Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od czasów Babilończyków czasy się zmieniły, więc poniewczasie astronomowie skonstatowali, że wskutek ruchów grawitacyjnych Księżyca mamy nowy znak zodiaku. Pomiędzy Skorpionem a Strzelcem, konkretnie. Trzy tysiące lat temu nazwano gwiazdozbiory, ale wtedy jeszcze gwiazdozbiór Węża, posiadającego iście szatańskie konotacje, się z ekliptyką Słońca nie stykał.
A teraz już się styka. No i co? Houston, mamy problem. Wszystkie znaki-zodiaki się poprzesuwały i trzeba zreformatować, przebiegunować, dokonać reewaluacji wszystkich wniosków wynikających z faktu, żeśmy Byki, Skorpiony czy Barany, żeśmy z Wodnikami, Lwami i Koziorożcami. Who is who? Od tego dnia świat już nie będzie ten sam. Już nie jestem spod tego samego znaku, co Kargul, Kaligula, Małysz i Nicole Kidman... Mój fryzjer nie jest już Rybą! Już nie wiem, z kim przestawać, bo przecie nie wiem, czy świeżo poznana dama to Panna czy Bliźnięta, co może nieść brzemienne konsekwencje. Chaos zapanował wśród nas wszystkich – kompletnie nie wiadomo, czym się w życiu kierować, nie pomogą już wróżki i wróże. Jaka wróżka taki cierń, nie dziwi nic. Ciemność widzę, ciemność.
A przecie kiedyś czytałem, jak ojciec Bocheński zwracał uwagę, że od czasów babilońskich troszkę się nam astronomicznie pozmieniało, więc cała astrologia jest o kant lunety potłuc. Coś było na rzeczy, przerażający Wężownik konkretnie. Trzynasty znak zodiaku, nomen omen, nolens volens, par excellence.
Wężownik trwoży, tak jak cukier krzepił. Jak żyć? Na to pytanie może odpowiedzieć już jedynie Korwin-Mikke lub Conchita Wurst.