Złe drzewo rodzi wyblakłe owoce

Głos Jana Sowy w sprawie bierności pokolenia III RP jest jak lament dziecka nad nudą przeciągających się wakacji.

13.04.2010

Czyta się kilka minut

Marcin Łukasz Makowski (ur. 1986)

To jasne, że w całej analizie bolączek obecnych 18-latków nie o nich wcale chodzi, ale o krytykę neoliberalnej podstawy nadwiślańskiej demokracji. Młodzież wydaje się w artykule Sowy jedynie figurą retoryczną, swoistym papierkiem lakmusowym kondycji Polski po transformacji. Nie byłoby w tym jednak nic złego: ot, nie pierwszy raz w historii poznaje się po owocach, a że owoce przegniłe, albo inaczej - bez smaku - to i do drzewa trzeba przystawić siekierę. Problem zaczyna się jednak w momencie, w którym uświadomimy sobie, że wymagamy zbyt wiele, zbyt szybko i nie od tych, co trzeba.

Winni bierności licealistów zostali naszkicowani: to (niewidzialna) ręka kapitalizmu oraz pan Michnik i inni liberałowie, bowiem bezkrytycznie uwierzyli w wolność, która wyzwala, ale nie obezwładnia. Resentyment jest widoczny: w PRL-u było źle, ale co za energia, ludzie tworzyli związki, młodzież biła się za idee. A teraz? Trawa, zblazowanie i Facebook.

Mam wrażenie, że Jan Sowa nie chce widzieć prawdziwej przyczyny obecnego stanu rzeczy. Jeśli młodzież jest bierna, to nie wina neoliberalizmu i dostatku, ale niedojrzałości gruntu, na którym rozwija się polskie społeczeństwo obywatelskie. Właściwie nikomu w czasach późnego komunizmu nie przyszło do głowy, aby położyć podwaliny teoretyczne pod przyszły system. Dlaczego? Dlatego że nikt, łącznie z ks. Tischnerem (późniejszym piewcą liberalizmu chrześcijańskiego), nie przeczuwał skali zwycięstwa i odpowiedzialności, która na nas spadnie po roku ’89. To nie logika rynkowego kapitalizmu wpływa na bierność nastolatków, ale nieprzygotowanie do wyzwań i możliwości, które kapitalizm przed nami stawia. Zamiast płaczu nad marazmem warszawskich prywatek i stawiania Masłowskiej czy Ożarowskiej w rolach słowiańskich Sybilli, proponuję poważną refleksję. Może tym razem na temat młodej burżuazji?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2010