Zły indywidualizm

W Polsce nie brakuje inteligentów, ale wątpliwa jest obecność "inteligencji". Brakuje świadomości wspólnoty, która przekracza etosowo-polityczne zróżnicowania.

03.03.2009

Czyta się kilka minut

Ileż to razy w ciągu mego życia rozprawiano o inteligencji! Dla władz peerelowskiej partii-państwa zawsze była to grupa niewygodna. Wielekroć przepowiadano jej kres, a właściwie najchętniej by się jej pozbyto, kiedy zaś okazywało się to niemożliwe, stosowano różne zabiegi, żeby ją pozyskać, co - tak naprawdę - udawało się całkiem dobrze. Choć pozostaje faktem, że ostatecznie partia-państwo poniosła sromotną klęskę, bo przeważająca część inteligencji stała się obok robotników wielkoprzemysłowych najważniejszą siłą opozycji wobec reżimu.

Moją wypowiedź chcę podzielić na dwie części: socjologiczną, referującą sposób definiowania i badania inteligencji, oraz drugą, jeśli tak rzec można: przekorną wobec empirycznej socjologii.

Beneficjenci zmian

Punktem wyjścia dyskusji w "TP" było doniosłe dzieło o dziejach inteligencji Macieja Janowskiego, Jerzego Jedlickiego i Magdaleny Micińskiej, ja zaś chciałbym się odwołać do ustaleń socjologów-empiryków z książki wydanej przez Instytut Filozofii i Socjologii PAN. Z badań przeprowadzonych w okresie polskiej transformacji wynika, że trudno mówić o zaniku inteligencji, rozumianej jako kategoria ludzi z wyższym wykształceniem i pełniących szczególne, rzadkie, wymagające dłuższego przygotowania i cenione społecznie role zawodowe. Co prawda Henryk Domański zwraca uwagę na fakt, że w ostatnich latach zmniejszyło się znaczenie wyższego wykształcenia jako czynnika wyznaczającego pełnienie "inteligenckich ról zawodowych" (to znaczy, że niżej wykształceni przejmują role dotąd zastrzeżone dla najwyżej wykształconych), ale zarazem w żaden sposób nie można mówić o zaniku prestiżu społecznego inteligencji. Można wręcz powiedzieć, że wysoka pozycja inteligentów jest niezachwiana. Co ciekawe, ogół inteligentów ma całkiem realistyczne poczucie tej wysokiej pozycji.

Nie potwierdzają się więc opinie, że cała inteligencja straciła na transformacji. Jest zgoła odwrotnie: wszystkie znane mi wyniki badań, włącznie z moimi własnymi, prowadzonymi w dwóch małych miastach, pokazują, że inteligenci - i to właśnie jako warstwa społeczna - zyskali bardzo, jeśli zgoła nie najbardziej, w czasie wielkiej przemiany. Tabele przygotowane przez Henryka Domańskiego, porównujące w kilku momentach czasowych (od 1992 do 2004 r.) położenie inteligencji w porównaniu z innymi grupami (włącznie z prywatnymi właścicielami), pokazują, że miała ona na ogół najwyższe dochody - szczególnie w przeliczeniu na głowę w rodzinie.

Ciekawe studium Domańskiego i Macha wskazuje jednak i na to, że do zawodów inteligenckich wkrada się coraz więcej "nie-inteligentów", co w istocie osłabia, jak mówią autorzy, demograficzną tożsamość inteligencji. Zakładają zatem, że inteligenckie zawody są często dziedziczone i że w ogóle dziedziczenie rodzinnego dorobku i poziomu wykształcenia jest jedną z ważnych cech inteligencji. Fakt, że niepochodzący z rodzin inteligenckich ludzie stają się inteligentami, dowodzi otwartości tej warstwy, jednak jej "rdzeń" opiera się na pozycjach dziedziczonych.

W teatrze i w kawiarni

Z drugiej strony, jeśli rozszerzyć sens kategorii także o uczestnictwo w polityce i kulturze, to znowu okazuje się, że zarówno uczestnictwo w wyborach, jak i udział w organizacjach społecznych najwyższe jest wśród inteligentów - a więc tych, którzy pełnią wyspecjalizowane role zawodowe. Podobnie jak uczestnictwo w kulturze, mierzone liczbą posiadanych i czytanych książek, czytelnictwem prasy i chodzeniem do teatru. To wyniki nudnie banalne, ale pokazują, że w naszej demokracji nie powstały żadne inne warstwy, które mogły­by i chciałyby konkurować z konsumpcją kulturalną "tradycyjnego" inteligenta.

Dotykamy tu sprawy, która, być może, nakazuje wzbogacić definicję inteligencji, dodając do pełnienia szczególnych ról i wykształcenia - styl życia (mówił o tym zresztą w "TP" Maciej Janowski). Człowiek wykształcony, świadomy swojej wiedzy i fachowego przygotowania, na ogół stara się nie tylko przekazywać tę wiedzę innym, ale spełnia swe powołanie, wyrażając szacunek dla wiedzy, dla wysiłku umysłowego i dla sztuki. Inteligent z krwi i kości nie tylko pełni jakąś rolę społeczną, daje także świadectwo wartościom kultury i osiągnięciom ludzkiego umysłu, kultury i ducha. Dlatego w wynikach badań socjologicznych kryje się pewien paradoks: wykonawca inteligenckiego zawodu nie zawsze czuje się "inteligentem" i nie zawsze tak będzie postrzegany. Konieczne jest, aby czuł się związany z kręgiem ludzi zanurzonych w kulturze i zainteresowanych, po obywatelsku, życiem społecznym. Nie ulega wątpliwości, że ten element podzielanego z innymi, grupowego powołania, a także poczucie współodpowiedzialności za świat - to dopiero domyka definicyjnie określenie "inteligenta". Wiedza i wykształcenie zobowiązuje.

Nieporozumienie z klasą średnią

Niektórzy przeciwstawiają inteligencję "tradycyjną" dla Polski i Europy Wschodniej - "zachodniej" klasie średniej jako tej, która przejmie albo powinna przejąć jej funkcje społeczno-polityczne. Klasę średnią opisuje się jako warstwę "nowych kapitalistów", przedsiębiorców, biznesmenów i co najwyżej - przedstawicieli tzw. wolnych zawodów (ich wcieleniem na pewno stali się w III RP prawnicy). Przemiany systemowe skłaniają też niektórych do konstatacji, że oto nadchodzi kres inteligencji, bo przekształci się ona w kategorię professionals, niemających społecznych czy kulturalnych ambicji.

Wszystko to oparte jest na nieporozumieniu. To prawda, że tradycyjnie klasa średnia, składająca się z niezależnych, samodzielnie działających na rynku obywateli uważana jest za ostoję demokratycznego ładu. Henryk Domański wskazywał, że właśnie polityczne, pro-demokratyczne zaangażowanie klasy średniej czyni z niej "bazę dla demokracji". Tyle tylko, że od dawna klasa średnia to nie warstwa drobnych i średnich przedsiębiorców, ale w coraz większym stopniu klasa owych professionals. Więcej: w dużym stopniu rdzeń klasy średniej utożsamia się z "klasą umysłową", z ludźmi wysoko wykształconymi, pełniącymi najbardziej cenione role społeczne.

Bez względu na historyczne uwikłania rozumienia "inteligencji" w całej Europie Wschodniej jestem gotów twierdzić, że w obecnych demokratycznych społeczeństwach mamy odpowiedniki naszej "inteligencji": środowiska głęboko zaangażowane w życie społeczne, w politykę i w kulturę. Fakt, że klasa średnia w Europie i Ameryce przekształca się coraz bardziej w "klasę umysłową" - stanowiłby potwierdzenie tego przekonania.

Wspólnota pękła

Kiedy się mówi o zaniku inteligencji, chodzi być może o zanik poczucia wspólnoty wartości, za którymi się opowiada, i które stoją za "inteligenckim powołaniem". Osobiście z dużym trudem godzę się z tym, że ukształtowane w młodości przekonanie o istnieniu w miarę spójnego, w zasadzie powszechnie podzielanego inteligenckiego etosu, które było tak ważne dla lat 70. i 80. w Polsce - jest w istocie nieprawdziwe. Takie książki, jak "Próby świadectwa" Strzeleckiego czy "Rodowody niepokornych" Cywińskiego, a także publicystyka "Tygodnika Powszechnego" (czytanego przez wszystkich inteligentów, a nie tylko katolików), tworzyły przeświadczenie o wspólnocie inteligenckiej hierarchii wartości. Zaraz z przyjściem wolności okazało się jednak, że wspólnota pękła i że co więcej: przyczyną podziałów stały się sprawy zupełnie fundamentalne, jak choćby założenie o wartości tolerancji. Gdy znikł wróg i wspólne zadanie dawania świadectwa wartościom - zbladło poczucie wspólnoty. Z trudem przyszło zaakceptować fakt, że inteligent, bo uniwersytecki profesor, Ryszard Legutko pisze pamflet przeciw tolerancji, a kategoria wolności i podmiotowości ulatnia się z wypowiedzi innych inteligentów, którzy stali się członkami Rodziny Radia Maryja.

Wydaje mi się, że właśnie ten głęboki podział w świecie wartości może wpływać na przekonanie, że "inteligencja zanika". Jest to tym bardziej przykre, że wyraża się on przede wszystkim w postaci politycznej: partyjnych opcji i sympatii. Zanika coś, co wydawało się ważne dla samej definicji inteligencji, a więc owo poczucie wspólnego powołania, by świadczyć o wyższych, duchowych, umysłowych i kulturowych wartościach, o ludzkich przymiotach umysłu i serca. Coś, co można też nazwać "wewnętrzną niepodległością", a więc i odwagą myślenia samodzielnego, a nie - w jakimkolwiek sensie - partyjnego.

Kwestia zaangażowania

Z badań wiemy, że inteligenci najczęściej uczestniczą w życiu politycznym i najczęściej tworzą zręby społeczeństwa obywatelskiego, czyli niezależnych organizacji społecznych. Dane te, choć istotnie dla inteligentów korzystne, są jednak żałosne, jeśli wziąć pod uwagę liczby bezwzględne.

Gdy myślę o inteligencji w Polsce po 1989 r., to myślę przede wszystkim o braku działań społecznych, o generalnym braku zaangażowania w tworzenie bujnego życia społecznego, w tym takich form, które pomagałyby gorzej wykształconym i zagubionym społecznie wejść w nowy ład. Mam na myśli tło przedwojenne, gdzie - jak to pokazywano w dotychczasowej dyskusji - mamy do czynienia z pewną "inteligencką kastowością", ale zarazem widzimy przykłady powszechnego zaangażowania inteligencji w działania społeczne, edukacyjne, spółdzielcze, kulturalne. Do dziś sądzę, że gdyby dało się choć w połowie utworzyć taki ruch jak przedwojenny, mielibyśmy teraz nieco inną - na pewno lepszą i dostatniejszą Polskę.

Sam usiłowałem po 1990 r. takie dzieło zapoczątkować, nawiązując do ruchu Uniwersytetów Ludowych w przedwojennej Polsce. Ale - muszę przyznać z pokorą - nie byłem w stanie uruchomić organizacji, którą założyliśmy z kilkoma kolegami, jakże wcześniej zaangażowanymi w działalność "solidarnościowego podziemia". Do dziś się tego wstydzę, choć była to zarazem ważna lekcja dla socjologa: pokazała odwrócenie się ludzi od wspólnotowych strategii, a skierowanie się, także inteligencji, ku całkiem osobistym, prywatnym celom. "Zły indywidualizm", jak go czasem nazywam, zwyciężył wśród wzorcotwórczej nadal inteligencji. Można się cieszyć jedynie z tego, że jakaś garstka wciąż realizuje społeczny etos inteligencji, częściej zresztą na prowincji niż w stolicy i wielkich metropoliach.

***

Czas jednak na "socjologiczną przekorę": wbrew twardym danym nasuwa mi się myśl, że w Polsce istotnie nie znikli inteligenci, ale wątpliwa jest obecność "inteligencji". Jeśli nawet zgodzić się, że trudno mówić o jednym "inteligenckim etosie", to okazuje się, że brakuje czegoś jeszcze więcej: świadomości wspólnoty, która przekracza etosowo-polityczne zróżnicowania i przynajmniej na tyle jest wspólnotą, że ceni sobie wolność myśli, wolność twórczą i prawo do tego. Mam wrażenie, że rozbiło się i zagubiło wśród polskich inteligentów nawet to najogólniejsze przekonanie o powołaniu człowieka wykształconego i myślącego.

"Inteligencja", która do niedawna stanowiła tak silną i spojoną poczuciem wspólnoty grupę, rozpłynęła się w skłóconą, podzieloną, negującą poczucie wspólnoty zbiorowość wykształconych jednostek, czy może raczej wykształconych rodzin i rodzinno-przyjacielskich grupek, także środowiskowych "watah", trzymających się razem i wrogo skierowanych przeciwko innym "watahom". W tym sensie, istotnie, można mówić o zaniku inteligencji.

IRENEUSZ KRZEMIŃSKI jest socjologiem i publicystą, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego i członkiem zarządu polskiego PEN Clubu. Zajmuje się procesami zmian zachodzących w społeczeństwach demokratycznych oraz antysemityzmem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]