Zawód: położny. "Na oddziale jestem jedynym facetem"

Postawny mężczyzna stoi przed szafą z dziecięcymi ubrankami. Przegląda stosiki bielizny i pajacyków, które mieszczą się w całości w jego dłoni. Niemożliwe! – pomyślała Monika. Facet-położny?

20.06.2022

Czyta się kilka minut

Położny Mikołaj Sokołowski, Kraków, 19 maja 2022 r. / JACEK TARAN
Położny Mikołaj Sokołowski, Kraków, 19 maja 2022 r. / JACEK TARAN

Córka Moniki od kilku dni przebywała na Oddziale Intensywnej Terapii Noworodka w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. Dziewczynka przyszła na świat jedenaście tygodni przed terminem porodu, ważyła 1080 gramów. Przy inkubatorach krzątały się położne. Podawały dzieciom jedzenie (tym najmniejszym przez sondę, większym butelką), leki. Myły je i przebierały. Mężczyzna także podszedł do inkubatora. Uchylił okienko, włożył dłonie do środka. Sprawnym ruchem zdjął zabrudzone ubranka, pieluszkę. Obmył dziecko mokrymi chusteczkami, przewinął. Ubrał w czyste śpioszki. Mikołaj Sokołowski jest jednym z czterdziestu mężczyzn wykonujących w Polsce zawód położnego. Na oddziale towarzyszą mu wyłącznie położne. Mężczyźni są jedynie wśród lekarzy neonatologów, ale też nieliczni.

Muśnięcie

Skrajne wcześniaki (urodzone przed 29. tygodniem ciąży), którymi najczęściej opiekuje się Sokołowski, ważą po przyjściu na świat kilkaset gramów. Mieszczą się na dłoni. Niekiedy rodzą się w zamartwicy i otrzymują jeden punkt w skali Apgar, za pojedyncze uderzenia serca. Bywa też, że wymagają natychmiastowej reanimacji, a przez długie tygodnie oddycha za nie respirator. Z takim noworodkiem matka nie może się przywitać. Wziąć na ręce, przytulić. Jego skóra jest cienka jak pergamin. Powieki zamknięte. Kolejne tygodnie rozstrzygną, czy wygra walkę o życie.

– W tych okolicznościach kobieta musi poczuć, że została matką – mówi Sokołowski. – Dlatego zawsze staram się umożliwić jej kontakt z dzieckiem, choćby kilkusekundowy. Podjeżdżam inkubatorem jak najbliżej stołu operacyjnego, bo porody wcześniaków często odbywają się przez cesarskie cięcie. Uchylam boczne okienko. Jeśli tylko mama ma siłę, może musnąć dziecko koniuszkami palców. Albo choć chwilę na nie popatrzeć.

Podczas tych kilku sekund matki zawsze płaczą. Te pierwsze łzy płyną ze wzruszenia. Może nawet ze szczęścia. Przez wiele następnych tygodni będą płakać z bólu, lęku, niepewności...

Noworodek trafia na oddział intensywnej terapii, a matka na salę pooperacyjną. Kolejny raz zobaczy dziecko dopiero po kilkunastu godzinach. Noworodek leży już wtedy w inkubatorze, otoczony kabelkami, rurkami, na dłoniach i głowie ma wkłucia. Aparatura medyczna jest głośna i wydaje niezrozumiałe dźwięki. Matce wydaje się, że każdy zwiastuje śmierć. Ten widok bywa drastyczny. Matki nie są w stanie zdusić rozpaczy.

Sokołowski: – To jeden z trudniejszych momentów. Muszę poprosić mamę o odejście na bok. „Tu może pani płakać. Proszę też głęboko oddychać. Wyciszamy się. Wyciszamy... Za chwilę podejdziemy do inkubatora raz jeszcze”. Nauczyły mnie tego koleżanki-położne. Matka musi opanować emocje, by mogła uczestniczyć w terapii dziecka i być dla niego wsparciem. Noworodki wyczuwają nastrój rodziców.

I dlatego Sokołowski podczas pierwszej rozmowy tłumaczy im znaczenie komunikatów wydawanych przez respirator, pulsoksymetr, pompy aplikujące leki. Opowiada, do czego służą kable i rurki wspomagające funkcje życiowe ich dziecka i umożliwiające podawanie pokarmu. Matki oswajają się z aparaturą medyczną. Powoli przestaje budzić w nich lęk.

Rodzice wcześniaków i chorych (niekiedy paliatywnie) noworodków ze względów bezpieczeństwa nie mogą brać swoich dzieci na ręce, karmić ich. To sprawia, że czują się rodzicami drugiej kategorii. Sokołowski opowiada: – Wymyślamy im wtedy różne zadania. „Córka już podrosła. Może przyniesie jej pani pierwsze ubranka? Przymierzymy je”; „A może będziemy pani synka w inkubatorze okrywać? Proszę kupić bawełnianą pieluszkę” – mówimy.

Rodzice idą potem do sklepu. Wybierają najmniejsze śpioszki, kaftaniki. Te zajęcia pozwalają zapanować nad uporczywymi myślami, wczuć się w rodzicielstwo, być chociaż przez chwilę jak „zwykli” rodzice.

Skóra do skóry

Sokołowski wprowadzał w świat intensywnej terapii Magdalenę, matkę Ani. Przez pierwsze dni mąż woził ją do inkubatora na wózku inwalidzkim, bo rana po cięciu cesarskim nie pozwalała się wyprostować. Kobieta mocno krwawiła i nie mogła opanować lęku.

Magdalena z każdym dniem w towarzystwie położnego Mikołaja lepiej panowała nad emocjami. Przestawała winić się za przedwczesne przyjście Ani na świat. „Cóż, jedna na dziesięć ciężarnych rodzi wcześniaka, padło na mnie”. Najtrudniej było jej patrzeć na ważącą ledwie kilogram córkę. Bała się, że dziewczynka odczuwa ból, że się boi – przecież nie wie, gdzie jest, co się z nią dzieje. Obce dźwięki, chwilami bardzo głośne, nieznane głosy i światło, które nie gaśnie nawet w nocy.

– A może zrobimy pani sesję zdjęciową z Anią? – Kilka dni po porodzie Sokołowski zwraca się do Magdaleny.

– Sesja zdjęciowa? Na oddziale? – Magdalena nie od razu zrozumiała jego słowa. Przecież Ania walczy o życie. Jej oddech wspomaga respirator, a z ust wystaje rurka, przymocowana plastrem do kącika ust. W nosie tkwi sonda. A w pępku kilka rureczek zakończonych koreczkami. Najmniejsza pieluszka – w rozmiarze zero – sięga prawie pod szyję.

Sokołowski ustawił fotel do kangurowania wcześniaków (czyli utrzymywania matki i dziecka w bliskim kontakcie) w nasłonecznionym miejscu. Magdalena przyjęła pozycję półleżącą. Zdjęła bluzkę, a dziecko tuliło się skóra do skóry. Położny wyjął Anię z inkubatora, ułożył ją na piersiach mamy. Magdalena się bała. Dopiero co uczyła się dotykać córki, a teraz już trzyma ją na rękach. – Proszę ją przytulić – usłyszała. – Przytulić? Jak? Przecież to kilogramowe dziecko! – Okryć jej ciałko dłonią.

Magdalena: – Była taka krucha. Calineczka. Jej skórę pokrywał delikatny meszek. W jednej chwili zaczęłam czuć, że jestem mamą. Że Ania naprawdę żyje! I można jej dotknąć. Można jej zrobić zdjęcie.

Fotografia, zwłaszcza górska, jest pasją Sokołowskiego. Pewnego dnia pomyślał: „Dlaczego nie dokumentować pobytu naszych pacjentów na oddziale?”. Zdjęcia pozwalają przecież rodzicom zobaczyć, jak ich dziecko rośnie, zmienia się, zaczyna uśmiechać – one budują wspomnienia. Tyle że na „intensywnej” o takich rzeczach się nie myśli, a czasem myśli się, że nie wypada zajmować się tak przyziemnymi kwestiami jak fotki dziecka, w czasie gdy ono cierpi. Potem przez lata rodzice żałują braku zdjęć.

Obecność Sokołowskiego pozwoliła Magdalenie lepiej radzić sobie ze stresem, ale wychodząc z oddziału młoda matka nie mogła opanować wyrzutów sumienia. Zostawiała dziecko w otoczeniu troskliwych osób, ale to jednak byli obcy ludzie. Bała się, że w każdej chwili może stać się coś złego. W tramwaju wciąż wyciągała komórkę i otwierała folder z sesji zdjęciowej. Przeglądała ujęcie po ujęciu. A w domu kładła telefon na stole i nie odrywała wzroku od córki.

– Na oddziale pokarm odciąga się łatwo. Dziecko jest tuż obok, można na nie spojrzeć, dotknąć. To wycisza – opowiada mama Ani. – W domu wzmaga się lęk, przychodzi kryzys laktacyjny. Za radą Mikołaja przystawiałam więc laktator do piersi, a widok Ani na fotografii mnie koił. Myślałam: „Jutro cię tym mlekiem nakarmię”.

Ładny chłopiec

Syn Kai miał umrzeć zaraz po urodzeniu. Podczas badań prenatalnych zdiagnozowano u niego liczne wady genetyczne. „To kwestia dni” – powiedzieli lekarze, kiedy USG wykazało rozległy wylew krwi do mózgu. Pamięta też słowa oddziałowej psycholożki: „To absolutne zachwianie porządku świata. Pani dziecko urodziło się, by umrzeć”. Ale Antoś nie umierał, tylko jego głowa robiła się coraz większa, bordowo-sina i miękka. Położne mówiły, że Kaja powinna zapamiętać go jako ładnego chłopca – przecież to jej pierworodny syn.

– Może Mikołaj zrobi wam zdjęcia? – zapytała jedna z nich.

„Po co mi to?” – pomyślała Kaja. „Po co mi zdjęcia umierającego dziecka?!”. Antek co prawda przeżył wylew, ale lekarze mówili, że zrobił to na przekór medycynie. „Może to ja go przy sobie trzymałam?” – zastanawiała się Kaja. Modliła się, by był z nią jak najdłużej, ale prosiła też Boga, żeby nie cierpiał. – Powoli godziłam się z losem. Poczułam też, że ta sesja zdjęciowa jest mi potrzebna. Fotografia Antka stoi dziś na regale w naszym domu. Jego już nie ma.

Rodzicom umierającego dziecka zapewnia się w szpitalu intymność – inkubator otacza parawan, mama i tata mogą trzymać na rękach noworodka. Niedawno Sokołowski zapytał płaczącą mamę, której syn był w stanie krytycznym: „A może poczyta mu pani bajkę?”. Tłumaczył, że chłopczyk będzie czuł, że nie jest sam, że mama jest tuż obok, że jest bezpieczny. Położył noworodka na jej rękach. Kobieta zaczęła czytać. Wyciszyła się. A on powolutku odchodził.

Część rodziców traktuje jak relikwię każdą rzecz, która należała do ich nieżyjącego dziecka. Inni wręcz przeciwnie – nie chcą pamiątek. Wypierają śmierć. Chcą zapomnieć.

Angelika: – Szymon był na świecie zaledwie kilkanaście dni. Uczyłam się go dotykać. Wkładałam dłoń przez okienko inkubatora, kładłam ją na jego nodze, ramieniu i na plecach, kiedy spał na brzuchu.

– Będę zmieniał prześcieradełko w inkubatorze pani synka – zwrócił się do Angeliki Sokołowski. – Może mi pani pomóc? – położny wyjął ważącego niecałe dwa kilogramy Szymka z inkubatora. Oddech chłopca wspomagała maszyna. „Potrzyma go pani?”. Ułożył na rękach przestraszonej matki dziecko. Angelika zamarła. Płakała. To dziwne, ale dziś mówi, że to jedno z jej najpiękniejszych wspomnień z pobytu na oddziale.

Wcześniaki często zapadają na retinopatię. To choroba siatkówki, która w skrajnych przypadkach prowadzi do utraty wzroku. Zabiegi, które temu zapobiegają, wykonuje się zaledwie w kilku miastach. Pacjentów przewozi się wtedy nawet kilkaset kilometrów.

Katarzyna: – Stałam na szpitalnym dziedzińcu. Płakałam, aż nie mogłam złapać oddechu. Patrzyłam, jak inkubator z moją córką znika za drzwiami karetki. Bałam się, że podczas drogi coś się stanie. Dominice zatrzyma się serce, a karetka utknie w korku. Wyciszyłam się, kiedy zobaczyłam, że do środka wchodzi pan Mikołaj. „Jest dobrze. Dominika pojedzie z kimś, kogo zna. Będzie bezpieczna”.

Kiedy dzieci jadą na zabieg, matki zostają same albo towarzyszą im mężowie. O nich zazwyczaj niewiele się mówi, ale ojcom niekiedy jest trudniej niż matkom. Mają mniejsze poczucie sprawczości, choćby dlatego, że nie mogą odciągać mleka i nakarmić dziecka.

– Ich lęk przed zrobieniem dziecku krzywdy jest większy – opowiada Sokołowski. – Są silniejsi, więc boją się, że samym dotykiem wyrządzą krzywdę. Nigdy ich nie pytam: „Czy chce pan zmienić dziecku pieluszkę?”. Zamiast tego mówię: „A teraz będzie pan przewijał dziecko”.

Położny stoi obok. Instruuje: „rozpinamy śpioszki, przytrzymujemy pupę, wyciągamy zabrudzoną pieluszkę”. Na równi z matkami uczy dotykać, przytulać, karmić butelką. Podobnie jest podczas porodu: wspiera nie tylko kobietę, ale i jej partnera. Uczy go, jak towarzyszyć rodzącej, jak sprawić, że będzie odczuwała mniejszy ból.

Ten pan/ta pani

W debacie na temat praw kobiet podnosi się problem fizjologicznych różnic pomiędzy płcią żeńską i męską. Kobiety miesiączkują, zachodzą w ciążę, rodzą dzieci i karmią je piersią. Mężczyzna nigdy nie doświadczy procesów zachodzących w kobiecym organizmie i nie zrozumie towarzyszących im uczuć.

Pytam Sokołowskiego, dlaczego został położnym? Jak się okazuje, zaczęło się banalnie: podkradał siostrze lalki i misie. Lubił robić im zastrzyki, operacje. Być może dlatego, że jego dziadkowie byli lekarzami.

Sokołowski przyznaje: „Tak, nie mam macicy i nigdy nie odczuję skurczów porodowych. Nie mam piersi i nie nakarmię nimi dziecka”. Ale w doznania kobiety można się wczuwać. We „wczuwaniu się” pomaga Sokołowskiemu jego druga specjalizacja: ratownictwo medyczne. – Nigdy nie przeszedłem udaru mózgu, wylewu, zawału serca, a jednak umiem udzielić pomocy i towarzyszyć ludziom doświadczającym tych stanów.

Położny prosi koleżanki o pomoc w jednej sytuacji: podczas przystawiania dziecka do piersi matki. – To mnie wciąż krępuje. Zwłaszcza jeśli obok siedzi tata. – Dlaczego? – pytam. – Nie wiem! Myślę jednak, że moje koleżanki, szczególnie absolwentki kursów laktacyjnych, zrobią to na pewno lepiej. Ja potrafię przekazywać techniczną wiedzę na temat pobudzania laktacji, odciągania pokarmu.

Położny lubi opiekować się skrajnymi wcześniakami. Trzeba być wtedy uważnym, skrupulatnym. Obserwować, czy dziecko więcej śpi, czy jest niespokojne. Jeśli parametry na respiratorze zaczynają się zmieniać – może to świadczyć o zbliżającym się kryzysie. Zupełnie innej opieki wymagają dzieci, które już podrosły i trafiły do łóżeczek. One potrafią przekazywać emocje i potrzeby, najczęściej sygnalizują to płaczem. Chcą być też przytulane, noszone.

Nocami to położne (i jeden położny) zastępują im rodziców. Ci ostatni mają tego świadomość. Wiedzą, jak wielka jest rola ludzi ze szpitala, i czasem rodzą się z tego nawet przyjaźnie. Po kilku tygodniach spędzonych przy inkubatorze do rodziców dociera, że ktoś podał im noworodka do potrzymania albo poprosił o jego przewinięcie, i to nie dlatego, że potrzebował pomocy. Chciał ich czymś zająć. Pomóc im zrobić coś więcej, niż tylko spoglądać na dziecko zza plastikowej szyby. Umożliwił im stanie się prawdziwymi rodzicami, których nie paraliżuje lęk.

Te niby banalne i zwykłe czynności sprawiają, że silne obawy matek i ojców zastępuje dojrzała troska i działanie. I dlatego takich troskliwych położnych i położne rodzice pamiętają do końca życia. Przychodzą na oddział z dużymi już dziećmi i mówią do nich: „Zobacz, kiedy nie mogłam/nie mogłem być przy tobie, ta pani/ten pan cię tulili. Kołysali do snu. Zastępowali mnie. To twoi bliscy”. ©

Imiona niektórych bohaterek tekstu i ich dzieci zostały zmienione

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2022