Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Można by postawić pytanie, czy człowiekowi XXI w. historia tego proroka może jeszcze cokolwiek powiedzieć? Czy w ogóle wypada współczesnego człowieka konfrontować z opowiadaniem o kimś, kto połknięty przez wielką rybę nie został przez nią strawiony, lecz po trzech dniach intensywnej modlitwy powrócił do świata żywych, a następnie przepowiadał w Niniwie Słowo Boga tak skutecznie, że nie tylko zamieszkujący ją ludzie, ale także ich zwierzęta - podjęły post i oblokły się w wory pokutne?
Wystarczy wszakże postawić jedno pytanie, by uświadomić sobie, jak dalece Księga Jonasza odległa jest od naiwności oraz jak dramatycznie i aktualnie brzmią stawiane przez nią wyzwania. Pytanie to dotyczy Niniwy - czym owo miasto, do którego Bóg posłał proroka, by głosił mu nawrócenie i uratował je od zagłady, było dla Żydów?
Otóż Niniwa była stolicą Asyrii - znienawidzonego imperium, które w 722 r. przed Chrystusem położyło kres Królestwu Izraela, biorąc w niewolę i przesiedlając do Mezopotamii blisko 30 tys. Żydów. Na ich miejsce sprowadzono do Ziemi Świętej siedem pogańskich plemion - podkreślając tym samym nieodwracalność wygnania. Niniwa była więc dla Żydów wcieleniem zła - syntezą upokorzeń i historycznych klęsk, synonimem prześladowcy i wroga. Była ostatnim na świecie miejscem, które jakikolwiek Żyd miałby ochotę przestrzegać i ratować przed zagładą. Stąd i Jonasz - wezwany, by pójść do Niniwy - wsiadł na statek, by uciec przed Bogiem do Tarszisz (to znaczy dokładnie w odwrotnym kierunku: możliwie daleko na Zachód, a symbolicznie na koniec świata. "Wszędzie, tylko nie do Niniwy!").
Gdy powstawała Księga Jonasza (zapewne w IV w. p.n.e.) sama Niniwa (zburzona w 612 r.), jak i zgotowana przez nią Izraelitom niewola, były już tylko wspomnieniem - zawarte więc w Księdze pytania nabierały charakteru ogólnego, typologicznego: "Jaki jest właściwy stosunek do naszych przeciwników?"; "Czego w relacji z nimi żąda od nas Bóg?"; "Czy istnieje nadzieja zbawienia dla naszych wrogów?". Jonasz został wezwany przez Boga, ni mniej ni więcej, tylko do miłości względem nieprzyjaciół (i to miłości czynnej!) - do ocalenia ich od zagłady; a wcześniej: do wiary w tkwiący w nich potencjał dobra, ich otwartość na prawdę. Czy to dziwne, że zmagał się z tym wezwaniem? Że się przeciw niemu buntował? Że chciał przed nim uciec? Czy tylko on?
Czy w ogóle można podjąć takie polecenie Boga inaczej, jak tylko za cenę jakiejś śmierci - obumarcia siebie samego (Jonasz we wnętrznościach wieloryba)? Czy jednak wejście w ową "śmierć" jest rzeczywiście zabójcze? Czy raczej ucieczka przed nią odbiera nam szansę zasmakowania wymiarów życia dla człowieka ponoć niedostępnych? A czy jest inna droga do tej rzeczywistości, jak intensywna modlitwa i pełna zawierzenia i posłuszeństwa medytacja nad Słowem Boga? I czy - cofając się przed taką perspektywą - człowiek wierzący (nawet prorok) może stać się dla innych znakiem?