą im podobne”. Nie pokazał ich już później nikomu, bo kubizm był dla niego tylko użytecznym znakiem, prowadzącym do „wielkiego gestu”.

Maska jako portret
Własna opowieść - niewątpliwie za sprawą doświadczenia kubistycznego - objawiła się w pełni w 1927 roku, jako „Powrót ze szkoły”. W zgeometryzowanych, trójkątnych, dalekich jednak od dekoracyjności formach trudno rozpoznać dachy, wieże i zagajniki małego miasteczka Breuilpont w departamencie Eure. Dwójka dzieci o okrągłych twarzach, w spiczastych nakryciach głowy, traci indywidualne rysy. Lecz nie ma w tym nic anonimowego, nieludzkiego, złowrogiego. Dzieci reprezentują po prostu radosną i mądrą siłę dzieciństwa. Aby ją dostrzec, trzeba jednak - bez strachu przed naiwnością - przefiltrować naturę przez pamięć i wyobraźnię.

Temu właśnie służy geometria - ta intelektualna i ta emocjonalna, zapisana krajobrazami własnej, „rodzimej” młodości, która wcześniej zdążyła już delikatnie zapowiedzieć swoją obecność obrazem „Kapela dziecięca” (1922). Geometria ma bowiem nie tylko kształt, ale także kolor i dźwięk. Z jej udziałem może się odbyć „Seans muzyczny” (1930), może też zabrzmieć najdzikszy „Jazz” (1929).

Dzięki tej spontaniczności maska, w którą przekształcają się twarze na obrazach Makowskiego, nie służy redukcji czy ukryciu, ale lepszemu ujawnieniu się tego, co dobre, bo proste - jak drewniany świątek albo odpustowa zabawka. Maska pojawiła się w tej twórczości wprost z „Zielonego Balonika”, do którego młody malarz przychodził w najbardziej fantazyjnych przebraniach. A także z paryskiej pracowni Stefanii Łazarskiej, w której podczas I wojny światowej projektował lalki, sprzedawane później na koncertach charytatywnych przez samego Paderewskiego.

Maska może stać się wnikliwym portretem: dowcipnym i groteskowym, a zarazem ciepłym i przyjaznym. Postać na „Portrecie męskim z fajkami” (ok. 1930) czerpie niesłychaną wprost radość z niewinnego nałogu. Mężczyzna z innego obrazu (ok. 1930), być może Marcel Gromaire, rzuca zza okrągłych okularów rozbawione spojrzenie malującemu go przyjacielowi-artyście.

*

W sierpniu 1929 roku Makowski napisał: „Rok ubiegły był decydujący. Oblicze artystyczne przyjęło wyraz osobistego waloru - dojrzały owoce mojej pracy. Transpozycja formy i koloru stała się hasłem moich obrazów. Ona jedynie daje natężenie wizji i syntezę pierwiastka ludzkiego spotykanego w przyrodzie”. Spotkanie chłodnego intelektu z zachwytem codziennością zaowocowało mistrzostwem.

Mądrość klasycznych wystaw monograficznych polega także na tym, że przywracają siłę głosu arcydziełom ogłuszonym hałasem kulturalnego marketingu. Słynne, wieńczące działalność artystyczną Makowskiego prace - „Jaskółki”, „Szewc”, czy ostatni, namalowany w 1932 roku „Skąpiec” - dawno już zostały zbanalizowane wszechobecnymi, zawsze niedoskonałymi reprodukcjami. Teraz, ożywione światłem odkrywającym subtelną kolorystykę, w której każdy odcień ma znaczenie (dla „Piekarza” odpowiednia jest żółcień dobrze wypieczonego chleba, a dla „Rybaka” migotliwość rybiej łuski) - dzieła te, choć znane od dzieciństwa, stają się prawdziwe.

„TADEUSZ MAKOWSKI. 1882-1932”. Wystawa pokazywana najpierw w Muzeum Śląskim w Katowicach. Muzeum Narodowe w Krakowie, marzec - kwiecień 2003; Muzeum Narodowe w Gdańsku, czerwiec - sierpień 3003; Muzeum Narodowe w Warszawie, listopad - grudzień 2003. Kuratorzy: Izabela Kania i Elżbieta Zawistowska.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2003