Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Marcin Łukasz Makowski (ur. 1986)
To jasne, że w całej analizie bolączek obecnych 18-latków nie o nich wcale chodzi, ale o krytykę neoliberalnej podstawy nadwiślańskiej demokracji. Młodzież wydaje się w artykule Sowy jedynie figurą retoryczną, swoistym papierkiem lakmusowym kondycji Polski po transformacji. Nie byłoby w tym jednak nic złego: ot, nie pierwszy raz w historii poznaje się po owocach, a że owoce przegniłe, albo inaczej - bez smaku - to i do drzewa trzeba przystawić siekierę. Problem zaczyna się jednak w momencie, w którym uświadomimy sobie, że wymagamy zbyt wiele, zbyt szybko i nie od tych, co trzeba.
Winni bierności licealistów zostali naszkicowani: to (niewidzialna) ręka kapitalizmu oraz pan Michnik i inni liberałowie, bowiem bezkrytycznie uwierzyli w wolność, która wyzwala, ale nie obezwładnia. Resentyment jest widoczny: w PRL-u było źle, ale co za energia, ludzie tworzyli związki, młodzież biła się za idee. A teraz? Trawa, zblazowanie i Facebook.
Mam wrażenie, że Jan Sowa nie chce widzieć prawdziwej przyczyny obecnego stanu rzeczy. Jeśli młodzież jest bierna, to nie wina neoliberalizmu i dostatku, ale niedojrzałości gruntu, na którym rozwija się polskie społeczeństwo obywatelskie. Właściwie nikomu w czasach późnego komunizmu nie przyszło do głowy, aby położyć podwaliny teoretyczne pod przyszły system. Dlaczego? Dlatego że nikt, łącznie z ks. Tischnerem (późniejszym piewcą liberalizmu chrześcijańskiego), nie przeczuwał skali zwycięstwa i odpowiedzialności, która na nas spadnie po roku ’89. To nie logika rynkowego kapitalizmu wpływa na bierność nastolatków, ale nieprzygotowanie do wyzwań i możliwości, które kapitalizm przed nami stawia. Zamiast płaczu nad marazmem warszawskich prywatek i stawiania Masłowskiej czy Ożarowskiej w rolach słowiańskich Sybilli, proponuję poważną refleksję. Może tym razem na temat młodej burżuazji?