Zdolni do wszystkiego

Igrzyska olimpijskie prowokują dyskusję o ludzkich możliwościach i granicach, których nawet zawodowcy przekroczyć nie są w stanie. W sporcie wyczynowym wspartym medycyną nie ma rzeczy niemożliwych.

12.08.2008

Czyta się kilka minut

21 czerwca 1960 r. w Zurychu Armin Hary, niemiecki sprinter, wpisał się do historii sportu jako pierwszy człowiek, który w biegu na 100 m pokonał magiczną barierę dziesięciu sekund. Dziś osiągnięcie dwukrotnego mistrza olimpijskiego z Rzymu (w biegu na 100 m i sztafecie 4 x 100 m) postrzega się raczej jako ciekawostkę niż wyczyn wzbudzający uznanie. Wówczas było to jednak dokonanie na miarę wysłania człowieka na Księżyc, choć sam Hary - trzeźwo patrzący na rzeczywistość - wiedział, że jego rekord kiedyś zostanie pobity. Miał rację, jednak na lepszy wynik przyszło czekać kilka dziesięcioleci. "Kto nie ma celu, ten go nie osiągnie" - mówi Hary w niemal 50 lat po ustanowieniu rekordu świata.

Tysięczne części sekundy

Zgodnie z tym mottem trenuje Usain Bolt, jamajski sprinter, który 31 maja 2008 r. poprawił wynik Hariego w biegu "na setkę", pokonując tor w 9,72 sek. Wielu ekspertów sądzi, że afrykański biegacz osiągnął tym samym granicę. Różnice między rekordami są coraz mniejsze. Najlepszych wyników nie dzielą już bowiem sekundy ani nawet ich dziesiątki, lecz tysięczne części.

Dzieje się tak dlatego, że już jakiś czas temu osiągnięto naturalną, maksymalną wydolność organizmu. By bić kolejne rekordy, trzeba pójść dalej. Regularne analizy krwi sportowców pozwalają stwierdzić, że w kolejnych latach systematycznie wzrasta w niej stężenie rozmaitych środków przeciwbólowych. Co ciekawe, tych w pełni legalnych. Przy ich pomocy próbuje się wyłączyć naturalne mechanizmy ochronne organizmu, tak aby ignorowały podświadomie odczuwane granice. Tego typu medykamenty stosuje się głównie podczas treningów, aby móc wytrzymać większe obciążenia, przy zmaganiu z którymi organizm normalnie zareagowałby bólem. - Poza środkami przeciwbólowymi sportowcy często sięgają po substancje wziewne - dodaje prof. Jerzy Smorawiński z Zakładu Medycyny Sportowej AWF w Poznaniu, wieloletni przewodniczący Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie. - Bo reakcją obronną organizmu są także duszności.

Prace nad nowoczesnymi substancjami dopingowymi, niewykrywalnymi w moczu, mordercze treningi pełne wyrzeczeń czy wreszcie próby na genach, skutecznie zabijają nie tylko widowisko sportowe, ale wreszcie samą dyscyplinę. Najlepszym na to przykładem jest słynny wyścig kolarski Tour de France. Po zapowiedziach organizatorów, że bezwzględnie będą karać przyłapanych na dopingu kolarzy, tegoroczna Wielka Pętla i tak nie obyła się bez kilku wpadek. Nie po raz pierwszy. W 2006 r., na dzień przed startem, z imprezy wycofali się jej dwaj faworyci, Hiszpan Ivan Basso oraz Niemiec Jan Ullrich. Akcja zwalczania dopingu zakończyła się wówczas aresztowaniem czterech osób, w tym lekarza, Eufemiano Fuentesa. Do tej pory nie udało się im jednak postawić zarzutów.

Szczególnie w kolarstwie - ale nie tylko - rozprzestrzeniła się opinia, że wspieranie się substancjami farmakologicznymi jest czymś naturalnym. W roku 2003 wybuchła afera z laboratorium BALCO z Kalifornii w roli głównej. Victor Conte, właściciel pracowni, oraz Remi Korchemny, trener, mieli podawać amerykańskim sprinterom nowy wtedy środek dopingowy THG. Podejrzewano, że z usług laboratorium winnego nielegalnej dystrybucji sterydów oraz hormonu wzrostu, korzystali m.in. Marion Jones, Justin Gatlin czy Dwain Chambers. Winy nie udało się udowodnić tylko biegaczce, lecz ta, i bez prawomocnego wyroku, postanowiła odejść ze sportu.

Hans Geyer, biochemik z Deutsche Sporthochschule (odpowiednik polskiej AWF) przekonuje z kolei na łamach niemieckiego tygodnika "Die Zeit", że istnieją naturalne pokłady energii, których sportowcy nie nauczyli się jeszcze wykorzystywać. Jego zdaniem nie trzeba szukać daleko: - Większość sportowców zwraca uwagę na dietę tylko w okresie bezpośrednio przed startem - wyjaśnia gazecie. A to właśnie w odpowiedniej diecie ma się kryć ów potencjał. Naukowiec przy pomocy spektrometrii izotopowej zbadał ludzkie włosy. Udało mu się uchwycić zmianę stosunku izotopów azotu, która zdradza rodzaj obciążeń treningowych oraz sposób odżywiania. Nie będzie już więc bicia rekordów?

Zespół francuskiego biomedyka, Jeana--François’a Toussainta, zapisał trzy tysiące rekordów w postaci funkcji matematycznej. Powstała krzywa, która na początku bardzo szybko opada, by na samym końcu stać się prawie płaska. - Każdy drobny nawet wzrost w końcówce tej krzywej w odpowiednich warunkach oznacza rekord albo złoty medal - wyjaśnia na łamach "Die Zeit" Joachim Mester, kierownik Niemieckiego Centrum Badań nad Sportem Wyczynowym.

Są rezerwy

Mester jest zdania, że zdolności ludzkiego ciała wykorzystywane są obecnie w 90-95 proc. Z uwagi na słabość analiz opartych o dokonania z przeszłości, boi się on jednak prognozować, na ile centymetrów czy dziesiątek sekundy da się przełożyć pozostałe 5-10 proc.

Pewne jest natomiast, że aby wykorzystać rezerwy organizmu, trzeba zgrać wszystkie elementy, takie jak: odpowiednia praca włókna mięśniowego, kurczliwość, moc, trening czy wreszcie talent. - Prędkość skurczów mięśnia jest tylko jednym z parametrów w bieganiu na 100 m - wyjaśnia prof. Smorawiński. Mięśnie zbudowane są z szybko- i wolnokurczliwych włókien. Talent sprintera polegać więc będzie na tym, że szybką pracę mięśnia będzie u niego powodować przewaga tych szybkokurczliwych. U długodystansowców - odwrotnie. Smorawiński zwraca uwagę, że w centrum zainteresowania badaczy jest próba transmisji tych włókien. - Neurofizjolodzy sprawdzają, w jakim stopniu możliwa jest zamiana tych neurotransmiterów oraz czy można wpływać na ich ilość i wreszcie odbudowę - mówi.

Naukowców najbardziej fascynuje odkrywanie nowych procesów metabolicznych. - O ludzkim organizmie i zasadach jego działania wiemy już bardzo wiele. Są to jednak pojedyncze elementy, które bardzo powoli układają się w całość - wyjaśnia Smorawiński. Jeszcze nie tak dawno popularnością cieszył się korzeń żeń-szenia, który minimalnie przyspieszał czas reakcji, ale miał jednocześnie negatywny wpływ na możliwości wydolnościowe. - Musimy pamiętać, że każdy taki proces nie wpływa tylko na jeden, pożądany element metabolizmu - przestrzega naukowiec.

Długo sądzono, że jedynym generatorem ruchu jest mięsień. Dzisiejsza medycyna nieco modyfikuje ten pogląd. Naukowcy zgodnie twierdzą, że wreszcie zaczęto dostrzegać kluczową ich zdaniem rolę ścięgna. Podkreślają, że to ono odpowiada nie tylko za przekazywanie siły płynącej z mięśnia, ale również - co ważniejsze - potrafi gromadzić energię.

Podczas sprintu ścięgno Achillesa potrafi przekazać siłę dochodzącą do 8 tys. Newtonów. Dlatego dla biegaczy krótkodystansowych najważniejsza jest właśnie odpowiednia budowa ścięgien. To od ich sztywności zależy, jak dużą siłę mogą ostatecznie przenieść. Naukowcy nie wykluczają, że pewnego dnia któremuś sportowcowi zostanie w ścięgno Achillesa wszczepiony implant, który umożliwi przenoszenie większej siły, a tym samym szybszy bieg. Biochemicy, bo tak nazywają się ludzie najbardziej dziś zaangażowani w medycynę sportową, na podstawie analizy systemu szkieletowo-mięśniowego potrafią obecnie stwierdzić, czy dany sportowiec może rywalizować z najlepszymi w określonej dyscyplinie.

Nie działa to jednak w drugą stronę - nie ma modelu idealnego atlety.

Mysz Schwarzeneggera

Potencjał kryje w sobie także osprzęt używany przez wyczynowców. Kolarze oraz pływacy od dawna stosują nowoczesne kombinezony. Podobnie jak w Formule 1 masa bolidu, tak i w biegach waga obuwia odgrywają wielką rolę. Biegnący w lżejszych butach zawodnik traci wyraźnie mniej energii. Jak pokazały próby, jeśli stopę dodatkowo usztywnić karbonową wkładką umieszczoną w bucie, pretendent do rekordu może zyskać nawet 0,15 sek. na odcinku 100 m. Problem jednak w tym, że przy biegach krótkich niezwykle ważny jest dobry start, a obuwie z usztywnieniem skutecznie go utrudnia. Zaczęto więc stosować płytki tylko w niektórych częściach buta.

Wreszcie bada się krew. Co jakiś czas docierają do środowiska sportowego informacje o odkryciu nowych bioznaczników, które mają zawierać informacje o zdolnościach komórek atletów do obciążeń treningowych. Poszukiwane w krwi molekuły mają odpowiedzieć na pytanie o granice możliwości sportowca. - Nie ma jednych znaczników, które jednoznacznie mówiłyby o zmęczeniu zawodnika. Do tego potrzebna jest kompleksowa analiza - ocenia krytycznie próby z krwią prof. Smorawiński.

Kilka tygodni temu za pośrednictwem wydawnictwa "Journal of Clinical Endocrinology & Metabolism" świat obiegła prawdziwa sensacja. Jak wynika z badań naukowców z Laboratorium Antydopingowego w Sztokholmie, wykonanych na prośbę genetyków i endokrynologów z Karolinska Universitet, także ingerencja w geny sportowców przy pomocy hormonów może być niezwykle trudna do wykrycia przez kontrole. Na 55 przypadków podania testosteronu substancję wykryto u 38 osób. Naukowcy nie podają jednak szczegółów badania.

- Ciekaw jestem, co stało się z tym hormonem - nie kryje podejrzeń Smorawiński. - Podany testosteron musi się gdzieś ujawnić, nie mógłby nagle zniknąć z organizmu - tłumaczy. Były przewodniczący Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie wyjaśnia, że w trakcie badania antydopingowego sprawdza się wartość tego hormonu w milimetrze moczu. Jeśli tam go nie ma, musi pozostawić po sobie ślady w postaci metabolitów. - Nie podważam wyników tych prac, jest tutaj jednak zbyt dużo znaków zapytania - profesor apeluje o rozsądek w przyjmowaniu do wiadomości podobnych doniesień.

Poza tym podejrzane próbki podczas igrzysk w Pekinie z łatwością zweryfikuje WADA (World Anty-Doping Agency - Światowa Agencja Antydopingowa). Oszustów wykryją badania izotopowe, do których certyfikowane laboratorium używa spektrometru.

Kolejną sensację wywołały wyniki prac zespołu kalifornijskich naukowców z Salk Institute w La Jolla. Naukowcy prowadzący testy na myszach przypadkowo natknęli się na substancje, które z doświadczalnych gryzoni wykrzesały ogromną energię. Dwa medykamenty, mające w zamyśle leczyć zanik mięśni oraz nadwagę, zmieniły aktywność poszczególnych genów, wpływając na przemianę materii w mięśniu. Dzięki temu komórki, zamiast cukru, jako źródło energii zaczęły częściej wykorzystywać kwasy tłuszczowe.

Efekt był niewiarygodny. Jeden środek z miejsca zwiększył wytrzymałość myszy o 40 proc. Taki wynik do tej pory był nieosiągalny. - Odkryliśmy, że istnieje farmakologiczny ekwiwalent dla długotrwałego treningu - tłumaczy Ronald Evans, kierownik badania. - Substancja sprawiła, że mięsień zachowywał się tak, jakby trenowano go przez dłuższy czas.

Naukowcy zastrzegają jednak, że działanie substancji wcale nie musi trwać długo. Nie ma również pewności co do skutków ubocznych stosowania takiego preparatu. Co najważniejsze, nie wiadomo, jaki wpływ miałyby te substancje na ludzi.

- Organizmem człowieka rządzą zupełnie inne proporcje - wyjaśnia słabości rezultatów tych prac prof. Smorawiński. - Jeśli sztucznie spowodujemy wzrost ścięgna, to słabym punktem stanie się jego przyczep do kości - tłumaczy. Kłopotem przy stosowaniu różnego rodzaju terapii genowych jest zatem utrzymanie harmonijnej budowy wszystkich tych elementów. Profesor poznańskiej AWF przestrzega przed czymś poważniejszym: - Inicjując próby na genach, nie jesteśmy w stanie przewidzieć, w którą stronę pójdą wszystkie zmiany. Dziś wiadomo jednak, że podobne ingerencje mogą kończyć się m.in. guzami nowotworowymi. - Uspokaja jednak: - Możliwości genetyczne na razie są ograniczone.

Wyścig

Specjaliści od kontroli antydopingowych wiedzą, że do końca nigdy nie zwalczą dopingu w sporcie. - Nasze działania koncentrują się na zwężeniu marginesu swobody w stosowaniu zabronionych środków - wyjaśnia Smorawiński. - Równolegle do nas pracują tęgie głowy i wymyślają nowe sposoby maskowania dopingu. Rzeczywistość pokazuje, że jednak udaje się nam często wygrywać z nimi ten wyścig.

We współczesnym sporcie granice bólu przestały istnieć już dawno temu. - Obawy o zdrowie, a nawet życie, nie działają na sportowców odstraszająco. Dla nich liczy się wynik - mówi anonimowo członek jednej z agencji antydopingowych.

Armin Hary wiedział, że prędzej czy później ktoś pobije jego rekord. O wiele odeń cenniejsze były zatem dla niego złote medale olimpijskie, które kilka miesięcy później zdobył na igrzyskach w Rzymie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2008