Trzoda chlewna i dogmaty

Balcerowicz twierdzi, że dla jego programu nie było alternatywy, ale nie tłumaczy, dlaczego odmienne rozwiązania musiałyby skończyć się klęską.

23.11.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Damian Klamka / EAST NEWS
/ Fot. Damian Klamka / EAST NEWS

Leszek Balcerowicz zapewne nie obraziłby się, gdyby ktoś nazwał go (który to raz?) „liberalnym fundamentalistą”. Ostatecznie fundamentalista to ktoś broniący pryncypiów, a w książce „Trzeba się bić”, wywiadzie rzece, który przeprowadziła z nim Marta Stremecka, stawia się w roli obrońcy liberalizmu gospodarczego i powtarza wolnorynkowe prawdy podstawowe – niska inflacja, własność prywatna, deregulacja, antyetatyzm. Na pewno jednak zaprotestowałby, gdyby ktoś przypiął mu łatkę dogmatyka.

W „Trzeba się bić” swoją metodę poznawczą opisuje jako zdroworozsądkową: „Zaczynałem więc od konkretnych problemów, czytałem istniejącą literaturę, przede wszystkim taką, która badała rzeczywistość, i dochodziłem do pewnych uogólnień. Analizowałem różne problemy i niezależnie od tego, czy ich rozwiązania nazwiemy liberalnymi, czy nie, jedne były lepsze od drugich. I tak się składało, że te lepsze były po stronie wolnościowej (...) Dopiero gdy ugruntowałem w ten sposób swoje poglądy na podstawie empirycznej pracy, przeczytałem Hayeka, von Misesa, Friedmana, Poppera, zresztą z wielkim zainteresowaniem”.

Opowieść o ekonomiście, który został liberałem nie dlatego, że uwiodła go teoria, ale ze wględu na nieodpartą moc dowodów empirycznych, pasuje do autoportretu, jaki maluje. Ambitny, pracowity i twardo stąpający po ziemi człowiek z prowincji (wychowywał się pod Toruniem w rodzinie dyrektora państwowej tuczarni świń), rozumiejący bolączki ludzi pracy na wszystkich szczeblach drabiny społecznej (na uczelni przyjaźni się ze sprzątaczkami) i niewykazujący szczególnej cierpliwości dla deliberujących bez końca intelektualistów i polityków.

Kiedy Stremecka ironizuje na temat krycia loch jako istotnego wskaźnika gospodarczego, profesor oburza się niczym dobry gospodarz i poucza, że tylko pięknoduchy śmieją się z tak poważnej kwestii, od której zależy ilość mięsa w sklepach. Zapytany o swoją rolę w życiu publicznym, przywołuje określenie, które usłyszał w Waszyngtonie – technopol, człowiek wchodzący do polityki, aby rozwiązać konkretny problem.

Balcerowicz nie jest jednak precyzyjny. „Technopol”, określenie ukute w latach 90., służyło do opisu polityków, którzy reformowali gospodarki krajów Ameryki Łacińskiej, kierując się pewnością, że tylko gospodarka wolnorynkowa przyniesie im trwały wzrost. Skutki reform takich polityków-specjalistów, jak Domingo Cavallo w Argentynie czy Fernando Henrique Cardoso w Brazylii, nie były jednoznaczne – w Argentynie nieoczekiwanie wzrósł dług publiczny, w Brazylii skoczyło bezrobocie. W tym kontekście ten termin wydaje się rzeczywiście dobrze opisywać rolę, jaką u nas odegrał Leszek Balcerowicz. Tyle że nie pasuje do definicji bezstronnego eksperta.

Liberalizm niewywrotny

Autor słynnej reformy zapewnia wprawdzie: „Cały czas staram się być otwarty na badania, które mogą zaprzeczyć moim poglądom”, jednak nie dostarcza zbyt wielu dowodów tej otwartości. Nie wchodzi w dyskusję z ekonomistami, którzy reprezentują poglądy odmienne od jego własnych. Szybko rozstrzyga bodaj największą debatę w XX-wiecznej ekonomii: „Strony socjalistycznej bronił Oskar Lange, uchodzący za wybitną postać polskiej ekonomii. Po drugiej stronie stanęli twardzi przeciwnicy gospodarki planowej Ludwig von Mises, Friedrich Hayek i inni liberałowie. Przeczytałem tę dyskusję, gdy sam już przemyślałem wiele rzeczy i nie mogłem uwierzyć, że tak wielu przedstawicieli zachodniej ekonomii uznało zwycięstwo Langego”.

Karl Popper, kolejny spośród cenionych przez niego myślicieli, nazywał schematem niewywrotnym rozumowanie, któremu nie sposób zaprzeczyć, ponieważ dostarcza od razu wyjaśnień dla prób podważenia jego prawdziwości. Dla Poppera schematem niewywrotnym były psychoanaliza, tłumacząca niezgodę na swoje podstawowe twierdzenia mechanizmem represji, i marksizm, wedle którego każdy krytyk marksistowskiego rozpoznania rzeczywistości społeczno-gospodarczej ulegał fałszywej świadomości.

Rolę represji i fałszywej świadomości w liberalizmie Balcerowicza odgrywa etatyzm. U polityków można go jeszcze zrozumieć, wynika po prostu z populistycznej troski o poparcie wyborców. W przypadku ekonomistów jest czymś w rodzaju choroby, której przyczyny nie są znane, a która uniemożliwia rzetelne analizowanie gospodarki.

Liberalizm niewywrotny przekłada się na opis reform polskiej ekonomii. Co prawda Balcerowicz przyznaje, że w pierwszych tygodniach 1990 r. zżerał go niepokój, czy jego program zadziała, ale jednocześnie twierdzi, że nie było alternatywy. Zarazem nie daje żadnego przekonującego wyjaśnienia, dlaczego niektóre rozwiązania odmienne od przyjętych nie mogły się jego zdaniem udać. Opowiada np., że na początku lat 90. pojawili się u niego rzecznicy własności pracowniczej z USA: „My tę lekcję przerobiliśmy już 10 lat wcześniej za czasów pierwszej Solidarności, kiedy o prawdziwej prywatyzacji nie mogło być mowy, dlatego odpowiedziałem im: »Zróbcie to najpierw u siebie«”.

Fragment o okresie pierwszej Solidarności dowodzi jednak, że ta lekcja nie została przerobiona zbyt dokładnie. 10 lat wcześniej Balcerowicz debatował ze współpracownikami jedynie o samorządzie pracowniczym w państwowych zakładach pracy. Kwestia własności pracowniczej, a nie jedynie samorządu załóg, wymagałaby nowej dyskusji – zwłaszcza w sytuacji, kiedy można było ją faktycznie wprowadzić. „Zróbcie to najpierw u siebie” nie jest wystarczającym wytłumaczeniem, dlaczego jej nie podjęto. Zwłaszcza że inne pomysły, np. prywatyzacja bonowa, raczej nie zakończyły się sukcesem i nie uczyniły z Polaków „społeczeństwa posiadaczy”.

Wolny rynek państwowy

W „Trzeba się bić” szczególnie ciekawe są fragmenty, w których Balcerowicz porzuca liberalne prawdy podstawowe, jednocześnie twierdząc, że robi to w trosce o rozwój wolności gospodarczej. Znamienna jest tu różnica zdań z Miltonem Friedmanem, który uznał popiwek, drakoński podatek mający zablokować podwyżki w zakładach pracy i w ten sposób hamować inflację, za nieuprawnioną ingerencję państwa w gospodarkę. Balcerowicz tak relacjonuje rozstrzygnięcie sporu: „Spotkaliśmy się na lunchu i powiedziałem mu, że nie rozumie sytuacji, że chodzi tylko o przejściową, nie stałą kontrolę płac w przedsiębiorstwach, które jeszcze nie podlegają normalnym zasadom rynkowym, bo są państwowe”. Własność państwowa ułatwiła zatem wolnorynkowemu ministrowi zahamowanie inflacji metodami sprzecznymi z wolnorynkowym credo.

Ta ironia nie wpłynęła jednak na zniuansowanie poglądów Balcerowicza. Na swobodnym podejściu do liberalnych przykazań przy jednoczesnym przekonaniu, że broni fundamentów liberalizmu gospodarczego, zasadza się również jego stanowisko w najważniejszym polskim sporze ekonomicznym ostatnich lat: o OFE.

Wersja, którą przedstawia w „Trzeba się bić”, jest łudząco klarowna: „Tym razem już chodziło o coś znacznie gorszego – o przejęcie połowy emerytalnych oszczędności zgromadzonych już przez 16 milionów Polaków w OFE, a w ostatecznym rozrachunku – o zabranie im wszystkich pieniędzy z kont w OFE! Na dodatek wmawiano ludziom, że to tylko przełożenie tych pieniędzy do ZUS. A co to jest ZUS? Wielu ludzi w Polsce myśli, iż tam są gromadzone ich składki i że z tych pieniędzy sfinansuje się ich emerytury. A tych nagromadzonych wpłat nigdy nie było i nie ma, bo są od razu wydawane na bieżące emerytury tych, którzy już nie pracują”. Trudno o bardziej oburzający zabieg – rząd zabrał prywatne oszczędności Polaków, żeby spłacić swoje zobowiązania wobec obecnych emerytów.

Balcerowicz ani słowem nie wspomina jednak o tym, że jego reforma emerytalna z 1998 r. przyniosła skutek, który zaniepokoiłby każdego liberała, czyli zwiększyła dług publiczny. Część składek emerytalnych osób pracujących została przeniesiona do II filaru, ale od tego nie ubyło emerytów pobierających świadczenia z ZUS. Różnicę musiało pokryć państwo, zaciągając dług u obywateli. Takie rozwiązanie miało przyczynić się do rozwoju rynku kapitałowego – zakładano, że inwestycje z OFE pozwolą rosnąć polskiej giełdzie. Podobnie jak w przypadku popiwku, to państwo miało ponieść ciężar budowy systemu wolnorynkowego.

Obrońca popiwku i twórca reformy emerytalnej z 1998 r. okazuje się zatem liberałem mocno niekonsekwentnym. Niekonsekwencje – czy też, jak chce sam Balcerowicz, „nieuleganie bezkrytycznie autorytetom” – nie muszą być same w sobie złe. Dobrze pasują do wizerunku specjalisty otwartego na różne propozycje i szukającego rozwiązań dla konkretnych wyzwań. Problem w tym, że w „Trzeba się bić” są albo przemilczane, albo bagatelizowane, aby utrzymać wizerunek obrońcy zdroworozsądkowych, fundamentalnych zasad liberalizmu gospodarczego. Ponieważ profesor niezłomnie wierzy, że kapitalizm wolnorynkowy jest zawsze bardziej efektywny i innowacyjny niż socjalizm (utożsamiany tu z centralnym planowaniem), to nawet wówczas, kiedy sięga po rozwiązania sprzeczne z logiką wolnorynkową, nazywa to działaniem na rzecz wolności gospodarczej. I sam nie zauważa, kiedy zamienia się w obrońcę dogmatu.

Zapytany o koszty społeczne swoich reform, prof. Balcerowicz irytuje się i odpowiada, że należałoby raczej zapytać o koszty zaniechania reform. Pytanie o koszty nie musi być jednak podyktowane wyłącznie „roszczeniową mentalnością” czy „etatyzmem”. Może mieć na celu poszukiwanie innych rozwiązań. Nie biorąc ich pod uwagę, również popełnia się grzech zaniechania. Gdyby zadano je w porę, być może niektórzy polscy liberałowie nie musieliby udzielać wywiadów, jak mówi Balcerowicz, tonem skruszonych gangsterów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, historyk idei, publicysta. Szef działu Obywatele w forumIdei Fundacji im. Stefana Batorego, zajmuje się ruchami i organizacjami społecznymi oraz zagadnieniami sprawiedliwości społecznej. Należy do zespołu redakcyjnego „Przeglądu Politycznego”. Stale… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2014