Położne, czyli przewodniczki. „Dziękuję ci. Nie dałabym bez ciebie rady”

Ewa poczuła, że od wielu lat z nikim tak blisko nie była. Nikt jej tak nie dotykał, nie pieścił. Wcześniej myślała, że takiej intymności można zaznać jedynie z matką.

20.12.2023

Czyta się kilka minut

Sala poporodowa w szpitalu w Pyskowicach. 9 maja 2021 r. / fot. Daniel Dmitriew / Forum
Sala poporodowa w szpitalu w Pyskowicach. 9 maja 2021 r. / fot. Daniel Dmitriew / Forum

Położne starannie dobierają słowa, chcąc przekazać emocje związane z przyjmowaniem dziecka na świat. Wymieniają: euforię, wzruszenie do łez, zmęczenie ścinające z nóg, wściekłość, bezradność, frustrację. Na koniec mówią, że porodu i tak nie da się opisać – to doświadczenie mistyczne. 

Ich zawód to dwie skrajności: piękno porodu fizjologicznego oraz przekleństwo poronień, porodów przedwczesnych i powikłanych. Nazywają siebie „przewodniczkami rodzących kobiet”, „towarzyszkami”. Ale dla matek znaczą o wiele więcej. Kobiety odnajdują je w mediach społecznościowych wiele tygodni po porodzie i piszą: „Dziękuję ci. Nie dałabym bez ciebie rady”, „Dzięki tobie zostałam mamą”, „Pięknie się z tobą rodziło”.     

Mądra kobieta

Lekarze położnicy mawiają, że poród naturalny jest czymś na granicy fizjologii i patologii, doświadczone położne twierdzą nawet, że to „ślizganie się pomiędzy życiem i śmiercią”. Najczęściej dziecko rodzi się bez żadnych powikłań (w Polsce odsetek zgonów okołoporodowych jest minimalny), ale trzeba pamiętać, że w drugiej fazie porodu stężenie adrenaliny we krwi kobiety może stwarzać zagrożenie dla jej życia. Tętno płodu może też nagle zacząć spadać i trzeba wtedy podjąć decyzję o natychmiastowym cięciu cesarskim. Na położnej spoczywa więc ogromna odpowiedzialność. W jej rękach jest los dwóch osób – matki i dziecka. Choć wierzy w siłę natury, to kiedy nadchodzi zagrożenie, musi odpowiednio szybko je dostrzec. W języku francuskim położną nazywa się sage-femme, czyli mądrą kobietą. W książce „Mundra”, autorstwa Sylwii Szwed, położna Irena Chołuj mówi: „Położna to pierwszy zawód kobiecy. Różnie nazywano kobiety go wykonujące: babki, akuszerki, mądre. Myślę, że zawsze to były bardzo silne osoby. Cieszyły się szacunkiem środowiska, bo przychodziły nie tylko do porodów, ale były też doradczyniami kobiet”.       

Sabina Jakubowska: O towarzyszeniu matkom [Własny pokój]

Sabina Jakubowska, doula: Wyobraźmy sobie, że stoimy na wzgórzu Bocheniec w Jadownikach, skąd bardzo dobrze widać okolicę i np. bitwę na Sterkowcu, gdzie po jednej stronie stali Moskale, po drugiej – Austriacy, słychać huk, dym, ogień. I w tym wszystkim niepewność losu, istnienia, jutra. Jak wyjść z domu i iść do porodu? Jak powiedzieć rodzącej: nie bój się, otwórz się. Wydaj dziecko na świat. Jaki ten świat? czy w ogóle warto?

Doświadczona położna czasem spojrzy na kobietę i wie, jakie targają nią rozterki. Czuje jej lęk i emocje. Miedzy innymi temu problemowi poświęciła książkę „Akuszerki” (opowiadającą o kilku pokoleniach położnych) Sabina Jakubowska. Powieść powstała na kanwie notatek jej prababki, która jako wiejska babka przyjmowała porody. Często padają w niej stwierdzenia, że do porodu przyszła matka musi się otworzyć. Musi być gotowa – psychicznie i fizycznie. 

Tak było w przypadku Alicji, która chciała urodzić dziecko w domu. Podpisała kontrakt z położną, kupiła duży dmuchany basen, ale nic nie zwiastowało rozwiązania. Ginekolog-położnik powiedział jej, że ciąża przenoszona stwarza zagrożenie dla życia dziecka. Polecił – zgodnie z rekomendacjami – wywołać akcję porodową. Alicja z płaczem jechała do szpitala. Na izbie przyjęć usłyszała od położnej: „Nie urodziłaś w domu, bo zapewne twoje ciało nie było na to gotowe. Ale zadbamy, aby było ci tu jak w domu”. Po wielu miesiącach Alicja wspomina, że tak właśnie było. Rodziła w wodzie, obok był mąż. Kiedy dziecko przyszło na świat, położna nie odcięła pępowiny, położyła noworodka na piersi Alicji. Zapytała tylko: „Chcecie, by zrobić wam zdjęcie?”. 

Magda bała się bólu. Lęk, podsycany opowieściami jej własnej matki i koleżanek, wzmógł się przed rozwiązaniem. Od wejścia na izbę przyjęć krzyczała: „Znieczulenie, proszę o znieczulenie!”. Położna z długim stażem uśmiechnęła się i pogłaskała ją po głowie: „Chodź, dziecko, zbadamy się”. Skurcze były regularne, szyjka macicy rozwarta. Położna westchnęła: „Jakie znieczulenie? Dziecko, przecież ty już rodzisz, wycisz się, oddychaj głęboko, zaraz będzie po wszystkim”. W ciągu trzech godzin Magda została matką.   

Położne z kilkudziesięcioletnim stażem mówią, że nie ma dwóch takich samych porodów. Wzruszają się, kiedy skurcz wypycha dziecko z łona matki. Przejmuje je pierwszy płacz niemowlęcia. Zdarza im się uronić łzę, kiedy widzą, że matka czy ojciec płaczą na widok noworodka. Mówią, że w tym zawodzie nie ma rutyny. Żeby zrozumieć cud narodzin, trzeba go zobaczyć.   

Otwórz się

„Naprawdę te wody pani odeszły?” – Ewa wspomina, że lekarz na izbie przyjęć popatrzył na nią z powątpiewaniem. Rozpoznał ją, bo pojawiła się trzeci raz z rzędu. Za każdym razem twierdziła, że rodzi, ale po wykonaniu KTG (zapis tętna płodu i skurczy macicy) i zbadaniu odprawiano ją z kwitkiem. „Tak” – odparła, a on zaprosił ją na fotel. Po kilku minutach położnik stwierdził: „Nie mam wątpliwości, rodzi pani”.

Na bloku porodowym oczekiwała położna, Katarzyna. Przedstawiła się i wręczyła kobiecie „plan porodu”. Formularz zawierał kilkanaście pytań, m.in. czy chce słuchać muzyki, czy chce skorzystać z gazu rozweselającego, czy zgadza się na wykonanie lewatywy, na nacięcie krocza itd. Ewa wypełniała rubryczkę za rubryczką i czuła, jak wzbiera w niej lęk. To jej pierwszy poród. Jak będzie? Czy wytrzyma ból? Czy nie skrzywdzi dziecka? I przede wszystkim: Czy dziecko urodzi się zdrowe? Badania prenatalne wykazały, że płód może być obciążony wadą genetyczną. Co prawda po wykonaniu szczegółowego USG ultrasonografista uspokajał Ewę, ale niepokój nie ustał. Położna spojrzała na napięte ciało kobiety, spoconą twarz, rozbiegany wzrok. Delikatnie pogładziła pacjentkę po dłoni. 

Na sali porodowej Ewa skierowała wzrok w stronę malutkiego łóżeczka. Położono w nim becik, pieluszkę i czapeczkę dla noworodka wielkości dłoni. „Teraz to do mnie dotarło. Dziś urodzę” – powiedziała. „Tak. Zanim nadejdzie zmierzch” – odpowiedziała położna. Wzięła ciężarną za ręce i poprowadziła w stronę okna: „Patrz na drzewa i tańcz”. Ewa zdębiała. Położna położyła dłonie na biodrach rodzącej, lekko nimi zakołysała. „O, tak – powiedziała. – Umieść dłonie na żebrach i oddychaj razem ze mną. Długie, głębokie wdechy i wydechy. Czujesz skurcze?”. Ewa pokiwała głową. 

Jeszcze kilka dni temu zastanawiała się, czy ten ucisk w okolicach lędźwi i dziwnie twardniejący brzuch to skurcze. Teraz czuła je wyraźnie. Były regularne, coraz częstsze i silniejsze. Położna tłumaczyła, że w pierwszej fazie porodu skurcz pojawia się mniej więcej co kwadrans i trwa około trzydzieści sekund. Boli coraz bardziej? Ewa przytaknęła. Po kilku godzinach z trudnością wypowiadała słowa, wydawało jej się, że powietrze więźnie w płucach. Ból przeszywał ciało. 

„Usiądziesz na piłce” – powiedziała położna. Ujęła Ewę za ręce, pomogła jej objąć piłkę udami. „Podczas skurczu ściskaj ją mocno – poinstruowała. – Kiedy skurcz minie, delikatnie się kołysz”. Głaskała rodzącą po policzku. Wycierała uda z wciąż odchodzących wód płodowych. Podnosiła do ust butelkę wody mineralnej. „Masz spierzchnięte wargi. Pij małymi łykami” – mówiła. Dotykała głowy Ewy, głaskała ją, odgarniając sklejone potem włosy. Ewa poczuła, że od wielu lat z nikim nie była tak blisko. Nikt jej tak nie dotykał, nie pieścił. Wydawało jej się, że takiej intymności można zaznać jedynie z matką. 

„Czy mogę cię zbadać?” – zapytała położna? Ewa skinęła głową, a położna poprosiła ją, by powiedziała, gdy skurcz minie. „Mamy już rozwarcie na siedem centymetrów” – powiedziała po chwili. Kiedy pojawiły się bóle parte, Ewa wyszeptała, że chyba nie da rady, że nie ma już siły. „Dasz – odpowiedziała położna. – Pięknie rodzisz, musimy tylko poszukać odpowiedniej pozycji. Uklęknij, rozsuń nogi, oprzyj przedramiona na fotelu”. Gdy rodząca krzyczała, że boli, słyszała: „Połóż się. Ujmij nogi w kolanach, głowa do klatki piersiowej. Zrób kołyskę, nabieraj powietrza i przyj. Mocno”. Ewa nawet nie zauważyła, kiedy w sali pojawiła się druga położna. Katarzyna stała przy jej kroczu, druga położna (także Ewa) usiadła na brzegu łóżka. Przytulała jej głowę, głaskała po policzku, szeptała coś do ucha. Ewa wyła z bólu i czuła, że bardzo boi się zobaczyć swoje dziecko. Chce je mieć, ale nie chce go urodzić. 

„Nie krzycz – powiedziała położna. – Krzyk w niczym nie pomoże. I nie bój się. Otwórz się. Już widzę główkę”. Po kilku minutach Ewa ujrzała w dłoniach położnej zwiniętego w kuleczkę noworodka. Był sino-biało-czerwony, pokryty mazią płodową i pasemkami krwi. Głośno zapłakał i Ewa też wybuchła płaczem. Już wiedziała, że jej synek jest zdrowy. Tak może płakać jedynie zdrowe dziecko. Ból, który jeszcze przed chwilą rozrywał jej ciało, natychmiast ustąpił.

Dałyśmy radę

W zawód położnej Paulinę Nowińską wprowadzały m.in. starsze koleżanki. Pracowały w czasach, w których ciężarne traktowano przedmiotowo (dziś takie podejście zdarza się coraz rzadziej). Kobiety rodziły we wspólnej sali, na ciasno ustawionych łóżkach oddzielonych parawanami. Personel nie wymieniał pacjentek z imienia i nazwiska. Mówiono: „łóżko dwa – skurcze parte”; „łóżko pięć – zatrzymanie akcji porodowej”. 

Rodzono w pozycji leżącej, ciężarna mogła chodzić jedynie wtedy, gdy zabrakło dla niej miejsca na sali. Położna chodziła od łóżka do łóżka, przykładała stetoskop do brzucha i słuchała tętna płodu. Rodzące wiedziały, że wyglądają niechlujnie. W szpitalu wydawano im koszulę (niekiedy zapinaną na agrafki), rozczłapane brudne kapcie, golono krocze tępą maszynką na żyletki, zabraniano noszenia majtek (nawet jeśli akcja porodowa dopiero się rozpoczynała). Pomimo tego Paulina słyszała od koleżanek: „Zauważ, jakie one są piękne. I nieważne, jak rodzą, naturalnie czy przez cięcie cesarskie”. 

Paulina jest młodą położną, ale przyjęła już wiele porodów. Patrzy na kobiety zaciskające zęby i krzyczące z bólu, kobiety z popękanymi ustami, twarzami pokrytymi wybroczynami i myśli: „Boże, ile w ich ciałach jest siły. Tak, one są piękne”. 

W telefonie notuje nazwiska ciężarnych i datę ich zbliżającego się porodu. Kiedy w środku nocy dzwoni komórka, Paulina słyszy: „Mogę o coś zapytać?”. Zaspana odpowiada: „Możesz”. Wtedy w słuchawce pada: „Chyba mam skurcze”, „Chyba krwawię”, „Chyba odpłynęły mi wody”. Słowo „chyba” wybrzmiewa prawie zawsze. Ciężarne nie są pewne, czy poród rzeczywiście się zbliża, szczególnie gdy spodziewają się pierwszego dziecka. Bywa, że chcą z kimś zwyczajnie porozmawiać. Paulina pyta: „Jak częste są skurcze?”, „Czy krwawienie jest silne?”, „Jakiego koloru są wody płodowe?”. I najważniejsze: „Czy czujesz niepokój?”. Kiedy przekonuje się, że kobieta zdjęta jest lękiem, mówi: „Jedź na izbę przyjęć”. Paulina sama też wsiada na rower, by udać się do szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. 

Niekiedy dziecko spieszy się na świat, więc udział położnej w porodzie ogranicza się do podania kobiecie wody, potrzymania za rękę. Tak było niedawno. Pacjentka na izbie rzuciła w stronę Pauliny: „Ojej, ja cię znam! Jak dobrze, że na ciebie trafiłam”. Kiedy pacjentka przebierała się w toalecie w koszulę porodową, Paulina pod drzwiami usłyszała, że ma już bóle parte (doświadczona położna rozpoznaje je po charakterystycznych jękach). Dwadzieścia minut później kobieta tuliła już w ramionach noworodka.   

Poród trwa czasem nawet kilkanaście godzin. Wtedy Paulina chciałaby rodzącej ulżyć w cierpieniu. Wierzy, że mimo znieczulenia kobieta nie radzi sobie z bólem. Wie, że jest wyczerpana i myśli tylko o jednym: „niech to się już skończy”. Mówi więc: „Oprzyj się o mnie, ściskaj moją rękę”. Gładzi po głowie. Wspólnie szukają wygodnej pozycji: na kolanach, na stojąco, kucając, leżąc. Instruuje partnera, jak może wspierać rodzącą: „Zwilż jej usta wodą, pomasuj plecy”, albo daje mu znać, żeby na chwilę się odsunął. Kiedy dziecko przychodzi na świat, Paulina czuje, jak bardzo jest zmęczona. Napięcie zejdzie z niej po kilku godzinach.

Mówi się, że dziecko rodzi się na ręce położnej. Paulina zachęca kobiety, by to ich dłonie dotknęły noworodka jako pierwsze. Kiedy skurcz wypycha dziecko z macicy, pyta: „Chcesz je przyjąć?”. Jeśli słyszy „tak”, jedynie asekuruje dłonie kobiety, w które skurcz wypycha noworodka. Matka przytula dziecko, z którym łączy ją jeszcze nieodcięta pępowina.   

Położne wiedzą, że wspomnienie porodu pozostaje na zawsze. Może sprawić, że kobieta pogrąży się w poczuciu winy. Albo odwrotnie: będzie zbudowana. Najciężej jest, kiedy rodząca doświadczyła traumy w przeszłości. Tak było w przypadku kobiety, z którą Paulina niedawno rodziła. Pacjentka zdecydowała się na poród naturalny po cięciu cesarskim. Podczas takiego porodu tętno płodu musi być stale monitorowane (blizna po poprzednim cięciu sprawia, że istnieje ryzyko pęknięcia macicy i krwotoku). Rodzącą nagle opanował lęk. Powiedziała, że sobie nie poradzi, że boi się znów trafić na stół operacyjny. 

Paulina: – Powtarzałam: „Urodzisz, jesteś już dalej niż wtedy”. Kiedy podawałam jej niemowlę do rąk, powiedziałam: „Ewa, no i dałaś radę”. Spojrzała na mnie i odparła „Dałyśmy radę”.

To po prostu magia 

Poród nie zawsze jest spokojny. Bywa, że kobieta zdjęta niewyobrażalnym bólem klnie, a nawet bije personel medyczny. Położne wspominają porody, podczas których kobiety kopią i gryzą. Kiedy ból ustaje, spokojnie mówią: „Przepraszam”. 

– Cieszę się, że w szpitalu mamy pokój, w którym mogę swobodnie kląć – powiedziała mi jedna z położnych. – Kiedy jestem zmęczona agresywnym zachowaniem pacjentki, zamykam za sobą drzwi, klnę, na czym świat stoi, i wychodzę uspokojona. Rodząca kobieta nie ma prawa odczuć mojej irytacji.  

Nic dziwnego, że położne postulują, by szpitale otaczały je opieką psychologiczną. Borykają się z nieuzasadnionym poczuciem winy, np. gdy poród naturalny skończył się cięciem cesarskim. Chcą podzielić się z kimś lękami. Podczas trudnego porodu, kiedy pacjentki nie słuchają ich poleceń, położne niekiedy mają na końcu języka: „Co ty robisz? Zaraz przydusisz dziecko!”. Ale nie mogą tych słów wypowiedzieć. Muszą więc mieć możliwość przepracowania skrajnych stanów emocjonalnych.  

Położne przyjmują nie tylko żywe porody. Do poronień dochodzi na późnym etapie ciąży. Zanim owiną dziecko w medyczny podkład i przymocują taśmą klejącą, jak stanowią procedury, układają je w tęczowym kocyku i – jeśli matka wyraża chęć – układają matce na rękach. Dla wielu rodziców pożegnanie z dzieckiem pozwala przeżyć żałobę i powtórnie otworzyć się na rodzicielstwo. 

Rodzącą opiekuje się położna, nowo narodzone dziecko na świecie wita lekarz neonatolog. Dr hab. Dorota Pawlik, zastępczyni kierownika Oddziału Klinicznego Neonatologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie asystowała w tysiącach porodów, do dziś fascynuje ją moment, w którym dziecko zaczyna żyć poza łonem matki. Mówi krótko: – To po prostu magia.

Płód, który przez dziewięć miesięcy żył w ciele matki, oddychał i karmił się za pomocą pępowiny, nagle zaczyna żyć własnym życiem. Jego organizm, a przede wszystkim układ oddechowy i krwionośny, muszą się do tego przystosować. Pęcherzyki płucne płodu wypełnia płyn. Kiedy dziecko przychodzi na świat, płyn się absorbuje, pęcherzyki otwierają, a płuca rozprężają. Noworodek bierze pierwszy wdech, a na sali rozlega się krzyk, który matka i położna tak bardzo chcą usłyszeć. Dr hab. Pawlik: – Powtarzam studentom: „Zwróćcie uwagę, jak długo omawialiśmy zmiany zachodzące w płucach i krążeniu płodu. A teraz chodźmy zobaczyć cięcie cesarskie. Zwróćcie uwagę, kiedy dziecko zacznie samodzielnie oddychać”. Są zafascynowani, bo to dzieje się natychmiast.

Dorota Pawlik mówi, że dostępne źródła naukowe tłumaczą mechanizm porodu, ale nawet kiedy się je dokładnie przestudiuje, to i tak pozostaje cień tajemnicy. Dlatego mówi się o cudzie narodzin. I tak powinno pozostać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 52-53/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Przewodniczki