Zmierzch nad Hindukuszem

Do końca roku Afganistan opuści większość zachodnich wojsk, obecnych tam od trzynastu lat. Coś się zatem nieuchronnie kończy. Ale co właściwie się zaczyna?

10.02.2014

Czyta się kilka minut

Polscy żołnierze pomagający w transporcie pożywienia / Fot. Jacek Dutkiewicz
Polscy żołnierze pomagający w transporcie pożywienia / Fot. Jacek Dutkiewicz

Jeszcze w Afganistanie trwa kierowana przez NATO misja ISAF (Międzynarodowe Siły Wsparcia Bezpieczeństwa). Jeszcze trwa amerykańska operacja „Enduring Freedom” (Trwała Wolność). Jeszcze w Kabulu rządzi Hamid Karzaj – prezydent Afganistanu od 2002 r. Jeszcze nie zamknął się wielki rozdział, rozpoczęty atakami na Pentagon i nowojorskie wieże World Trade Center 11 września 2001 r., który pchnął USA i sojuszników na wielką Wojnę z Terrorem, w którym Afganistan – jako miejsce, gdzie ataki przygotowywano – odgrywa szczególną rolę.

Prawie 13 lat walki o – zgodnie z mandatem – bezpieczeństwo, odbudowę i rozwój oraz stworzenie demokratycznego państwa w Afganistanie. Wciąż około 36 tys. tysięcy żołnierzy amerykańskich i około 19 tys. wojsk sojuszniczych jest w Afganistanie. W ciągu tych 13 lat niemal 3,5 tys. żołnierzy ISAF straciło życie – głównie Amerykanów (bo ponad 2300), ale także 38 Polaków. Szacunkowy koszt operacji to około 700 miliardów dolarów.

To wszystko jeszcze jest, jeszcze trwa, ale pomału zmierzcha. Zgodnie z decyzjami podjętymi w latach 2011-12 do końca 2014 roku mają zakończyć się dotychczasowe misje wojskowe państw zachodnich w Afganistanie. Także polska.

CORAZ MNIEJ PEWNIKÓW

Pozornie jasna kwestia wycofania wojsk jasna jednak nie jest.

Waszyngton i Bruksela zdają sobie sprawę, że przyszłość Afganistanu jest dalece nieoczywista. Zakończenie misji wojskowej oznaczać by miało otwarcie misji wspierającej i szkoleniowej. Amerykanie liczą na możliwość pozostawienia w Afganistanie około 10 tys. żołnierzy (tj. prawie dwa razy więcej, niż było ich w 2002 r.); część sojuszników także deklaruje chęć pozostawienia swoich – zmniejszonych – kontyngentów (2 tysiące?).

Problem w tym, że prezydent Afganistanu Karzaj nie chce podpisać dziś stosownej umowy z Amerykanami – bez Amerykanów zaś na pozostanie w Afganistanie raczej nie zdecydują się pozostali. Waszyngton naciska i zabiega, ale postawiony w podobnej sytuacji w Iraku w 2011 r. po prostu wycofał stamtąd wojska. Czego potem nieraz żałował – podobnie jak władze w Bagdadzie.

Ale przy wszystkich niejasnościach związanych z obecnością wojsk zachodnich w Afganistanie co najmniej do końca 2014 r., jest to dziś najbardziej uchwytny i wymierny element krajobrazu. Prawdziwy problem zaczyna się w ocenie obecnej sytuacji w Afganistanie, stanu państwa, oceny stanu bezpieczeństwa, a zwłaszcza prognoz.

W oczekiwaniu na „koniec” produkuje się setki artykułów, analiz i raportów nt. Afganistanu, w których – zawsze na podstawie „niezbitych faktów” i logicznego wnioskowania – dowodzi się albo nadchodzącej nieuniknionej katastrofy, albo też bez mała zasadniczego sukcesu w odbudowie Afganistanu. Albo też – najczęściej – ezopowym językiem i z dużą swadą dowodzi się, że będzie tak lub siak. W Afganistanie zmierzcha, bo coś się nieuchronnie kończy; zmierzcha, bo coraz mniej widać.

NOWA WOJNA DOMOWA?

Na początek wybory prezydenckie, które mają się odbyć 5 kwietnia. Będą niezwykle ważne, bo prezydent skupia w swoim ręku faktyczną kontrolę nad aparatem i polityką państwa. Bo w skomplikowanej mozaice etnicznej i politycznej to poważne wyzwanie dla kraju. Ważne wreszcie dlatego, gdyż nie może w nich startować Hamid Karzaj, co oznacza potężną zmianę.

Karzaj, wprowadzony na tron przez Amerykanów, szybko roztrwonił swój kapitał zaufania zarówno w Waszyngtonie, jak i w kraju. Zarzuca mu się „sprywatyzowanie” państwa, stworzenie wszechogarniającego układu korupcji i intryg, sfałszowanie wyborów w 2009 r., wreszcie niekonstruktywne intryganctwo i gierki polityczne (czego ostatnim przejawem jest blokowanie umowy wojskowej z USA – wbrew stanowisku elit, skupionych w Loja Dżirdze, swoistym superparlamencie afgańskim).

O urząd prezydenta ubiega się 11 kandydatów, wśród których wyróżnia się dr Abdullah Abdullah, silny na niepasztuńskiej Północy. Ale czy wybory przebiegną spokojnie? Czy spokój utrzyma się do nieuniknionej drugiej tury? Czy dojdzie do nowego otwarcia, jak chcą optymiści, czy też raczej w ogóle druga tura się nie odbędzie albo skończy się wojną domową, jak w latach 90. XX wieku? Pesymiści skłaniają się do tego ostatniego.

PAŃSTWO, NIEPAŃSTWO?

Tymczasem pytanie o prezydenta to ledwie początek pytania o państwo afgańskie. Krytycy mówią zresztą o fasadzie państwa sztucznie podtrzymywanej przez świat zewnętrzny. Z tej perspektywy państwo to chwiejny i dynamiczny układ interesów i doraźnych sojuszników Karzaja. To także potężne siły zbrojne (armia i policja – około 350 tys. ludzi, nie licząc 90 tys. „kontraktorów”), które nie mogą sobie dać rady z talibami i które nie powinny przetrwać bez zaplecza, jakie tworzy im ISAF oraz Amerykanie. To państwo, którego gospodarka podzielona jest między pieniądze z ISAF i przemysł narkotykowy.

Z kolei adwokaci Afganistanu mówią o pokoleniu, które z państwem się oswoiło, do niego dojrzało i szybko się go uczy. O krzepnących instytucjach, o społeczeństwie świadomym braku alternatywy dla obecnej drogi rozwoju. Mówią o armii, która formalnie w czerwcu 2013 r. przejęła od ISAF kontrolę i dowodzenie w ostatnich regionach kraju. Według adwokatów Afganistanu, zarówno zmiana na stanowisku prezydenta, jak też wycofanie obcych sił znacząco obniżą napięcie w kraju i pozwolą kontynuować proces umacniania państwa.

TALIBOWIE: SILNI CZY SŁABI?

Kolejna figura – kryjąca się w mroku – to Talibowie. Rozbici w latach 2001-02, odrodzili się i prowadzą walkę. Ich siłę szacuje się na ­30-50 tys. bojowników.

Przypomina się o sprawnym państwie podziemnym (administracja terenowa, a zwłaszcza system sprawiedliwości w całym kraju są dublowane przez efektywne podziemne struktury talibów). Równocześnie neguje się istnienie struktury organizacyjnej i politycznej talibów – mieliby być tylko siecią luźno powiązanych lokalnych bądź importowanych organizacji oraz grup. No i nie ma już w Afganistanie Al-Kaidy: przetrzebiona, przeniosła się do Syrii i Iraku (mówi się o około stu członkach tej organizacji, za którymi ugania się pół miliona żołnierzy z całego świata).

Owszem, Afgańczycy masowo korzystają z sądów talibańskich, bo są one nieprzekupne i szybko egzekwują wyroki. Ale też nie więcej niż 10 proc. Afgańczyków miałoby być zwolennikami powrotu talibów do władzy. Wedle różnych prognoz wyjście Amerykanów z kraju ma zapowiadać ich tryumfalny powrót do władzy albo też ostateczne załamanie się ich racji bytu.

Wrezcie, talibowie pozostają wcielonym złem dla Waszyngtonu i afgańskiej elity politycznej, ale równocześnie pożądanym i koniecznym partnerem do rozmów politycznych, które muszą nastąpić, aby doszło do politycznej stabilizacji Afganistanu (rozmowy takie – m.in. przy naciskach ze strony Waszyngtonu – są prowadzone, przy czym odpowiedzialnością za ich fiasko najczęściej obwiniany jest prezydent Karzaj).

ODGRZEWANE SCENARIUSZE

Lista pytań bez odpowiedzi jest długa. Kuszą schematy używane przy analizie sytuacji w Afganistanie w przeszłości: interwencja sowiecka i towarzysząca jej krwawa wojna dojrzewała w cieniu „zimnej wojny”; wojna w latach 90. XX w. żywiła się rywalizacją sąsiadów Afganistanu.

Dziś nic nie wskazuje na to, aby Pakistan dobrowolnie zrezygnował z podsycania konfliktu w Afganistanie w trosce o własne zaplecze w rywalizacji z Indiami. Ale innym sąsiadom nowa wojna nie jest potrzebna – szkodziłaby m.in. Chinom, w których kieszeni siedzi Pakistan. A Iran? Zbroił talibów przeciwko Amerykanom w ostatnich latach, lecz jutro może być faktycznym sojusznikiem Waszyngtonu, jak jest nim dzisiaj w Iraku (USA i Iran wspierają wspólnie Bagdad w walce z Al-Kaidą w zachodnim Iraku). Zmienił się świat – zwłaszcza Azja – w ciągu tych 13 lat: inne są dziś Chiny, Indie, Rosja, Iran...

A tymczasem kuszą dawno napisane scenariusze: Afganistan jako pobojowisko brytyjskiego imperium, gwóźdź do trumny imperium sowieckiego. Czy Kabul padnie od razu? Czy też może po trzech latach, jak po wyjściu Sowietów? A może po dwóch, jak po wyjściu Amerykanów z Sajgonu? A może jednak wcale nie „padnie”?

A co z USA i NATO po Afganistanie? Czy kac i dekadencja, czy może jednak lekcja, którą można odrobić? Przecież Amerykanie przeszli już taką lekcję w latach 70., między wojną w Wietnamie a prezydenturą Ronalda Reagana.

***

A może faktycznie jest w afgańskiej glebie to coś, co sprawia, że od ponad stu lat – od 1901 roku – aż do dziś żaden przywódca Afganistanu nie zmarł we własnym łóżku, w rodzinnym domu? Tylko w dobrych czasach afgańskiego pokoju między końcem wojny z Brytyjczykami (1919 r.) a interwencją sowiecką (1979 r.) wygnano trzech królów, zabito dwóch, a także zamordowano dwóch prezydentów. Może za wiele nie można sobie uzurpować?

Konia z rzędem temu, kto przeniknie zapadający nad Afganistanem zmierzch i dojrzy poranek dnia następnego. Chwała temu, kto dobrze wyczuł Weltgeist, który daleko za nami zostawił spokojny dzień 10 września 2001 r. i tamten, w sumie poukładany, świat – i rwie naprzód, kpiąc sobie z rozmaitych mądrali.


KRZYSZTOF STRACHOTA jest ekspertem Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia, kierownikiem Zespołu Turcji, Kaukazu i Azji Centralnej. Wielokrotnie podróżował po regionie. Stale współpracuje z „TP”.

Mój Afganistan
Powyżej oraz na okładce numeru znalazły się fotografie pochodzące z konkursu „Misja: mój Afganistan". Wykonali je polscy żołnierze i pracownicy cywilini polskiej misji: Jacek Dutkiewicz, Sebastian Kinasiewicz, Wojciech Kluczewski, Jacek Matuszak, Artur Pinkowski, Adam Roik i Paweł Szewczyk. Więcej fotografii w wydaniu papierowym oraz na Facebooku: facebook.com/mojafganistan

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2014