Żona, gwiazdka, męczennica

Popkultura nie zapomniała o 50. rocznicy zabójstwa Sharon Tate. Do kin wchodzi właśnie film Quentina Tarantino, a w książkach celebrujących śmierć aktorki można przebierać.

11.08.2019

Czyta się kilka minut

Sharon Tate na zdjęciu promocyjnym  filmu „Dolina lalek”, 1967 r. / BEW
Sharon Tate na zdjęciu promocyjnym filmu „Dolina lalek”, 1967 r. / BEW

Jej historię zawsze opowiada się od końca. Od nocy sprzed równo półwiecza, kiedy do domu przy Cielo Drive 10050 w Beverly Hills wtargnęli członkowie Rodziny, sekty-komuny Charlesa Mansona, mówiącego o sobie Jezus Chrystus Bóg. 9 sierpnia ofiar było pięć (a właściwie sześć), lecz latem 1969 r. zginęło z rąk sekty kilkanaście osób. Tylko jedna stała się symbolem końca trwającego od 1967 r. Lata Miłości.

„Żegnaj, Sharon. Niech anioły zabiorą cię do raju. Niech przywitają cię tam męczennicy” – mówił ksiądz O’Reilly na pogrzebie 26-letniej aktorki.

Mit o pięknej i dobrej Sharon, która zrealizowałaby sen o sławie, gdyby nie spotkała na swojej drodze wcielonego zła, porusza, ale jej postać nie rozgościła się w zbiorowej wyobraźni tak dobrze jak Charles Manson i jego „aniołki”. Może to się zmieni tego lata. Na ekrany wchodzi właśnie film Quentina Tarantino „Pewnego razu... w Hollywood”, gdzie w rolę zmarłej wciela się Margot Robbie, przodująca dziś w rankingach wpływowych gwiazd, a mająca ledwie trzy lata więcej niż Tate w chwili śmierci.


Czytaj także: Niepobożne życzenia - Anita Piotrowska o "Pewnego razu... w Hollywood" Quentina Tarantino


Także polscy wydawcy zapisali sobie w kalendarzach okrągłą rocznicę kalifornijskiej tragedii. W lipcu i sierpniu ukazują się: reportaż śledczy Toma O’Neilla i Dana Piepenbringa „Manson. CIA, narkotyki, mroczne tajemnice Hollywood”, wznowienie dokumentalnego „Helter Skelter”, którego współautorem jest Vincent Bugliosi, prokurator w procesie zabójców z Cielo Drive, reportaż psychologiczny „Ludzkie potwory. Kobiety Mansona i banalność zła” Nikki Meredith oraz dwie biografie Sharon Tate, jedna autorstwa Eda Sandersa, artysty licznych profesji, oraz druga, napisana przez siostrzenicę aktorki, Brie Tate (właściwie Ford, ale nazwisko Tate wygląda lepiej na okładce), i reżyserkę Alisę Statman.

Książki te miały na celu odsłaniać prawdę o tym, co doprowadziło do zbrodni w sierpniową noc. Zamiast rozstrzygających odpowiedzi przynoszą coś innego, chyba niezamierzonego przez autorów. Kreślą krytyczną wizję dziewczyńskiego snu o sukcesie w Ameryce. Gdzie nie wystarczy być, mieć ani chcieć, tylko trzeba wciąż zadowalać innych. Tej historii nie powstydziłaby się Joyce Carol Oates – tylko dużo lepiej by ją opisała.

Pierwsza sława

„Sharon Tate. Historia morderstwa żony Romana Polańskiego” Statman i Brie Tate jest niemal wzorowo wykonanym zadaniem terapeutycznym. Przedstawia perspektywę zwyczajnej rodziny, która nie tylko straciła ubóstwianą córkę i siostrę, ale musiała mierzyć się z medialnymi oszczerstwami na jej temat i z kultem morderców.

Młodziutka Sharon jest opisywana jako nowa Galatea, posągowa piękność brutalnie wykuwana na gwiazdę przez swojego agenta Martina Ransohoffa, autorytarnie sterującego jej życiem. Z narracji rozpisanej na głosy nieżyjących już bliskich zmarłej wyłania się obraz nieśmiałej młodej kobiety, która chce być lubiana, a narzędziem do tego staje się kamera filmowa, uwielbiająca uśmiechnięte piękności. Pamięć jest jednak mieczem obosiecznym. Brie Tate nigdy nie poznała ciotki i fabularyzuje rozproszone zapiski krewnych, w tym swojej przedwcześnie zmarłej matki, Patti Tate. Nie wszystkim w jej rodzinie się to spodobało i książka wywołała konflikt z Debrą, drugą siostrą Sharon.

Z kolei w książce Sandersa widzimy dziewczynę, która była od dziecka popychana do sławy. Miała ledwie sześć miesięcy, kiedy zdobyła tytuł Miss Bobasów Dallas. Determinującą siłą miała być w życiu małej Sharon matka, żona oficera wywiadu wojskowego, drobiazgowo planująca karierę córki w show-biznesie. Ukierunkowana na sukces nastolatka została Miss Richland i Miss Autoramy, a matka już widziała ją walczącą o diadem Miss America. Te plany pokrzyżował awans ojca i przenosiny do bazy pod Weroną. Tam siedemnastoletnia Tate prawdopodobnie doświadczyła gwałtu na randce. Działo się to pół wieku przed akcją #MeToo – dziewczyna nikomu nic nie powiedziała, nie chcąc zaszkodzić ojcu.

Pobyt we Włoszech miał też jaśniejszą stronę. To właśnie tu Sharon Tate pierwszy raz wystąpiła jako statystka w produkcjach telewizyjnych. Kontrakt z agentem filmowym nie przyniósł jednak przełomu.

Zagrała epizody w popularnych serialach, m.in. w „Koniu, który mówi”, ale przez kilka lat nie wychodziła z poczekalni. W 1964 r. koło nosa przeszła jej rola ukochanej Tarzana (co ciekawe, wcielenie się w Jane w „Tarzanie: legendzie” przypieczętowało karierę Margot Robbie). Na szczęście dla niej Kim Novak spadła z konia na planie „Oka diabła” J. Lee Thompsona i po pospiesznych przeróbkach scenariusza drugoplanowa rola Tate zyskała na znaczeniu. Okultystyczna baśń o arystokracie składającym siebie w ofierze, by rodzinna winnica obrodziła, wyznaczyła drogę, którą aktorka podążała do końca życia. Dla krytyków stała się etatowym jasnym punktem kiepskich filmów. Nawet „Nieustraszeni pogromcy wampirów” Polańskiego, u którego zagrała dwa lata później, są miłym dla oka, ale słabszym obrazem w jego dorobku.

Ambicje miała dużo większe. Jako swoje idolki wskazywała Faye Dunaway i Catherine Deneuve. Deneuve wystąpiła u Polańskiego we „Wstręcie”, Dunaway kilka lat później zagrała w „Chinatown”. Twierdzenie, że Tate dorównałaby ich osiągnięciom, gdyby nie Manson, to jednak zaklinanie rzeczywistości. Niewątpliwie miała talent komediowy i dystans do siebie, pozwalający przekonująco grać nawet w szmirach, ale jej najbardziej skomplikowana psychologiczne kreacja pochodzi z kiczowatej ekranizacji równie kiczowatej powieści Jacqueline Susann.

Choć rola w „Dolinie lalek” (1967) przyniosła Tate nominację do Złotego Globu dla najbardziej obiecującej aktorki, wyróżnienie ostatecznie otrzymała Katharine Ross za „Absolwenta”. Nie pomogły rozbierane sesje dla „Playboya” i „­Esquire” ani małżeństwo z Polańskim, zawarte w styczniu 1968 r. Tate wciąż nie mogła liczyć na artystyczne wyzwania. Możliwe, że po urodzeniu dziecka przestałaby być obsadzana w rolach infantylnych kokot. Niestety, bardziej prawdopodobne jest to, że została zaszufladkowana jako seksbomba, dla której w ówczesnym Hollywood czas biegł okrutnie szybko.

Nie można jej jednak odmówić woli poszukiwania nowych dróg zaistnienia w kinie. Żeby zagrać u boku Orsona Wellesa i Vittoria De Siki w „12+1”, komedii luźno opartej na powieści Ilji Ilfa i Jewgienija Pietrowa, pojechała w 1969 r. do Włoch. Była wtedy już w ciąży. Okazało się, że był to jej ostatni film.

Przypadkowa ofiara

Od bulwarówek do „New York Timesa” krążyła wiadomość o tym, że był to mord rytualny, a krwią aktorki zabójcy wymalowali napis „świnia”, wyciągając z brzucha jej dziecko. Choć tylko środkowa część okazała się prawdziwa, lawina ruszyła. To miało być zabójstwo polityczne albo narkotyczno-satanistyczna orgia. Mówiło się, że za masakrą stoi peerelowska służba bezpieczeństwa albo polscy nacjonaliści mszczący się na Polańskim. Podobną orgię myślenia spiskowego i melodramatu zapewniają dzisiaj nowo wydane książki o Tate i okolicznościach jej śmierci.

Biografia Sandersa zaczyna się niczym „Chinatown”, najlepszy film Polańskiego nakręcony po zabójstwie żony i syna – od podziękowań dla prywatnego detektywa z Los Angeles, Larry’ego Larsena. Na tym podobieństwa z „Chinatown” się kończą. Ponieważ w krótkim życiu Tate brakowało pieprzu (tylko trzech narzeczonych, jedna i niepotwierdzona zdrada małżeńska oraz parę zaginionych ­sekstaśm), Sanders sam postanowił go dodać, wstawiając do jej biografii długie interludium o zabójstwie Roberta Kennedy’ego, z którym aktorka rzekomo miała zjeść kolację w przeddzień zamachu na jego życie. Wątek Kennedy’ego powraca w posłowiu, gdzie Sanders, nieukontentowany teoriami na temat motywów bandy Mansona, kreśli własną hipotezę, iż Tate posiadała informacje o mordercy senatora, Sirhanie Sirhanie, niewygodne dla jego mocodawców.

Więcej o okolicznościach zabójstwa Tate można przeczytać w „Helter Skelter” Bugliosiego oraz „Mansonie” O’Neilla i Piepenbringa, które różnią się od siebie tak, jak smoleński raport Millera różni się od ustaleń komisji Macierewicza. Książka Bugliosiego była dwukrotnie ekranizowana (w 1976 i 2004), a i dziś można by na jej kanwie napisać scenariusz kolejnego sezonu „American Crime Story”. Jest to litania niedociągnięć popełnionych przez tropiącą zabójców policję oraz drobiazgowa relacja z procesu sądowego. O samej Tate jest tu niewiele. Bugliosiego zaskakuje, że była jedyną osobą, o której świadkowie nie powiedzieli ani jednego złego słowa. Dodaje przy tym sarkastycznie, że to, czego nie udało się jej dokonać przez dekadę, osiągnęła w trzy dni po śmierci. Na ekrany wróciły jej filmy, a nazwisko królowało na tablicach kinowych.


Czytaj także: Łukasz Najder: Trzy historie zbrodni


Książka Piepenbringa i O’Neilla, dziennikarza żyjącego z wywiadów z gwiazdami, ukazała się w USA ledwie kilka miesięcy temu i jest aktem oskarżenia wymierzonym w Bugliosiego. O’Neill zarzuca prokuratorowi rozmyślne tuszowanie prawdy o inspiracjach morderców Tate. Sam jednak do tej prawdy nie dochodzi. Przez dwadzieścia lat obsesyjnie zajmował się, korzystając z cierpliwości wydawców, własnym śledztwem. Jego wnioski stawały się coraz bardziej „spektakularne” i powielające schemat teorii spiskowej. Pożenił w niej CIA z FBI, nazistów z eksperymentami nad działaniem LSD, a w Mansonie zobaczył narzędzie służb specjalnych do walki z Czarnymi Panterami. Nie odmówił sobie także evergreenu amerykańskiej kultury spisku, czyli związków z zabójstwem prezydenta Kennedy’ego. Bombą miała być hipoteza, że Manson był dzieckiem tajnego programu CIA o nazwie MKUltra, służącego badaniom nad sterowaniem ludzkim mózgiem. O’Neill nie zdobył jednak twardych dowodów na potwierdzenie tych rewelacji. Nadal wszystko wskazuje na to, że Sharon Tate była przypadkową ofiarą ideologii.

Uległość

Pośmiertna sława Tate miała gorzki posmak. Parę dni po morderstwach Polański zaprosił fotoreporterów magazynu „Life” i pozował przy drzwiach, na których krwią jego żony wypisano słowo „PIG”. Wiele lat później Bill Tennant, ówczesny menadżer reżysera, który identyfikował ofiary, wspominał, że karuzela imprez (także z udziałem wdowca) zatrzymała się ledwie na tydzień: „Nikt się już nie przejmował Sharon Tate, ale nie wynikało to z ludzkiej bezduszności. Po prostu nie była niezastąpiona jako aktorka, na której miejsce znajdzie się inna”.

Tate została zapamiętana jako żona swojego męża. Reżyser „Dziecka Rosemary” jest w książkach o Tate odmalowany jako ciemny charakter (najbardziej wyrozumiałe są dla niego Statman i Brie Tate). Miał notorycznie zdradzać partnerkę, namawiać ją do aborcji i celowo przedłużać swój pobyt w Londynie, kiedy oczekiwała na poród. Rozwód miał wisieć na włosku. Trudno powiedzieć, czy tak było naprawdę. Zapewne emancypacja Tate sprowadzała się, jak w przypadku wielu kobiecych sław z końca lat 60., do prób budowania otwartego związku i eksperymentów z LSD. Nie ma najmniejszego sensu czynić z Tate ikony feminizmu. Życie z Polańskim przyniosło jej sławę, do której była wychowywana. Tworzyli jedną z najmodniejszych par show-biznesu, a zdjęcia Tate pokazują, że w wielkiej zabawie czuła się jak ryba w wodzie.

„Jej, to są naprawdę piękni ludzie” – tak Susan Atkins wspominała wrażenie, jakie wywarły na niej przyszłe ofiary, nawiązując do piosenki Beatlesów „Baby You’re a Rich Man”. Porównanie między „pięknymi ludźmi” a „ludzkimi potworami” na długo wyznaczyło schemat interpretowania tego, co stało się latem 1969 r.: banda psychopatycznych hipisów miała zastraszać establishment z pobudek klasowych. Jednak nawet Freud, Jaspers i Marks razem wzięci nie byliby w stanie wyjaśnić tego, co w tej zbrodni było wyjątkowe. To młode kobiety zabiły inne młode kobiety. Susan Atkins, dopingowana przez Charlesa Watsona, dźgała Tate, a Patricia Krenwinkel zadała 28 ciosów Abigail Folger. Dzień później Krenwinkel razem z Leslie Van Houten pozbawiła życia kilkanaście lat starszą Rosemary LaBiancę. Towarzyszyła im (choć nie zabijała) Linda Kasabian, która później stała się najważniejszym świadkiem oskarżenia. W trakcie procesu jako jedyna okazała wyrzuty sumienia z powodu Tate. Sama była wówczas w zaawansowanej ciąży.

Zabójstwo Tate zapisało się w pamięci zbiorowej nie dlatego, że była piękna i dobra, ale dlatego, że była w dziewiątym miesiącu ciąży. Zabicie matki i jej dziecka to cios w samo serce kultury Zachodu, dumnej z chronienia słabszych i wiążącej z tym swoje przetrwanie. Wiemy, że aktorka błagała o życie dla siebie i dziecka, a kiedy Atkins odmówiła jej litości – tylko dla dziecka (chciała, by oprawcy darowali jej dwa tygodnie, aż urodzi). Gdyby dramat się nie wydarzył, a Paul Richard przyszedłby na świat, szybko stanęłaby przed wyborem, czy być w pierwszej kolejności matką, czy aktorką. Wieść gminna niesie, że planowała wrócić na ekrany i to z przytupem – grając w ekranizacji głośnej powieści erotycznej Pauline Réage „Historia O”. To okrutny chichot losu, że Tate przymierzająca się do roli w pełni uległej wobec mężczyzn bohaterki została zamordowana przez całkowicie uległe pewnemu mężczyźnie kobiety.

Charles Manson wyznaczał im jednoznaczną rolę: służenie mężczyznom i rodzenie dzieci. Mniej atrakcyjne dziewczyny „z zaplecza” miały zajmować się domem, a bardziej ponętne były dziewczynami „z wystawy”, przyciągającymi nowych wyznawców. Dziennikarka Nikki Meredith przez 20 lat spotykała się w więzieniu z dziewczyną „z zaplecza” Patricią Krenwinkel i dziewczyną „z wystawy” Leslie Van Houten, skazanymi na karę śmierci, w 1972 r. zamienioną na dożywocie.

W „Ludzkich potworach” Meredith chce zrozumieć ich uległość wobec Mansona oraz to, że dopiero pięć lat po krwawym lecie 1969 r. zaczęły wyrażać żal. Refleksje z tych spotkań, choć fascynujące, ujawniają bezradność tak skazanych, jak i ich rozmówczyni wobec pytania o to, dlaczego miłe dziewczyny z klasy średniej, z tzw. porządnych rodzin, ­podobnych do rodziny Sharon Tate, dopuściły się takiego okrucieństwa. Meredith szuka odpowiedzi w przewidywalny sposób: w psychiatrii, neurobiologii, sławnych eksperymentach Stanleya Milgrama i Philipa Zimbardo i w koncepcji „banalności zła” Hannah Arendt. Zestawia kalifornijskie zbrodnie z Holokaustem, ludo­bójstwem w Rwandzie, zamachami dokonywanymi przez ISIS, a także z własnym doświadczeniem biograficznym – jest rówieśniczką Tate. I dochodzi do banalnego wniosku, że „każdy może zostać zbrodniarzem” w sprzyjających okolicznościach.

Na drugim planie, w tle truizmów o winie i odkupieniu, rozgrywa się inne lato miłości, niż to, które przeżywała Tate. Manson podarował miłym, ale przeciętnym dziewczynom pełną akceptację i pożądanie, a potem odebrał im pewność, że ta bezinteresowna miłość będzie trwać wiecznie. Zaczął stawiać warunki mające je chronić przed odrzuceniem – aż po żądanie zabijania. Z rozmów z Krenwinkel i Van Houten wynika, że ich ówczesne wyobrażenia o przyszłości były w gruncie rzeczy konserwatywne i bliskie marzeniom Tate – chciały mieć rodzinę, która będzie je zawsze akceptować. Po latach zdały sobie sprawę, że ich czyny nie były atakiem na establishment, ale na nieosiągalną dla nich ideę rodziny.

Przebaczenie

Dziś Sharon Tate jest symbolem walki o prawa ofiar. Jej matka Doris od 1982 r. działała w organizacjach zrzeszających krewnych ofiar zabójstw, a w 1989 r. założyła własną – Koalicję na rzecz Równych Praw dla Ofiar. Pozwoliło jej to zakończyć żałobę, ale naraziło na zarzut niezdolności do wybaczenia. Stała się twarzą karty praw ofiar, która dała ich rodzinom możliwość zabierania głosu podczas rozpraw o przedterminowe zwolnienie skazanych. Doris Tate, a po jej śmierci młodsze siostry Sharon, wielokrotnie korzystały z tego prawa (także w imieniu rodziny LaBianca), przyczyniając się do zatrzymania sprawców w więzieniu.

Manson i Atkins zmarli za kratkami. Van Houten, która nie brała udziału w mordzie przy Cielo Drive, 22 razy starała się o zwolnienie. Od 2016 r. jej wnioski są pozytywnie opiniowane przez komisję do spraw zwolnień warunkowych, ale odrzuca je gubernator Kalifornii. Ostatnią odmowę dostała 3 czerwca. Ma 69 lat, bierze udział w programach resocjalizacyjnych i nie stanowi zagrożenia, ale wielu wciąż pamięta ją (i wielbi) jako bezlitosną dziewiętnastolatkę. Z moralnego punktu widzenia nie ma dobrego rozwiązania. Książki Meredith oraz Statman i Brie Tate prezentują dwa konkurencyjne stanowiska na ten temat. Faktem jest niezdrowy kult bestialskich zbrodniarzy. Ale jeśli polityka resocjalizacji ma coś znaczyć, to zwolnienie Van Houten, od lat wyrażającej skruchę, byłoby znakiem, że świecka instytucja czyśćca działa.

Być może za rok, po cichu i bez aury 50. rocznicy krwawego lata, Van Houten zostanie wypuszczona i już na wolności zobaczy, jak Quentin Tarantino przedstawił Rodzinę Mansona w swoim najnowszym dziele. Kto wie, czy wchodzący do polskich kin 16 sierpnia obraz nie oddaje Sharon Tate sprawiedliwości bardziej niż „szokujące” sekrety z emocjonalnych narracji krewnych i dziennikarskich śledztw. Pełno w nim biograficznych nieścisłości, ale Margot Robbie błyszczy na ekranie. Idzie przez bulwary Hollywood tanecznym krokiem, uwodząc widzów i sama pozwalając się uwieść magii kina. Z wypiekami na twarzy filmowa Tate ogląda w kinie swój występ w „The Wrecking Crew”, gdzie wciela się w tajną agentkę, biegłą w kung-fu, która ukrywając się za maską ofermowatej Dunki, rozkochuje głównego bohatera, granego przez dwadzieścia parę lat starszego od niej Deana Martina. Wie, że to jest kiepski film, lecz cieszy się z tej krótkiej chwili radości, jaką dała siedzącym obok widzom. ©

Vincent Bugliosi, Curt Gentry HELTER SKELTER, przeł. Mirosław Jabłoński (Zysk i S-ka 2019); Nikki Meredith LUDZKIE POTWORY. KOBIETY MANSONA I BANALNOŚĆ ZŁA, przeł. Maciej Kositorny (Czarne 2019); Dan Piepenbring, Tom O’Neill MANSON. CIA, NARKOTYKI, MROCZNE TAJEMNICE HOLLYWOOD, przeł. Radosław Madejski (Akurat 2019); Ed Sanders SHARON TATE. ŻYCIE, przeł. Magda Witkowska (Laurum 2019); Alisa Statman, Brie Tate SHARON TATE. HISTORIA MORDERSTWA ŻONY ROMANA POLAŃSKIEGO, przeł. Anna Sak (Znak Horyzont 2019).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2019