Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W dyskusji na temat ostatnich wypowiedzi Radziszewskiej podnoszone są kwestie dyskryminacji. Jedni dowodzą, że minister miała rację, mówiąc, że prywatna szkoła katolicka może nie zatrudniać "zdeklarowanej lesbijki". Inni tłumaczą, że wypowiedzi Radziszewskiej są dyskryminujące i niegodne pełnomocnika, którego głównym zadaniem jest walka ze społecznymi nierównościami.
Są też i tacy, którzy oceniają sytuację z perspektywy politycznej, wskazując na zasadniczy błąd pani minister, za który przyjdzie zapłacić PO. Marszałek Grzegorz Schetyna mówił, że nie zazdrości premierowi, któremu bezpośrednio podlega pełnomocnik ds. równości, ponieważ problem jest poważny.
To prawda, sytuacja jest poważna, ale paradoksalnie dla Donalda Tuska korzystna. Nie odwołując Radziszewskiej, zjedna sobie konserwatywną część wyborców, osiągając lepszy skutek niż małopolscy politycy PO, którzy kilka tygodni temu wystosowali list do proboszczów. Po ostatnich kłótniach o krzyż ten gest pokaże PO jako partię stojącą na straży konserwatywnych wartości. Jeśli dodamy do tego słabnącą pozycję lewego skrzydła Platformy (Palikot na wylocie), to okaże się, że zarówno rząd, jak i partia Tuska wykonują zdecydowany ruch w prawą stronę. Minister Radziszewska zachowa posadę, ponieważ kalkulacja polityczna przemawia na jej korzyść. Taką mamy w Polsce politykę równościową. Równościową..., czyli prowadzoną z perspektywy dominującej większości.