Żona rewolucji

Najnowsze dzieje Republiki Południowej Afryki mają podwójne oblicze. Szlachetną, dobrą twarz Nelsona Mandeli, upozowanego na świętego. I zacięte, gniewne oblicze Winnie Mandeli – jego towarzyszki, upadłego anioła.

10.04.2018

Czyta się kilka minut

Po 26 latach spędzonych za kratami Nelson Mandela wychodzi na wolność, towarzyszy mu żona Winnie. Więzienie pod Kapsztadem, 11 lutego 1990 r. / ALLAN TANNENBAUM / POLARIS / EAST NEWS
Po 26 latach spędzonych za kratami Nelson Mandela wychodzi na wolność, towarzyszy mu żona Winnie. Więzienie pod Kapsztadem, 11 lutego 1990 r. / ALLAN TANNENBAUM / POLARIS / EAST NEWS

Upiększony obraz Nelsona stworzyli do spółki wszyscy, którym zależało na powodzeniu eksperymentu, jakim było łagodne przejście od tyranii rasowych uprzedzeń do demokracji, gwarantującej równe prawa wszystkim obywatelom.

W imię Nowego Początku i pięknej przyszłości mieszkańcy RPA mieli zapomnieć o krwawej historii, krzywdzie, cierpieniu i strachu. Mieli wyrzec się zemsty, a nawet dochodzenia sprawiedliwości. Nelson Mandela swoją twarzą uosabiał marzenie o bohaterstwie i triumfie dobra nad złem, wyobrażenie tego wszystkiego, co miało się udać.

Jeśli Nelson był obrazem świętego, to Winnie – zmarła w minionym tygodniu, w wieku 82 lat – przypominała o zwykłych śmiertelnikach. Jej portret, boleśnie realistyczny, rozwiewał złudzenia – jak zwierciadło, które wyostrza wszystkie skazy. „Taką, jaka jestem, stworzyła mnie miłość moich zwolenników i nienawiść moich wrogów – powiedziała kiedyś. – Nie stworzył mnie Mandela. Ja jestem Mandelą”.

Zaborcze zauroczenie

Choć dzieliła ich spora różnica wieku – on był z rocznika 1918, ona 1936 – byli do siebie tak podobni, że – wydawało się – muszą być sobie przeznaczeni. Opatrzność nie poskąpiła im urody, przywódczego daru, charyzmy.

Oboje wywodzili się z ludu Khosa, oboje w dzieciństwie stracili rodziców: Nelson – ojca, Winnie – matkę. Oboje wyjechali do Johannesburga, łaknąc wielkiego świata, ale także uciekając przed małżeństwami aranżowanymi dla nich w rodzinnych wioskach. Oboje zamieszkali w Soweto, jednym z johannesburskich przedmieść, przeznaczonych dla czarnej ludności. Najserdeczniejsza spośród nowych przyjaciółek Winnie, Adelajda, była dziewczyną Olivera Tambo – przyjaciela Nelsona i jego partnera z adwokackiej kancelarii, pierwszej czarnej kancelarii w całym Johannesburgu.

Zakochali się w sobie na zabój. Ci, którzy ich dobrze znali, opowiadali, że ich uczucie było pełne żaru, gwałtowne i zaborcze. Że więcej było w nim namiętności niż wzajemnej troski. Mandela, starszy od Winnie o prawie 20 lat, dobiegał już wtedy czterdziestki. Nie mógł oderwać oczu od tej kobiety, ani przestać o niej myśleć.

Potężnie zbudowany (ćwiczył w tamtych czasach boks i walczył w wadze ciężkiej), świetnie ubrany, szarmancki, opiekuńczy i władczy, był już znany w Soweto nie tylko jako adwokat, ale i polityk. Należał do przywódców Afrykańskiego Kongresu Narodowego – partii walczącej z ustrojem apartheidu. 22-letnia Winnie, pracująca w opiece społecznej, widziała w Mandeli nie tylko przystojnego mężczyznę, ale także idola, mistrza.

Opuszczona zbyt wcześnie

Rok po ich pierwszym spotkaniu Mandela oznajmił, że się z nią ożeni. Nie zdążył się nawet rozwieść z poprzednią żoną, z którą był związany od ponad 10 lat, i z którą miał czworo dzieci. Na ślubnym zdjęciu, czarno-białym, ubrana w koronkową sukienkę Winnie wygląda na uszczęśliwioną. Nelson, w ciemnym garniturze i z kwiatem w butonierce, śmieje się radośnie. „Byłam prostą dziewczyną ze wsi – wspominała potem Winnie. – Nic nie wiedziałam o życiu”.

Pobrali się w czerwcu 1958 r., a we wrześniu Mandela znalazł się w areszcie, oskarżony o zdradę stanu za współautorstwo Karty Wolności – programu mającego być alternatywą dla apartheidu. Do aresztu trafiła również Winnie, oskarżona o udział w protestach przeciwko przepustkom, jakie biały rząd wprowadził dla czarnych. Bez nich czarni nie mogli poruszać się po kraju ani nawet jeździć do pracy do dzielnic zarezerwowanych dla białych.

W 1960 r. biały reżim postanowił przestać ceregielić się z czarnymi protestami. W Sharpeville policja karabinowym ogniem rozgromiła czarnych demonstrantów. Zginęło 69 osób, prawie 300 zostało rannych. Białe władze zakazały też działalności Kongresu i aresztowały jego przywódców.

Aby uniknąć aresztu, Nelson musiał się ukrywać, a potem potajemnie wyjechał z kraju. Kiedy wrócił, wpadł w policyjną zasadzkę i został skazany na pięć lat więzienia. Dwa lata później dostał nowy wyrok – dożywocie, oznaczający, że resztę swoich dni spędzi w niewoli, bez żadnej szansy na odwołanie, przedterminowe zwolnienie czy ułaskawienie.

Kiedy więzienny prom wiózł Mandelę na wyspę skazańców Robben, Winnie miała 28 lat, dwie córki, a przed sobą resztę życia, które miała spędzić samotnie. „Życie z nim było życiem bez niego – powiedziała kiedyś. – Opuścił mnie zbyt wcześnie”.

W roli zastępczyni

Afrykański Kongres Narodowy – zakazany w RPA i pozbawiony uwięzionych przywódców – uznał (decyzją tych spośród jego działaczy, którym udało się uciec za granicę), że jedynym dla niego ratunkiem przed zapomnieniem może być Nelson Mandela, odsiadujący wyrok. Oraz jego żona Winnie, jedyny kontakt Mandeli ze światem. Odtąd na wiecach – odbywających się w stolicach zachodnich państw – kongresowi przywódcy skandowali: „Uwolnić Mandelę!”. Hasło to stało się czytelniejsze i bardziej nośne niż żądanie likwidacji apartheidu.

Winnie, niepytana nawet o zdanie, została więc obsadzona w roli żony zniewolonego bohatera, najsławniejszego więźnia świata. Miała sprawić, żeby ludzie nie zapomnieli o Nelsonie. Stała się jego zastępczynią na wolności. Jej dom w Soweto stał się miejscem pielgrzymek działaczy antyrasistowskich z całego świata i azylem dla bojowników ruchu wyzwoleńczego. Zagraniczni dziennikarze jechali tysiące kilometrów tylko po to, by z nią przez chwilę porozmawiać. Poznawano ją na ulicach, zapraszano na wiece i pogrzeby. Wystarczyło, że podniosła zaciśniętą pięść i zawołała „Amandla!” („Władza!”), a ludzie czuli się szczęśliwi.

Biały rząd odpowiedział represjami. Winnie straciła pracę, nieustannie karano ją zakazem spotykania się z więcej niż jedną osobą naraz. Była aresztowana, śledzona, podsłuchiwana, jej dom regularnie przeszukiwała tajna policja. W 1969 r. została skazana na półtora roku więzienia – prawie cały wyrok odsiedziała w izolatce. Podczas przesłuchań była upokarzana, bita, poddawana torturom. „Dopiero tam poznałam, co to nienawiść” – powiedziała potem w telewizyjnym wywiadzie. W więzieniu zapadła na anemię, miała halucynacje, ataki paniki i paranoi, a także myśli samobójcze. Psychiatrzy uważają, że zdradzała symptomy stresu pourazowego, i że to właśnie tamte więzienne doświadczenia sprawiły, iż stała się nieufna, wszędzie widziała wrogów, szpiclów i zdrajców.

„Powinniśmy o tym pomyśleć zawczasu, ale trwała walka, nikt nie miał do tego głowy” – powiedział dziś, po śmierci Winnie, Thabo Mbeki. Wiedział, co mówi: Mbeki był jednym z kongresowych przywódców na emigracji, a po upadku apartheidu następcą Nelsona Mandeli i prezydentem RPA (w latach 1999–2008). Teraz powiedział: „Dla nas była żoną Mandeli, należała do rewolucji, musiała jej służyć”.

Wygnana na pustkowia

W 1976 r. w Soweto czarna młodzież podniosła bunt przeciw białemu reżimowi. Winnie zdążyła jeszcze odwiedzić w więzieniu Nelsona i przekonać go, aby poparł rebelię, z którą jego partia nie miała nic wspólnego. To dzięki Winnie młodzi z Soweto uznali w Mandeli przywódcę, choć nie podzielali jego wiary w bezrasowe społeczeństwo i odwoływali się do afrykańskiego nacjonalizmu.

Rok później, obawiając się tak silnej pozycji Winnie na czarnych przedmieściach, białe władze skazały ją na wygnanie do zagubionego wśród pustkowia miasteczka Brandfort. Miała tam pozostać przez następnych dziesięć lat. Sama jak palec. Starsza córka wyszła już za mąż, młodszą przed udaniem się na zesłanie oddała pod opiekę przyjaciołom.

Jałowość wygnania urozmaicała sobie wyprawami do białego miasteczka i łamaniem przepisów apartheidu. Dzwoniła z budki telefonicznej zastrzeżonej tylko dla białych, robiła zakupy w sklepach tylko dla białych, drażniąc ich zamówieniami butelek najdroższego szampana. To w Brandfort zaczęły się kłopoty Winnie z alkoholem. I to podczas zesłania w Brandfort stała się naprawdę sławna, bo do miasteczka pielgrzymowali zagraniczni dygnitarze, żeby spotkać się z nią i choćby w ten sposób okazać wsparcie dla walki z apartheidem.

Płonące naszyjniki

12 maja 1984 r. władze więzienne pozwoliły, by podczas widzenia Nelson i Winnie mogli się objąć. Pierwszy raz po 22 latach rozłąki. Rok później, łamiąc zakaz opuszczania Brandfort, Winnie wróciła do Soweto, gdzie dojrzewała nowa młodzieżowa rebelia. Rozruchy, które wybuchły w 1986 r., przerodziły się w uliczną wojnę i trwały aż do upadku apartheidu w 1994 r.

Winnie wróciła do Soweto bogatsza o więzienne i zesłańcze doświadczenia, z bagażem nienawiści – oraz z przeświadczeniem, że ma prawo uważać się za przywódczynię ruchu wyzwoleńczego.

Po raz pierwszy zaszokowała świat, gdy na jednym z pogrzebów pochwaliła „płonące naszyjniki”: nasączone benzyną opony, które nastoletni radykałowie wciskali na szyję czarnym policjantom, radnym miejskim, konfidentom tajnej policji i wszystkim tym, których uznawali za kolaborantów białego reżimu.

Nelson usprawiedliwiał walkę zbrojną tym, że biali pozbawili czarnych wszystkich innych możliwości działania. Winnie krzyczała na wiecach, że na nienawiść trzeba odpowiadać nienawiścią: „Razem, ręka w rękę, dzięki »płonącym naszyjnikom« wyzwolimy ten kraj”.

Wygłosiła potem jeszcze wiele przemówień, ale to jedno zapamiętano na zawsze.

Fanatyzm, przepych i romanse

Młodzi, odrzucający biały reżim – ale także władzę własnych rodziców, oskarżanych o ugodowość – przejęli kontrolę nad ulicami. Soweto pogrążyło się w chaosie i przemocy, bo rywalizujące czarne milicje wzniecały bratobójcze wojny. Winnie uznała, że aby zapanować nad żywiołem, musi stanąć na czele. Szybko stała się bohaterką młodych buntowników. Godząc zwaśnione bojówki, utworzyła z nich drużynę piłkarską Mandela United Football Club. Ale jej „piłkarze” nie rozgrywali meczów, lecz stanowili gwardię przyboczną Winnie. W Soweto wzbudzali strach.

Podobnie jak strach budziła sama Winnie, która pod nieobecność Nelsona wyrosła na królową ulicznej rewolucji. Jedni ją wielbili, inni się jej bali. O „piłkarzach” Winnie mówiono, że spełnią każdy jej rozkaz i każde życzenie, oddadzą jej duszę i własne życie, ale także bez wahania odbiorą życie innym, jeśli tego od nich zażąda. Przerażali, bo opowiadano o nich, że szczególnie upodobali sobie „płonące naszyjniki” i palenie żywcem na ulicach tych, których Winnie uznała za wrogów.

Starych towarzyszy Mandeli wprawiała w zakłopotanie swoim fanatyzmem, łatwością, z jaką sięgała po przemoc, pogardą dla cierpienia i śmierci innych. Skarżyli się na nią w szyfrowanych listach do Mandeli. Ostrzegali, że przynosi wstyd i jemu, i całemu ruchowi wyzwoleńczemu. Ale publicznie bali się przeciwko niej występować. Bali się jej potęgi i młodocianych zwolenników. Inni uważali, że lepiej jej nie atakować dla dobra sprawy.

Uznali też, że nie powinni przekazywać Mandeli pogłosek o tym, że w nowym domu – przypominającym pałac – Winnie pławi się w przepychu, i że utrzymuje romanse z adwokatami, dziennikarzami, fotografami.

Mandela i tak nie dawał im wiary. Bronił Winnie nawet, gdy na początku 1989 r. wyszło na jaw, iż jej „piłkarze” uprowadzili i zamordowali kilkunastoletniego Jamesa „Stompiego” Moeketsiego („piłkarzom” zarzuca się co najmniej 18 zabójstw).

Nelson Mandela na oficjalnych obchodach swoich 90. urodziny. Z lewej Winnie (już jako jego była żona), z prawej ówczesna żona Nelsona, Graça Machel. Pretoria, 2 sierpnia 2008 r. / MICHELLY RALL / WIREIMAGE / GETTY IMAGES

Bez przebaczenia

Rok później białe władze RPA, którym sytuacja w kraju zaczęła wymykać się spod kontroli, postanowiły uwolnić Mandelę i podjąć z nim rozmowy. Zdjęcie Nelsona i Winnie wychodzących z więzienia jest chyba, oprócz ślubnego, jedyną radosną fotografią z ich małżeństwa.

Na wolności Nelson wspierał Winnie, gdy ona stawała przed sądem, oskarżona o zabójstwo „Stompiego”. Przychodził na każdą rozprawę, a nagabującym go dziennikarzom powtarzał, że bezgranicznie ufa żonie i wierzy w każde jej słowo. Nie zmienił zdania nawet wtedy, gdy sąd uznał Winnie współwinną tego zabójstwa i skazał ją na sześć lat więzienia (złożyła apelację i wyrok więzienia zawieszono, zastępując go grzywną).

Ale ich małżeństwo nie przetrwało próby. Mandela nie przebaczył jej małżeńskich zdrad, jakich dopuszczała się, gdy siedział w więzieniu. Tym zarzutom też długo nie dawał wiary – aż do dnia, gdy sam przyłapał ją z kochankiem. Poczuł się oszukany i ośmieszony. Nazajutrz wyprowadził się z domu i przez pół roku nie odezwał się do Winnie ani słowem. Przestała dla niego istnieć. Miłosierny wobec wrogów, którzy zamknęli go w więzieniu i zabrali jedną trzecią życia, okrzyknięty wzorem wybaczenia i pojednania – nie potrafił przebaczyć kobiecie, którą kochał.

Dwa lata później, w 1994 r., Mandela został pierwszym czarnoskórym prezydentem RPA. Na uroczystości zaprzysiężenia towarzyszyła mu córka Zenani. Nie zaprosił Winnie nawet do głównego stołu na uroczystym prezydenckim obiedzie. Wprawdzie nie mógł jej pominąć przy obsadzaniu stanowisk w nowym rządzie, ale powierzył jej mało ważną posadę wiceministra sztuki, kultury, nauki i wynalazków technicznych. Zwolnił ją zresztą, korzystając z pierwszego lepszego pretekstu. A w 1996 r. oficjalnie się z nią rozwiódł.

Sprawy poszły nie tak

Na uroczystości zaprzysiężenia Nelsona na prezydenta Winnie sprawiała wrażenie upokorzonej.

Trzy lata później, podczas posiedzenia Komisji Prawdy – powołanej przez prezydenta Mandelę do rozliczenia zbrodni z czasów apartheidu – Winnie była i upokorzona, i wściekła. Oto przewodniczący komisji, anglikański arcybiskup Desmond Tutu, wezwał ją publicznie, aby wyznała winy i prosiła o przebaczenie za terror swoich „piłkarzy” w Soweto.

Na posiedzenie Komisji przyjechała białym mercedesem, w eskorcie świty i ochrony osobistej.

„Błagam cię, błagam, powiedz, że żałujesz, i że przepraszasz” – zaklinał ją arcybiskup Desmond Tutu. Tłumiąc gniew, Winnie wykrztusiła w końcu: „Sprawy potoczyły się nie tak, jak powinny. I za to jest mi przykro”.

Żaden inny południowoafrykański polityk – może z wyjątkiem oskarżanego o gwałt i korupcję Jacoba Zumy (byłego już prezydenta) – nie stawał przed sądem tak często jak Winnie. Oskarżano ją o zdefraudowanie pieniędzy z partyjnej kasy. Przez całe lata utrzymywała się z pieniędzy darowanych jej przez partię i zagranicznych dobrodziejów. Nie przywiązywała znaczenia do buchalterii i – jak wielu innych przywódców Kongresu – miała kłopoty z rozdzieleniem tego, co prywatne, od tego, co publiczne.

Podczas procesu okazało się, że pieniędzy nie ukradła, lecz za wygórowaną cenę kupiła nieruchomości na partyjne potrzeby. Potem oskarżono ją o wyłudzenie pieniędzy z banku, wydano wyrok pięciu lat więzienia, ale karę zawieszono, gdy okazało się, że wyłudzone fundusze poszły na pomoc dla biedoty.

Nelson nas zawiódł

Nie uznając kompromisów ani spraw tabu, nie bała się wypowiadać własnego zdania. Brała w obronę cudzoziemców, którzy padali ofiarą pogromów w Johannesburgu, Durbanie i Kapsztadzie. Broniła ich i udzielała schronienia we własnym domu. Toczyła wojny ze wszystkimi trzema czarnoskórymi prezydentami. Ostatniego, Zumę, krytykowała za korupcję i prywatę. Kiedy w 2014 r. ubiegał się o reelekcję, partyjni towarzysze rozważali, czy nie zastąpić go właśnie Winnie Mandelą. Poprzednikowi Zumy, Thabo Mbekiemu, wytykała wyniosłość i to, że troszczy się o bogaczy, nie dbając o biedotę.

Nie oszczędzała też samego Nelsona Mandeli. „Nelson bardzo nas zawiódł – powiedziała w jednym z wywiadów. – Zawarł z białymi układ, który dał wprawdzie władzę naszym przywódcom, ale zupełnie nie poprawił losu naszych czarnych rodaków. W więzieniu zrobił się miękki. Szedł za kratki jako młody żarliwy rewolucjonista, a sami widzieliście, kim był, gdy wychodził na wolność”.

Nie zgadzała się z zachwalaną przez Nelsona polityką wybaczania i pojednania. Winnie uważała, że za zbrodnię powinna być kara.

Dziś, ćwierć wieku po upadku apartheidu w RPA, coraz więcej osób uważa, że „okrągłostołowa” umowa, jaką Mandela zawarł z białymi, pozwoliła może uniknąć wojny, ale poza zamianą białego rządu na czarny w gruncie rzeczy niewiele zmieniła.

Jeszcze raz to samo

Wydawało się, że pod koniec życia pogodzili się w końcu z Nelsonem. W 2008 r. on zaprosił ją na swoje 90. urodziny, a pięć lat później ona nie odstępowała go w szpitalu, gdy umierał. Lekarz, który zajmował się Nelsonem Mandelą, twierdzi nawet, że kiedy odchodził, była przy nim tylko ona – Winnie.

Kiedy jednak otwarto testament, okazało się, że niczego nie zapisał ani Winnie, ani żadnej z ich córek. Próbowała obalić ostatnią wolę Nelsona, ale sąd odmówił jej prośbie. Mówiono, że aby postawić na swoim, każe się pochować obok Nelsona – w Qunu, jego rodzinnej wiosce.

Teraz, po jej śmierci, córki postanowiły jednak, że spocznie na cmentarzu w Sandton – obok ukochanej prawnuczki, 13-letniej Zenani, która zginęła w 2010 r. w wypadku samochodowym.

„Niczego nie żałuję i za nic nie przepraszam – powiedziała w jednym z ostatnich wywiadów. – Gdybym mogła wszystko przeżyć od początku, zrobiłabym jeszcze raz to samo. Wszyściuteńko”. ©℗


POLECAMY

STRONA ŚWIATA: specjalny serwis „TP" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego >>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2018