Do Polski jak na safari

Martin Winstone, brytyjski historyk: Generalne Gubernatorstwo wyróżniało się bezprecedensową skalą terroru.

05.10.2015

Czyta się kilka minut

Niemiecki posterunek na Wawelu, rezydencji Hansa Franka / Fot. NAC
Niemiecki posterunek na Wawelu, rezydencji Hansa Franka / Fot. NAC

MARCIN MAKOWSKI: Swoją książkę zaczyna Pan w sposób niezwykły: od streszczenia przewodnika turystycznego po Generalnym Gubernatorstwie, przeznaczonego dla Niemców. Jak wyglądała okupowana Polska oczami niemieckiego turysty?
MARTIN WINSTONE: Tak się składa, że mam ten przewodnik ze sobą. To niewielka książeczka, wydana przez Baedekera, najbardziej cenione wydawnictwo turystyczne w Niemczech. Gdy pierwszy raz zacząłem ją czytać, od razu zwróciłem uwagę na niezwykle rasistowskie i kolonialne postrzeganie podbitych polskich terenów. Właściwie każde opisywane miasto ma mieć teutońskie korzenie, wszędzie w przeszłości Polski Niemcy mieli odcisnąć swoje cywilizacyjne piętno... Na przykład Kraków opisany jest jako miasto z gruntu niemieckie. Wszystko to służyło oczywistemu zabiegowi: III Rzesza starała się udowodnić, że podbijając te tereny, w rzeczywistości przywraca tu kulturę, która je uformowała. Intrygujące są też opisy całych tras turystycznych. Podbitą Polskę Niemiec może zwiedzać, chodząc tylko do hoteli, kin i restauracji przeznaczonych jedynie dla Niemców.

Szlakiem nur für Deutsche przez Gubernię?
To wyglądało tak, jakby autorzy przewodnika chcieli podpowiedzieć, jak przejechać przez Polskę, nie stykając się z jej mieszkańcami. Mamy zresztą źródłowe przekazy np. urzędników wizytujących podbitą Polskę, którzy zachowują się niemal tak, jakby byli na safari... A zaczynam moją książkę od tego przewodnika, bo w pewnym sensie tłumaczy on, jak na terytorium GG mogło dojść do tak okropnych zbrodni. Niemcy czuli się tu jak w rezerwacie wymierających ras, wszystko, co polskie i żydowskie, traktowali jako obce.

Dlaczego nazywa Pan ten obszar „mrocznym sercem Europy Hitlera”?
Bo nawet na tle całej brutalnej nazistowskiej okupacji w pozostałej Europie GG wyróżnia się bezprecedensową skalą terroru. Czesław Miłosz ubolewał kiedyś nad tym, jak wiele uwagi poświęca się masakrom we francuskim Oradour-sur-Glane czy czeskich Lidicach, które stały się symbolem niemieckich zbrodni podczas II wojny światowej, a jednocześnie milczy się o setkach polskich miejscowości, które zostały wymordowane na terenie okupowanej Polski. Może dlatego Miłosz nazwał GG „mechaniczną rzeźnią”. To tutaj była też największa społeczność żydowska w Europie, na tej ziemi urządzono epicentrum Holokaustu.

Choć GG nie obejmowało Auschwitz, który to obóz w powszechnej opinii utożsamiany jest z Holokaustem.
To był jeden z powodów, dla których chciałem napisać tę książkę. Auschwitz powinno być fundamentem wiedzy o Zagładzie Żydów, ale jednocześnie było tak wiele innych miejsc Zagłady, z których nie ocalał praktycznie nikt, kto mógł opowiedzieć ich historię. Najprawdopodobniej tylko dwie osoby ocalały z obozu w Bełżcu. Dwie! Szacuje się, że około dwóch milionów Żydów zostało zamordowanych na terytorium GG – w porównaniu z milionem w Auschwitz. Być może właśnie ze względu na brak świadectw i rozproszenie mało kto na Zachodzie słyszał o Sobiborze, Treblince, Majdanku. Poza tym ważny był czas. Niemcy okupowali Kijów przez dwa lata, a Kraków przez pięć. Nawet tylko ten czynnik i represje wobec ludności cywilnej sprawiły, że można nazwać Gubernię „mrocznym sercem Europy”.

Można powiedzieć, że nie tylko serce było mroczne, ale też głowa chora. Amerykański psycholog, który badał Hansa Franka podczas procesu norymberskiego, stwierdził, że był on „jednym z najinteligentniejszych weteranów partyjnych [NSDAP], a jednocześnie jednym z najbardziej niestabilnych emocjonalnie”. Jak jego charakter przekładał się na styl rządzenia w GG?
To dobre pytanie, bo faktycznie sposób rządzenia okupowanymi terytoriami odzwierciedlał te dwie natury Franka. Był on na tyle inteligentny, by zdać sobie sprawę, że terror nie wystarcza do utrzymania względnego porządku w GG, które musiało dostarczać surowców i żywności dla Wehrmachtu. Z drugiej strony ten sam psycholog, opisując relacje Franka z Hitlerem, zwracał uwagę na potrzebę akceptacji ze strony Franka, graniczącą z desperacją. A Hitler nie ukrywał, że jego cele były proste: Polacy i Żydzi powinni być stopniowo eliminowani z przestrzeni publicznej. Gdy zatem Frank słał do niego listy z prośbą o złagodzenie tego kursu i nie dostawał odpowiedzi, po prostu nic nie robił. Być może tu przejawiała się jego inteligencja i niestabilny charakter: że choć dzielił z Hitlerem długoterminowe cele totalnej germanizacji tych ziem, to zarazem twierdził, że powinno się je „wyciszyć” na czas wojny z powodów praktycznych. Był w tym jednak nieskuteczny, ograniczał się do przemówień, wykładów i myślenia życzeniowego. Frank nie miał pełnej kontroli nad zarządzanymi przez siebie ziemiami, prawdopodobnie to sprawiło, że czuł się jak w klinczu – niezdolny do prowadzenia własnej polityki, choć z wielkimi ambicjami. Czasem wydaje mi się, że jedyna rzecz, która wychodziła w GG sprawnie, to mordy i terror.

Frank chciał uchodzić za człowieka wpływowego. Ostentacyjnie otaczał się luksusem, ponoć w swoim pokoju na Wawelu powiesił „Damę z gronostajem”. Jego żona urządzała wystawne kolacje niczym królowa. Jak wyglądało ich życie codzienne?
Stwarzali pozory, jakby byli współczesną rodziną królewską. Chcieli, aby tak to wyglądało. Świetnym źródłem odsłaniającym kulisy codzienności „generalnego gubernatora” jest książka jego syna Niklasa. Delikatnie mówiąc, nie cenił on ojca, którego sportretował jako człowieka goniącego głównie za przyjemnością. Oznaki tej próżności widać przede wszystkim w dziennikach Hansa Franka – są one świadectwem jego pedanterii i egocentryzmu. Często urządzał dla swych podwładnych spotkania, które zamieniały się w jego długie monologi. Często też wizytował „swoje” włości, jeżdżąc np. od zamku do zamku. Zdradzał żonę, która zresztą prawdopodobnie nie pozostawała mu dłużna. Ich małżeństwo było fikcją, której ze względów formalnych nie opłacało się przerywać, choć Frank początkowo podjął starania o rozwód. Można powiedzieć, że chciał uchodzić za „oświeconego despotę” i tak kreował swój wizerunek.

O okupowanych przez III Rzeszę ziemiach polskich Miłosz napisał, że „zbyt duża skala zbrodni paraliżuje wyobraźnię”. Jak skutecznie walczyć o pamięć o terrorze w GG?
Szczególnie w moim kraju, Wielkiej Brytanii, która nigdy nie była okupowana, trudno jest zrozumieć, jak potworna była codzienność takiego życia. Niemniej od około 20 lat na temat niemieckiej okupacji ukazało się w Europie Zachodniej i USA wiele prac, które najpierw czytali sami historycy, ale później zaczęły mieć one wpływ na kształtowanie systemów edukacji. Gdy chodziłem do szkoły, w latach 80., nie poruszaliśmy nawet tematyki II wojny światowej – wiedzę czerpałem z filmów. Dziś to nie do pomyślenia. Mam nadzieję, że również ta książka się do tego przyczyni. Poza tym coraz więcej dzieci rodziców polskiego pochodzenia chodzi do brytyjskich szkół, co nie jest bez znaczenia dla programu, wedle którego się uczą. Podobnie było z wcześniejszymi falami imigracji, które z czasem historie swych krajów uczyniły częścią podręczników. Na szczęście, mimo że z oporami, świadomość o zbrodniach w Europie Wschodniej rośnie. Może dlatego, że czujemy się zobowiązani do zapamiętania tych tragicznych historii w momencie, w którym odchodzą jej ostatni świadkowie.

Swoją książkę kończy Pan gorzką refleksją na temat trudnych powojennych i współczesnych aspektów antysemityzmu w Polsce.
Lubimy wyobrażać sobie, że historia uodparnia nas na błędy przeszłości, ale nie zawsze tak jest. Europa wykonała w tym zakresie ogromną pracę, szczególnie w Polsce po upadku komunizmu coraz odważniej badacie swoją przeszłość. Kiedy studiuje się ten okres historii, jak pod lupą widać najlepsze i najgorsze cechy człowieka. Generalne Gubernatorstwo było tego ucieleśnieniem. Żyli w nim jednak ludzie, którzy w tych mrocznych czasach potrafili się zdobyć na heroizm. Ich losy powinny być dziś dla nas drogowskazem. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2015